Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Donald Tusk przyznaje przed wyborcami, że jego rządowi wiele nie wyszło – zarówno przez tarcia w koalicji, jak i opór Pałacu Prezydenckiego
W środę 15 października mijają dwa lata od wyborów parlamentarnych w 2023 roku, w wyniku których do władzy doszła koalicja Koalicji Obywatelskiej, Nowej Lewicy, Polski 2050 oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego. Z tej okazji premier Donald Tusk pojawił się na spotkaniu z mieszkańcami w Piotrkowie Trybunalskim, by „porozmawiać o Polsce”.
Spotkanie zaczęło się od wystąpienia, w którym Tusk zadeklarował, że „nie lubi się chwalić”, a jego rządowi „nie wszystko się udało”, ale mimo wszystko podczas ok. 40 minutowego przemówienia wymienił kilka spraw, które uważa za sukces swojego rządu:
Tusk pochwalił się też, że „wydatki na ochronę zdrowia w przyszłorocznym budżecie są znacznie większe niż w ostatnim roku rządów PiS” – w nowym budżecie na przyszły rok na ten cel zapisanych ma być 84 mld złotych więcej niż w ostatnim budżecie przygotowanym przez Prawo i Sprawiedliwość.
Podobna sytuacja ma dotyczyć wydatków zbrojeniowych. W przyszłorocznym budżecie na ten cel przeznaczonych jest 200 mld złotych, a w ostatnim roku rządów PiS na bezpieczeństwo militarne wydano 114 mld złotych.
Ale nie obyło się też bez tłumaczenia się przed publicznością.
Na samym początku spotkania Tusk został zaatakowany przez młodą kobietę z publiczności, która wytknęła mu m.in. brak realizacji obietnicy dotyczącej wprowadzenia ustawy o asystencji osobistej i liberalizacji aborcji.
W sprawie ustawy o asystencji osobistej premier bronił się twierdząc, że „żaden dotychczasowy polski rząd nie zrobił dla osób niepełnosprawnych więcej” niż jego rząd, a ustawa o asystencji osobistej jest „praktycznie gotowa”, musi ją zatwierdzić rząd i trafi do Sejmu.
W sprawie aborcji Tusk usprawiedliwił się tym, że partnerzy koalicyjni mają inne podejście do tej sprawy i wezwał publiczność do „sprawdzania jak kto głosował”. „Ja nie zmieniłem zdania w tej sprawie, ale nie jestem w stanie przekonać niektórych członków tej koalicji, żeby poszli naszą drogą” – powiedział.
Zapewnił też, że jego rząd zrobił co mógł, by znieść kryminalizację aborcji oraz zagwarantować kobietom dostęp do tego zabiegu także w sytuacji, gdy ciąża może spowodować uszczerbek na zdrowiu psychicznym kobiety.
Tusk podkreślał też, że to Koalicja Obywatelska jest tą partią koalicji rządzącej, która najlepiej trzyma się w sondażach, co jego zdaniem oznacza, że pomimo trudności w rządzeniu, utrzymała poparcie przez ostatnie dwa lata.
Zapewnił też, że „walka o lepszą Polskę trwa”.
„Polska jest stworzona do rzeczy wielkich” – mówił, imitując nieco styl Donalda Trumpa. „My nie skapitulujemy. Ta walka o lepszą Polskę trwa i będzie trwała” – zapewnił premier.
Podkreślił też, że zależy mu na wyciszeniu polaryzacji społecznej i łagodzeniu społecznego konfliktu.
„Ciągle zastanawiam się, co musimy wspólnie zrobić, żeby ludzie ze sobą rozmawiali, a nie na siebie krzyczeli. Żeby ze sobą konkurowali, a nie starali się siebie zwalczyć za wszelką cenę, wdeptać w ziemię. Przywrócenie elementarnego szacunku do siebie samych jest absolutnie kluczowe. I to zadanie wciąż pozostaje aktualne” – powiedział premier.
Jak wynika z sondaży w ciągu niemal dwóch lat rządów partie koalicji 15 października „zgubiły” około 2,5 mln wyborców.
Badanie Instytutu Badań Pollster dla „Super Expressu” pokazuje, że tylko 65 proc. tych osób, które w 2023 roku zagłosowały na którąś z partii rządzącej koalicji, dziś zrobiłoby to ponownie. Inaczej zagłosowałoby 22 proc. tych wyborców, a 13 proc. z nich nie wie, co by zrobiło – opisuje Rzeczpospolita.
Rzeczpospolita zwraca także uwagę na to, że w 2023 roku partie rządzącej koalicji wygrały wybory w sumie niemal 53 proc. głosów. Dziś łączne poparcie partii koalicji to niecałe 42 procent.
Przeczytaj także:
Amerykanie naciskają, by więcej państw NATO zaangażowało się w kupowanie amerykańskiej broni dla Ukrainy. Chodzi o nową inicjatywę administracji Trumpa: PURL, czyli priorytetowe zakupy uzbrojenia dla ukraińskiej armii.
Szef NATO Mark Rutte poinformował w środę 15 października po spotkaniu ministrów obrony państw Sojuszu w Brukseli, że już ponad połowa europejskich członków NATO zgłosiła udział w amerykańskiej inicjatywie PURL (z ang. Priority Urgent Request List), czyli priorytetowych zakupów uzbrojenia dla ukraińskiej armii.
„Kraj za krajem deklaruje swój udział (...). Dlatego jestem pewien, że ten strumień pomocy z USA zostanie utrzymany. Sojusznicy zapłacą za to rachunki” – powiedział Mark Rutte podczas konferencji prasowej po spotkaniu.
PURL to amerykańska inicjatywa na rzecz dozbrajania Ukrainy, która polega na tym, że USA priorytetowo traktują zamówienia zbrojeniowe na rzecz armii Ukrainy, ale nie finansują ich. To państwa członkowskie NATO deklarują wkład finansowy, Ukraina przygotowuje pakiety zamówień o wartości co najmniej 500 mln dolarów, a amerykański przemysł zbrojeniowy je realizuje. Dostawy broni realizowane są przy pomocy infrastruktury NATO.
Inicjatywa PURL w pełni zastąpiła amerykańską pomoc wojskową dla Ukrainy. Teraz pomoc ta jest opłacana przez europejskich członków NATO.
Do tej pory już osiem państw członkowskich złożyło zamówienia w sumie na 2 miliardy dolarów. Są to Belgia, Niemcy, Kanada, Szwecja, Dania, Łotwa, Holandia i Norwegia. Sfinansowano cztery pakiety uzbrojenia.
Ale Pete Hegseth, amerykański sekretarz wojny (jeszcze do niedawna obrony) apelował dziś podczas spotkaniu w Brukseli, by państwa europejskie bardziej zaangażowały się w realizowanie zakupów na rzecz Ukrainy. Amerykanom zależy bowiem na jak największych inwestycjach w swój przemysł.
„Pokój osiąga się wtedy, gdy jest się silnym. Nie przez mocne słowa czy grożenie palcem, ale przez realne zdolności, które budzą respekt u przeciwników” – podkreślił Pete Hegseth cytowany przez agencję Reutera.
We wtorek 14 października niemiecki Instytut Gospodarki Światowej w Kilonii opublikował raport, z którego wynika, że wielkość pomocy wojskowej dla Ukrainy w lipcu i sierpniu 2025 spadła o 43 proc. w porównaniu z pierwszą połową roku. W dużym stopniu jest to związane ze wstrzymaniem pomocy amerykańskiej.
Jak wskazuje Instytut, w pierwszych miesiącach roku państwa europejskie bardzo zintensyfikowały pomoc, co sprawiło, że średnia miesięczna pomoc wojskowa w pierwszej połowie 2025 r. przekroczyła poziom z lat 2022–2024, pomimo braku wkładu ze strony Stanów Zjednoczonych. Jednak latem dynamika ta uległa załamaniu.
W tej chwili większość pomocy wojskowej finansowana jest właśnie za pośrednictwem programu PURL, który został uruchomiony w lipcu 2025. Prezydent Wołodymyr Zełenski liczył na to, że do października sojusznicy sfinansują w ten sposób co najmniej siedem pakietów uzbrojenia o wartości 3,5 mld dolarów. Ale jak dotąd tak się nie stało. Możliwe, że w najbliższym czasie pomoc znowu przyspieszy.
Przeczytaj także:
Politycy koalicji rządzącej usiłują uprawiać dziś propagandę sukcesu. A jak dwa lata po historycznych wyborach, w których od władzy udało się odsunąć Zjednoczoną Prawicę, oceniają ją Polki i Polacy?
W drugą rocznicę wyborów październikowych, w wyniku których władzę straciła Zjednoczona Prawica na rzecz partii demokratycznych, politycy rządzącej koalicji usiłują uprawiać propagandę sukcesu.
Inwestycje na kolei, odblokowanie funduszy unijnych – w tym środków z KPO, podwyżki dla nauczycieli, spadek inflacji, 2,5 mld zł na mieszkalnictwo społeczne, renta wdowia, finansowanie in vitro, kasowy PIT, „babciowe”, czy... zmiany w aplikacji mObywatel – przede wszystkim tymi osiągnięciami chwali się rząd dwa lata po historycznych wyborach.
„Robimy swoje (...). Najważniejsze jest, że idziemy jako Polska do przodu” – mówił Borys Budka, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej w programie „Graffiti” w Polsat News w środę 15 października.
Ale jak wyliczył TVN24, tylko jedna czwarta ze stu konkretów, którymi Donald Tusk w 2023 roku walczył o władzę, została zrealizowana.
Pośród obietnic dowiezionych są m.in. odblokowanie funduszy unijnych, finansowanie in vitro, kasowy PIT, darmowe badania prenatalne, zmiany dotyczące nauczania religii w szkołach, wycofanie przedmiotu Historia i Teraźniejszość, likwidacja prac domowych w szkołach podstawowych, wyższy zasiłek pogrzebowy, podwyższenie świadczeń z Funduszu Alimentacyjnego, przywrócenie finansowania telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży, powołanie nowego Rzecznika Praw Dziecka, wzmocnienie granicy z Białorusią czy możliwość powrotu do służby żołnierzy niesłusznie zwolnionych ze służby po 2015 roku.
Trzy czwarte „konkretów” wciąż czeka na realizację.
Pośród najważniejszych niezrealizowanych zapowiedzi są takie jak liberalizacja prawa aborcyjnego, wprowadzenie związków partnerskich, likwidacja Funduszu Kościelnego, kredyt zero procent na zakup pierwszego mieszkania czy podniesienie kwoty wolnej od podatku.
„Rządzimy w takiej konfiguracji, w której niektóre postulaty są nie do zaakceptowania przez niektórych naszych koalicjantów. Staramy się więc, żeby to wszystko, co nas łączy było realizowane. Natomiast wyborcy, to jest ich prawo, mają prawo oczekiwać więcej, a politycy mają obowiązek te oczekiwania spełniać” – tłumaczył ten stan rzeczy Borys Budka na antenie Polsat News.
Jak wynika z sondaży w ciągu niemal dwóch lat rządów partie koalicji 15 października „zgubiły” około 2,5 mln wyborców. Jak wynika z sondażu Instytutu Badań Pollster dla „Super Expressu” tylko 65 proc. tych osób, które w 2023 roku zagłosowały na którąś z partii rządzącej koalicji, dziś zrobiłoby to ponownie. Inaczej zagłosowałoby 22 proc. tych wyborców, a 13 proc. z nich nie wie, co by zrobiło – opisuje Rzeczpospolita.
Rzeczpospolita zwraca także uwagę na to, że w 2023 roku partie rządzącej koalicji wygrały wybory w sumie niemal 53 proc. głosów. Dziś łączne poparcie partii koalicji to niecałe 42 procent.
Budka zapewnia, że rząd „pokornie” podchodzi do tych sondaży.
„Cóż (...), musimy być jeszcze lepsi, jeśli chodzi o realizację oczekiwań naszych wyborców. Wiemy doskonale, że te oczekiwania są bardzo duże” – zapewnił wiceprzewodniczący PO.
W ostatnich tygodniach największa krytyka rządu związana jest z wywieszaniem białej flagi w temacie związków partnerskich. Pomimo jasnej obietnicy w ramach „stu konkretów” o tym, że rząd wprowadzi związki partnerskie, Donald Tusk ugina się pod presją swojego najsłabszego koalicjanta.
Ustawa o związkach partnerskich spadła z agendy ze względu na presję konserwatywnego Polskiego Stronnictwa Ludowego, które w zamian zaproponowało ustawę o statusie osoby najbliższej. Kompromis w tej sprawie wypracowywały osobiście Katarzyna Kotula z Lewicy i Urszula Pasławska z PSL.
O tym, dlaczego to kompromisowe rozwiązanie jest zupełnie rozczarowujące i ma niewiele wspólnego z wyborczą obietnicą Tuska, w wywiadzie z OKO.press mówił Hubert Sobecki ze Stowarzyszenia „Miłość Nie Wyklucza”.
„Nie tak się umawialiśmy z tym rządem (...) Zgodziliśmy się na związki partnerskie jako minimum, bo politycy powiedzieli, że w tych realiach nie wprowadzą w Polsce małżeństw jednopłciowych. W tym momencie zjechaliśmy poniżej ogryzka” – mówił Sobecki.
Z najnowszego sondażu Opinii24 dla „Faktów” TVN i TVN24 opublikowanego 14 października wynika, że gdyby wybory odbyły się teraz, Polskie Stronnictwo Ludowe, podobnie jak Polska 2050, nie przekroczyłyby progu wyborczego. PSL mógłby liczyć na 2,3 proc. głosów, a Polska 2050 – na 1,7 proc. W wyborach październikowych 2023 na te ugrupowania zagłosowało 14,4 proc. wyborców – PSL i Polska 2050 poszły do wyborów razem, jako Trzecia Droga.
Jedynym ugrupowaniem w koalicji, które trzyma się dość mocno, jest Koalicja Obywatelska, która mogłaby liczyć na 29,5 proc. W wyborach październikowych na KO zagłosowało 30,7 proc. wyborców.
Przez ostatnie dwa lata Lewica utraciła niemal 40 proc. poparcia. W wyborach październikowych zdobyła 8,61 proc. głosów. Dziś głosowanie na nią deklaruje 5,4 proc. wyborców.
Przeczytaj także:
Projekt będzie rozpatrzony na kolejnym posiedzeniu, na początku listopada – zapowiedział na konferencji prasowej marszałek Sejmu Szymon Hołownia.
Jak mówił w czasie konferencji marszałek Szymon Hołownia dyskusja o projekcie ustawy Lewicy o związkach partnerskich została przeniesiona na prośbę przewodniczące Lewicy Anny Marii Żukowskiej.
„Nie będzie ustawy o związkach partnerskich, która była zaplanowana (na rozpatrzenie przez Sejm, przyp.red.)”. To na prośbę pani przewodniczącej Żukowskiej, która w piśmie skierowanym do mnie poprosiła o to, żeby przełożyć na następne posiedzenie procedowanie tej ustawy ze względu na m.in. służbowy wyjazd minister Kotuli" – powiedział Szymon Hołownia na konferencji prasowej.
Jak usłyszeliśmy od polityków Lewicy, chodzi o to, żeby ich własny projekt nie „przykrył” innego, ważniejszego dla rządu – projektu o związkach partnerskich. Choć formalnie ten projekt o związkach partnerskich jeszcze nawet nie został zaprezentowany. Wciąż nanoszone są na niego poprawki.
Efekty porozumienia Lewicy i PSL mają zostać ujawnione w piątek. "Zapowiedzi o tym, że ustawa o związkach partnerskich będzie w Sejmie słyszę od półtora roku. Nie chcę kolejny raz komentować czegoś, czego nie ma. Chcę najpierw to zobaczyć. Za dużo jest gadania o rzeczach, które się nie dzieją – mówił dziennikarzom w Sejmie Adrian Zandberg z Partii Razem.
Proponowany przez rząd projekt ma mocno uwzględnić postulaty ludowców. Dla osób ze społeczności LGBT+ taki układ jest klęską koalicji i Lewicy oraz sukcesem PSL-u. „Nie tak się umawialiśmy z tym rządem. Ludzie konsultowali ustawę, która miała być kompromisem. Zgodziliśmy się na związki partnerskie jako minimum, bo politycy powiedzieli, że w tych realiach nie wprowadzą w Polsce małżeństw jednopłciowych. W tym momencie zjechaliśmy poniżej ogryzka” – mówi Hubert Sobecki ze Stowarzyszenia „Miłość Nie Wyklucza” w rozmowie z Antonem Ambroziakiem dla OKO.press.
Przeczytaj także:
Wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty opublikował w mediach społecznościowych nagranie, w którym Katarzyna Kotula, Władysław Kosiniak-Kamysz i Urszula Pasławska mówią o „trudnym porozumieniu” w ważnej sprawie.
Projekt wynikający z porozumienia Lewicy i PSL-u, jak zapowiadała w wiceprezeska PSL Urszula Pasławska w rozmowie z Radiem ZET „nie będzie o związkach partnerskich”. Będzie to ustawa, która „reguluje i ochrania związki nieformalne”.
„Nasza ustawa na pewno nie będzie ustawą małżeńskopodobną i na pewno nie będzie w żadnej kwestii dotyczyła dzieci” – mówiła Pasławska w radiu.
Ludowcy w nieoficjalnych rozmowach mówią, że ważne jest zaprezentowanie takich rozwiązań, które spotkają się z podpisem prezydenta. W kampanii wyborczej Karol Nawrocki zadeklarował, że jest gotowy do dyskusji wokół statusu osoby najbliższej.
Są dwa projekty ustaw dotyczących związków partnerskich – poselski projekt Lewicy (złożony w czerwcu), a także pierwszy w historii rządowy projekt ustawy, który przeszedł konsultacje społeczne i międzyresortowe, ale nigdy nie wszedł na Radę Ministrów. Alternatywny, bardziej konserwatywny projekt ustawy o statusie osoby najbliższej zapowiadał PSL.
W planie posiedzenia Sejmu 15–17 października znalazł się projekt ustawy o związkach partnerskich autorstwa Nowej Lewicy. Jego autorka – Katarzyna Kotula, była ministra ds. równości, a dziś sekretarz stanu w Kancelarii Premiera – podkreślała, że projekt jest praktycznie identyczny z tym, który wcześniej utknął na etapie prac rządowych. Po uwagach PSL usunięto z niego przepisy dotyczące przysposobienia dzieci przez pary jednopłciowe, ale nadal przewiduje on m.in. możliwość zawierania związków partnerskich przez pary tej samej płci w Urzędzie Stanu Cywilnego.
Spór koalicjantów dotyczył m.in. nazwy ustawy, kwestii dotyczących dzieci – pieczy zastępczej, a także miejsca zawarcia związku – w urzędzie stanu cywilnego czy u notariusza.
Przeczytaj także:
Po kilkutygodniowych protestach, domagających się zmiany władzy, prezydent Madagaskaru Andry Rajoelina opuścił kraj. Kontrolę nad instytucjami publicznymi przejęła armia.
Kilkutygodniowe protesty madagaskarskiej młodzieży przyniosły efekty: znienawidzony prezydent Andry Rajoelina opuścił kraj. We wtorek 14 października Zgromadzenie Narodowe, czyli niższa izba parlamentu, przegłosowała odsunięcie go od władzy – informuje The New York Times.
Władzę w kraju tymczasowo przejęła armia, która ma powołać tymczasowy rząd na okres nie dłuższy niż dwa lata. Nowy rząd ma się składać z cywilów, a jego głównym zadaniem będzie przeprowadzenie referendum w sprawie nowej konstytucji i ustanowienie nowych instytucji państwowych – informuje amerykański dziennik.
Już podjęto decyzje o zawieszeniu stosowania konstytucji oraz rozwiązaniu najważniejszych instytucji państwowych, takich jak oskarżany o korupcję Sąd Najwyższy, Państwowa Komisja Wyborcza oraz Senat. Działa tylko Zgromadzenie Narodowe, czyli niższa izba parlamentu.
Z aresztów wypuszczane są też osoby zatrzymane podczas starć z policją. W masowych demonstracjach na Madagaskarze od 25 września zginęło ponad 20 osób, a ponad sto zostało rannych.
Demonstracje na Madagaskarze zaczęły się pod koniec września i toczyły się w kilku miejscowościach. Na ulicę wyszli głównie młodzi ludzie, którzy protestowali przeciwko korupcji, przerwom w dostawach wody i elektryczności oraz trudnościom finansowym związanym z wysoką inflacją.
Bezpośrednią przyczyną wybuchu protestów było aresztowanie dwóch urzędników ratusza w Antananarywy, do którego doszło tuż przed pierwszą zaplanowaną pokojową demonstracją. Organizatorzy akcji – organizacja Gen Z Madagascar oraz inne zaangażowane w te działania grupy aktywistów, uznały ruch władz za próbę uciszenia demonstrujących. Wezwały więc do udziału w proteście wszystkich urzędników publicznych i wyszli na ulice.
Demonstracje bardzo szybko zamieniły się w krwawe starcia z wojskiem po tym, jak prezydent dał przyzwolenie na stosowanie przemocy wobec protestujących.
Andry Rajoelina doszedł do władzy w 2009 roku na skutek zamachu stanu. Rajoelina był wówczas burmistrzem stolicy i obiecywał demokratyzację kraju i walkę z korupcją. Władzę przejął przy wsparciu wojska, obalając prezydenta Marca Ravalomananę. Unia Afrykańska, ONZ i społeczność międzynarodowa nie uznały nowego rządu, uważając ten sposób przejęcia władzy za nielegalny.
Do 2013 roku kraj był rządzony przez Tymczasową Wysoką Władzę Przejściową, na czele której stał Rajoelina. Gdy w 2013 roku zorganizowano pierwsze po przewrocie demokratyczne wybory, Rajoelina stracił władzę. Wrócił w 2018 roku i rozpoczął proces coraz głębszej autokratyzacji kraju.
W kolejnych wyborach w 2023 roku także zdobył władzę, ale uczciwość tych wyborów jest kwestionowana. Wygrana Rajoeliny miała być efektem nieprawidłowości wyborczych – obsadzenia Państwowej Komisji Wyborczej lojalnymi wobec władzy ludźmi i oszustw.
Madagaskar to 32-milionowy kraj. Niepodległość uzyskał w 1960 roku, kiedy wyzwolił się spod władzy francuskiej. Po francuskiej dominacji pozostał mu ustrój polityczny: Madagaskar jest republiką semiprezydencką.