W nocy z 26 na 27 listopada weszło w życie zawieszenie broni między Izraelem a Hezbollahem, będące wynikiem negocjacji między Izraelem i Libanem. Izrael ma dwa miesiące na wycofanie się z południowego Libanu
Do wypadku doszło w nocy z soboty na niedzielę. Rozpędzony volkswagen arteon uderzył w forda, którym jechała czteroosobowa rodzina. Na miejscu zginął ojciec. Dwójka dzieci i żona są w szpitalu w stanie ciężkim
Jak informuje wyborcza.pl, policja zgłoszenie dostała o godz. 1.30 w nocy z soboty na niedzielę (14 na 15.09). Trasą Łazienkowską w kierunku Pragi jechała w fordzie czteroosobowa rodzina: 37-letni rodzice oraz 4- i 8-letnie dziecko. Prowadziła matka.
Gdy byli na wysokości Torwaru, z wielką siłą w ich tył uderzył jadący w tym samym kierunku biały volkswagen Arteon. Zepchnął forda na bariery. Wypadku nie przeżył ojciec rodziny. Kobieta wraz z dwójką dzieci zostali przewiezieni do szpitali.
W volkswagenie jechały cztery osoby: trzech mężczyzn i kobieta. Mężczyźni byli pijani. 22-latek miał dwa promile, 27- i 28-latek ponad promil. Według relacji mężczyzn kierowała 37-latka. Ona sama nie może tego potwierdzić, bo w stanie ciężkim została przewieziona do szpitala. Nie ma z nią kontaktu, lekarze walczą o jej życie.
Wypadek miał podobny przebieg do zdarzenia na A1 z zeszłego roku. Pędzące z prędkością 253 km/h BMW uderzyło w samochód, którym podróżowała trzyosobowa rodzina. Wszyscy troje zginęli na miejscu. Kierowca BMW Sebastian M. zbiegł do Dubaju i unika tam sprawiedliwości.
Wtedy policja puściła kierowcę wolno. W tym przypadku zatrzymano wszystkich trzech mężczyzn. – To decyzja prokuratora, który pracował w nocy na miejscu. Będziemy wyjaśniać, kto prowadził samochód – mówi mł. asp. Bartłomiej Śniadała z Komendy Stołecznej Policji.
Jak ustaliła wyborcza.pl, 37-latek jechał na tylnym siedzeniu pomiędzy dziećmi, które siedziały zapięte w fotelikach.
- Zmiażdżone jest cały tył forda – powiedział Piotr Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Dzieci i matka są w stanie ciężkim. Jedno z nich oraz kobieta w nocy przeszli operacje. Lekarze walczą o ich życie.
- Czekamy aż mężczyźni wytrzeźwieją, żeby móc ich przesłuchać. Zabezpieczamy monitoring z trasy, którą jechał samochód – powiedział portalowi wyborcza.pl prokurator Skiba.
Tama na zbiorniku retencyjnym w Stroniu Śląskim pękła. Mieszkańcy przesyłają filmy pokazujące rozpędzoną wodę pustoszącą miasto. Apel o ewakuację mieszkańców Stronia Śląskiego i Lądka Zdroju.
Tama na zbiorniku w Stroniu Śląskim pękła po godz. 12. Nagrywane przez mieszkańców filmy pokazują żywioł sunący przez miasto.
Woda wdziera się do miasta całą szerokością ulic i porywa ze sobą wszystko, co napotka na swojej drodze – na zdjęciu uchwycono zalany wóz strażacki.
Pojawiają się pierwsze doniesienia o burzeniu przez falę powodziową budynków. Na filmie uchwycono porwany przez żywioł dom mieszkalny.
Tama znajdowała się na zbiorniku retencyjnym na rzece Morawa. W nocy z 14 na 15 września służby poinformowały, że zbiornik osiągnął 100% wypełnienie. Woda zaczęła przelewać się przez górny przepust tamy. W końcu nie wytrzymał wał bezpośrednio sąsiadujący z zaporą. W wyniku jego przerwania zalanych zostało kilka miejscowości w tym Stronie Śląskie, Lądek Zdrój, Kłodzko, Nysa.
Przez kilkadziesiąt godzin mieszkańcy i strażacy walczyli o utrzymanie przeprawy na rzece Białej Głuchołaskiej. Spełnił się najgorszy scenariusz
O godz. 6:25 woda zaczęła się przelewać przez wały. Na rzece Białej Głuchołaskiej były dwie konstrukcje: most tymczasowy i powstający obok most docelowy. Fale waliły w nie przez całą noc. Most był dociążany kostką kamienną, ale to nie pomogło.
Nocą most był dociążany, jednak to nie pomogło.
Przed południem ostatecznie obie budowle padły. To był najgorszy scenariusz.
„W tej chwili nie wiemy, jaki wpływ na sytuację powodziową w mieście i poniżej będzie miało zerwanie mostu” – powiedział Polskiej Agencji Prasowej st. kapitan Paweł Kolera z KW PSP w Opolu.
Zalewany jest szpital w Głuchołazach, woda jest w piwnicy. Strażak Paweł Kolera powiedział PAP, że walka z wodą w szpitalu to w tej chwili jedno z najważniejszych zadań strażaków w Głuchołazach.
Do Głuchołaz ściągane są skutery wodne. Jak powiedział ratownik z nyskiego WOPR Jarosław Białochławek w TVN24: „Łodzie sobie nie radzą na wartkim nurcie”.
Problemem pozostaje to, że mieszkańcy nie chcą się ewakuować. Reporter TVN24, Maciej Warsiński relacjonował rozmowę z wojewodą opolską. Monika Jurek poinformowała, że 400 mieszkańcom Głuchołaz proponowano ewakuację, a poddało się jej zaledwie kilka osób. Teraz ewakuacja jest obowiązkowa.
Wieczorem i nocą w Głuchołazach mają wystąpić kolejne ulewne opady.
„Zapłacicie za to!”, „hipokryci!”, „patowładza” – wykrzykiwał Janusz Kowalski podczas programu „Woronicza 17” w TVP Info. W końcu prowadząca program Kamila Biedrzycka go wyprosiła
„Kultura dyskusji obowiązuje, panie pośle. W tej chwili widzowie piszą, żeby pana więcej nie zapraszać, dlatego, że pan uniemożliwia normalny odbiór i przebieg programu” – zwróciła się do posła PiS Kamila Biedrzycka, dziennikarka TVP Info.
Kowalski odpowiedział, że będzie dalej obnażał hipokryzję patowładzy. Program z udziałem polityków rządzącej koalicji i opozycji dotyczył między innymi rozliczeń z rządami PiS.
„Proszę mnie nie uczyć warsztatu dziennikarskiego” – kontynuowała Biedrzycka.
„Wydaje mi się, że to jest jakiś lęk, dostrzegam u posła Kowalskiego. To wynika z tego, co się dzieje z Funduszem Sprawiedliwości” – zareagował europoseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba. Funduszem Sprawiedliwości zarządzali politycy Suwerennej Polski, partii Zbigniewa Ziobry, do której do niedawna należał Janusz Kowalski. „Od stycznie prowadzone jest bardzo intensywne śledztwo”.
„To wy macie lęk w oczach! Pan mnie nie straszy!” – zakrzyknął Kowalski.
„Pan naprawdę gra na to, żeby być wyproszonym ze studia” – po raz kolejny zareagowała Biedrzycka. „Jeśli jeszcze raz pan przerwie komukolwiek, to niestety będziemy musieli się pożegnać” – zapowiedziała dziennikarka.
„Próbowali wyprowadzić pieniądze na Fundację Profeto księdza Olszewskiego” – próbował kontynuować Michał Szczerba (KO).
„Bezczelny! Ksiądz Olszewski jest wspaniałym polskim patriotą” – krzyknął znów Kowalski.
Szczerba dodał, że sąd zgodził się na tymczasowe aresztowanie Olszewskiego, a w sprawie chodzi o 100 mln zł.
„Dla kobiet! Dla kobiet!” – krzyczał Kowalski.
„To jest dokładnie 100 wozów strażackich, miejcie tę świadomość” – mówił dalej Szczerba. A Kowalski dalej krzyczał: „Dla kogo?! Dla kogo?! Dla kobiet maltretowanych”.
Kamila Biedrzycka zapowiedziała kolejną część programu: miała dotyczyć sprawy Ryszarda C. i jego żony. W czasie kiedy widzowie oglądali filmową zapowiedź, Janusz Kowalski w studio wciąż mówił. Widzowie mogli usłyszeć ostatnie słowa jego wypowiedzi: „Nie ma wojska, nie ma policji”.
Biedrzycka zwróciła się do widzów, powiedziała, że nie jest w stanie uspokoić Kowalskiego. A do niego: „Panie pośle, bardzo przepraszam, ale musimy się pożegnać. Bo pan nawet poza anteną krzyczał na pozostałych, którzy prosili, żeby mogli się wypowiedzieć”.
Kowalski: „Bardzo serdecznie dziękuję i gratuluję wszystkim, przede wszystkim OSP, ratujecie życie i zdrowie, a wy, Platformo Obywatelska, za to, że atakowaliście OSP, Fundusz Sprawiedliwości, za to, że pozbawiliście ich wsparcia, zapłacicie za to. Zapłacicie. A hipokryta Michał Szczerba zapłaci za każde zło, które zrobił”.
Już na stojąco Kowalski jeszcze wykrzyknął: „Po to przejęliście nielegalnie TVP, aby taka propaganda była. Państwo Tuska nie działa. Nysa jest zalewana, Głuchołazy są pod wodą, a pani tu propagandę uprawia” – poseł PiS powiedział, wychodząc, do Kamili Biedrzyckiej.
Całe nagranie tej części programu można zobaczyć tutaj.
Janusz Kowalski skomentował później na portalu X: „Przejęli TVP, aby uprawiać tuskową propagandę”.
Przepływająca przez Kłodzko Nysa osiągnęła na wodowskazach wyższy poziom niż podczas powodzi tysiąclecia w 1997 roku. Woda wdziera się do miasta, jej wysokość sięga do półtora metra.
„Jeśli chodzi o wodowskazy to pokazują poziom wyższy niż w 1997 roku – wtedy było to 655 cm, a tej nocy było ponad 658” – mówił w porannej rozmowie z RMF24 burmistrz Kłodzka Michał Piszko.
Burmistrz i mieszkańcy mają jednak nadzieję, że Kłodzko nie doświadczy tak dramatycznych zniszczeń jak 27 lat temu.
„Różnica jest taka, że tamta woda była bardziej niszczycielska, i fala, która przechodziła przez miasto miała poziom 4 metrów, a ta dzisiejsza ma wysokość metra do półtora” – mówił w niedzielę o godz. 9:20 burmistrz Kłodzka rozmowie z RMF24.
Według prognoz fala kulminacyjna miała przejść przez Kłodzko w nocy z 13 na 14 września 2024 r. Wody w Nysie jednak cały czas przybywa, opady wciąż są intensywne. Rozpogodzić ma się około godz.15-16.
Według władz miasta poziom wody, która zalewa ulice, w różnych częściach miasta waha się od 50 centymetrów do półtora metra. Do tej pory zostało ewakuowanych 19 osób z najbardziej zagrożonych miejsc, ale niewykluczone są kolejne ewakuacje.
Na tę chwilę 21 osób zostało ewakuowanych z tych newralgicznych miejsc, czyli ulic położonych najniżej i najbliżej rzeki mówił w rozmowie z RMF24 Michał Piskorz, burmistrz Kłodzka. Nie wykluczył, że konieczna będzie kolejna ewakuacja. Burmistrz ostrzegł także mieszkańców przed spożywaniem wody z wodociągów.
„Woda w kranach może być skażona i nie nadaje się do celów spożywczych” – powiedział Piskorz.
O godz. 10 rano burmistrz Kłodzka poinformował, że z powodu braku prądu, nastąpi kilkugodzinna przerwa w dostawie wody dla mieszkańców Kłodzka.