Fala prozachodnich protestów przetacza się przez Gruzję po zmianie kursu nowej władzy w tym kraju. Były polityk SLD pozostanie na wolności – jednak pod dozorem policyjnym i za poręczeniem majątkowym w wysokości miliona złotych
Z nieoficjalnych informacji TVN24 wynika, że Paweł Szopa, twórca i właściciel Red is Bad, został namierzony przez polską policję w Dominikanie i zatrzymany przez tamtejsze organy ścigania
Paweł Szopa był poszukiwany listem gończym w związku z aferą dotyczącą nieprawidłowości w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych w okresie rządów PiS. Wydano w jego sprawie również Europejski Nakaz Aresztowania i tzw Czerwoną Notę Interpolu.
Paweł Szopa miał zostać zatrzymany na Dominikanie na wniosek polskich organów ścigania. Obecnie trwają procedury mające na celu sprowadzenie go do kraju – poinformowało w materiale Roberta Zielińskiego TVN24. Szopa to powiązany z politykami prawicy twórca marki Red is Bad i producent tzw „odzieży patriotycznej”, który w latach 2022-2023 otrzymał z Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych łącznie 270 milionów złotych za dostawę agregatów prądotwórczych na Ukrainę.Wcześniej, w trakcie pandemii, Szopa na mocy kontraktów z RARS dostarczał materiały ochronne dla personelu medycznego.
Szopa podejrzany jest o drastyczne zawyżenie wartości dostarczonego przez siebie sprzętu.
Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w RARS trwa od grudnia zeszłego roku. Dotyczy m.in. przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez pracowników RARS podczas organizowania i realizowania zakupu towarów. Prokuratorzy przedstawili zarzuty łącznie już pięciu osobom. Dotyczą one m.in. udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych.
W tej samej sprawie został już zatrzymany w Wielkiej Brytanii Michał Kuczmierowski, były szef RARS. On również był poszukiwany listem gończym. Rozprawa ekstradycyjna dotycząca wydania go Polsce ma odbyć się w lutym. Do tego czasu Kuczmierowski będzie przebywał w brytyjskim areszcie.
Pierwsi żołnierze armii północnokoreańskiej mogą wejść do walki po stronie Rosji już w przyszłym tygodniu – alarmuje prezydent Ukrainy
Ewentualne bezpośrednie zaangażowanie Korei Północnej w wojnę w Ukrainie po stronie Rosji budzi niepokój zarówno zaatakowanego kraju, jak i Zachodu.
Co się wydarzyło?
„Według informacji naszego wywiadu pierwsi północnokoreańscy żołnierze mają zostać wysłani przez Rosję do stref walk już 27-28 października” – poinformował w piątek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Na rosyjskim Dalekim Wschodzie przebywa w tej chwili około 3 tysięcy żołnierzy z elitarnych jednostek północnokoreańskiej armii. Rosjanie przygotowują ich do udziału w wojnie w Ukrainie. Łącznie do Rosji ma trafić około 10-12 tysięcy żołnierzy z armii Północnej Korei. Reżim Kim Dzong Una wysyła Rosji również uzbrojenie i amunicję.
Jaki jest kontekst?
W środę 23 października rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby poinformował oficjalnie, że wywiad USA potwierdził obecność północnokoreańskich żołnierzy na terenie Rosji. Według Kirby'ego zostali przetransportowani do Rosji w październiku i natychmiast rozpoczęli szkolenia w bazach rosyjskiej armii. Szkolenia mają na celu przygotowanie ich do współpracy z armią Rosji w wojnie w Ukrainie.
„Nie wiemy jeszcze, czy żołnierze ci wezmą udział w walce u boku rosyjskiej armii, ale jest to z pewnością wysoce niepokojące, iż po ukończeniu szkolenia żołnierze ci mogliby udać się do zachodniej Rosji, a następnie walczyć z ukraińską armią” – mówił w środę Kirby.
„Jeśli są oni współwinni, jeśli ich zamiarem jest udział w tej wojnie w imieniu Rosji, to jest to bardzo, bardzo poważna sprawa. Będzie to miało wpływ nie tylko na Europę. Będzie to miało również wpływ na Indo-Pacyfik” — stwierdził następnie sekretarz obrony USA Lloyd Austin.
Michael R. Turner, szef Komisji Wywiadu Izby Reprezentantów USA zapowiedział z kolei, że w wypadku dołączenia przez Koreańczyków z Północy do wojny w Ukrainie, będzie domagał się, by amerykańska armia „poważnie rozważyła bezpośrednią akcję militarną przeciwko wojskom Korei Północnej”.
Globalne emisje gazów cieplarnianych ustanowiły nowy rekord na poziomie 57,1 mld ton CO2 w 2023 roku, co stanowi wzrost o 1,3 proc. w porównaniu z 2022 i niemal przesądza o niepowodzeniu planu ograniczenia wzrostu temperatury o 1,5°C do końca wieku.
Nowe dane pochodzą z opublikowanego wczoraj raportu Programu Środowiskowego ONZ, analizującego „lukę” między globalną polityką klimatyczną, a właśnie celem 1,5°C zawartym w tzw. Porozumieniu Paryskim. Raport ukazuje się na kilka tygodni przed szczytem klimatycznym COP29 w Baku i kilka miesięcy przed wyznaczonym na luty przyszłego roku terminem przedłożenia przez kraje zaktualizowanych krajowych planów klimatycznych, czyli planów obniżenia emisji.
Rosnące emisje gazów cieplarnianych kumulują w atmosferę energię cieplną, co doprowadziło już do wzrostu temperatury o 1,62°C powyżej średniej z lat 1850-1900, a więc okresu sprzed gwałtownego rozwoju przemysłu. Naukowcy podejrzewają, że — na razie — to wciąż „tylko” czasowe przekroczenie progu 1,5°C, ale rosą obawy, że za kilka-kilkanaście lat próg ów zostanie przekroczony trwale.
By tak się nie stało emisje gazów cieplarnianych muszą zacząć radykalnie obniżać się dosłownie od zaraz. Raport szacuje, że emisje powinny spaść o 42 proc. do 2030 roku i o 57 proc. do 2035 roku (względem roku 2019), by świat utrzymał się na ścieżce prowadzącej do zatrzymania wzrostu temperatury o 1,5°C d roku 2100. Wydaje się — a według niektórych naukowców jest właściwie pewne — że są to cele niemożliwe do zrealizowania, a następnym progiem ocieplenia, na osiągnięciu którego powinny skupić się wysiłki, jest 2°C. Wymagałoby to obniżki emisji o 28 proc. do 2030 i o 37 proc. do 2035 roku. Czy to realne? Są co do tego zasadne wątpliwości, gdyż roczne tempo redukcji emisji musiałoby osiągnąć 7,5 proc. dla celu 1,5°C lub 4 proc. dla celu 2°C.
Aby osiągnąć te cele, niezbędne będą masowe inwestycje w technologie odnawialne, takie jak energia słoneczna i wiatrowa, które wniosłyby znaczną część redukcji emisji do 2030 roku. Ważną rolę odegrają także działania związane z ochroną lasów oraz przejście na bardziej efektywne technologie w budownictwie, transporcie i przemyśle. Swoją rolę ma także do odegrania energetyka jądrowa, a także — fundamentalnie — sfinansowanie tych wysiłków.
Kluczową rolę w realizacji zobowiązań klimatycznych mają kraje grupy G20, która odpowiada za większość globalnych emisji. Kraje G20 muszą nie tylko zwiększyć swoje wysiłki, ale także wesprzeć finansowo kraje biedniejsze, by zapewnić sprawiedliwe warunki realizacji globalnych celów klimatycznych — ponieważ to kraje globalnego Południa ponoszą skutki kryzysu klimatycznego nieproporcjonalne do swojego wkładu we wzrost emisji CO2. “Światowy kryzys klimatyczny wymaga mobilizacji o skali i tempie, jakich dotychczas nie obserwowano” – mówi cytowana w informacji prasowej Inger Andersen, dyrektor wykonawcza UNEP. Jak dodaje, uniknięcie ocieplenia o każdy ułamek stopnia oznacza ocalenie ludzi, ochronę gospodarek i uniknięcie szkód środowiskowych.
Raport podkreśla, że brak zdecydowanych działań spowoduje wzrost temperatury aż o 2,6–3,1°C w ciągu tego stulecia, co przyniesie katastrofalne skutki dla ludzi, środowiska i gospodarek. W scenariuszu zakładającym wdrożenie obecnych zobowiązań redukcyjnych (chodzi o przyszłe, a więc jeszcze niewdrożone polityki) temperatura wzrośnie o 2,6°C. Kontynuacja "business as usual" oznaczałaby wzrost o 3,1°C.
Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało w piątek, że 41 zawiadomień dotyczących możliwości popełnienia przestępstwa trafiło już do Prokuratury Krajowej. 24 z nich dotyczą Antoniego Macierewicza. 10 – Mariusza Błaszczaka
Zawiadomienia do prokuratury to efekt prac specjalnego zespołu powołanego przez MON do zbadania działalności tzw podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza za rządów PiS.
„Informujemy, że wszystkie 41 zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez byłych członków „Podkomisji do ponownego zbadania wypadku lotniczego samolotu Tu-154” oraz innych osób, w tym 24 zawiadomienia dotyczące samego Antoniego Macierewicza i 10 dotyczących Mariusza Błaszczaka, zostało dostarczonych do Prokuratury Krajowej w Warszawie.” – poinformowało na swojej stronie internetowej Ministerstwo Obrony Narodowej. „Zawiadomienia są efektem prac Zespołu do spraw oceny funkcjonowania podkomisji do ponownego zbadania wypadku lotniczego. Zespół przez 9 miesięcy badał legalność, gospodarność, celowość i rzetelność działania Podkomisji, której przewodniczył Antoni Macierewicz.” – dodaje MON.
„41 zawiadomień o możliwości popełniania przestępstwa wpłynęło do Prokuratury Krajowej. 24 z nich dotyczą Antoniego Macierewicza. 10 dotyczy Mariusza Błaszczaka. Prawda jak oliwa- zawsze na wierzch wypływa” – napisał wcześniej również piątek na platformie X wiceminister obrony Cezary Tomczyk.
W czwartek w ministerstwie obrony ogłoszony został raport z prac Zespołu do spraw oceny funkcjonowania podkomisji do ponownego zbadania wypadku lotniczego, który rozpoczął swą pracę 9 miesięcy temu. Informowaliśmy już o tym w OKO.press.
Zespół stwierdził liczne nieprawidłowości w pracy komisji, zarzucił też jej niegospodarność w wydatkowaniu publicznych pieniędzy. Podkomisja smoleńska Antoniego Macierewicza funkcjonowała w latach 2016-2023, Macierewicz stanął na jej czele w 2018 roku, gdy stracił funkcję szefa MON. Działalność komisji pochłonęła aż 81,5 miliona złotych. 12,5 mln zł przeznaczono na „wydatki osobowe”, a rekordzista zarobił za pracę w podkomisji 900 tysięcy. Około miliona złotych wydano na ochronę Antoniego Macierewicza, mimo że ochrona ta nie przysługiwała mu z urzędu. 100 tys. zł wydano na film o działaniach podkomisji.
W 2021 roku podkomisja Macierewicza opublikowała swój raport dotyczący katastrofy smoleńskiej. „Przyczyną katastrofy była eksplozja, a przynajmniej dwie eksplozje — pierwsza w lewym skrzydle, a druga w centropłacie kilka sekund później, która zniszczyła samolot zupełnie i zabiła wszystkich pasażerów oraz załogę”- opowiadał wtedy Antoni Macierewicz.
Rzecznik PiS poinformował, że w partii nie odbędą się prawybory prezydenckie. Ich przeprowadzenia nie wykluczał wcześniej Jarosław Kaczyński. Kandydat PiS może być natomiast ogłoszony wcześniej niż 11 listopada
PiS jest już prawie gotowy do ogłoszenia swojego kandydata na prezydenta. Wybierze go Jarosław Kaczyński na podstawie rekomendacji specjalnego zespołu zajmującego się badaniem szans poszczególnych polityków – wynika z wypowiedzi rzecznika PiS
„Kierownictwo partii podjęło decyzję, że formuła prawyborów nie będzie realizowana. Prawybory to nie ten czas, zwłaszcza, że ten harmonogram w ciągu najbliższych tygodni, miesięcy jest bardzo, bardzo napięty i to jeden z głównych argumentów, który przyczynił się do tego, żeby odejść od tej formuły” – ogłosił w piątek 25 października rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Rafał Bochenek, który wystąpił w prawicowej telewizji wPolsce24.
Pytany w tej samej rozmowie o to, kiedy partia przedstawi swojego kandydat w wyborach prezydenckich, Bochenek stwierdził natomiast, że „z całą pewnością odbędzie się to w najbliższym czasie” i podkreślił, że „nie należy się przywiązywać” do daty 11 listopada, najczęściej wskazywanej przez media i polityków PiS. To właśnie 11 listopada 2015 roku została ogłoszona po raz pierwszy kandydatura Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich 2016 roku.
W PiS od kilku miesięcy toczy się proces wyłaniania kandydata w przypadających latem przyszłego roku wyborach prezydenckich. Partia Kaczyńskiego stara się wybrać do tej roli polityka, który miałby możliwie realne szanse na walkę o zwycięstwo w ich drugiej turze, co wymaga wyjścia poza odwoływanie się do tradycyjnego elektoratu samego PiS i sięgnięcia po pewien efekt nowości czy wręcz zaskoczenia. Część scenariuszy zakłada więc, że tak jak to było w przypadku Andrzeja Dudy, tak i teraz PiS sięgnie po raz kolejny po polityka spoza ścisłego kręgu kierowniczego partii. Obecnie – według nieoficjalnych przecieków z PiS – największe szanse na to mają mieć były szef MEN Przemysław Czarnek i prezes IPN Karol Nawrocki. Jednocześnie w grze są i inne nazwiska – w tym np byłego premiera Mateusza Morawieckiego. Ostateczny wybór będzie oznaczał przyjęcie przez PiS określonej strategii wyborczej – siłą rzeczy bardzo istotnej także dla kandydatów pozostałych partii. Dlatego też proces wyłaniania kandydata na prezydenta w PiS jest obserwowany z uwagą nie tylko przez komentatorów polityki, ale i przez kampanijnych strategów wszystkich liczących się partii politycznych.