Szczyt w Waszyngtonie może doprowadzić do krystalizacji wspólnego stanowiska Zachodu (czyli USA i Europy) wobec kwestii zakończenia wojny w Ukrainie. Ale realny koniec wojny wciąż nie jest na wyciągnięcie ręki
Donald Trump próbuje doprowadzić do spotkania trójstronnego, w którym braliby udział oprócz niego prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oraz dyktator Rosji Władimir Putin. I chyba udało mu się to osiągnąć. Przywódcy Europy nie mają nic przeciwko temu. Domagają się jednak, by dalsze rozmowy pokojowe zostały poprzedzone zawieszeniem broni. Na to nie wyrażał dotychczas zgody Putin. Trump zadeklarował natomiast, że Stany Zjednoczone mogą udzielić Ukrainie jakiegoś rodzaju gwarancji – wraz z krajami Europy. Szczegóły jak dotąd jednak nie zostały podane.
Była również kwestia, która w ustach Trumpa zabrzmiała złowrogo i pachniała retoryką Putina: „Musimy również omówić ewentualną wymianę terytoriów, biorąc pod uwagę obecną linię kontaktu – czyli strefę działań wojennych" – mówił Trump. W późnych godzinach wieczornych wg polskiego czasu Trump przerwał rozmowy z partnerami z Europy (w porozumieniu z rozmówcami), by wykonać telefon do Putina.
Wbrew oczekiwaniom znacznej części obserwatorów rozmowy między Trumpem, Zełenskim i politykami z państw europejskich przebiegały – przynajmniej w części publicznej – w bardzo dobrej, niemal koncyliacyjnej atmosferze. Ale droga do realnego zakończenia wojny pozostaje wciąż daleka.
Takie są podstawowe wnioski z poniedziałkowego szczytu w Waszyngtonie.
Szczyt zorganizowany został trzy dni po spotkaniu prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa z dyktatorem Rosji Władimirem Putinem na Alasce.
W piątek 15 sierpnia Trump przyjmował ściganego międzynarodowym listem gończym zbrodniarza wojennego z Rosji, publicznie okazując entuzjazm i radość. Klaskał, długo i gorąco ściskał dłonie Putina, następnie obwoził go swą limuzyną po bazie wojskowej w Anchorage, co stanowiło dowód szczególnej atencji. Organizując to żenujące widowisko, Trump nie osiągnął jednak wiele. Putin odleciał z Alaski po 2 godzinach (planowano 6-godzinne rozmowy). W krótkim wspólnym wystąpieniu prezydenta USA i dyktatora Rosji nie zostały zawarte żadne konkluzje.
Dopiero następnego dnia (w sobotę 16 sierpnia) Trump odbył telekonferencje z prezydentem Ukrainy i przywódcami państw europejskich. Prezentował im żądania Putina, jednocześnie nakłaniając Wołodymyra Zełenskiego, by zgodził się na ustępstwa terytorialne wobec Rosji. Po tych rozmowach przywódcy europejscy wydali kolejne oświadczenie, podkreślając nieustępliwość w dążeniu do utrzymania integralności granic Ukrainy i domagając się zawieszenia broni na czas dalszych negocjacji pokojowych. Było jasne, że potrzebne są dalsze rozmowy.
Po części dlatego też waszyngtoński poniedziałkowy szczyt miał specyficzną formułę. Według planu składał się z dwóch spotkań, dwustronnego prezydentów Stanów Zjednoczonych i Ukrainy oraz wielostronnego, w którym oprócz Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego brali udział również przywódcy NATO i UE oraz kilku państw Europy. Ten pierwotny problem został rozbudowany już w trakcie szczytu, o czym za chwilę.
Europę reprezentowała w Waszyngtonie siódemka polityków:
Role von der Leyen i Ruttego są w tym składzie oczywiste. Macron, Merz, Starmer i Meloni reprezentowali największe kraje Europy. Prowadząca bardzo proukraińską politykę Wielka Brytania pozostaje poza UE. Jest jednak jednym z najsilniejszych militarnie europejskich członków NATO. Należy przy tym pamiętać, że Francja i Wielka Brytania to jednocześnie jedyne państwa Europy dysponujące własnym arsenałem nuklearnym.
Rola Stubba była najciekawsza. Prezydent Finlandii ma bardzo dobre osobiste stosunki z Trumpem. Został przez resztę delegacji zabrany jako ktoś w rodzaju tłumacza z języka Trumpowego na ogólny i zarazem pośrednik w zapowiadających się jako trudne rozmowach z prezydentem USA.
Prezydent Polski Karol Nawrocki mógł wystąpić nawet w obu rolach – zarówno (jak Stubb) jako europejski polityk mający ponadprzeciętnie dobre relacje z trumpistami, jak i (jak Macron, Starmer czy Merz) jako przywódca jednego z najsilniejszych militarnie dużych państw Europy. Premier Donald Tusk również mógłby uczestniczyć w tym szczycie – jednak tylko w drugiej z tych ról.
Niemniej do Waszyngtonu nie zaproszono żadnego przedstawiciela Polski.
Szczytowy wieczór zaczął się od spotkania Trumpa z Zełenskim. Zgodnie z harmonogramem rozpoczęło się ono dokładnie o 19:15 według polskiego czasu.
W tej części rozmowy z Zełenskim, która toczyła się przed kamerami, Trump robił właściwie same uniki. Pytany przez dziennikarzy o przyczyny wojny, odpowiadał, że chce tę wojnę zakończyć. Gdy padło pytanie, czy jego małżonka Melania wysłała list do Putina dlatego, że to on jest agresorem w tej wojnie, Trump mówił o tym, że jego żona bardzo kocha dzieci i w związku z tym bardzo chciałaby końca konfliktu.
„Nigdy nie mogę tego powiedzieć, to nigdy nie jest koniec drogi. Ludzie giną i chcemy temu położyć kres” – mówił Trump zapytany o to, czy dzisiejsze spotkanie może oznaczać koniec amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy. Nie chciał też powiedzieć, kto – Ukraina czy Rosja – na tym etapie wojny i rozmów o pokoju „trzyma karty”. Były natomiast tyrady o Joe Bidenie i o rzekomo sfałszowanych (taka jest narracja Trumpa i jego zwolenników) wyborach prezydenckich w USA w 2020 roku.
Na sam koniec Trump rzucił tylko, że Stany Zjednoczone zamierzają zapewnić Ukrainie „bardzo dobrą ochronę”.
Nie dowiedzieliśmy się więc w tej fazie rozmów niemal nic na temat intencji i zamiarów Trumpa. Zobaczyliśmy natomiast, że Zełenski traktowany był przez Trumpa i jego ludzi życzliwie i z należnym szacunkiem – czyli diametralnie inaczej niż pół roku temu podczas jego pierwszej – i aż do dziś ostatniej – wizyty w Waszyngtonie.
Bo przecież sposób, w jaki Donald Trump podejmował w piątek 15 sierpnia Władimira Putina na Alasce, jaskrawo kontrastował z tym, jak w lutym został w Białym Domu przyjęty Wołodymyr Zełenski. 15 sierpnia Trump radośnie klaskał na widok Putina i obwoził go po bazie wojskowej w Anchorage swoją limuzyną. W lutym Zełenski był w Gabinecie Owalnym Białego Domu publicznie – przed kamerami i na oczach dziennikarzy – poniżany przez Trumpa i wiceprezydenta D.J. Vance’a. Zaczęło się od kwestii garnituru, którego Zełenski wtedy nie założył i za co połajali go Vance i Trump. Skończyło na wypominaniu amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy, podważaniu prezydenckiego mandatu Zełenskiego i publicznych żądaniach podziękowań dla Stanów Zjednoczonych.
A tym razem przed kamerami kwestia garnituru była jedynie tematem żartów. Ten sam dziennikarz, który w lutym pierwszy poruszył temat stroju Zełenskiego, rozpoczynając tym samym całą awanturę, tym razem chwalił ubiór prezydenta Ukrainy. A był to rodzaj nieformalnego ciemnego garnituru o bardzo mundurowym kroju.
– Ale za to pan jest w tym samym ubraniu, co wtedy. Ja swoje zmieniłem, a pan nie – odpowiedział mu Zełenski, na co obecni w Gabinecie Owalnym oficjele i dziennikarze zareagowali gromkim śmiechem.
W rzeczywistości kwestia ubioru prezydenta Ukrainy była przedmiotem oficjalnych negocjacji poprzedzających spotkanie. To nie żart – przed poniedziałkowym spotkaniem Zełenskiego z Trumpem personel Białego Domu wysłał oficjalnymi kanałami do Kijowa zapytanie, czy tym razem prezydent Ukrainy zamierza założyć garnitur. Pytani o to przez reporterów Axios (czyli opiniotwórczego portalu zajmującego się polityką) doradcy Trumpa całkowicie poważnie odpowiadali, że prezydent USA zapewne ucieszyłby się, gdyby Zełenski założył chociaż krawat. A jeden z nich sugerował, że to właśnie brak odpowiednio formalnego stroju miał być tą realną przyczyną, dla której poprzednia wizyta prezydenta Ukrainy w Białym Domu zamieniła się w publiczny spektakl upokarzania Zełenskiego przez Trumpa i Vance’a. Pierwsza odpowiedź Kijowa brzmiała – nie. Zełenski garnituru nie założy, pojawi się w Białym Domu w czarnej nieformalnej marynarce, bez krawata – czyli w stroju podobnym do tego, w którym był obecny w czerwcu na szczycie NATO.
Skończyło się jednak na dwuczęściowym ubraniu. Do czarnej koszuli prezydent Ukrainy nie założył natomiast krawata.
Trump i Zełenski rozmawiali przez niecałą godzinę za zamkniętymi drzwiami, trwało to dokładnie o 30 minut dłużej, niż zakładano w początkowym harmonogramie.
O 20:45 według polskiego czasu Trump i Zełenski ustawili się do wspólnego zdjęcia z przywódcami Europy i po kilkuminutowej przerwie rozpoczęło się spotkanie wielostronne. Jego pierwsza część również toczyła się przed kamerami.
Wszyscy uczestnicy – łącznie z Trumpem – bardzo się postarali, by widzowie tej publicznej części spotkania zostali z dobrym wrażeniem. Wszyscy politycy z Europy wywierali presję na Trumpa, by wymusił na Putinie zawieszenie broni na czas rozmów pokojowych. Odbywało się to jednak bardzo dyplomatycznie i jednocześnie nie bez odrobiny stosownego w takich okolicznościach patosu.
Zaczął – jako gospodarz – Trump. Mówił, że liczy na to, że wszyscy uczestnicy tego spotkania połączą siły, by doprowadzić do zakończenia wojny w Ukrainie. Zaznaczył, że wyobraża sobie scenariusz, w którym rozmowy pokojowe toczą się efektywnie bez zawieszenia broni (co ma zapewne ścisły związek z tym, że nie udało mu się nakłonić do tego Putina). Stwierdził, że „pozostaje optymistą” co do perspektyw na zakończenie wojny.
Zełenski opisywał swoje wcześniejsze rozmowy z Trumpem jako „bardzo konstruktywne” i podkreślał, że bezpieczeństwo Ukrainy zależy od postawy Zachodu. „To bardzo ważne, że USA dają tak silny sygnał i są gotowe na gwarancje bezpieczeństwa” – mówił prezydent Ukrainy.
Kanclerz Niemiec Friedrich Merz podkreślał, że liczy na zawieszenie broni. Zaznaczał, że bez tego doprowadzenie do porozumienia pokojowego wydaje mu się niemożliwe.
W bardzo podobnym duchu wypowiedział się Emmanuel Macron. Prezydent Francji mówił, że „rozmowy o gwarancjach dla Ukrainy dotyczą bezpieczeństwa całego kontynentu europejskiego”. On również domagał się zawieszenia broni na czas rozmów pokojowych.
Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer poparł Macrona i Merza. Dodał, że liczy na powodzenie rozmów trójstronnych między Trumpem, Zełenskim i Putinem.
Na tym zakończyła się publiczna część spotkania. Dziennikarze zostali wyproszeni i rozpoczęły się rozmowy za zamkniętymi drzwiami.
Około 22:40-50 wg polskiego czasu w rozmowach miała nastąpić przerwa. Według niemieckiego Bilda Donald Trump miał wykorzystać ten czas na telefon do Władimira Putina – prawdopodobnie z uzgodnioną podczas spotkania ofertą Zachodu dotyczącą porozumienia pokojowego. Ta informacja została potwierdzona przez AFP i Reutersa. CNN podaje natomiast, że w tej rozmowie z Putinem nie uczestniczył nikt z Europejczyków. Ostatecznie informację o rozmowie telefonicznej Trump-Putin potwierdziła również Moskwa. Według komunikatu z Kremla miała ona trwać 40 minut.
W tym samym czasie kremlowska propaganda zajmowała się przede wszystkim ubraniem, w którym Zełenski wystąpił na szczycie. Dowodzono, że dwuczęściowy, łączący cechy garnituru i munduru ciemny strój, w którym wystąpił prezydent Ukrainy, nie jest w gruncie rzeczy prawdziwym garniturem, temu bowiem powinna towarzyszyć jasna koszula i krawat. Rosyjscy propagandziści liczyli także czas ściskania dłoni. Otóż według nich uścisk dłoni między Trumpem a Zełenskim był prawie dwa razy krótszy niż ten między Putinem a Trumpem na Alasce – w proporcji 6 sekund do 11. Prokremlowskie media przypominały również, że na Alasce Putin miał do dyspozycji czerwony dywan oraz był wożony limuzyną prezydenta USA, podczas gdy Zełenskiemu dywan nie przysługiwał, a przysłano po niego standardową limuzynę pozostającą w zasobach Białego Domu.
Po 23:00 wg polskiego czasu rozmowy wielostronne zostały wznowione. „Wołodymyr Zełenski i przywódcy z Europy pozostają w Waszyngtonie, gdzie kontynuują rozmowy, które mogą przybrać inny format” – przekazał wcześniej w trakcie przerwy dziennikarzom rzecznik prezydenta Ukrainy. I rzeczywiście – tym razem w rozmowach uczestniczyli sami przywódcy, bez towarzystwa żadnego personelu pomocniczego. Zmieniło się także miejsce spotkania. Z Sali Wschodniej Białego Domu uczestnicy rozmów przenieśli się do Gabinetu Owalnego stanowiącego najważniejsze symbolicznie pomieszczenie w całej siedzibie prezydenta USA.
W trakcie przejścia do Gabinetu Owalnego, kamery zarejestrowały fragment rozmowy Donalda Trumpa z Emmanuelem Macronem. „Myślę, że on chce zawrzeć umowę. Naprawdę sądzę, że on chce dla mnie zawrzeć tę umowę, jakkolwiek szalenie to brzmi” – mówił prezydent USA do prezydenta Francji, prawdopodobnie przedstawiając swoje wnioski z rozmowy z Putinem.
20-30 minut po północy wg polskiego czasu spotkania ostatecznie się zakończyły. Trump pochwalił się swoimi osiągnięciami na swej platformie społecznościowej Social Truth.
„Po zakończeniu spotkań zadzwoniłem do prezydenta Putina i rozpocząłem przygotowania do spotkania prezydenta Putina z prezydentem Zełenskim w miejscu, które zostanie dopiero ustalone” – napisał Trump. „Po tym spotkaniu będziemy mieli Trilat [żargonowy skrót od „trilateral”, czyli „trójstronne” – przyp. red.], w którym wezmą udział obaj prezydenci i ja. Powtórzę, to był bardzo dobry wstępny krok w wojnie, która trwa już prawie cztery lata” – dodał prezydent USA. Trump dorzucił jeszcze, że Stany Zjednoczone mogą udzielić Ukrainie gwarancji pokojowych wraz z krajami Europy. Nie rozwijał, na czym miałyby one dokładnie polegać.
Nie padły żadne informacje dotyczące terminu czy miejsca spotkania Trump-Zełenski-Putin.
Dlatego właśnie słowa Trumpa o „dobrym wstępnym kroku” należy traktować bardzo dosłownie. Do końca wojny droga jest najprawdopodobniej nadal bardzo długa.
Świat
Emmanuel Macron
Mark Rutte
Donald Trump
Ursula von der Leyen
Wołodymyr Zełenski
NATO
Unia Europejska
Alexander Stubb
Friedrich Merz
Giorgia Meloni
Keir Starmer
wojna w Ukrainie
Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.
Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.
Komentarze