0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jaźwieck...

W środę 31 lipca 2024 Państwowa Komisja Wyborcza zdecyduje, czy przyjmie sprawozdania finansowe komitetów wyborczych z kampanii parlamentarnej 2023. Najwięcej wątpliwości budzi sprawozdanie PiS-u. Chodzi o ujawnione sprawy wykorzystywania w kampanii instytucji państwowych oraz budżetowych pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości. Czy PiS straci subwencję partyjną z budżetu państwa? Członkowie PKW są podzieleni.

Szef Komitetu Stałego KPRM Maciej Berek kpił już nawet, że chyba wrócili oni z „wyprawy na Marsa”, co prawdopodobnie miało sugerować ich oderwanie od rzeczywistości. Jednak wstrzemięźliwość Państwowej Komisji Wyborczej świadczy raczej o tym, że trzyma się ona mocno ziemi, a nie realizuje oczekiwania opinii publicznej.

Dziury w kodeksie wyborczym

Problem leży bowiem w przepisach kodeksu wyborczego, a nie w członkach PKW. Od dłuższego czasu liczne środowiska, w tym OKO.press, alarmują, że polskie przepisy wyborcze mają wiele dziur, które umożliwiają niekontrolowane wydatkowanie środków w czasie kampanii wyborczej bez zagrożenia jakimikolwiek sankcjami. Dla ekspertów obecna sytuacja nie jest niczym nowym.

Już w czasie kampanii prezydenckiej 2020 pokazywaliśmy, jak ówczesny premier Mateusz Morawiecki wykupował reklamy wyborcze na Facebooku, na rzecz kandydującego wówczas na prezydenta Andrzeja Dudy. Płatnikiem tych reklam oficjalnie, zgodnie z danymi FB, była… Kancelaria Premiera. Od tamtej pory problem się wyłącznie nasilał. I w końcu wybuchł.

Przeczytaj także:

PiS i SP korzystały z pieniędzy państwa

Przyjrzyjmy się temu po kolei. Po pierwsze: w prokuraturach trwają śledztwa związane z niewłaściwym wykorzystywaniem środków z Funduszu Sprawiedliwości, kontrolowanym przez polityków Suwerennej Polski, czyli partii Zbigniewa Ziobry. Suwerenna Polska w kampanii parlamentarnej startowała z list PiS-u, dlatego nadużycia kandydatów SP mogą skutkować zabraniem subwencji dla PiS.

Chodzi o dofinansowania z Funduszu Sprawiedliwości, przyznane na setki projektów, niemających nic wspólnego z tym, do czego Fundusz Sprawiedliwości został powołany, czyli z ochroną ofiar przestępstw i zapobieganiem przestępczości.

Aż 200 mln zł w ramach tych dotacji przyznano podmiotom pochodzącym z okręgów wyborczych, z których startowali kandydaci Suwerennej Polski.

Rozparcelowywano je w latach 2019-2023, w tym także w czasie ostatniej kampanii parlamentarnej.

Po drugie: trwają też inne śledztwa, dotyczące wykorzystywania instytucji państwowych do prowadzenia kampanii wyborczej. Jednym z nich jest dochodzenie w sprawie byłego szefa Rządowego Centrum Legislacji, Krzysztofa Szczuckiego. Zawiadomienie w tej sprawie złożyła Kancelaria Premiera po tym, jak w czasie audytu odkryto, iż na kampanię Szczuckiego wydano 1,2 mln zł z pieniędzy RCL. Dokumenty zabezpieczyło CBA, sprawą zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Warszawie.

Pikniki 800 plus i raporty NASK

KPRM w piśmie do PKW wskazało również na inne nieprawidłowości:

„Za nieprawidłowe można uznać wydatki na promocję związaną z programem 800 plus, organizowane głównie w ramach tzw. pikników 800 plus. Chodzi o działania podejmowane w tych województwach, w których planowana była następnie aktywność ówczesnego kierownictwa Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w ich okręgach wyborczych.

Oceny PKW wymagają również działania, które prowadzone były przez Naukową i Akademicką Sieć Komputerową (NASK). Dotyczy to sposobu przygotowywania w latach 2022-2023 internetowych raportów m.in. na temat „wiarygodności Prawa i Sprawiedliwości”. Raporty te były finansowane ze środków publicznych na rzecz konkretnej partii politycznej”.

Wymienione przez KPRM raporty przygotowywane przez NASK ujawniło OKO.press w lutym 2024 roku.

PKW ma problem

Jednocześnie KPRM zastrzegło: „Przedstawione informacje to jedynie przykłady możliwych naruszeń związane z finansowaniem kampanii wyborczych, które zostały wskazane przez ministerstwa oraz jednostki podległe i nadzorowane przez Prezesa Rady Ministrów oraz poszczególnych ministrów”.

To jest jasne: opinia publiczna, w tym także politycy i rząd, oczekują, że w tej sytuacji PKW odrzuci sprawozdanie finansowe PiS. Konsekwencją tego będzie zabranie PiS-owi subwencji partyjnej.

PKW obradowała już w tej sprawie 11 lipca, tyle że nie podjęła żadnej decyzji. W radiowej Trójce jeden z członków PKW, Ryszard Kalisz, były polityk SLD, wyjaśniał, że PKW dostała zbyt ogólne informacje na temat nieprawidłowości i między innymi dlatego nie była w stanie podjąć decyzji. Ta ma zapaść na kolejnym posiedzeniu, 31 lipca.

PiS usunął przecinek i uruchomił lawinę zmian

Decyzja rzeczywiście jest trudna do podjęcia.

Problem tkwi między innymi w znowelizowanych przepisach kodeksu wyborczego. Nowelizację przeprowadzono w 2018 roku z inicjatywy PiS.

Doszło wówczas między innymi do pozornie drobnej zmiany w przepisach dotyczących prowadzenia kampanii wyborczej. Oto z artykułu 106.1 posłowie usunęli… przecinek. Zmiana niewielka, ale ma rozległe skutki prawne. I być może właśnie ten usunięty przecinek ochroni PiS przed utratą konwencji.

Tu istotne będą szczegóły, dlatego rozłóżmy tę zmianę na czynniki pierwsze. Otóż przed nowelizacją z 2018 roku artykuł 106.1 kodeksu wyborczego brzmiał:

„Każdy wyborca może prowadzić agitację wyborczą na rzecz kandydatów, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenia kandydatów, po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego”.

Po nowelizacji w 2018 roku ten sam artykuł brzmi:

„Agitację wyborczą może prowadzić każdy komitet wyborczy i każdy wyborca, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenia kandydatów po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego”.

Na pierwszy rzut oka obie wersje mówią niemal dokładnie to samo. Ale po bliższym przyjrzeniu się widać, że

poza przeformułowaniem pierwszego fragmentu usunięto z niego także przecinek przed słowami „po uzyskaniu”. Niewielka różnica? A jednak!

Agitacja wyborcza poza kontrolą

W OKO.press przestrzegaliśmy przed skutkami tej zmiany wielokrotnie. Jak pisałam w styczniu 2023: „Pozornie to drobiazg, w rzeczywistości wprowadza znaczącą zmianę. Przed 2018 rokiem trzeba było uzyskać zgodę pełnomocnika wyborczego zarówno na zbieranie podpisów, jak i na prowadzenie agitacji wyborczej. Po nowelizacji – już tylko na zbieranie podpisów. Zaś namawianie do głosowania za konkretnym kandydatem czy partią przestało podlegać temu obowiązkowi. A przynajmniej w ten sposób można ów zapis zinterpretować”.

Jednocześnie podczas tej samej nowelizacji posłowie uchylili artykuł 499 kodeksu wyborczego. Wprowadzał on sankcje za agitację wyborczą bez zgody pełnomocnika.

Do nowelizacji groziła za to kara grzywny lub aresztu. A po 2018 roku już nic za to nie grozi.

Skutek jest taki, że w obecnym stanie prawnym nie ma formalnych przeszkód, by każdy wyborca nakłaniał innych do głosowania na konkretnego kandydata czy partię. Może to robić także za pieniądze. W praktyce oznacza to realizowanie kampanii wyborczej, ale poza komitetem wyborczym, bez jego zgody, ba, nawet bez informowania go, oraz bez obostrzeń prawnych, którym podlegają komitety.

PKW wcześniej ostrzegała

Jak wynika z kodeksu wyborczego, taką płatną, niekontrolowaną kampanię może dziś prowadzić osoba fizyczna (czyli wyborca). Nie mogą tego robić osoby prawne (firmy czy instytucje). Tyle że usunięto przepisy mówiące o sankcjach. Tym samym, jeśli instytucja lub firma wykupi reklamy wyborcze, to zgodnie z kodeksem Państwowa Komisja Wyborcza nie może nic z tym zrobić. Bo nie istnieją sankcje za takie działania.

W ten sposób usunięcie przecinka otworzyło drogę między innymi do wspierania kandydatów dotacjami z Funduszu Sprawiedliwości czy z Rządowego Centrum Legislacji.

Na ten paradoks, zagrażający choćby konstytucyjnie zagwarantowanej równości wyborców, zwracała uwagę PKW już na początku 2021 roku. W dokumencie „Informacja o realizacji przepisów Kodeksu wyborczego oraz propozycje ich zmiany” alarmowała: „Konsekwencją (nowelizacji kodeksu wyborczego – przyp. aut.) jest możliwość prowadzenia przez dowolne podmioty (przez wyborców – legalnie, przez inne podmioty – nielegalnie, ale bez zagrożenia sankcjami) agitacji wyborczej i finansowanie jej bez ograniczeń. (…) Doświadczenia z kampanii wyborczych prowadzonych w latach 2018-2020 wskazują na rosnący udział w kampanii wyborczej takich podmiotów”.

Ostrzegały też organizacje pozarządowe

O zagrożeniu mówiły także liczne organizacje pozarządowe, w tym Fundacja Batorego, Instytut Spraw Publicznych i stowarzyszenie Mam Prawo Wiedzieć. Szefowa tej ostatniej organizacji, Róża Rzeplińska, na łamach OKO.press w styczniu 2023 na przykładzie wyjaśniła, na czym polega problem:

„Jeśli kupię dla pana 300 billboardów, to pan nie będzie musiał się z tego rozliczać w sprawozdaniu finansowym. I to jest dramatyczne.

Oznacza, że przepisy, które weszły w życie w lipcu 2022 r., dotyczące rejestru wpłat na partie polityczne powyżej 10 tysięcy złotych, przestają mieć rację bytu. Nikt nie będzie się już w ogóle kłopotał, żeby wpłacać cokolwiek na partię. Po prostu od razu wynajmie jej salę czy zleci druk ulotek”.

Czy to znaczy, że takie działania, jak rozdawanie dotacji z Funduszu Sprawiedliwości niezgodnie z celami funduszu, organizowanie pikników czy wydawanie pieniądze z RCL na kampanię, pozostają bezkarne? Nie, wciąż są objęte przepisami dotyczącymi gospodarowania środkami publicznymi. Tyle że może się okazać, iż wyciągnięcie konsekwencji za tego rodzaju niegospodarność leży poza kompetencjami PKW. I że prokuratura jest jedynym właściwym organem do zajęcia się tymi kontrowersyjnymi wydatkami.

Co naprawdę sprawdza PKW?

Zgodnie z przepisami Państwowa Komisja Wyborcza bada jedynie sprawozdanie komitetu wyborczego. Sprawdza, czy właściwie dokonano rozliczenia działań wyborczych. Każdy komitet ma ściśle określone sposoby księgowania wpłat i wydatków. Ma również limit środków na kampanię, w którym musi się zmieścić. Kandydaci muszą przedstawić faktury za każdy wydrukowany baner, zleconą reklamę czy wynajętą salę na spotkanie z wyborcami.

Jeżeli w tym zakresie pojawią się jakieś nieprawidłowości, PKW musi odrzucić takie sprawozdanie, a w rezultacie także zabrać partii subwencję budżetową. Polskie prawo nie pozostawia wtedy PKW innej możliwości. To dotkliwa kara.

Taka konstrukcja prawna sprawiła, że w ostatnich latach partie traciły subwencje za niewielkie, jeśli chodzi o kwoty, uchybienia.

W 2018 roku PKW odrzuciła sprawozdanie .Nowoczesnej, ponieważ na konto partii wpłynęły dwie niewielkie darowizny z niezidentyfikowanych źródeł. Chodziło o 4992,66 zł. Drobiazg przy całych wydatkach partii. Jednak zgodnie z prawem było to niedozwolone i PKW musiała sprawozdanie odrzucić.

W 2023 roku podobny los spotkał sprawozdanie Polski 2050 Szymona Hołowni. Tym razem chodziło o nieprzejrzyste relacje finansowe między partią, Stowarzyszeniem Polska 2050 oraz Instytutem Strategie 2050. W obu przypadkach skargi ugrupowań do Sądu Najwyższego skończyły się utrzymaniem decyzji PKW w mocy.

Wyjątkowo trudne do udowodnienia

Obecny spór dotyczy jednak zupełnie innych kwestii. Mówimy bowiem o wydatkach, które miały miejsce poza oficjalną kampanią wyborczą. Dotacje dawał Fundusz Sprawiedliwości, pikniki organizowało ministerstwo. A wydatki na promocję Krzysztofa Szczuckiego pokrywało Rządowe Centrum Legislacji. Tych pieniędzy nie ma w sprawozdaniu finansowym partii, bo nie partia opłacała faktury.

Czy wydatki te powinny się znaleźć w tym dokumencie? PKW może uznać, że tak i wtedy pojawi się zarzut, iż w sprawozdaniu finansowym pominięto istotne elementy. Da to podstawę do odrzucenia sprawozdania.

Ale czy rzeczywiście powinny w nim być? Cóż, prawdopodobnie właśnie odpowiedź na to pytanie dzieli członków PKW. W przypadku Funduszu Sprawiedliwości będzie niezmiernie trudno udowodnić, że przyznane dotacje miały coś wspólnego z formalnym rozliczeniem kampanii. Rozdawano je przez kilka lat, w różnych okresach, także wtedy, gdy kampanii nie było. Decydowało o tym ministerstwo, nie partia – przynajmniej oficjalnie.

Najbardziej bulwersująca kwestia – iż środki te rozdawano w okręgach wyborczych kandydatów Suwerennej Polski – w ogóle nie podlega ocenie przez PKW.

W obecnym stanie prawnym oczywiście. Podobnie wygląda sytuacja, jeśli chodzi o pikniki 800 plus. Raporty NASK, przygotowywane na rzecz partii, w ogóle nie dają możliwości wykazania, że zyskał na nich konkretny kandydat w okresie kampanii wyborczej.

Istotne będą szczegóły

Innym przypadkiem jest wydatkowanie środków z Rządowego Centrum Legislacji na kampanię Szczuckiego. Tu istotne stają się szczegóły. Na co konkretnie wydano te pieniądze? Kiedy? Czy Szczucki występował publicznie jako szef RCL (wtedy RCL mogło wydać pieniądze np. na organizację wydarzenia z jego udziałem) czy jako kandydat?

Jeśli pieniądze wydano na promocję Szczuckiego jako szefa rządowej jednostki, PKW będzie miało związane ręce.

Natomiast jeśli za te środki na przykład wykupiono dla niego reklamy w internecie w okresie wyborczym lub zatrudniono w RCL osobę prowadzącą jego kampanię w czasie pracy, Komisja może uznać, że naruszono przepisy o finansowaniu kampanii wyborczej.

Nic dziwnego, że członek PKW Ryszard Kalisz w wywiadzie w radiowej Trójce zwrócił uwagę właśnie na potrzebę ustalenia takich szczegółów.

„Informacja z Prokuratury Okręgowej w Warszawie na pół strony, w której prokuratorka pisze, że prowadzi się takie śledztwo w związku z podejrzeniem popełnienia czynu z artykułu 231 kodeksu karnego – tak Kalisz opisywał, jakiego rodzaju informację PKW otrzymała z prokuratury. Podkreślał, że nie było tam nawet nazwiska osoby podejrzewanej, ponieważ postępowanie na tym etapie wciąż prowadzonej jest w sprawie. – „Jaki to ma związek z kampanią wyborczą? Czy to jest dowód? Jak mieliśmy w połowie lipca taki dokument, to zwróciliśmy się do prokuratury, by to rozpisała”.

Czy PKW zmieni sposób działania?

Do tej pory Państwowa Komisja Wyborcza nie prowadziła śledztw czy kontroli. Nie ustalała samodzielnie, czy kampanie wyborcze partii lub kandydatów były dodatkowo finansowane.

Teraz, jak wynika z pisma szefa KPRM Jana Grabca do PKW, rządzący oczekują od niej zmiany postawy.

Na 18 stronach tego dokumentu wyliczono, iż PKW ma prawo domagać się dodatkowych wyjaśnień od komitetów i samodzielnie zbierać informacje.

„To do kompetencji Państwowej Komisji Wyborczej należy podejmowanie czynności zmierzających do zebrania informacji w celu zbadania sprawozdania finansowego, natomiast brak takiego działania może stanowić zaniechanie w wykonywaniu ustawowych kompetencji przez Państwową Komisję Wyborczą” – napisał Grabiec. – „Bezspornie skala wyzwań stojących przed PKW wykracza poza dotychczasową praktykę, stanowi to jednak bezpośredni rezultat skali oraz form nadużyć i nieprawidłowości, związanych z wykorzystywaniem środków publicznych do promowania ugrupowań politycznych oraz konkretnych kandydatów.

Uprawnione jest oczekiwanie, aby działania podjęte przez PKW były ukierunkowane na przywrócenie poszanowania wartości mających swoje źródło w konstytucyjnej zasadzie demokratycznego państwa prawnego”.

Berek, PKW i wycieczka z Marsa

Sytuację ostro skomentował we wtorek w TOK FM szef Komitetu Stałego KPRM minister Maciej Berek. „Czytając pismo, które PKW skierowało do premiera i słuchając wypowiedzi członków PKW, zastanawiałem się, czy PKW i członkowie wrócili z jakiejś długiej wyprawy na Marsa albo na jakąś inną planetę, na której nie było widać tego, co się dzieje" – powiedział.

Tyle że problemem nie jest wyprawa na Marsa, lecz ewidentne dziury w przepisach kodeksu wyborczego.

Największe powstały z inicjatywy PiS i nadal nie zostały załatane. Należałoby przeprowadzić kolejną nowelizację tych przepisów. I nie tylko wstawić usunięty w 2018 roku przecinek, ale także poszerzyć kompetencje PKW w zakresie kontroli wydatków na kampanię wyborczą (w tym na kampanię w internecie, bo tu dziura w przepisach wyborczych rośnie z roku na rok) oraz dać jej do tego konkretne narzędzia.

Pytanie tylko, czy politycy obecnej koalicji rządowej są realnie zainteresowani załataniem tych dziur. Z nieszczelności przepisów kodeksu wyborczego mogą przecież obecnie korzystać kandydaci wszystkich partii.

;
Na zdjęciu Anna Mierzyńska
Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze