Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„Sądząc po tempie posuwania się naszej armii do przodu, nasze zainteresowanie tym, by siły ukraińskie wycofały się, jest już bliskie zeru” – ogłosił Putin na spotkaniu z wojskowymi. Złożył tę deklarację dobę przed spotkanie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i Donalda Trumpa. Licytuje wyżej czy ustępuje?
Prezydent Zełenski w Wigilię ogłosił 20-punktowy plan pokojowy wynegocjowany z Amerykanami na Florydzie. Następnie Donald Trump ogłosił, że plan ten nie ma żadnej mocy bez jego zgody, a Zełenski po naradzie z Europejczykami jedzie spotkać się z nim osobiście.
Plan zawiera jednak mnóstwo korzystnych dla USA klauzul gospodarczych. Ale też nie mówi o tym, by Ukraińcy mieli się gdzieś wycofywać. Linią rozgraniczenia między Ukrainą a Rosją ma być obecna linia frontu.
Przeczytaj także:
Tymczasem Putin w kółko domaga się wycofania się Ukraińców z Donbasu, Chersońszczyzny i Zaporoża, które Rosja sobie anektowała. Raz opowiada, że są to „historyczne rosyjskie ziemie”, innym razem – że są wpisane już do konstytucji Rosji. Innym razem – że zamieszkują je osoby prześladowane przez Ukrainę za swą rosyjskojęzyczność (obecnie nie zamieszkują, gdyż ziemie te zostały obrócone przez Rosjan w perzynę).
Propaganda Kremla w sposób bezprecedensowy przerwała 27 grudnia wieczorny dziennik, by przez ponad 20 minut sprawozdawać spotkanie ubranego w mundur Putina ze swoimi dowódcami w „punkcie dowodzenia” (na zdjęciu u góry).
Propaganda objaśniła potem, że odprawa odbyła się rano. Nie przeszkodziło to jednak przerwać telewizyjny program w pół zdania, by nadać relację z tego zdarzenia.
A w niej szef sztabu Gierasimow, a następnie obecni na spotkaniu z Putinem generałowie meldowali o zdobyciu Hulajpola w Zaporożu i okrążonego Myrnogradu koło Pokrowska. Nie wystarczył jeden meldunek. Wojskowi czytali Putinowi długie i szczegółowe raporty, następnie Putin łączył się z dowódcami „na miejscu” — pułkownikami i porucznikami — i ci też szczegółowo opowiadali, jak wyglądał atak, szturm i „zaczystka”.
Była sobota, początek wielodniowego świętowania Nowego Roku, kiedy Rosjanie mają się bawić, a nie oglądać żmudne wojskowe odprawy – tym bardziej było to dziwne. Nawet w dni nieświąteczne propaganda zazwyczaj przekazuje informacje z frontu ustami „prezenterów” , którzy w najwyżej kilkuminutowych materiałach pokazują mapkę i kilka filmików o ostrzale i wieszaniu rosyjskiej flagi na ruinach.
Teraz wieszania flagi nie było, był za to osobiście Putin.
I choć widz miał uwierzyć, że ogląda roboczą odprawę wojskowych z „wodzem naczelnym”, Putin zaczął opowiadać o początkach wojny w Ukrainie. Miała się ona zacząć w 2014 r. „przewrotem”. Jest to stara kremlowska opowieść – generałowie, a także widzowie „Wiesti” musieli ją słyszeć wielokrotnie: że po „przewrocie” (czyli wyborze władz Ukrainy, które nie spodobały się Moskwie) prawa ludności rosyjskojęzycznej były zagrożone, więc Putin chciał jej zapewnić prawo do samostanowienia, zgodnie z kartą Narodów Zjednoczonych. Ponieważ jednak nikt go nie słuchał, Rosja zmuszona była „zakończyć” wojnę, najeżdżając Ukrainę.
Putin mówił wojskowym, że wojska Ukrainy muszą wycofać się z „tych terenów”. „Są już na Zachodzie rozumni ludzie, którzy gotowi są nakłonić Kijów, by przyjął te warunki, nawiązał ponownie stosunki z Rosją, zajął się współpracą gospodarczą. Niestety, reżim kijowski nie chce rozwiązać konfliktu w sposób pokojowy” – mówił wojskowym i telewidzom Putin. A więc osobiście odrzucał 20-punktowy plan Ukrainy.
Przeczytaj także:
„Dziś, sądząc po waszych raportach, sądząc po tempie, jakie obserwujemy na linii kontaktu, nasze zainteresowanie wycofaniem ukraińskich formacji wojskowych z okupowanych przez nie terytoriów zostało zredukowane praktycznie do zera z wielu powodów. Jeśli nie chcą zakończyć wojny, my ją zakończymy zbrojnie” – powiedział Putin.
Wcześniej w czasie tego nadzwyczajnego telewizyjnego spektaklu szef sztabu Gierasimow zameldował, że rozkaz wyzwolenia Donbasu, Zaporoża i Chersońszczyzny będzie wykonany.
Po opublikowaniu przez Ukrainę 20-punktowego planu trwają negocjacje między Ukrainą, Europą i USA oraz USA i Rosją. Ta już ogłosiła, że plan jej nie odpowiada, bo nie „likwiduje pierwotnych przyczyn konfliktu”, czyli pozwala na istnienie niezależnej Ukrainy, z zachodnimi gwarancjami bezpieczeństwa. A do tego nie przewiduje wycofania się wojsk NATO ze wschodniej flanki (więc i z Polski). Wedle Kremla Donald Trump miał się na to wszystko zgodzić w czasie spotkania na Alasce 15 sierpnia. Nie wiadomo czy to prawda – nie wiadomo nawet, czy Amerykanie robili wtedy notatki z ustaleń.
Wydaje się jednak, że strony mogły się wtedy umówić, że negocjacje będą prowadzone poufnie. To się nie udało – efekt ich ustaleń w postaci „28-punktowego planu Trumpa” ujawniły 21 listopada zachodnie media. Okazało się też, że USA nie są w stanie narzucić woli Trumpa sojusznikom z NATO.
Putin znalazł się w trudnej sytuacji. Nie może przystać na porozumienie negocjowane jawnie, bo widać wtedy, że był zmuszony do ustępstw. Wszystkie ujawnione ustalenia musi odrzucić. Ale mimo apeli Kremla, by nie ujawniać poczynionych ustaleń, pojawiają się one publicznie, zanim Putin nazwie je zwycięstwem. Bez tego zaś wojny skończyć nie może.
Jednocześnie zapewnienia Putina – kierowane szczególnie do Trumpa – że armia rosyjska zaraz zdobędzie wszystko, co chce w Ukrainie, zostały ostatnio zakwestionowane. Na podobnej jak dzisiejsza „odprawie w punkcie dowodzenia” Putin w listopadzie odbierał meldunki o zdobyciu Kupiańska. Wręczył nawet za to medale – a potem w Kupiańsku sfotografował się prezydent Zełenski. Sytuacja w mieście nadal nie wygląda dobrze dla Putina, co mogło Rosjan naprowadzić na myśl, że rosyjska armia kłamie w raportach.
Przeczytaj także:
Obecny 20-minutowy spektakl z oficerami coraz niższego stopnia meldującymi Putinowi szczegóły działań na froncie miał być może przekonać publiczność, że na froncie jest tak, jak mówią wojskowi. Że Rosja wygrywa.
Rzecz w tym, że obecny 20-punktowy plan ujawniony przez Ukrainę ostentacyjnie pomija kwestię „sukcesów Putina na froncie”. Zamiast spierać się o to, czy rosyjskie meldunki są prawdziwe, czy nie, plan mówi po prostu o zatrzymaniu działań wojennych w miejscu, w którym front będzie w momencie podpisania dokumentu. Co sugeruje, że Ukraińcy przekonali Amerykanów, że mogą też wykonać na skuteczne kontrataki.
W tej sytuacji Putin zawczasu ogłasza zwycięstwo, licząc może, że Amerykanie uwierzą w zapewnienia o nieustannych sukcesach rosyjskiej armii. Ostatni raport posłusznej władzy sondażowni WICIOM wykazał, że marzeniem 55 proc. Rosjan jest zakończenie wojny w 2026 r. „i osiągnięcie jej celów”. A że nikt z Rosjanami nie omawiał dokładnie, co to za cele Putin ma w Ukrainie, można zacząć im wmawiać, że właśnie są osiągane.
Premier Donald Tusk ogłosił, że weźmie udział w telefonicznych rozmowach, jakie Wołodymyr Zełeński i Donald Trump przeprowadzi w sobotę z Ursulą von der Leyen i głowami państw Europy. To część weekendowych rozmów prezydentów Ukrainy i USA w sprawie zakończenia wojny z Rosją.
„Wbrew oczekiwaniom prezydenta Trumpa i mimo gotowości do ustępstw ze strony Wołodymyra Zełenskiego Rosja ponownie brutalnie zaatakowała mieszkaniowe dzielnice Kijowa. Będę dziś rozmawiał o szansach na pokój z przywódcami m. in. Ukrainy, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i UE” – ogłosił w mediach społecznościowych premier Donald Tusk.
Deutsche Presse-Agentur, na którą powołuje się PAP, podaje, że rozmowa telefoniczna ma odbyć się w sobotę (27 grudnia) wieczorem. Będzie dotyczyć prac nad zakończeniem wojny w Ukrainie, w tym kwestii terytorialnych i gwarancji bezpieczeństwa.
Telefoniczna rozmowa z przywódcami państw Europy oraz Ursulą von der Leyen, przewodniczącą Komisji Europejskiej, ma poprzedzić bezpośrednie spotkanie Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełeńskiego. Spotkanie zaplanowano na niedzielę, na godzinę 15 (21 czasu polskiego) w Palm Beach na Florydzie.
Rozmowy w sprawie pokoju w Ukrainie toczą się chwilę po nalocie rakietowo-dronowym na Kijów. W nocy z piątku na sobotę doszło do ostrzelania infrastruktury krytycznej. Jak informowaliśmy w OKO.press, „nocne ostrzelanie stolicy Ukrainy było ukierunkowane na odcięcie mieszkańców Kijowa od prądu. Światła i ogrzewania nie ma przeszło 320 tysiące osób, kilka wielokondygnacyjnych bloków stoi w ogniu”.
Siły Powietrzne Ukrainy poinformowały, że Kijów i okolice zostały zaatakowane 519 dronami, 10 pociskami balistycznymi i 30 pociskami manewrującymi. Zestrzelono większość. „10 rakiet i 25 dronów uderzyło w cele w 30 lokalizacjach. Szczątki zestrzelonych obiektów spadły w 16 lokalizacjach” – czytamy w komunikacie.
Ostatnie ustalenia mówią o 32 rannych w wyniku ataku. Dwoje z nich to dzieci. Witalij Kliczko, mer Kijowa, poinformował, że wskutek rosyjskiego ataku w stolicy Ukrainy zginęła jedna osoba. To 71-latek. Jego żona, 70-latka, jest w stanie krytycznym.
Przeczytaj także:
Tajlandia i Kambodża zgodziły się na podpisanie porozumienia i zakończenie starć przy granicy. Zawieszenie broni obowiązuje od soboty, 27 grudnia i jest szansą na koniec krwawych walk, w których, tylko w ciągu ostatnich 20 dni walk, zginęło ponad sto osób.
Ministrowie obrony Tajlandii i Kambodży podpisali w sobotę 27 grudnia porozumienie, w którym zgodzili się na natychmiastowe zawieszenie broni. Pakt obowiązuje od godziny 12 czasu lokalnego, czyli od około 6 rano w Polsce.
Porozumienie, pod którym popisali się Natthaphon Nakrphanit, tajski minister obrony oraz Tea Seiha kierujący ministerstwem obrony w Kambodży jest szansą na zakończenie krwawych walk, jakie w grudniu zintensyfikowały się na granicy. Jak podaje agenca Reutersa, w czasie 20 dni walk zginęło co najmniej 101 osób. Pół miliona wysiedlono.
Umowa między Tajlandią i Kambodżą określa nie tylko przerwanie walk i obietnicę nie używania siły wobec cywilów, ale i powrót wysiedlonych na tereny przygraniczne. Tajlandia zobowiązała się też do wypuszczenia 18 żołnierzy z Kambodży, których przetrzymywała od lipca. Warunkiem jest przestrzeganie umowy dot. zawieszenia broni przynajmniej przez 72 godziny.
Walki między Kambodżą a Tajlandią toczą się od dekad. Granica między państwami jest punktem spornym od 1953 roku, gdy Francja wycofała zakończyła okupację kolonialną Kambodży. Tegoroczne starcia to jednak jeden z najsilniejszych konfliktów granicznych pomiędzy tymi dwoma państwami. W lipcu tajski żołnierz wszedł na minę na spornym terenie – sprowokowało to pięciodniowe walki, w których zginęło przynajmniej 48 osób, a ponad 300 tys. zostało zmuszonych do ucieczki z miejsca zamieszkania.
Donald Trump pomógł wynegocjować wówczas kruche zawieszenie broni. Sam jednak wyolbrzymia swoje zasługi. Ostateczna umowa między Tajlandią i Kambodżą została zawarta już bez udziału Stanów Zjednoczonych. Rozmowy odbyły się w Kuala Lumpur, stolicy Malezji między 3 i 7 sierpnia. Strony zgodziły się na 13-punktowy plan, którego celem było wzmocnienia przestrzegania zawieszenia broni.
Obecna tura walk rozpoczęła się 8 grudnia, a obie strony oskarżają się o złamanie porozumienia. Negocjacje pokojowe trwały trzy dni. Szczegóły rozejmu omawiali w Kuala Lumpur.
Podpisana 27 grudnia umowa nie kończy jednak przygranicznych sporów. Zarówno rząd Tajlandii, jak i Kambodży poinformowaly, że porozumienie nie wpływa na toczące sie dyskusje dotyczące przebiegu granicy między państwami. „Komunikacja między ministrem obrony i szefem sił zbrojnych obydwu stron będzie nadal toczyć się na poziomioe politycznym” – poinformował Natthaphon.
Jak podaje Reuters, zawieszenie broni będzie monitorowane m.in. przez zespół obserwatorów z regionalnego bloku Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN).
I prezes Sądu Najwyższego zażaliła decyzję na umorzenie śledztwa w sprawie aborcji u pani Anity, którą przeprowadziła Gizela Jagielska. Prokuratura w Oleśnicy jednak zażalenia Małgorzaty Manowskiej nie przyjęła.
„Prokurator Prokuratury Rejonowej w Oleśnicy zarządzeniem z dnia 18 grudnia 2025 roku odmówił przyjęcia zażalenia dr hab. Małgorzaty Manowskiej na postanowienie o umorzeniu śledztwa z dnia 2 grudnia 2025 roku” – potwierdza Karolina Stocka-Mycek, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Chodzi o aborcję, którą dr Gizela Jagielska, ginekolożka ze szpitala w Oleśnicy wykonała na prośbę pani Anity. Płód miał 37 tygodni. Mimo bardzo poważnej choroby, wykrytej łamliwości kości i niskich szans na przeżycie przy jednoczesnym poważnym zagrożeniu zdrowia i życia matki, kolejne szpitale odmawiały usunięcia ciąży. Historię pani Anity opisała Paulina Nodzyńska na łamach „Gazety Wyborczej”. A prokuratura, na podstawie doniesień medialnych, wszczęła śledztwo – żeby sprawdzić, czy przeprowadzona przez dr Jagielską aborcję na pewno była legalna. I czy lekarka nie nakłanianiała kobiety do usunięcia ciąży.
Śledztwo trwało osiem miesięcy. 2 grudnia sprawę umorzono. Prokuratura nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego. „Każda metoda przerwania ciąży, zgodna z aktualną wiedzą medyczną i na którą wyraziła zgodę pacjentka, jest dopuszczalna i legalna” – uzasadniała Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy.
„To jest bardzo ważny głos prawniczy dla pacjentek. Sankcjonuje to, że pacjentka, korzystając z aborcji zgodnej z ustawą, ma prawo do wyboru metody aborcji, spośród wszystkich zgodnych z wiedzą medyczną, także z użyciem chlorku potasu. To oświadczenie pomoże także zapobiegać przemocy położniczej, którą jest narzucenie metody rozwiązania ciąży. To taka sama przemoc jak np. brak znieczulenia” – mówiła Magdalenie Chrzczonowicz dla OKO.press dr Jagielska.
Zażalenie na tę decyzję złożyla Małgorzata Manowska, Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego. Jak dowiadujemy się z komunikatu Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu (nadrzędnej wobec organu w Oleśnicy), Manowska uznała, że zażelenie składa nie jako osoba prywatna, a w imieniu Sądu Najwyższego, czyli instytucji państwowej, która złożyła zawiadomienie o przestępstwie. Manowska bowiem rzeczywiście zlożyła zawiadomienie ws. aborcji – ale zrobiła to dopiero 27 maja, kiedy śledztwo już trwało.
„Zarządzeniem z dnia 18 grudnia 2025 roku prokurator odmówił przyjęcia zażalenia jako wniesionego przez osobę nieuprawnioną” – czytamy w komunikacie wrocławskiej prokuratury. „Wśród kompetencji Pierwszego Prezesa SN nie wskazano jego aktywności w zakresie monitorowania mediów i składania zawiadomień o przestępstwach powszechnych w imieniu Sądu Najwyższego. Nie zachodzą także przesłanki do przyznania dr hab. Małgorzacie Manowskiej uprawnień innej osoby zawiadamiającej o przestępstwie (...) gdyż przedmiot postępowania nie mieści się w katalogu przestępstw wymienionych w tym przepisie, a ponadto postępowanie karne nie zostało wszczęte w wyniku jej zawiadomienia” – tłumaczy wrocławska prokuratura.
Zarządzenie jest nieprawomocne. Małgorzacie Manowskiej przysługuje prawo do wniesienia zażalenia do sądu. Nie wiadomo, czy skorzystała z tego prawa.
Prokuratura wciąż bada sprawę Grzegorza Brauna. Europoseł i lider skrajnoprawicowej partii Konfederacja Korony Polskiej 16 kwietnia 2025 roku wtargnął do szpitala w Oleśnicy i na kilkadziesiąt minut uwięził dr Gizelę Jagielską. Wyzywał ją od morderców. Twierdził, że dokonuje obywatelskiego zatrzymania. Potem od policji żądał artesztowania lekarki.
Akcja Brauna przypadła na czas kampanii prezydenckiej, w których startował mężczyzna. W związku zachowaniem Brauna Parlament Europejski, na wniosek Prokuratura Generalnego, uchylił immunitet europosła. Śledczy sprawdzają, czy miało miejsce naruszenie miru domowego, usiłowanie pozbawienia wolności, naruszenie nietykalności cielesnej oraz pomówienia Gizeli Jagielskiej przez polityka.
Przeczytaj także:
Polska poderwała myśliwce, zamknięto lotniska w Lublinie i Rzeszowie. Nocne ostrzelanie stolicy Ukrainy było ukierunkowane na odcięcie mieszkańców Kijowa od prądu. Światła i ogrzewania nie ma przeszło 320 tysiące osób, kilka wielokondygnacyjnych bloków stoi w ogniu.
„Już 22 rannych w stolicy, w tym dwoje dzieci. 12 osób trafiło do szpitali” – poinformował Witalij Kliczko, mer Kijowa, w komunikatorze Telegram. Co najmniej jedna osoba jest poszukiwana pod gruzami zniszczonego domu mieszkalnego – podała Polska Agencja Informacyjna za portalem Ukrainska Prawda.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski: „Kolejny rosyjski atak wciąż trwa: od wczorajszej nocy użyto prawie 500 dronów – dużej liczby Shahedów – oraz 40 pocisków, w tym Kindżałów. Głównym celem jest Kijów – obiekty energetyczne i infrastruktura cywilna” – napisał na portalu X.
Rosja zaatakowała Kijów i okolice stolicy Ukrainy w nocy z piątku na sobotę, 27 grudnia. Ataki na infrastrukturę energetyczną odcięly od dostaw ciepła ok. 2600 budynków mieszkalnych, ogrzewania nie mają też szpitale i szkoły. W całym obwodzie kijowskim prądu nie ma nawet 320 tysięcy osób. Tempeatura oscyluje tam w granicach zera stopni Celsjusza.
Ukraińcy walcząc z pożarami w przynajmniej trzech wielopiętrowych blokach. Po tym, jak na 24-piętrowy wieżowiec spadły szczątki zestrzelonego drona lub pocisku, na dachu wybuchł pożar. W ogniu stanął też 18-piętrowy wieżowiec w rejonie dnieprowskim oraz 10-piętrowy blok w rejonie szewczenkowskim.
Po trzeciej w nocy polskie Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że: „w związku z aktywnością lotnictwa dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej, wykonującego uderzenia na terytorium Ukrainy, rozpoczęło się operowanie lotnictwa wojskowego w polskiej przestrzeni powietrznej”. Poderwano myśliwce, naziemne systemy obrony powietrznej i rozpoznania radiolokacyjnego postawiono w stan gotowości. Po 4:30 zamknięto lotniska w Lublinie i Rzeszowie, ale nad ranem, ok. 8:30, te wznowiły pracę.
„W ciągu ostatnich kilku dni pojawiło się wiele pytań – gdzie jest odpowiedź Rosji na propozycje zakończenia wojny, składane przez Stany Zjednoczone i świat? Przedstawiciele Rosji prowadzą długie rozmowy, ale w rzeczywistości Kindżały i Shahedy mówią za nich. Takie jest prawdziwe podejście Putina i jego najbliższego otoczenia. Nie chcą zakończyć wojny i starają się wykorzystać każdą okazję, by jeszcze bardziej pogłębić cierpienie Ukrainy i zwiększyć presję na innych na całym świecie. A to oznacza, że presja w odpowiedzi jest wciąż niewystarczająca” – napisał na portalu X Wołodymyr Zełeński.
Na niedzielę 28 grudnia zaplanowano spotkanie Donalda Trumpa z prezydentem Ukrainy. Rozmowy mają rozpocząć się w Palm Beach na Florydzie o godz. 15 (w Polsce będzie wtedy godz. 21). A wcześniej, w sobotę, Zełeński i Trump mają odbyć telefoniczną rozmowę z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen i przywódcami państw europejskich. Głównym tematem rozmów będzie pokój w Ukrainie.
24 grudnia Ukraina opublikowana własny projekt planu pokojowego wynegocjowanego z Amerykanami. Zamiast 28 pierwotnych punktów jest ich 20. Umowa, jak pisała Agnieszka Jędrzejczyk w OKO.press, zakłada ogromne ustępstwa Ukrainy i zyski USA – ale też zatrzymanie wojny na linii frontu. W zamian za gwarancję zachowania suwerenności i bezpieczeństwa Ukraina w planie 20-punktowym godziłaby się na fatyczną utratę terytoriów, które zajęła Rosja w Donbasie. Nie byłoby jednak mowy o uznaniu aneksji Donbasu i Krymu przez Rosję.
Rosja przez dwa dni milczała. Aż w końcu w piątek, 26 grudnia, ogłosiła, że plan amerykańsko-ukraiński im nie odpowiada. „Oczekiwania USA, że wojna zakończy się wkrótce, nie mają podstaw” – dodał wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow.
Przeczytaj także: