Poza Benjaminem Netanjahu MTK chce aresztować byłego ministra obrony Izraela Jo'awa Galanta oraz lidera Hamasu Mohammeda Deifa. Chodzi o zbrodnie wojenne podczas wojny w Strefie Gazy
W protestach przeciwko wyborczemu fałszerstwu w Wenezueli zginęło już dziewięć osób. Służby aresztowały 132 manifestantów
Na ulice wenezuelskich miast i miasteczek wyszli zwolennicy opozycji, którzy uważają, że niedzielne wybory prezydenckie w kraju zostały sfałszowane.
Z wynikiem 51 proc. wygrać miał urzędujący prezydent Nicolas Maduro, który autorytarnie rządzi krajem od śmierci Hugo Cháveza w 2013 roku. Narodowa Rada Wyborcza poinformowała w niedzielę, że przeciwnik Maduro – Edmundo Gonzalez – zdobył 44 proc. głosów. Ale badania exit polls wskazywały na wyraźne zwycięstwo Gonzaleza z wynikiem 65 proc. głosów, przy dużo słabszym wyniku Maduro.
Jak informuje na platformie X organizacja broniąca praw człowieka Foro Penal, rząd Wenezueli rozpoczął represje wobec protestujących. Aresztowane miały zostać jak dotąd 132 osoby, 9 osób zginęło z rąk funkcjonariuszy.
W oficjalnym komunikacie przekazanym we wtorkowy poranek Minister Władzy Ludowej ds. Obrony, gen. Padrino Lopez, powiedział, że Wenezuela „stawia czoła zamachowi stanu kierowanemu przez Stany Zjednoczone i ich sługusów”. Od niedzieli reżim w Caracas wykonuje serię gwałtownych ruchów. Zawiesił połączenia lotnicze z Panamą i Dominikaną, wydalił także misję dyplomatyczną Chile, którego prezydent Gabriel Boric Font w niedzielę nazwał wyniki wyborów „niewiarygodnymi”. We wtorek rano w podobnym tonie wypowiedział się prezydent Meksyku Andrés Manuel López Obrador.
Polityczne napięcie w południowoamerykańskim kraju ma być dziś tematem telefonicznej rozmowy prezydentów USA i Brazylii – zapowiedział Biały Dom. W niedzielę sekretarz stanu USA Antony Blinken powiedział, że Stany Zjednoczone mają „poważne obawy, że ogłoszony wynik nie odzwierciedla woli ani głosów narodu wenezuelskiego”.
Sytuację w Wenezueli relacjonuje na X dziennikarz Tomasz Surdel.
Protesty w Wenezueli skomentowała białoruska opozycjonistka Swiatłana Cichanouska. Napisała, że Białoruś wspiera „odważny naród Wenezueli, który domaga się sprawiedliwego policzenia głosów w niedzielnych wyborach”. „W 2020 roku Białoruś także zagłosowała za demokratyczną zmianą, a setki tysięcy wyszły na ulice, by protestować przeciwko dyktatorowi, który ukradł nasze głosy” – przypomniała Cichanouska.
Po niecałych trzech latach amb. Marek Magierowski opuszcza Ambasadę RP w Waszyngtonie. Radosław Sikorski chce umieścić tam zaufanego człowieka
„Bez garnituru. Opuszczam placówkę w Waszyngtonie i lecę do Warszawy. Wszelkie porażki zapisuję na swoje i wyłącznie swoje konto. Sukcesy? Pochwały należą się fantastycznej ekipie Ambasady RP w Waszyngtonie. Na koniec: bądźcie cierpliwi, nasłuchujcie, a wszystkiego się dowiecie...” – napisał po angielsku na platformie X amb. Marek Magierowski i dorzucił zdjęcie w nieformalnym stroju.
Dyplomata kończy pracę na stanowisku polskiego ambasadora w USA, którą rozpoczął za rządów PiS – pod koniec listopada 2021 roku.
Kadencję Magierowskiego skrócił Radosław Sikorski. Szef polskiej dyplomacji 25 lipca tłumaczył w wywiadzie dla RMF FM, że chce w Waszyngtonie osoby, do której ma zaufanie. Sikorski wspomniał też, że MSZ zaproponowało Magierowskiemu kierowanie placówką w Argentynie lub Chile. Ale ten się na to nie zgodził.
Jak ujawniła Wirtualna Polska, dyplomata przesłał do resortu żądanie rekompensaty za szybszy powrót do kraju. Domagał się niemal miliona złotych. Resort odpowiedział, że system takich rekompensat nie istnieje. Wniosek Magierowskiego został więc zignorowany.
Prezydent Andrzej Duda uważa, że na gruncie konstytucji przysługuje mu wyłączna kompetencja powoływania i odwoływania ambasadorów. Nie zgadza się, by na miejsce Magierowskiego do Waszyngtonu pojechał senator PO Bogdan Klich – czego domaga się Radosław Sikorski. Klich ma zatem pokierować placówką bez formalnej nominacji – jako chargé d'affaires.
Prezes PiS skomentował kontrowersje wokół sprawozdania finansowego swojej partii. Państwowa Komisja Wyborcza może odrzucić je na jutrzejszym posiedzeniu
Państwowa Komisja Wyborcza w środę 31 lipca 2024 zadecyduje, czy przyjmuje sprawozdania finansowe komitetów wyborczych po wyborach parlamentarnych z października 2023 roku.
Sprawozdanie PiS budzi wątpliwości m.in. z powodu afery z Funduszem Sprawiedliwości, z którego Suwerenna Polska (partia, której politycy startowali z list PiS) miała nielegalnie finansować swoją kampanię. Kancelaria Premiera na prośbę PKW 26 lipca przekazała jej listę zawiadomień do prokuratury, które zostały złożone przez nowy rząd w wyniku audytu poprzedników. Chodziło o naruszenia kodeksu wyborczego, które mogą skutkować odrzuceniem sprawozdania finansowego komitetu wyborczego.
Jarosław Kaczyński bronił dziś rozliczeń złożonych przez jego partię.
„Mamy w pełni zatwierdzone sprawozdanie finansowe. Nie ma tu żadnych zarzutów ze strony rewidenta. Mamy taką sytuację, że fakty, które mogłyby być podstawą do jakichś działań, muszą mieć, przy tego rodzaju zarzutach, potwierdzenie sądowe. A żadnych takich potwierdzeń w tej chwili nie ma” – powiedział Kaczyński na konferencji prasowej.
Zdaniem Kaczyńskiego, nie ma podstaw do odrzucenia sprawozdania komitetu PiS. Wg niego jest za to „wola polityczna wynikająca z poczucia słabości obecnej koalicji”.
„Ta słabość to nie tylko jej [koalicji rządzącej – red.] niespójność, ale to wszystko, co się dzieje w kraju: gigantyczny bałagan, zwinięcie wszystkich przedsięwzięć prorozwojowych, ostentacyjne podporządkowywanie się Niemcom” – mówił Kaczyński.
Prezes PiS stwierdził, że środa będzie „dniem próby” dla polskiej demokracji.
„Praworządności już w Polsce nie ma, ale praworządność i demokracja to są dwa pojęcia opisujące różne aspekty funkcjonowania społeczeństwa. [...] Po tej decyzji, gdyby ona była po myśli obecnie rządzących, no to można powiedzieć, że demokracji też już w Polsce nie będzie, zostanie po prostu zlikwidowana” – przestrzegał Kaczyński.
Dodał, że rząd „podejmuje naciski na PKW”, a jego celem jest likwidacja opozycji. „Próbuje się doprowadzić, żeby nasza formacja – jedyna licząca się formacja opozycyjna – była sparaliżowana” – przekonywał.
Jeżeli PKW odrzuci sprawozdanie PiS, konsekwencją może być utrata nawet 75 proc. dotacji podmiotowej. Czyli pieniędzy z budżetu państwa, które partia otrzymuje za zdobyte mandaty (tzw. zwrot za kampanię). PiS grozi też utrata do 75 proc. subwencji, czyli środków na działalność statutową partii.
Więcej o naciskach na PKW i zmianie przepisów, która może pomóc PiS uniknąć kary, pisze w OKO.press Anna Mierzyńska.
Źródło: PAP.
Żandarmeria Wojskowa zatrzymała mężczyznę zatrudnionego w Wojskowym Biurze Historycznym, wykładowcę Akademii Sztuki Wojennej. W jego gabinecie znaleziono tajne dokumenty i dziecięcą pornografię – ustalił nieoficjalnie portal tvn24.pl
Funkcjonariusze Żandarmerii Wojskowej mieli znaleźć u doktora Pawła P. około trzech tysięcy teczek personalnych żołnierzy, głównie funkcjonariuszy służb specjalnych. Oprócz tego materiały z dziecięcą pornografią – nieoficjalnie ustalili dziennikarze tvn24.pl.
Paweł P. to naukowiec, pracował w Wojskowym Biurze Historycznym, w wydziale badań historycznych. W jego prelekcjach dla Instytutu Pamięci Narodowej pojawia się informacja, że w 2022 roku pełnił stanowisko kierownicze w WBH. Oprócz tego P. jest wykładowcą Akademii Sztuki Wojennej.
Jak potwierdził portal tvn24.pl funkcjonariusze ŻW działają pod nadzorem prokuratora z pionu wojskowego Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
„Mogę jedynie przekazać opinii publicznej, że czynności trwają w różnych miejscach na terenie Warszawy. Prawdopodobnie jutro przekażemy szerszy komunikat o naszych działaniach” – powiedział portalowi rzecznik prasowy prok. Piotr Antoni Skiba.
Prokuratura ma analizować możliwą odpowiedzialność karną Pawła P. wynikającą z kodeksu karnego i ochrony danych osobowych. A także z art. 202 kk, który dotyczy posiadania pornografii dziecięcej.
Według informacji tvn24.pl nad sprawą oprócz Żandarmerii Wojskowej pracuje również Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Eksperci SKW badają wyjazdy Pawła P. z ostatnich lat do białoruskiego Witebska. Naukowiec podróżował tam w ramach pracy w Wojskowym Biurze Historycznym.
„To, co stało się w Paryżu, jest niebywałym wręcz skandalem” – mówi prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński.
Zdaniem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego artystyczna oprawa otwarcia Igrzysk Olimpijskich to nic innego, a „intensywna ilustracja bardzo smutnego, coraz bardziej zaawansowanego procesu rozkładu elit zachodu, w tym elit francuskich”. Chodzi o „rozkład moralny i polityczny tej najbardziej życzliwej człowiekowi cywilizacji w dziejach świata, czyli cywilizacji chrześcijańskiej”.
Swoimi refleksjami na temat otwarcia olimpiady prezes PiS Jarosław Kaczyński podzielił się podczas konferencji prasowej we wtorek 30 lipca.
Stwierdził, że „do tej pory idea olimpijska była ideą, którą udawało się utrzymać poza polityką”, ale „tym razem było inaczej”. Jego zdaniem przygotowanie otwarcia Igrzysk przez Francję było z jednej strony wyrazem „specyficznego kryzysu francuskiego”, a z drugiej „świadomą prowokacją”.
"Idea olimpijska przywrócona w praktyce w 1896 roku była do tej pory zawsze ideą, która udawało się – no może poza 1936 i poza Moskwą — utrzymać poza polityką, a już w każdym razie poza polityką rozumianą w tym najgorszym tego słowa znaczeniu. To [co zrobiono w Paryżu] jest uderzeniem po prostu w ideę olimpiady. Teraz za każdym razem będzie się trzeba zastanawiać nad tym, czy miasto, które otrzyma prawo do zorganizowania olimpiady, będzie w stanie w tej kwestii powrócić do źródeł idei olimpijskiej” – powiedział Kaczyński.
Kaczyński nie zdradził dokładnie, które elementy otwarcia pobudziły go do tych refleksji. Można się tylko domyślać, że zniesmaczyło go to, co resztę ultrakonserwatystów — włączenie do pokazu osób LGBT+, afirmację trójkątów miłosnych czy inscenizacje mitycznej uczty bogów, czyli wielkiego pogańskiego święta bogów Olimpu. W inscenizacji olimpijskiej autorstwa choreografa Thomasa Jolly'ego uczestnicy uczty siedzą za stołem w układzie przypominającym układ „Ostatniej wieczerzy” Leonarda da Vinci, co oburzyło niektórych katolików.
Kaczyński skomentował też sprawę zawieszenia w obowiązkach służbowych komentatora sportowego TVP Przemysława Babiarza. Babiarz został zawieszony po tym, jak w piątek 26 lipca podczas ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu skomentował wykonanie piosenki „Imagine” Johna Lennona.
„Świat bez nieba, narodów, religii i to jest wizja tego pokoju, który wszystkich ma ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety” — powiedział.
Wypowiedź Babiarza wzbudziła dużo kontrowersji. W sobotę 27 lipca Telewizja Polska przekazała, że zawiesza dziennikarza.
Zdaniem Kaczyńskiego zawieszenie Babiarza to wyraz tego, że „w Polsce zniesiono wolność słowa”.
„Pan redaktor za powiedzenie prawdy, bo przecież w jakiejś mierze był to swobodny, ale jednak cytat z samego Lennona (…), został zawieszony w prawach i żąda się od niego przeprosin. No to jest skandal i dowód na to, że po prostu zniesiono w Polsce wolność słowa” – powiedział Kaczyński.
Dodał, że „telewizja publiczna jest właśnie takim miejscem, gdzie tej wolności w sposób radykalny nie ma” i to jest „bardzo, bardzo smutne”.