Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Era amerykańskiego interwencjonizmu dobiega końca. USA zapowiadają skupienie się na najbliższym sąsiedztwie i ocieplenie stosunków z Chinami. A od sojuszników z Europy oczekują większej samodzielności
To koniec „utopijnego realizmu” w polityce bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych – ogłosił szef Pentagonu Pete Hegseth 6 grudnia na Forum Obrony im. Ronalda Reagana.
„Ameryka nie będzie już rozpraszana przez budowanie demokracji, interwencjonizm, nieokreślone wojny, zmiany reżimów, zmiany klimatu i moralizatorstwo” – mówił Hegseth.
Amerykański sekretarz wojny zapowiedział, że od teraz Waszyngton będzie skupiać się na „praktycznych interesach”. A siły bojowe zostaną skoncentrowane w najbliższym sąsiedztwie USA.
Od sojuszników Stany Zjednoczone będą za to wymagać większej samodzielności. Hegseth pochwalił takie kraje jak Korea Południowa, Polska i Niemcy za zwiększenie wydatków na obronność, czego wielokrotnie domagał się prezydent Donald Trump.
„Sojusznicy nie są dziećmi” – mówił szef Pentagonu.
„Możemy i powinniśmy oczekiwać, że wypełnią swoją część zobowiązań”.
Jak pisze portal Politico, Hegseth ujawnił, że amerykańska administracja porzuca wizję globalnej hegemonii i zmierza w stronę polityki opartej na strefach wpływów – Chin na Pacyfiku, USA na półkuli zachodniej i w Europie (Rosja w wystąpieniu Hegsetha pojawiała się zdawkowo). W związku z tym szef Pentagonu zasugerował możliwe ocieplenie relacji z Pekinem.
Hegseth wygłosił swoje wystąpienie dzień po publikacji nowej strategii bezpieczeństwa narodowego USA. Dokument to zjadliwa krytyka polityki prowadzonej w USA od lat 90-tych, nazywanej „listą życzeń”.
Jak pisał w OKO.press Michał Piekarski, amerykańska polityka zagraniczna i bezpieczeństwa ma opierać się na ścisłej koncentracji na interesie narodowym, osiąganiu pokoju przez siłę, unikaniu interwencji w sprawy innych państw, „elastyczny realizm” – rozumiany jako zawieranie korzystnych relacji handlowych bez ingerowania w sprawy wewnętrzne innych państw oraz traktowanie państw narodowych jako podstawowego aktora w relacjach międzynarodowych.
Zamiast globalnej dominacji preferowane ma być w ochronie własnych interesów osiągnięcie równowagi sił – co budzi oczywiste skojarzenia z wiekiem dziewiętnastym.
Przeczytaj także:
Celem Ameryki ma być też promowanie „europejskiej wielkości”. W wizji Trumpa Europa ma wrócić do konstrukcji, w której istnieją silne państwa narodowe, oparte na chrześcijańskich, konserwatywnych wartościach, z homogenicznymi (czytaj białymi) społeczeństwami. Amerykańska dyplomacja powinna więc wspierać polityczną zmianę w Europie, rządzić powinny partie, które wyznają „prawdziwą demokrację, wolność ekspresji i nieprzepraszające celebrowanie narodowego charakteru i historii”.
A Rosja? Pożądanym celem jest doprowadzenia do „strategicznej stabilizacji” w relacjach z Kremlem i zablokowanie dalszego rozszerzania NATO. Europa miałaby posiadać własny potencjał militarny pozwalający się obronić przed Rosją i pozostawać w korzystnych dla USA relacjach handlowych (w tym jako nabywca uzbrojenia). Ukraina nie jest w ogóle wspomniana jako podmiot.
Na łodzi znajdowało się w sumie 20 osób. To migranci, którzy próbowali dostać się do Europy popularnym, ale szalenie niebezpiecznym szlakiem morskim wiodącym przez Morze Śródziemne
Do tragedii doszło 26 mil morskich (40 km) na południe od wybrzeży Chrisi, małej, niezamieszkanej wyspy niedaleko Krety. Jak podaje Reuters, o zatonięciu łodzi poinformował greckie służby przepływający obok turecki statek handlowy.
Mimo akcji ratowniczej zginęło 18 osób. Dwójkę uratowanych migrantów przetransportowano do Krety. Przyczyny tragedii — wywrócenia statku lub zatonięcia — nie są znane, wciąż trwa śledztwo w tej sprawie.
Nie wiadomo, skąd dokładnie przypłynęli migranci na zatopionej w sobotę 6 grudnia łodzi, ale trasa przez Morze Śródziemne od dekady jest jednym z głównych szlaków migracyjnych do Europy dla osób uciekających przed ubóstwem i konfliktami z Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki.
Trasa na greckie wyspy na pontonach lub prowizorycznych małych łódkach najczęściej zaczyna się w Libii. Według służb w pierwszym półroczu 2025 do wybrzeży Grecji dostało się w ten sposób 7 tys. osób. W szczytowym tygodniu lipca było to aż 2,5 tys. migrantów. To znaczący wzrost w porównaniu z poprzednimi latami.
W wakacje Ateny zdecydowały się na zaostrzenie polityki azylowej – nie tylko zawieszono wydawanie wniosków o ochronę międzynarodową, ale stosowano areszt dla wszystkich, którzy nielegalnie przekroczyli granice. Wzmożono także patrole morskie, które miały odstraszyć handlarzy od sprzedawania biletów na podróż szalenie niebezpiecznym szlakiem.
Migranci, którzy dotarli do Grecji w 2025, pochodzili głównie z Egiptu, Sudanu i Bangladeszu.
Przeczytaj także:
„Leć na Marsa” – odpowiada Muskowi szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. W tle przepychanki są interesy gigantów cyfrowych
Zaczęło się od kary, którą Unia Europejska nałożyła w piątek 5 grudnia na platformę X (dawniej Twitter) za naruszenie obowiązków wynikających z Aktu o usługach cyfrowych (DSA). Spółka należąca do miliardera Elona Muska musi zapłacić 120 milionów euro za wprowadzenie użytkowników w błąd za pomocą nieprawdziwej weryfikacji kont, braku przejrzystości reklam i ograniczenia dostępu dla badaczy danych publicznych.
Jest to pierwsza kara nałożona przez KE na cyfrowego giganta od wejścia DSA w życie.
W odpowiedzi Musk opublikował serię krytycznych wobec Unii Europejskiej wpisów. Pytał w nich, kiedy w końcu UE przestanie istnieć. „Unia Europejska powinna zostać zniesiona, a suwerenność przywrócona poszczególnym krajom, aby rządy mogły lepiej reprezentować swoich obywateli„ – stwierdził Musk. Zgodzili się z nim m.in. były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew i prorok Putina Aleksander Dugin. Musk podawał dalej wpisy porównujące Unię Europejską do nazistowskich Niemiec (z podpisem ”czwarta Rzesza").
„Leć na Marsa. Tam nie ma cenzury nazistowskich salutów„ – odpowiedział Muskowi szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. W kolejnym wpisie wskazywał, że antyunijna retoryka służy tym, którzy chcą zarabiać na sianiu nienawiści i tym, którzy chcą Europę podbić”.
Gdy w sobotę 6 grudnia polski premier skomentował amerykańską strategię bezpieczeństwa, o zasięgi posta również zadbał właściciel platformy X.
Tusk napisał: „Drodzy amerykańscy przyjaciele, Europa jest waszym najbliższym sojusznikiem, a nie problemem. Mamy wspólnych wrogów. Przynajmniej tak było przez ostatnie 80 lat. Musimy się tego trzymać, bo to jedyna rozsądna strategia dla naszego wspólnego bezpieczeństwa. Chyba że coś się zmieniło".
Musk udostępnił wpis szefa polskiego rządu z podpisem: „Jeśli połączymy Donalda Trumpa i Elona Muska, otrzymamy…„. I dalej komentował: „Kocham Europę, ale nie biurokratycznego potwora, jakim jest Unia Europejska”.
Nie pierwszy raz Amerykanie krytykują Unię Europejską za ograniczenia nakładane na firmy technologiczne. W mijającym tygodniu minister handlu Howard Lutnick oznajmił, że jeśli Unia chce zawrzeć porozumienie handlowe, musi „odpuścić„ amerykańskim gigantom. A wiceprezydent USA J.D. Vance stwierdził, że UE powinna wspierać wolność słowa, a nie „atakować amerykańskie firmy” bez powodu.
Komisja Europejska chce, żeby właściciele platform brali odpowiedzialność za publikowane tam treści oraz zachowywali zasady uczciwej konkurencji – nie nadużywali swojej pozycji wobec mniejszych przedsiębiorstw.
DSA nakłada na duże platformy cyfrowe i wyszukiwarki internetowe wymagania m.in. w kwestii moderowania treści, wykorzystywania algorytmów, walki z dezinformacją i mową nienawiści oraz oznaczania treści politycznych.
Przeczytaj także:
Administracja Donalda Trumpa na 2027 rok wyznacza Europie termin na przejęcie pełnej odpowiedzialności za obronność konwencjonalną kontynentu – donosi Reuters, powołując się na informacje od pięciu źródeł w Pentagonie. Zdaniem części europejskich liderów to nierealny termin.
Jak donosi Reuters, w tym tygodniu podczas spotkania amerykańskich i europejskich wojskowych w Pentagonie USA poinformowały europejskie delegacje o tym, że chcą, by Europa przejęła pełną odpowiedzialność za obronność konwencjonalną kontynentu do 2027 roku.
Chodzi o zapewnienie tych zdolności, które w tej chwili na kontynencie gwarantują USA. A takich zdolności jest sporo i są absolutnie kluczowe. Chodzi np. o wywiad satelitarny, uderzenia średniego i dalekiego zasięgu, czy obrona powietrzną i przeciwrakietową.
Jak donosi Reuters, Amerykanie mieli przekazać Europejczykom, że jeśli nie wywiążą się z tego zobowiązania w terminie, to USA tak czy inaczej wycofają się z zapewniania Europie tych brakujących zdolności oraz koordynowania obrony. Urzędnicy Pentagonu mieli też poinformować stronę europejską, że USA nie są zadowolone z tego, w jakim tempie Europa podejmuje działania na rzecz wzmocnienia swoich możliwości obronnych.
Zdaniem członków europejskich delegacji, z którymi rozmawiali reporterzy Reutersa, 2027 rok to termin „nierealistyczny”.
O tym, że USA chcą powoli wycofywać się z gwarantowania bezpieczeństwa w Europie mówi się praktycznie od początku drugiej kadencji Donalda Trumpa. Pierwsze wyraźne zapowiedzi w tej kwestii padły z ust amerykańskiego sekretarza wojny (wówczas jeszcze sekretarza obrony) Pete'a Hegsetha już w lutym 2025.
Jesienią 2025 roku USA miały dokonać pełnego przeglądu swojej obecności wojskowej na całym świecie i podjąć decyzję o ewentualnej relokacji sił. Narzucony Europie termin przejęcia odpowiedzialności za obronność kontynentu wpisuje się w te oczekiwania.
O tym, że przy obecnym tempie wydatków i działań w zakresie obronności Europa jest narażona na poważną lukę, jeśli USA zdecydują się na zmniejszanie swojej obecności na kontynencie, europejscy eksperci ds. bezpieczeństwa alarmują od wielu miesięcy. A szacunki wywiadów mówią o ryzyku rosyjskiej agresji na jedno z państw NATO za dwa do pięciu lat.
Pomimo że państwa członkowskie NATO są obecnie związane nowym celem wydatkowym NATO – mają zwiększyć nakłady na obronność do 5 proc. względem PKB w ciągu dekady, przy czym 3,5 proc. to mają być wydatki stricte wojskowe, a 1,5 proc. – okołowojskowe, w tym na technologie podwójnego zastosowania, to jak wynika z raportu Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych, cel wydatkowy NATO nie uwzględnia kosztów możliwie szybkiego zastąpienia tych wszystkich zdolności obronnych, które obecnie na kontynencie gwarantują Stany Zjednoczone.
Eksperci MISS szacują, że by stopniowo zastąpić amerykańską obecność na kontynencie, niezbędne byłoby wygenerowanie dodatkowo 1 biliona dolarów środków na uzbrojenie w ciągu 10 lat. Tyle bowiem wart jest stacjonujący w Europie amerykański sprzęt oraz możliwości wojskowe, które Stany udostępniają Europie.
Aby to było możliwe, już dziś europejscy członkowie NATO powinni przeznaczać na obronność co najmniej 3 procent PKB rocznie. Do tego jednak daleko. Taki poziom wydatków ma obecnie tylko czterech europejskich członków NATO, a w 2025 roku osiągną go kolejne trzy kraje. Większość europejskich członków NATO planuje osiągnąć ten poziom wydatków najwcześniej w 2030 roku.
Przeczytaj także:
Szwedzka marynarka wojenna natrafia na rosyjskie łodzie podwodne niemal co tydzień – powiedział kapitan Marco Petkovic, szef sztabu operacyjnego szwedzkiej marynarki wojennej w rozmowie z dziennikiem „The Guardian”. Rosja “stale wzmacnia swoją obecność w regionie” – dodał.
Szef sztabu operacyjnego szwedzkiej marynarki wojennej kapitan Marco Petkovic w rozmowie z dziennikiem „The Guardian” przestrzega: Rosja wzmacnia swoją obecność na Bałtyku. Spotkania z rosyjskimi łodziami podwodnymi to dla szwedzkiej marynarki wojennej już niemal codzienność. „Są coraz częstsze” – cytuje Petkovica brytyjski dziennik.
Petkovic podkreślił, że Rosja modernizuje i rozbudowuje swoją flotę wojenną. Jej możliwości produkcyjne to co najmniej jeden okręt podwodny klasy Kilo rocznie. W sumie rosyjska marynarka wojenna dysponuje 19 okrętami podwodnymi.
Okręty klasy Kilo to typ rosyjskich konwencjonalnych okrętów podwodnych znanych z cichej pracy. Przeznaczone są do działań przybrzeżnych lub obrony wybrzeża. Są wyposażone w torpedy, miny, a w nowszych wersjach także pociski manewrujące. To, że generują bardzo niski poziom hałasu sprawia, że są bardzo trudne do wykrycia.
Według Petkovica Rosja produkuje okręty w Sankt Petersburgu i enklawie kaliningradzkiej. Zdaniem szwedzkiego kapitana to „celowy i ciągły program modernizacji” jej statków.
Sytuacja w regionie Morza Bałtyckiego staje się coraz bardziej napięta – pisze dalej „The Guardian”. Petkovic zwraca też uwagą na to, że niepokój budzi też stała obecność na Bałtyku rosyjskiej floty cieni. Szef sztabu operacyjnego szwedzkiej marynarki wojennej nie wyklucza bowiem, że te mogą być wykorzystane także do ataków, np. do wystrzeliwania dronów.
„The Guardian” podkreśla, że Szwecja była ostatnio gospodarzem dużych ćwiczeń NATO obejmujących zwalczanie okrętów podwodnych. W ćwiczeniach „Playbook Merlin 25” wzięło udział dziewięć krajów, w tym Polska, Szwecja, Niemcy, Francja i Stany Zjednoczone. Celem ćwiczeń było wzmocnienie gotowości, interoperacyjności i zdolności do reagowania na zagrożenia. Ćwiczenia odbyły się w dniach 10-14 listopada.
Kolejne ćwiczenia dotyczące bezpieczeństwa na Morzu Bałtyckim odbyły się w dniach 24 listopada – 4 grudnia. Chodzi o ćwiczenia „Freezing Winds”. Przez kilka dni siły morskie, nurkowie i zespoły przeciwminowe ćwiczyły wspólne operacje, aby zapewnić gotowość do reagowania na różnorodne zagrożenia – od wykrywania i neutralizowania zagrożeń podwodnych po reagowanie na zakłócenia mające wpływ na kluczowe morskie linie komunikacyjne. Ćwiczenia te stanowią uzupełnienie wzmocnionej aktywności NATO w ramach operacji Baltic Sentry, rozpoczętej w styczniu 2025 r. W ramach tej operacji siły NATO prowadzą wzmocniony nadzór w całym regionie.
Także Polska jest świadoma konieczności poprawy możliwości obronnych na Morzu Bałtyckim.
„Bałtyk przestaje być bezpieczny. Polska armia pilnie potrzebuje okrętów podwodnych, by neutralizować zagrożenie działaniami dywersyjnymi Rosji, a w przypadku otwartego konfliktu, by powstrzymać ataki rosyjskiej marynarki wojennej” – pisze na łamach OKO.press Michał Piekarski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego.
26 listopada 2025 ogłoszono, że zapadła najważniejsza jak dotąd decyzja w sprawie programu zakupu okrętów podwodnych, znanego pod kryptonimem „Orka”. Po prawie 20 latach przymiarek Polska zakupi trzy szwedzkie okręty podwodne projektu A26 ze stoczni Saab Kockums. Ponadto od roku 2027 do służby w Marynarce Wojennej trafi używany okręt podwodny – także ze Szwecji.
Przeczytaj także: