Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Drogowe i kolejowe przejścia przez granicę Polski z Białorusią zostaną zamknięte w nocy z czwartku na piątek 12 września – poinformował premier Donald Tusk
„W piątek rozpoczynają się bardzo agresywne, z punktu widzenia doktryny wojskowej, manewry rosyjsko-białoruskie na terenie Białorusi, bardzo blisko polskiej granicy” – tak Donald Tusk uzasadniał we wtorek 9 września decyzję o zamknięciu polsko-białoruskiej granicy na czas trwania rosyjsko-białoruskich ćwiczeń wojskowych „Zapad 2025”. Drogowe i kolejowe przejścia graniczne ze względu na bezpieczeństwo państwa mają zostać zamknięte o północy z czwartku na piątek 12 września.
"Resorty, których, tak czy inaczej ta decyzja będzie dotyczyła, są zobowiązane, aby przedstawić precyzyjne raporty co do konsekwencji tej decyzji” – mówił Tusk.
Premier przypomniał, że scenariuszowym celem rosyjsko-białoruskich ćwiczeń, „w sensie symulacji działań, jest m.in. przesmyk suwalski”. „Na razie symulacji działań” – dodał Tusk.
Rosja i Białoruś organizują manewry z cyklu „Zapad” co roku. Tegoroczna edycja ćwiczeń ma potrwać od 12 do 16 września. Manewry „Zapad” każdorazowo angażują znaczne siły Rosjan i Białorusinów i mają bardzo szeroko zakrojone scenariusze. Zaznaczmy przy tym, że scenariusze te mają zwykle swój bardzo czytelny wymiar polityczny i propagandowy. W zeszłym roku Białorusini i Rosjanie z udziałem także wojsk chińskich ćwiczyli działania hybrydowe skierowane przeciwko krajom wschodniej flanki NATO. W 2021 roku w scenariuszu manewrów znalazła się symulacja użycia broni jądrowej przeciwko Polsce. W tym roku Rosjanie również zamierzają symulować atak atomowy oraz odpalić pociski hipersoniczne typu Oresznik. Fabuła tegorocznych manewrów ma obejmować atak konwencjonalny na tzw przesmyk suwalski, czyli pas terytorium Polski i Litwy oddzielający Białoruś od rosyjskiego obwodu królewieckiego. Według rosyjskiego scenariusza ćwiczeń ma się to odbywać oczywiście w ramach wojny obronnej, w ramach odpowiedzi na agresję ze strony Polski, państw bałtyckich i NATO.
Ze względu na zaangażowanie rosyjskiej armii w wojnę w Ukrainie kontyngent wystawiony przez Rosję i Białoruś na tegoroczną edycję manewrów ma być relatywnie skromny. Według litewskich źródeł ma to być łącznie około 30 tysięcy żołnierzy. Według danych wywiadowczych niemieckiej Bundeswehry w manewrach może wziąć udział łącznie około 13 tysięcy żołnierzy na terytorium Białorusi i około 30 tysięcy na terytorium Rosji.
W najszerzej zakrojonych edycjach Zapadu z okresu poprzedzającego pełnoskalową inwazję Rosji na Ukrainę brało udział powyżej 100 tysięcy żołnierzy. Dotyczyło to przede wszystkim edycji z 2021 roku, która posłużyła Rosji i Białorusi za zasłonę dymną skrywającą przemieszczenie z odległych regionów Rosji wojsk, które w lutym 2022 roku posłużyły do inwazji na Ukrainę. Wtedy w ćwiczeniach wzięła udział rekordowa liczba prawie 200 tysięcy żołnierzy z Rosji i Białorusi, zaangażowano też ogromne liczby pojazdów wojskowych i ciężkiego sprzętu. Scenariusz ćwiczeń z 2021 roku zakładał wspólny atak Polski, Litwy i Łotwy na Białoruś.
W odpowiedzi na tegoroczne ćwiczenia „Zapad” NATO prowadzi na terytorium Polski manewry „Żelazny Obrońca 2025”, w których bierze udział około 30 tysięcy żołnierzy z Polski i krajów sojuszniczych. Analogiczne ćwiczenia prowadzone są także na terytorium Litwy.
Komisja Europejska zatwierdziła rozdział środków z unijnego programu SAFE na obronność. SAFE to 150 mld euro w formie pożyczek gwarantowanych budżetem UE. Polska dostanie niemal jedną trzecią tych środków.
43,7 mld euro – tyle otrzyma Polska w ramach unijnego programu SAFE na obronność. To niemal 180 mld złotych. Decyzję w tej sprawie podjęło w środę 9 września kolegium komisarzy podczas posiedzenia w Strasburgu.
„To bardzo dobry dzień dla Polski. Ogromne środki dla przemysłu zbrojeniowego i na bezpieczeństwo. Jesteśmy największym beneficjentem tego funduszu, tak jak zapowiadaliśmy” – skomentował Andrzej Halicki, szef polskiej delegacji Platformy Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego.
„Wbrew krytyce opozycji Polska dowiozła temat. Środki w ramach funduszu SAFE to najbardziej korzystne pożyczki na rynku, gwarantowane przez budżet Unii Europejskiej” – powiedział Michał Szczerba, członek Komisji Obrony i Bezpieczeństwa Parlamentu Europejskiego.
Kolegium komisarzy, wyjątkowo obradujące w Strasburgu, gdzie odbywa się właśnie sesja plenarna Parlamentu Europejskiego, zadecydowało o rozdziale środków dla 19 krajów członkowskich, które wyraziły chęć ubiegania się o nie.
Komisja Europejska zatwierdziła nie tylko rozdział środków, lecz konkretne projekty, na których realizację państwa członkowskie chcą przeznaczyć środki.
Polska w ramach programu chce finansować m.in. produkcję zestawów przeciwlotniczych „Piorun”, wozów bojowych piechoty „Borsuk”, wozów minowania narzutowego Baobab, czy zakup okrętów podwodnych. We współpracy z Ukrainą Polska będzie też chciała rozwinąć produkcję systemów antydronowych.
Program SAFE to jeden z najważniejszych programów finansowania europejskich wydatków zbrojeniowych ogłoszonych w ostatnich miesiącach. Rekomendacja do uruchomienia programu znalazła się w białej księdze obronności przygotowanej przez biuro komisarza Andriusa Kubiliusa, czyli komisarza UE ds. obronności w pierwszych stu dniach urzędowania nowej Komisji. Biała księga obronności została ogłoszona w marcu 2025.
Celem programu jest zwiększenie europejskich zdolności obronnych oraz rozwój bazy technologiczno-przemysłowej europejskiego sektora obronnego. Dlatego w program wpisane są pewne ograniczenia. Np. koszt pochodzących spoza Unii, państw EOG–EFTA i Ukrainy komponentów w produkcie końcowym nie powinien przekraczać 35 proc. szacowanego kosztu wszystkich użytych komponentów.
Program określa także warunki kwalifikowalności wykonawców i podwykonawców, którzy mogą współpracować w projektach finansowanych z programu.
SAFE to fundusz zasilony środkami z emisji europejskich obligacji, czyli europejskiego długu. Środki z funduszu mogą być przeznaczone tylko na realizację wspólnych projektów zbrojeniowych. To największy w historii UE program na rzecz obronności. Opiewa na 150 mld euro.
Z programu finansowane mogą być inwestycje realizowane przez co najmniej 2 państwa członkowskie. Tylko w pierwszym roku działania programu możliwe jest finansowanie już rozpoczętych inwestycji realizowanych samodzielnie.
Duże znaczenie dla państw członkowskich, które zdecydowały się skorzystać z programu ma też fakt, że spłata pożyczek jest odroczona na 10 lat.
Prace nad wejściem w życie programu przebiegły błyskawicznie. Prowadziła je polska prezydencja. Już pod koniec maja proces legislacyjny został zakończony i program mógł wejść w życie. Ten szybki proces był możliwy głównie dlatego, że Komisja przygotowała wniosek w taki sposób, by możliwe było dogadanie finansowanie między KE i państwami członkowskimi z pominięciem Parlamentu Europejskiego.
Zdecydowano się na tą szybką ścieżkę ze względu na priorytetowy charakter programu.
„To moment, z którego możemy być dumni. To wielki krok naprzód dla naszej gotowości obronnej. Środki z programu SAFE pozwolą na zwiększenie skali europejskiej produkcji obronnej, a w konsekwencji na wzmocnienie europejskiej obronności” – powiedział Andrius Kubilius, wiceprzewodniczący Komisji, komisarz ds. obrony, podczas konferencji prasowej we wtorek 9 września.
Aby otrzymać finansowanie państwa członkowskie muszą do listopada wysłać wnioski do Komisji Europejskiej o wypłaty.
Parlament Europejski zaskarżył sposób procedowania nad programem SAFE przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Parlament podnosi, że wyłączenie go z procesu zatwierdzania finansowania jest niezgodne z unijnym prawem i że podstawa prawna zastosowana przez Komisję Europejską jest niewłaściwa. Jednocześnie jednak we wniosku do TSUE Parlament podnosi, że nie kwestionuje całego programu i nie chce, by jego wniosek doprowadził do opóźnień w jego realizacji.
Przeczytaj także:
Dziewięciorgu członków komisji wyborczej z Kobyłki grozi do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków skutkujące nieprawidłowym przypisaniem głosów Rafałowi Trzaskowskiemu i Karolowi Nawrockiemu
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga stawia zarzuty niedopełnienia obowiązków 9 członkom Obwodowej Komisji Wyborczej działającej w podwarszawskiej Kobyłce w trakcie tegorocznych wyborów prezydenckich. 5 członków komisji zarzuty już usłyszało, 4 kolejnych ma usłyszeć je w najbliższym czasie.
W Obwodowej Komisji Wyborczej nr 12 w Kobyłce według protokołu po przeliczeniu głosów Karol Nawrocki miał otrzymać ich 507, a Rafał Trzaskowski 371. Tymczasem komisja nieprawidłowo przypisała wynik każdemu z kandydatów.
Według prokuratury to właśnie niedopełnienie obowiązków przez dziewięcioro członków komisji skutkowało nieprawidłowym przypisaniem głosów poszczególnym kandydatom. Czyny te zostały zakwalifikowane z art. 231 § 1 kodeksu karnego. Brzmi on tak: „Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”
Po wyborach prezydenckich z kręgów związanych z koalicją rządzącą padały tezy o licznych nieprawidłowościach, które miały wpłynąć na niekorzystny z punktu widzenia Koalicji 15 Października wynik elekcji. Analizy, ktore miały na to wskazywać, sprawdzał w OKO.press Piotr Pacewicz. „Opisane analizy wskazują, że w pracach komisji wyborczych były błędy, w tym co najmniej 20 drastycznych (zamiany głosów T/N). Analizy przepływów wskazują na możliwość błędu rzędu kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy głosów, ale ich założenia są niepewne. Analizy „anomalii lokalnych” nie można traktować zbyt poważnie, chyba że zostanie uzupełniona. Można z dużym stopniem pewności stwierdzić, że wynik wyborów jest właściwy, choć wynik głosowania z pewnością błędny w raczej niewielkim stopniu." – taka była ostateczna konkluzja materiału Pacewicza.
Przeczytaj także:
Przypadek z Kobyłki z całą pewnością zalicza się do wspomnianych przez Pacewicza przykładów nielicznych, ale drastycznych błędów w pracach komisji, bo doszło tam do podmiany wyników Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego.
Nepalska policja zmasakrowała 7 września młodych demonstrantów protestujących przeciwko zakazowi korzystania z mediów społecznościowych. Protesty przerodziły się w ogólnospołeczny bunt przeciwko autorytarnej władzy. Nie pomogła nawet dymisja premiera
Szef nepalskiego rządu K.P. Sharma Oli 8 września zrezygnował z funkcji. To konsekwencja krwawych zamieszek, w których 7 września z rąk policji zginęło nie mniej niż 19 młodych ludzi protestujących przeciwko zakazowi korzystania z mediów społecznościowych. Nie uspokoiło to jednak nastrojów społecznych. We wtorek zapłonął gmach nepalskiego parlamentu, w środę demonstranci zaatakowali – i również podpalili – siedzibę Kongresu Nepalskiego, czyli partii współrządzącej krajem.
W stolicy Nepalu Katmandu od ostatniego weekendu trwają żywiołowe protesty wywołane wprowadzeniem od czwartku 2 września przez rząd zakazu korzystania z mediów społecznościowych (chodzi o łącznie 26 platform, w tym wszystkie największe). W zamieszkach biorą udział głównie przedstawiciele pokolenia Z. Choć już w poniedziałek 7 września rząd cofnął zakaz, protesty nadal trwają – bowiem przerodziły się w bunt przeciwko autorytarnej i skorumpowanej władzy koalicji Kongresu Nepalskiego i partii komunistycznej. Momentem przełomowym były poniedziałkowe starcia demonstrantów z policją, która użyła broni i ostrej amunicji. przeciwko młodym ludziom. Zginęło nie mniej niż 19 osób, są setki rannych.
Obecnie Katmandu przypomina pole bitwy. Obowiązuje godzina policyjna, policja i wojsko nadal posługują się przemocą – jednak jak dotąd pozostaje to przeciwskuteczne.
„Zakaz korzystania z mediów społecznościowych nie był jedynym celem ruchu pokolenia Z. Korupcja, która przesiąkła każdy szczebel w kraju, musi się skończyć. Ale zamiast powstrzymać tę korupcję, zamknęli przestrzeń obywatelską naszego pokolenia. Dlatego pokolenie Z zebrało się w jednym miejscu” – tak tłumaczyła w rozmowie z The Guardian intencje demonstrantów jedna z uczestniczek protestów.
73-letni Sharma Oli, który podał się we wtorek do dymisji, nie ukończył swojej czwartej kadencji w fotelu premiera. Nepalem od zniesienia w 2008 roku monarchii rządzi nieprzerwanie koalicja partii komunistycznych (są w Nepalu dwie – maoistowska i marksistowsko-leninowska) oraz Kongresu Nepalskiego. Młode pokolenie Nepalczyków nie akceptuje zarówno tego skostniałego układu politycznego, jak i sytuacji społeczno-ekonomicznej, w której znalazł się kraj. Jej dobitnym wyrazem jest fakt, że to właśnie Nepalczycy są jedną z najszerzej reprezentowanych nacji wśród werbowanych przez Rosję najemników walczących w Ukrainie. Według CNN już w lutym 2024 roku miało ich być aż 15 tysięcy. Młodzi obywatele Nepalu nie zaciągają się do armii Putina z przyczyn ideologicznych czy politycznych – lecz dla zarobku wielokrotnie przewyższającego te możliwe do osiągnięcia w ich kraju.
Nowymi wiceministrami zdrowia zostali Katarzyna Kęcka i Tomasz Maciejewski
Nowa ministra zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda wręczyła dziś nominacje dwóm nowym wiceministrom zdrowia — Katarzynie Kęckiej i Tomaszowi Maciejewskiemu. Jednocześnie wiceministrami przestali być Wojciech Konieczny, Marek Kos i Urszula Demkow.
Dr nauk o zdrowiu Katarzyna Kęcka jest specjalistką w zakresie pielęgniarstwa kardiologicznego, od 2019 roku kierowała szpitalem w Goleniowie.
Dr nauk medycznych Tomasz Maciejewsk jest ginekologiem, położnikiem i perinatologiem. Od 2012 roku kierował warszawskim Instytutem Matki i Dziecka.
Nominacje nowych wiceministrów są konsekwencją lipcowej rekonstrukcji rządu. Ministrą zdrowia w miejsce Izabeli Leszczyny z KO została wtedy Jolanta Sobierańska-Grenda, prawniczka i specjalistka od zarządzania szpitalami. Premier Donald Tusk zapowiedział jednocześnie odpolitycznienie tego resortu. Dlatego też funkcje wiceministrów stracili desygnowani przez partie koalicyjne Urszula Demkow, Wojciech Konieczny i Marek Kos.