Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Wbrew sugestiom Trumpa strona rosyjska nie potwierdziła gotowości do spotkania z Zełenskim. „Wszelkie kontakty z udziałem wysokich rangą urzędników muszą być przygotowywane z najwyższą starannością” – oznajmił Siergiej Ławrow, szef rosyjskiego MSZ.
Sergiej Ławrow wystąpił w rosyjskiej telewizji rządowej Rossija 24. „Nie odrzucamy żadnych form współpracy – ani dwustronnej, ani trójstronnej, prezydent mówił o tym wielokrotnie. Najważniejsze jest to, aby wszelkie formaty – „1+1”, „1+2”, formaty wielostronne, których jest również wiele, w tym w ramach ONZ – były uwzględniane nie po to, by ktoś rano pisał o tym w gazetach, wieczorem pokazywał w telewizji, a potem plotkował w mediach społecznościowych, próbując odciąć się od propagandowej piany” – mówił Ławrow.
Ewidentnie Moskwa żadnego szczytu z Zełenskim nie chce. W każdym razie, nie w najbliższej przyszłości. Przypomnijmy, że Trump w poniedziałek w Waszyngtonie zapowiadał, że do rozmowy Putin – Zełenski dojdzie w ciągu dwóch tygodni.
Ławrow dobitnie podkreślał: Trzeba "działać krok po kroku, stopniowo, zaczynając od poziomu eksperckiego, a następnie przechodząc przez wszystkie niezbędne etapy w celu przygotowania szczytów – to jest podejście, które zawsze będziemy wspierać”.
Zdaniem analityka Atlantic Council Andrew D'Anieriego, Moskwa próbuje opóźniać proces pokojowy, ponieważ nie chce zakończenia wojny.
W rosyjskich mediach wypowiedział się w podobnym tonie doradca Putina, Jurij Uszakow. „[Obaj przywódcy] rozmawiali ok. 40 minut. Omówiono pomysł, że konieczne będzie zbadanie możliwości podniesienia rangi przedstawicieli strony ukraińskiej i rosyjskiej, czyli tych przedstawicieli, którzy uczestniczą we wspomnianych bezpośrednich negocjacjach”.
"To kolejna rosyjska taktyka opóźniania i kolejny dowód, że Rosja nie chce pokoju. Zmienną w tym przypadku jest Trump. Dziś był w dobrym humorze i był względnie wspierający Ukrainę, ale kto wie, po następnej rozmowie telefonicznej z Putinem to może się zmienić – powiedział D'Anieri w rozmowie z PAP.
Ekspert podkreślił, że oświadczenie Uszakowa nie zaprzecza bezpośrednio sugestiom Trumpa, ale słowa o delegacjach wskazują na zamiar angażowania się w kolejne rozmowy niższego szczebla. „Taką samą taktykę Kreml zastosował kilka miesięcy temu, gdy Zełenski zaproponował dwustronne spotkanie (z Putinem)” – dodał D'Anieri.
Z kolei Ławrow na użytek wewnętrzny Rosji zagrał na wielkoruskich sentymentach i tak usprawiedliwiał podbój Ukrainy.
„Chcę raz jeszcze podkreślić: nigdy nie mówiliśmy o prostym zajęciu jakichś terytoriów. Ani Krym, ani Donbas, ani Noworosja jako terytoria nigdy nie były naszym celem. Naszym celem była ochrona ludzi, Rosjan, którzy od wieków mieszkali na tych ziemiach, którzy odkryli te ziemie, przelali za nie krew zarówno na Krymie, jak i w Donbasie, stworzyli miasta – Odessę, Mikołajów i wiele innych – porty, fabryki, zakłady”.
Przeczytaj także:
Porozumienie obejmuje 60-dniowe zawieszenie broni i uwolnienie połowy żyjących jeszcze zakładników w zamian za uwolnienie nieznanej jeszcze liczby Palestyńczyków z izraelskich więzień – podają źródła egipskie. Nieznane jest jeszcze stanowisko Izraela
Propozycja porozumienia jest wynikiem negocjacji między Hamasem a przedstawicielami Egiptu i Kataru, które odbywały się w ostatnich dniach w Kairze.
Według źródeł „The Guardian" wpływ na stanowisko Hamasu mogła mieć informacja, że Izrael szykuje nową ofensywę wojskowej w celu przejęcia kontroli nad miastem Gaza, co może spowodować wysiedlenie nawet miliona Palestyńczyków.
Tymczasem w Izraelu odbyły się w niedzielę największe od początku wojny protesty, których uczestnicy domagali się porozumienia zapewniającego uwolnienie zakładników. Wzięło w nich udział ponad 400 tys. osób.
Netanjahu skrytykował te protesty, twierdząc, że wzmacniają one pozycję Hamasu w negocjacjach. Organizatorzy protestów ze swojej strony wezwali do nowych demonstracji w najbliższą niedzielę.
Planom Netanjahu sprzeciwiają się izraelscy eksperci ds. bezpieczeństwa. Ostrzegają, że w przypadku nowej ofensywy na miasto Gaza życie pozostałych zakładników może być zagrożone. Ostrzeżenia te podsyciły masowe protesty.
Poparcie dla polityki Netanjahu wyraził w niedziele prezydent USA Donald Trump.
Premier Izraela nie zamierza ustępować. „Ludzie, którzy dziś wzywają do zakończenia wojny bez pokonania Hamasu, nie tylko utwardzają stanowisko Hamasu i oddalają uwolnienie naszych zakładników, ale także gwarantują, że okrucieństwa z 7 października będą się powtarzać, a nasi synowie i córki będą musieli walczyć w niekończącej się wojnie. Dlatego też, aby przyspieszyć uwolnienie naszych zakładników i zapewnić, że Strefa Gazy nie będzie już stanowić zagrożenia dla Izraela, musimy dokończyć dzieła i pokonać Hamas”.
Wygląda więc na to, że oferta porozumienia ze strony Hamasu będzie przez Netanjahu odrzucona.
Przeczytaj także:
W Białym Domu rozpoczął się szczyt w sprawie Ukrainy. Z Donaldem Trumpem rozmawiają Wołodymyr Zełenski, przywódcy największych państw europejskich, szefowa KE i sekretarz generalny NATO. Nie ma tam przedstawiciela Polski
Rozmowy w Waszyngtonie rozpoczęły się od spotkania prezydentów USA i Ukrainy. Nie było powtórki z przemocowego spektaklu, który miał miejsce w Białym Domu w lutym – podczas poprzedniej i do dziś jedynej wizyty Zełenskiego w Waszyngtonie. Donald Trump i wiceprezydent J.D Vance upokarzali wtedy Zełenskiego i grozili mu wstrzymaniem wsparcia dla walczącego kraju.
Dziś natomiast ta część rozmowy Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim, która toczyła się przed kamerami, upłynęła w relatywnie dobrej atmosferze – choć w jej trakcie nie padły literalnie żadne konkrety. Prezydent USA uchylał się przed odpowiedziami na pytania dziennikarzy o przyczyny wojny i o odpowiedzialność za nią. Powtarzał jedynie, że chce ten konflikt zakończyć. Następnie Zełenski i Trump rozpoczęli fazę rozmów za zamkniętymi drzwiami. Potrwały one 30 minut – więcej niż planowano.
W następnej kolejności rozpoczęły się w Waszyngtonie rozmowy w szerszym formacie. Oprócz Trumpa i Zełenskiego biorą w nich udział szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, sekretarz generalny NATO Mark Rutte, prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Friedrich Merz, premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, premierka Włoch Giorgia Meloni, i prezydent Finlandii Alexander Stubb.
Szczegółowy przebieg rozmów i płynące z nich wnioski przedstawiamy w osobnym obszernym materiale:
Przeczytaj także:
Szczyt w Waszyngtonie odbywa się trzy dni po piątkowym (15 sierpnia) spotkaniu Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. Prezydent USA spotkał się z dyktatorem Rosji na Alasce, publicznie demonstrując radość z tego powodu. Nie osiągnął jednak dosłownie nic, jeśli chodzi o kwestię zakończenia wojny w Ukrainie, a spotkanie zakończyło się po trzech godzinach rozmów (planowano 6). Następnego dnia po spotkaniu Trump łączył się online z Zełenskim i przywódcami europejskimi i przekonywał ich, że Ukraina powinna zgodzić się na poważne ustępstwa terytorialne, których domaga się Putin.
Przeczytaj także:
Tysiące martwych ryb spłynęło wodami rzeki Wkry. Przyczyną były zanieczyszczenia z pól uprawnych.
O tysiącach martwych ryb na rzece Wkra od tygodnia alarmowali mieszkańcy mazowieckiego Lubowidza, Brudnic i Poniatowej, którzy na początku próbowali ratować ryby na własną rękę. Alarmowali też o gęstej, brunatnej cieczy w wodzie. Sytuacja znacznie pogorszyła się w weekend. Wtedy zaczęły spływać relacje o potężnej liczbie martwych ryb. Zareagowała straż pożarna, a sobotę w gminie Lubowidz zebrał się sztab kryzysowy.
Według służb na rzece wystąpiło zjawisko przyduchy, czyli braku tlenu w wodzie. Wskazywała na to powiatowa Kontrola Nadzoru Wody w Żurominie. Przyczyną mogą być zanieczyszczenia spływające po ulewnych deszczach z okolicznych pól. Do wystąpienia przyduchy dokładają się między innymi nawozy azotowe oraz fosforowo-potasowe, które obniżają utlenienie wody. W wyniku procesu eutrofizacji na morzu i w zbiornikach wodnych mogą powstawać martwe strefy, a w rzekach następować zjawiska masowego wymierania ryb.
Na rzece pracują strażacy, wyposażeni w aeratory, czyli urządzenia natleniające wodę. Jednocześnie Urząd Wojewódzki w Warszawie apeluje o włączenie się wędkarzy w pomoc służbom.
„Na rzece Wkra zostały uruchomione cztery aeratory, aby poprawić stan natlenienia wody. W związku z brakiem poprawy zostały uruchomione kolejne urządzenia. Łącznie działa już sześć aeratorów. Państwowa Straż Pożarna i Ochotnicza Straż Pożarna w dalszym ciągu wspiera odławianie śniętych ryb tam, gdzie służby lokalne nie dają rady. Z ustaleń służb wynika, że to brak tlenu jest odpowiedzialny za sytuację na rzece. Natomiast nie ma w wodzie żadnych substancji ropopochodnych ani komunalnych. Szczegółowe wyniki padań próbek wody pobranych przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie będą znane po weekendzie. Wojewoda mazowiecki współpracuje z samorządami zlokalizowanymi nad Wkrą i jest w gotowości, żeby skierować dalsze wsparcie jeśli lokalne władze zgłoszą taką potrzebę” – czytamy w komunikacie urzędników.
O trudnej sytuacji na Wkrze wypowiedziała się również wiceministra środowiska Urszula Zielińska. „Służby lokalne, WIOŚ, Wody Polskie i wojewoda zareagowali. Zespół kryzysowy zebrał się w sobotę. Sprawdzam też sygnały o brakach w sprzęcie – jeśli potwierdzą się, dopilnuję, żeby to poprawić na przyszłość. To kolejny sygnał, że stan polskich rzek wymaga systemowych działań. Ponad 90 proc. z nich jest w złym stanie!” – napisała w facebookowym poście. Zielińska pochwaliła się, że rząd walczy z zanieczyszczeniem, w tym z zasoleniem, na którego wzrost mogą wpływać również stosowane przez rolników nawozy.
Nad zmianami dla polskich rzek pracuje między innymi Zespół ds. Odry, powołany w reakcji na katastrofę odrzańską z 2022 roku. Wtedy w drugiej z najdłuższych polskich rzek zginęły miliony wodnych organizmów. Przyczynami były gwałtowny wzrost poziomu zasolenia i rozwój złotej algi, co wiązało się z niskim stanem rzeki i wysoka temperatura. Urszula Zielińska zapowiedziała, że niebawem do pilotażowego użytku dopuszczona zostanie polska technologia oczyszczania i odsalania ścieków spływających z zakładów przemysłowych, na których napływ mocno narażona jest Odra. Warto jednak pamiętać, że w przypadku Wkry zadziałały zanieczyszczenia rolnicze, które rozprzestrzeniają się w inny sposób, niż solanki zrzucane między innymi z kopalni.
Przeczytaj także:
To miała być węglowa duma rządu PiS. Ostatnia elektrownia na węgiel jednak nie powstała, a cztery lata po zarzuceniu budowy NIK wykrył, że jej zarząd działał „nielegalnie i niegospodarnie”.
Najwyższa Izba Kontroli wskazała na nieprawidłowości w rozliczeniach pomiędzy wykonawcą inwestycji a spółką Elektrownia Ostrołęka. Nowy blok Ostrołęka C miał być ostatnią nowootwartą polską elektrownią węglową, która nigdy nie powstała. Skarb Państwa stracił w ten sposób 1,3 mld złotych. Sprawa budowy nowego bloku energetycznego na Mazowszu stała się jednym z negatywnych symboli działalności ministra aktywów państwowych, Jacka Sasina.
Gdy upadł pomysł postawienia nowego bloku elektrowni węglowej, ówczesna władza parła ku wykorzystaniu obiektu jako elektrowni na gaz. Sprawa miała zostać załatwiona szybko, dlatego zarząd spółki Elektrownia Ostrołęka nie zweryfikował zasadności roszczeń głównego wykonawcy, sięgających 958 mln złotych. Władze spółki według NIK wprowadziły też w błąd udziałowców — państwowe Eneę i Energę.
„Wbrew interesowi spółki zarząd zaakceptował i pokrył roszczenia głównego wykonawcy projektu w wysokości ponad 958 mln zł netto, mimo że nie zweryfikował ani ich zasadności, ani wysokości. Zdaniem Izby przyczyną takich działań było dążenie do jak najszybszego rozliczenia inwestycji, co miało umożliwić rozpoczęcie kolejnej – budowy bloku parowo-gazowego, w którym do produkcji energii elektrycznej, zamiast węgla ma być wykorzystywany gaz ziemny. W związku z ustaleniami kontroli NIK przygotowuje zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na wyrządzeniu znacznej szkody majątkowej spółce Elektrownia Ostrołęka przez członków jej zarządu w związku z niedopełnieniem przez nich obowiązków” – przekazują kontrolerzy NIK. Jak wskazują, działania zarządu spółki były „nielegalne i niegospodarne”.
Ostrołęka C miała być potężną elektrownią o mocy 1000 MW, a koszty jej budowy szacowano na 6 miliardów złotych. Otwarcie planowano na 2024 rok.
„Budowa dużego, stabilnego źródła wytwórczego w północno-wschodniej Polsce ma istotne znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego oraz rozwoju gospodarczego zarówno dla tego regionu, jak i dla całego państwa. We wschodniej Polsce to pierwsze od 30 lat tak duże przedsięwzięcie” – wychwalał w 2018 roku ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski.
Przeciwko powstaniu nowego bloku węglowego były między innymi organizacje ekologiczne. Wskazywały one na straty dla środowiska naturalnego, klimatu, ale i finansów państwa w dobie drożejącego węgla. W 2020 roku z finansowania budowy wycofały się Energa i Enea, powołując się na ryzyko finansowe związane z utrzymywaniem kolejnego węglowego giganta. Interes potem przejął Orlen pod kierownictwem Daniela Obajtka, i to on dążył do uruchomienia bloku gazowego w miejsce planowanej jednostki węglowej. W 2021 roku rozpoczęła się rozbiórka już powstałych obiektów elektrowni, której budowy nigdy nie dokończono.
Przeczytaj także: