Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Gdy duchowni trzech wyznań odmawiali modlitwę za ofiary zbrodni w Jedwabnem, 30 metrów dalej przemawiali jej negacjoniści
W Jedwabnem odbyły się obchody 83 rocznicy zbrodni popełnionej 10 lipca 1941 roku. Grupa około 40 polskich mieszkańców miasteczka i jego okolic wymordowała wtedy nie mniej niż 340 (dane wg IPN) swoich żydowskich sąsiadów. Większość z nich została spalona żywcem w jednej z miejscowych stodół. Do podobnych zbrodni i pogromów o różnej skali doszło w lipcu 1941 roku w kilkunastu innych miejscowościach Podlasia. Działo się niedługo po rozpoczęciu inwazji Trzeciej Rzeszy na Związek Radziecki, na ziemiach okupowanych do czerwca 1941 roku przez Sowietów. Inspiratorami zbrodni byli Niemcy, ale jej wykonawcami – Polacy.
Obchody organizowała tradycyjnie Gmina Wyznaniowa Żydowska z Warszawy, prowadził je naczelny rabin Polski Michał Schudrich. Nie było prezydenta ani premiera, jednak Andrzeja Dudę reprezentował jego minister Wojciech Kolarski, a administrację rządową wicewojewoda podlaski Paweł Krutul.
Rabin Michał Schudrich razem z ks. Wojciechem Lemańskim, pastorem Michałem Jabłońskim z Kościoła Ewangelicko-Reformowanego oraz dominikaninem ks. Maciejem Biskupem odmówili ekumeniczną modlitwę za ofiary zbrodni.
Dosłownie tuż obok odbywało się coś w rodzaju kontrobchodów organizowanych co roku przez prawicowego publicystę Wojciecha Sumlińskiego, jednego z negacjonistów zbrodni popełnionej w Jedwabnem. W odległości 30 metrów od pomnika prowadził on siedmiogodzinne (sic!) spotkanie pod hasłem „”Odkłamujemy historię zbrodni w Jedwabnem„. Pojawiły się na nim banery ”Gross kłamie. Żądamy ekshumacji!!! Żądamy prawdy!!!„ i ”Naród polski żąda ekshumacji Żydów i ujawnienia prawdy".
„Nie mam wątpliwości, że w interesie mediów, dziennikarzy, twórców i każdej przyzwoitej władzy jest utrzymanie maksymalnego poziomu niezależności mediów” – powiedział premier Donald Tusk, rozpoczynając spotkanie z dziennikarzami i wydawcami. Bierze w nim udział 26 osób, w tym 15 szefów redakcji.
„Osobiście jestem zainteresowany, żeby wolność i niezależność mediów nie była tylko sloganem. Także w relacji z big techami. Ta dysproporcja wymaga innych, nowatorskich regulacji” – powiedział podczas środowego spotkania premier.
Utworzenie okrągłego stołu rządu z przedstawicielami mediów, którzy protestują przeciwko nowelizacji prawa autorskiego, Tusk zapowiedział w sobotę. „Władza nie powinna kupować przychylności mediów, media z władzą robić dwuznacznych interesów a big techy wykorzystywać autorów i wydawców” – pisał szef rządu na portalu X.
Chodzi o wzmocnienie pozycji wydawców w relacjach z gigantami technologicznymi. Media wskazują, że nowe prawo autorskie daje im jedynie w teorii prawo do wynagrodzenia od big techów i apelują o zmiany w Senacie.
W środę o godz. 13 rozpoczął się okrągły stół w tej sprawie. Poza premierem Tuskiem w spotkaniu uczestniczy też marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska, minister kultury Hanna Wróblewska, Jan Grabiec, szef kancelarii premiera i Maciej Berek, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów.
Spotkanie ma się zakończyć około godz. 15.
Spóźniona o trzy lata nowelizacja prawa autorskiego, będąca implementacją unijnych dyrektyw, które upoważniają twórców do tantiem z tytułu wykorzystywania ich dzieł w internecie i na platformach streamingowych, została pod koniec czerwca przyjęta przez Sejm.
Zgodnie z unijną dyrektywą ustawa nakazuje internetowym platformom (takim jak Google lub Facebook), by płaciły wydawcom za treści, które generują reklamy na przykład w wyszukiwarkach internetowych. Kluczową poprawkę zgłosiły posłanki Lewicy – Dorota Olko i Daria Gosek-Popiołek. Dzięki niej państwo mogłoby się włączyć w negocjacje między gigantami a wydawcami. Tymczasem właściciele platform chcą negocjować z każdym wydawcą z osobna.
Poprawka przepadła jednak w Sejmie. Wciąż jest szansa, by ustawę naprawić – w Senacie. Przeciwko poprawionym zapisom lobbują wielkie internetowe korporacje, a część polityków rządzącej koalicji opiera się zmianom. Tłumaczą, że ustawę trzeba przyjąć jak najszybciej, bo za brak nowelizacji (która realizuje unijną dyrektywę) Polska płaci kary.
Niemiecka skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) chce utworzyć nową frakcję w Parlamencie Europejskim. Krzysztof Bosak powiedział, że część europosłów Konfederacji może się do niej przyłączyć.
„Od wielu tygodni trwają rozmowy z najróżniejszymi partiami konserwatywnymi, narodowymi, wolnościowymi oraz eurosceptycznymi” – powiedział w środę 10 lipca na antenie Radia Zet Krzysztof Bosak. ”Niewykluczone, że niektórzy nasi europosłowie, przystąpią do grupy współtworzonej przez AfD i wielu innych partii o profilu konserwatywnym, narodowym, eurosceptycznym, która może powstać w PE. Wszystko będzie jasne podczas pierwszej sesji” – dodał poseł Konfederacji.
Konfederacja w wyborach do PE zdobyła sześć mandatów. Co z resztą europosłów Konfederacji, którzy nie dołączą do wspólnej frakcji z AfD? „Rozmowy toczą się także z grupą Patrioci dla Europy„ – powiedział i dodał, że to ”nic nowego„, że europosłowie z jednej partii będą w różnych frakcjach. ”Po to są grupy, żeby każdy przystępował zgodnie ze swoimi kontaktami politycznymi i poglądami" – zaznaczył.
„Patrioci Europy” to będzie nowa grupa, której utworzenie zapowiedziały węgierski Fidesz, czeska populistyczna partia ANO byłego premiera Andreja Babiša oraz austriacka Wolnościowa Partia Austrii FPÖ. Wszystkie te partie łączy skrajny konserwatyzm, nacjonalizm oraz prorosyjskość.
Skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) usiłuje utworzyć nową grupę w Parlamencie Europejskim, która pod koniec maja została wydalona z grupy Tożsamość i Demokracja.
Media wskazują, że nowa grupa AfD zostanie utworzona w środę 10 lipca i będzie się nazywać „Europa suwerennych narodów”. AfD zaprosiła do współpracy inne eurosceptyczne partie: Rekonkwistę z Francji, Konfederację z Polski, Odrodzenie z Bułgarii, Se Acabo La Fiesta z Hiszpanii, Wolność i Demokrację Bezpośrednią z Czech, Hnutie Republikę ze Słowacji, Ruch Naszej Ojczyzny z Węgier oraz Związek Narodu i Sprawiedliwości z Litwy. Wstępnie szacuje się, że nowa grupa będzie miała 28-29 europosłów.
Jak ustaliła Polska Agencja Prasowa, Stanisław Tyszka, Marcin Sypniewski i Ewa Zajączkowska-Hernik zdecydowali się dołączyć do grupy tworzonej przez Alternatywę dla Niemiec (AfD), a Anna Bryłka i Tomasz Buczek negocjują dołączenie do frakcji Viktora Orbana. Jeśli tej ostatniej dwójce się to nie uda, to pozostaną posłami niezrzeszonymi.
W środę Anna Bryłka z Konfederacji napisała na portalu X, że nie dołączy do frakcji z niemiecką AfD. „Stosunek tej partii do Nord Stream I i Nord Stream II oraz wypowiedzi niektórych członków ugrupowania, które są wprost sprzeczne z polskim interesem narodowym, nie pozwalają myśleć o zbudowaniu zaufania i konstruktywnej współpracy w jednej grupie politycznej” – napisała.
Szóstym europosłem Konfederacji jest Grzegorz Braun, który podobno nie prowadzi żadnych rozmów. „Część źródeł PAP wskazuje, że frakcje PE nie chcą, aby znalazł się w ich szeregach” – czytamy.
Premier Donald Tusk napisał na portalu X, że jego ugrupowanie będzie głosować za złagodzeniem przepisów dotyczących aborcji i za związkami partnerskimi.
„Będziemy głosować za depenalizacją aborcji. Będziemy głosować za związkami partnerskimi jako projektem rządowym, chociaż nie wszystkich udało mi się przekonać. Kończymy dyskusję, czas na decyzje” – napisał szef rządu w środę 10 lipca.
Powodem podwyższenia gotowości w amerykańskich bazach w Europie były informacje wywiadu o możliwych próbach sabotażu przez sojuszników Rosji.
Według CNN Amerykanie otrzymali informacje o planowanych przez Rosję „atakach sabotażowych” na instalacje i żołnierzy USA. Miałyby to być podobne działania do innych aktów sabotażu, jakich dopuściła się Rosja w Europie w ostatnich tygodniach, wywołując m.in. pożary i eksplozje.
Amerykańskie służby miały otrzymać takie informacje w ciągu ostatnich dwóch tygodni i były wystarczająco alarmujące, by podnieść w amerykańskich bazach w Europie poziom alertu bezpieczeństwa po raz pierwszy od dekad.
Te doniesienia zostały potwierdzone przez szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza. „To zagrożenie niestety funkcjonuje w całej Europie”, a każdego dnia polskie służby działają w koordynacji ze służbami amerykańskimi. Dodał, że zagrożenia wynikają z tego, że ”często do Europy przedostają się osoby, które nie są w żaden sposób migrantami, tylko terrorystami".