Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Tajlandia i Kambodża zgodziły się na podpisanie porozumienia i zakończenie starć przy granicy. Zawieszenie broni obowiązuje od soboty, 27 grudnia i jest szansą na koniec krwawych walk, w których, tylko w ciągu ostatnich 20 dni walk, zginęło ponad sto osób.
Ministrowie obrony Tajlandii i Kambodży podpisali w sobotę 27 grudnia porozumienie, w którym zgodzili się na natychmiastowe zawieszenie broni. Pakt obowiązuje od godziny 12 czasu lokalnego, czyli od około 6 rano w Polsce.
Porozumienie, pod którym popisali się Natthaphon Nakrphanit, tajski minister obrony oraz Tea Seiha kierujący ministerstwem obrony w Kambodży jest szansą na zakończenie krwawych walk, jakie w grudniu zintensyfikowały się na granicy. Jak podaje agenca Reutersa, w czasie 20 dni walk zginęło co najmniej 101 osób. Pół miliona wysiedlono.
Umowa między Tajlandią i Kambodżą określa nie tylko przerwanie walk i obietnicę nie używania siły wobec cywilów, ale i powrót wysiedlonych na tereny przygraniczne. Tajlandia zobowiązała się też do wypuszczenia 18 żołnierzy z Kambodży, których przetrzymywała od lipca. Warunkiem jest przestrzeganie umowy dot. zawieszenia broni przynajmniej przez 72 godziny.
Walki między Kambodżą a Tajlandią toczą się od dekad. Granica między państwami jest punktem spornym od 1953 roku, gdy Francja wycofała zakończyła okupację kolonialną Kambodży. Tegoroczne starcia to jednak jeden z najsilniejszych konfliktów granicznych pomiędzy tymi dwoma państwami. W lipcu tajski żołnierz wszedł na minę na spornym terenie – sprowokowało to pięciodniowe walki, w których zginęło przynajmniej 48 osób, a ponad 300 tys. zostało zmuszonych do ucieczki z miejsca zamieszkania.
Donald Trump pomógł wynegocjować wówczas kruche zawieszenie broni. Sam jednak wyolbrzymia swoje zasługi. Ostateczna umowa między Tajlandią i Kambodżą została zawarta już bez udziału Stanów Zjednoczonych. Rozmowy odbyły się w Kuala Lumpur, stolicy Malezji między 3 i 7 sierpnia. Strony zgodziły się na 13-punktowy plan, którego celem było wzmocnienia przestrzegania zawieszenia broni.
Obecna tura walk rozpoczęła się 8 grudnia, a obie strony oskarżają się o złamanie porozumienia. Negocjacje pokojowe trwały trzy dni. Szczegóły rozejmu omawiali w Kuala Lumpur.
Podpisana 27 grudnia umowa nie kończy jednak przygranicznych sporów. Zarówno rząd Tajlandii, jak i Kambodży poinformowaly, że porozumienie nie wpływa na toczące sie dyskusje dotyczące przebiegu granicy między państwami. „Komunikacja między ministrem obrony i szefem sił zbrojnych obydwu stron będzie nadal toczyć się na poziomioe politycznym” – poinformował Natthaphon.
Jak podaje Reuters, zawieszenie broni będzie monitorowane m.in. przez zespół obserwatorów z regionalnego bloku Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN).
I prezes Sądu Najwyższego zażaliła decyzję na umorzenie śledztwa w sprawie aborcji u pani Anity, którą przeprowadziła Gizela Jagielska. Prokuratura w Oleśnicy jednak zażalenia Małgorzaty Manowskiej nie przyjęła.
„Prokurator Prokuratury Rejonowej w Oleśnicy zarządzeniem z dnia 18 grudnia 2025 roku odmówił przyjęcia zażalenia dr hab. Małgorzaty Manowskiej na postanowienie o umorzeniu śledztwa z dnia 2 grudnia 2025 roku” – potwierdza Karolina Stocka-Mycek, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Chodzi o aborcję, którą dr Gizela Jagielska, ginekolożka ze szpitala w Oleśnicy wykonała na prośbę pani Anity. Płód miał 37 tygodni. Mimo bardzo poważnej choroby, wykrytej łamliwości kości i niskich szans na przeżycie przy jednoczesnym poważnym zagrożeniu zdrowia i życia matki, kolejne szpitale odmawiały usunięcia ciąży. Historię pani Anity opisała Paulina Nodzyńska na łamach „Gazety Wyborczej”. A prokuratura, na podstawie doniesień medialnych, wszczęła śledztwo – żeby sprawdzić, czy przeprowadzona przez dr Jagielską aborcję na pewno była legalna. I czy lekarka nie nakłanianiała kobiety do usunięcia ciąży.
Śledztwo trwało osiem miesięcy. 2 grudnia sprawę umorzono. Prokuratura nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego. „Każda metoda przerwania ciąży, zgodna z aktualną wiedzą medyczną i na którą wyraziła zgodę pacjentka, jest dopuszczalna i legalna” – uzasadniała Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy.
„To jest bardzo ważny głos prawniczy dla pacjentek. Sankcjonuje to, że pacjentka, korzystając z aborcji zgodnej z ustawą, ma prawo do wyboru metody aborcji, spośród wszystkich zgodnych z wiedzą medyczną, także z użyciem chlorku potasu. To oświadczenie pomoże także zapobiegać przemocy położniczej, którą jest narzucenie metody rozwiązania ciąży. To taka sama przemoc jak np. brak znieczulenia” – mówiła Magdalenie Chrzczonowicz dla OKO.press dr Jagielska.
Zażalenie na tę decyzję złożyla Małgorzata Manowska, Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego. Jak dowiadujemy się z komunikatu Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu (nadrzędnej wobec organu w Oleśnicy), Manowska uznała, że zażelenie składa nie jako osoba prywatna, a w imieniu Sądu Najwyższego, czyli instytucji państwowej, która złożyła zawiadomienie o przestępstwie. Manowska bowiem rzeczywiście zlożyła zawiadomienie ws. aborcji – ale zrobiła to dopiero 27 maja, kiedy śledztwo już trwało.
„Zarządzeniem z dnia 18 grudnia 2025 roku prokurator odmówił przyjęcia zażalenia jako wniesionego przez osobę nieuprawnioną” – czytamy w komunikacie wrocławskiej prokuratury. „Wśród kompetencji Pierwszego Prezesa SN nie wskazano jego aktywności w zakresie monitorowania mediów i składania zawiadomień o przestępstwach powszechnych w imieniu Sądu Najwyższego. Nie zachodzą także przesłanki do przyznania dr hab. Małgorzacie Manowskiej uprawnień innej osoby zawiadamiającej o przestępstwie (...) gdyż przedmiot postępowania nie mieści się w katalogu przestępstw wymienionych w tym przepisie, a ponadto postępowanie karne nie zostało wszczęte w wyniku jej zawiadomienia” – tłumaczy wrocławska prokuratura.
Zarządzenie jest nieprawomocne. Małgorzacie Manowskiej przysługuje prawo do wniesienia zażalenia do sądu. Nie wiadomo, czy skorzystała z tego prawa.
Prokuratura wciąż bada sprawę Grzegorza Brauna. Europoseł i lider skrajnoprawicowej partii Konfederacja Korony Polskiej 16 kwietnia 2025 roku wtargnął do szpitala w Oleśnicy i na kilkadziesiąt minut uwięził dr Gizelę Jagielską. Wyzywał ją od morderców. Twierdził, że dokonuje obywatelskiego zatrzymania. Potem od policji żądał artesztowania lekarki.
Akcja Brauna przypadła na czas kampanii prezydenckiej, w których startował mężczyzna. W związku zachowaniem Brauna Parlament Europejski, na wniosek Prokuratura Generalnego, uchylił immunitet europosła. Śledczy sprawdzają, czy miało miejsce naruszenie miru domowego, usiłowanie pozbawienia wolności, naruszenie nietykalności cielesnej oraz pomówienia Gizeli Jagielskiej przez polityka.
Przeczytaj także:
Polska poderwała myśliwce, zamknięto lotniska w Lublinie i Rzeszowie. Nocne ostrzelanie stolicy Ukrainy było ukierunkowane na odcięcie mieszkańców Kijowa od prądu. Światła i ogrzewania nie ma przeszło 320 tysiące osób, kilka wielokondygnacyjnych bloków stoi w ogniu.
„Już 22 rannych w stolicy, w tym dwoje dzieci. 12 osób trafiło do szpitali” – poinformował Witalij Kliczko, mer Kijowa, w komunikatorze Telegram. Co najmniej jedna osoba jest poszukiwana pod gruzami zniszczonego domu mieszkalnego – podała Polska Agencja Informacyjna za portalem Ukrainska Prawda.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski: „Kolejny rosyjski atak wciąż trwa: od wczorajszej nocy użyto prawie 500 dronów – dużej liczby Shahedów – oraz 40 pocisków, w tym Kindżałów. Głównym celem jest Kijów – obiekty energetyczne i infrastruktura cywilna” – napisał na portalu X.
Rosja zaatakowała Kijów i okolice stolicy Ukrainy w nocy z piątku na sobotę, 27 grudnia. Ataki na infrastrukturę energetyczną odcięly od dostaw ciepła ok. 2600 budynków mieszkalnych, ogrzewania nie mają też szpitale i szkoły. W całym obwodzie kijowskim prądu nie ma nawet 320 tysięcy osób. Tempeatura oscyluje tam w granicach zera stopni Celsjusza.
Ukraińcy walcząc z pożarami w przynajmniej trzech wielopiętrowych blokach. Po tym, jak na 24-piętrowy wieżowiec spadły szczątki zestrzelonego drona lub pocisku, na dachu wybuchł pożar. W ogniu stanął też 18-piętrowy wieżowiec w rejonie dnieprowskim oraz 10-piętrowy blok w rejonie szewczenkowskim.
Po trzeciej w nocy polskie Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że: „w związku z aktywnością lotnictwa dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej, wykonującego uderzenia na terytorium Ukrainy, rozpoczęło się operowanie lotnictwa wojskowego w polskiej przestrzeni powietrznej”. Poderwano myśliwce, naziemne systemy obrony powietrznej i rozpoznania radiolokacyjnego postawiono w stan gotowości. Po 4:30 zamknięto lotniska w Lublinie i Rzeszowie, ale nad ranem, ok. 8:30, te wznowiły pracę.
„W ciągu ostatnich kilku dni pojawiło się wiele pytań – gdzie jest odpowiedź Rosji na propozycje zakończenia wojny, składane przez Stany Zjednoczone i świat? Przedstawiciele Rosji prowadzą długie rozmowy, ale w rzeczywistości Kindżały i Shahedy mówią za nich. Takie jest prawdziwe podejście Putina i jego najbliższego otoczenia. Nie chcą zakończyć wojny i starają się wykorzystać każdą okazję, by jeszcze bardziej pogłębić cierpienie Ukrainy i zwiększyć presję na innych na całym świecie. A to oznacza, że presja w odpowiedzi jest wciąż niewystarczająca” – napisał na portalu X Wołodymyr Zełeński.
Na niedzielę 28 grudnia zaplanowano spotkanie Donalda Trumpa z prezydentem Ukrainy. Rozmowy mają rozpocząć się w Palm Beach na Florydzie o godz. 15 (w Polsce będzie wtedy godz. 21). A wcześniej, w sobotę, Zełeński i Trump mają odbyć telefoniczną rozmowę z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen i przywódcami państw europejskich. Głównym tematem rozmów będzie pokój w Ukrainie.
24 grudnia Ukraina opublikowana własny projekt planu pokojowego wynegocjowanego z Amerykanami. Zamiast 28 pierwotnych punktów jest ich 20. Umowa, jak pisała Agnieszka Jędrzejczyk w OKO.press, zakłada ogromne ustępstwa Ukrainy i zyski USA – ale też zatrzymanie wojny na linii frontu. W zamian za gwarancję zachowania suwerenności i bezpieczeństwa Ukraina w planie 20-punktowym godziłaby się na fatyczną utratę terytoriów, które zajęła Rosja w Donbasie. Nie byłoby jednak mowy o uznaniu aneksji Donbasu i Krymu przez Rosję.
Rosja przez dwa dni milczała. Aż w końcu w piątek, 26 grudnia, ogłosiła, że plan amerykańsko-ukraiński im nie odpowiada. „Oczekiwania USA, że wojna zakończy się wkrótce, nie mają podstaw” – dodał wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow.
Przeczytaj także:
„Plan Kijowa dotyczący rozwiązania konfliktu znacząco różni się od tego omawianego ze stroną amerykańską.Nie udalo się osiągnąc porozumienia – oświadczył 26 grudnia wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow. Oczekiwania USA, że wojna zakończy się wkrótce, nie mają podstaw – dodał
24 grudnia prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski pokazał ukraińskim dziennikarzom efekt negocjacji z Amerykanami. W zamian za radykalne ustępstwa, także terytorialne Ukraina miałaby mieć zagwarantowaną suwerenność i bezpieczeństwo – a USA – okazję do zarabiania.
Plan opisaliśmy tu:
Przeczytaj także:
Przez dwa dni Moskwa oficjalnie milczała i tylko niżsi funkcjonariusze reżimu komentowali, że plan jest nie do przyjęcia.
„Ten plan jest radykalnie inny, jeśli w ogóle można go tak nazwać, od 27 punktów, nad którymi pracowaliśmy w ostatnich tygodniach, począwszy od pierwszych dni grudnia” – powiedział w końcu wiceminister Riabkow, zastępca Ławrowa.
Te 27 punktów Putin oglądał wspólnie z wysłannikami Trumpa na Kremlu 2 grudnia i zgłosił zastrzeżenia.
Przeczytaj także:
Riabkow przypomniał 26 grudnia, że Rosji nie zależy tylko na ustępstwach terytorialnych, ale na „odpowiednim zajęciu się podstawowymi kwestiami leżącymi u podstaw tego kryzysu”. Bez tego „osiągnięcie ostatecznych porozumień będzie po prostu niemożliwe”
„Podstawowe kwestie” to samo istnienie Ukrainy niezależnej od Rosji. A także obecność wojsk NATO na wschodniej flance – o czym Kreml od listopada nieustanne przypomina.
Przeczytaj także:
„Musimy skupić się na istocie problemu. Jesteśmy w pełni przygotowani i oczekujemy takiego samego podejścia od drugiej strony” – powiedział Riabkow w wywiadzie dla propagandowego programu telewizyjnego „60 minut”. „Wyznaczanie sztucznych terminów nie pomoże w osiągnięciu porozumienia”.
„Od samego początku Rosja nalegała na wyeliminowanie przyczyn konfliktu. Ukraina Zełenskiego i »koalicja świń, które chcą wojny« [nawiązanie do pojęcia „podswinki”, którymi Putin określił liderów Europu, i którym teraz zachłystuje się propaganda Kremla – red.] domagają się zachowania i rozszerzenia wszystkich tych przyczyn. Tymczasem USA priorytetowo traktują kwestię terytorialną. W tej chwili to łabędź, rak i szczupak, niezdolni ruszyć wozu” – oznajmił mniej dyplomatycznie ukraiński zdrajca przebywający w Moskwie Medwedczuk.
Prezydent Ukrainy poinformował, że 25 grudnia rozmawiał z amerykańskimi negocjatorami Witkoffem i Kushnerem. 28 grudnia ma rozmawiać z prezydentem Trumpem o kwestiach jeszcze nie rozstrzygniętych „w planie z Florydy” (m.in. o zakresie udziału USA w zarządzaniu Zaporoską Elektrownią Jądrową).
Tymczasem komentarz Kremla do planu wynegocjowanego na Florydzie przekazał Amerykanom wysłannik Putina Dmitriew. Prawdopodobnie negocjacje moskiewsko-amerykańskie cały czas się toczą – równolegle do ukraińsko-amerykańskich. Z tym że Putin nie może się do tego przyznać, bowiem to podkopywałoby jego autorytet jako władcy osiągającego wszystkie cele w stu procentach. 25 grudnia rzeczniczka rosyjskiego MSZ za wyssane z palca uznała więc doniesienia Bloomberga, że Kreml stara się zmodyfikować plan ujawniony przez Zełenskiego. Następnego dnia Riabkow powiedział już publicznie, że plan jest nieakceptowalny. A Putin pochwalił się rosnącą produkcją zbrojeniową.
„To, czy uda nam się podjąć ostateczny krok i osiągnąć porozumienie, zależy od woli politycznej tamtej strony” – ostrzegł Riabkow. I jak zwykle oskarżył o przeszkadzanie Europę i Ukrainę: „Ukraina i jej sponsorzy z UE, którzy są zdeterminowani, by nie doprowadzić do porozumienia, podwoili swoje wysiłki, aby storpedować porozumienie”.
Moskwa daje więc znać Trumpowi, że jest dalej od porozumienia, niż mu się wydaje. I zachęca go, by się „bardziej postarał”.
Jednak pierwszy raz w czasie negocjacji prowadzonych przez administracje Trumpa tak otwarcie odrzuca konkretne propozycje zatrzymania konfliktu w Ukrainie. I rozwiała marzenia Donalda Trumpa, by wojnę zakończyć „szybko”. Do tej pory przedstawiciele Putina opowiadali, że są za pokojem i niezwykle szanują starania Trumpa.
O taką deklarację prawdopodobnie grała dyplomacja ukraińska, publikując plan pokojowy w Wigilię.
Trudniej będzie teraz oskarżyć Ukrainę i Europę o sprzyjanie wojnie. Ujawnianie planów utrudnia też dogadanie się USA i Rosji jak w Jałcie w 1945 r.
Rosja została też zmuszona do publicznego stwierdzenia, że chodzi jej o całą Ukrainę, nie o sam Donbas. Swoje plany Kreml wyraża jednak słowami, których imperialnego znaczenia amerykańscy negocjatorzy mogą nie zrozumieć.
W cytowanym wywiadzie Riabkow powiedział: "Bardzo bym chciał, żeby Ukraina stała się krajem przyjaznym dla Rosji. Krajem, w którym prawa Rosjan i osób rosyjskojęzycznych zostaną bezsprzecznie przywrócone, w którym prawa Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Kanonicznej będą zagwarantowane, w którym panuje troska o ludzi, a nie tylko totalitarne podejście, które absolutnie nie toleruje żadnych odstępstw od eliminowania czegokolwiek, co można uznać za część wspólnego dziedzictwa – nawet nie komunistycznego, ale wspólnego dziedzictwa. Myślę, że Ukraina to osiągnie. Musimy tylko ciężko pracować, żeby ten moment był bliżej”.
W tłumaczeniu z moskiewskiego na nasze:
Słownik Google’a może jednak tego nie wiedzieć.
Popieranie wojny w Ukrainie nie daje w Rosji nietykalności. Organizator antyputinowskich protestów z 2012 roku skazany ponownie. Tym razem na „uzasadnianie terroryzmu”.
Siergiej Udalcow, jeden z liderów rosyjskiej antyputinowskiej opozycji z lat 2010-2013, został skazany na sześć lat kolonii karnej w czwartek 25 grudnia przez Drugi Sąd Wojskowy Okręgu Zachodniego w Moskwie – donosi agencja AFP i rosyjski Interfax.
Udalcow (48 lat) został oskarżony o „uzasadnianie terroryzmu” w związku z wypowiedziami w internecie. Dokładna treść zarzutów wobec niego jest utajniona, ale jak donosi rosyjska agencja Interfax, chodzi o wielokrotne wypowiedzi w obronie grupy określającej się mianem „marksistów”, którzy w zeszłym tygodniu zostali skazani w Rosji na karę więzienia za terroryzm i próbę zamachu stanu.
Udalcow został aresztowany już w zeszłym roku i przebywa w areszcie od stycznia 2024 roku. Zgodnie z wyrokiem ma odbywać karę więzienia w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Mężczyzna oświadczył, że odwoła się od wyroku i ogłosił strajk głodowy.
„To haniebna decyzja. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy brali w tym udział, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności” – powiedział w czwartek w sądzie.
Prokuratura wnioskowała o siedem lat więzienia, natomiast obrona domagała się uniewinnienia – informuje Interfax.
Siergiej Udalcow to lider skrajnie lewicowego ruchu Awangarda Czerwonej Młodzieży, który wchodzi w skład działającego nielegalnie Frontu Lewicy, organizacji zrzeszającej antyputinowskie grupy skrajnie lewicowe, głównie marksistowskie i komunistyczne.
W latach 2010-2012 był jednym z liderów antyrządowych protestów w Rosji, w tym tzw. Marszu Milionów, które domagały się oddania władzy przez Władimira Putina.
W 2014 roku został skazany na cztery i pół roku więzienia za organizację „masowych zamieszek”. Został zwolniony z więzienia w 2017 roku.
Udalcow opowiada się za wojną w Ukrainie i aneksją Krymu. Jego opozycja wobec Putina opiera się głównie na krytyce „rosyjskiego kapitalizmu”. Jest wielbicielem Stalina i Związku Radzieckiego.
Przeczytaj także: