Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Podczas antyrządowej demonstracji w Nowym Sadzie w Serbii późnym wieczorem w piątek 5 września doszło do starć z policją. Policja użyła gazu łzawiącego i granatów hukowych wobec protestujących. Kilkanaście osób zostało aresztowanych.
Serbscy studenci nie przerywają antyrządowych protestów, które odbywają się regularnie od listopada 2024 roku. W piątek 5 września w marszu przez centrum Nowego Sadu w stronę uniwersyteckiego kampusu wzięło udział kilka tysięcy osób – donosi France 24, powołując się na AFP. Aby rozpędzić protestujących, policja użyła gazu łzawiącego i granatów hukowych. Doszło do starć, aresztowanych zostało kilkanaście osób – informuje francuska telewizja publiczna.
Antyrządowe protesty w Serbii wybuchły w listopadzie 2024 roku po tym, jak na nowo wyremontowanym dworcu kolejowym w Nowym Sadzie zawalił się dach, zabijając 16 osób. Protestujący uważali, że tragedia jest efektem korupcji i zaniedbań, których od lat dopuszcza się władza.
Początkowo protesty przebiegały pokojowo, a protestujący wzywali rządzących do przeprowadzenia uczciwego śledztwa i ukarania winnych tragedii w Nowym Sadzie. Ponieważ do tego nie doszło, protesty przerodziły się w demonstracje antyrządowe – protestujący wzywają Aleksandra Vučića do oddania władzy i przeprowadzenia przedterminowych wyborów.
Latem 2025 r. doszło do zaostrzenia protestów, ponieważ władza zaczęła stosować wobec demonstrujących przemoc. Do rozpędzania blokad na drogach użyto żandarmerii wojskowej, a do rozpędzania protestów sił szturmowych. Aresztowanych zostało kilkaset osób.
Prezydent Serbii Aleksander Vučić uznał protestujących za „terrorystów”, którzy usiłują dokonać zamachu stanu.
W lipcu zaniepokojenie sytuacją wyraził komisarz Rady Europy ds. praw człowieka oraz biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka. Obie instytucje wezwały władze serbskie do „zachowania powściągliwości”.
Pomimo represji protestujący nie rezygnują z domagania się przedterminowych wyborów.
Prezydent Serbii Aleksandar Vučić i jego partia – Serbska Partia Postępowa (SNS) – sprawują władzę w kraju od 2012 r. Ich rządy doprowadziły do silnej koncentracji władzy, przejęcia kontroli nad mediami oraz osłabienia mechanizmów kontroli i równowagi.
Społeczeństwo serbskie jest silnie spolaryzowane, a badania opinii publicznej wskazują na duże niezadowolenie ze standardu życia i sposobu sprawowania władzy przez rząd.
Jak zwraca uwagę European Parliament Research Service, czyli think tank Parlamentu Europejskiego, w swoim opracowaniu na temat antyrządowych protestów w Serbii, serbskie społeczeństwo jest silnie podzielone pomiędzy prorządowych lojalistów i zwolenników reform.
Baza wyborcza partii Vučića to głównie starsi wyborcy ze wsi i małych miejscowości, którzy ulegają jego nacjonalistycznej retoryce i obietnicy stabilności. Po drugiej stronie sceny politycznej są zorientowani na reformy praworządnościowe aktywiści i liberałowie. To oni chcą utrzymać Serbię na ścieżce europejskiego członkostwa.
Serbia jest w procesie negocjacyjnym już od 16 lat, a za sprawą prorosyjskich rządów Vučića, który geopolitycznie orientuje kraj na współpracę z Chinami i Rosją, oddala się od UE coraz bardziej.
Vučić usiłuje zdyskredytować antyrządowe protesty utrzymując, że są one inspirowane przez Zachód, który chce przeprowadzić w Serbii „kolorową rewolucję”.
Druga i zgodnie z prawem ostatnia pięcioletnia kadencja prezydencka Vučicia kończy się w 2027 r. Na ten rok zaplanowane są także wybory parlamentarne.
Przeczytaj także:
Leonard Osiadło, dziennikarz OKO.press i autor cyklu „Leo przeciwko Polsce”, w którym relacjonuje trudny proces swojej prawnej tranzycji, został nominowany do nagrody „Korony Równości”. Nagroda jest przyznawana przez Kampanię Przeciw Homofobii za działalność na rzecz społeczności LGBT+ w Polsce.
Leonard Osiadło, dziennikarz OKO.press, został nominowany do „Korony Równości”, najważniejszej w Polsce nagrody za działalność na rzecz społeczności LGBT+, przyznawanej przez Kampanię Przeciw Homofobii, organizacji pozarządowej istniejącej od 2001 roku.
Osiadło, dziennikarz i prawnik, został nominowany za „rzetelne dziennikarstwo i widoczność queerowej perspektywy w mediach”. W OKO.press pisze o prawach człowieka, tłumacząc zawiłości prawne na język przystępny dla czytelników i czytelniczek oraz tropi przypadki dyskryminacji i niesprawiedliwości społecznej.
Jak zwraca uwagę Kampania Przeciw Homofobii tłumacząc jego nominację: „Napisał wiele rzetelnych materiałów o prawach osób LGBT+, relacjach jednopłciowych, tęczowych rodzinach oraz osobach transpłciowych i niebinarnych. Jednym z najbardziej poruszających projektów był cykl „Leo przeciwko Polsce”, w którym relacjonuje traumatyzujący proces swojej prawnej tranzycji – włącznie z nagraniami z badania biegłego sądowego i rozprawy. Jego materiały łączą dziennikarską rzetelność z osobistą perspektywą, wspierając społeczność LGBT+" – pisze KPH na stronie konkursu.
Oprócz Osiadły nominację w kategorii Media zdobył jeszcze Wojciech Karpieszuk, dziennikarz „Gazety Wyborczej„ oraz Małgorzata Sikora Tarnowska, redaktorka naczelna nowo utworzonego magazynu „LesBiLans” wydawanego przez Fundację Lesbikon, której jest współtwórczynią. Karpieszuk został nominowany za „rzetelne opisywanie Parad Równości, Tęczowych Piątków i wyzwań społeczności LGBT+”, a Sikora-Tarnowska za „konsekwentne promowanie literatury, sztuki i kultury lesbijskiej oraz tworzenie przestrzeni dla queerowych kobiet w Polsce”.
Nagroda „Korony Równości” to najważniejsze wyróżnienie, jakie można otrzymać w Polsce za działalność na rzecz społeczności LGBT+. Jak pisze KPH na stronie konkursu „celem plebiscytu jest wyróżnienie osób i grup, które w danym roku w sposób szczególny angażowały się w walkę o równe prawa dla społeczności LGBT+”. OKO.press objęło nagrodę patronatem.
Nagrody przyznawane są w ośmiu kategoriach: aktywizm, instytucje, prawo, polityka, media, internet, kultura i biznes. Lista osób nominowanych znajduje się na stronie konkursu.
Głosowanie trwa do 22 września, do godz. 23:59. Zagłosować można na stronie konkursu klikając guzik „Zagłosuj” u góry strony po prawej, a następnie klikając zdjęcie osób, na które chce się oddać głos i wypełniając swoje dane w formularzu na dole strony.
OKO.press otrzymało nagrodę w 2020 roku. Redakcja została nagrodzona za to, że „wnikliwie i z oddaniem analizuje wydarzenia dotyczące społeczności LGBT w Polsce”. Nominacja była związana z ingerencją OKO.press w sprawie stref wolnych od ideologii LGBT. W lutym 2020 redakcja wysłała 52 »donosy« do unijnych partnerów polskich gmin i regionów, które przyjęły uchwałę, że są strefą »wolną od ideologii LGBT«".
W 2018 roku nagrodę dostał inny dziennikarz OKO.press, Anton Ambroziak. W głosowaniu internautek i internautów doceniono jego teksty o prawach osób LGBT za to, że „wyróżnia je ponadprzeciętna wnikliwość”.
Przeczytaj także:
Komisja Europejska nałożyła na Google grzywnę w wysokości 2,95 mld euro za naruszenie unijnych przepisów antymonopolowych. To otwiera możliwość pozwów wobec Google firm, które zostały poszkodowane. Donald Trump grozi nałożeniem ceł odwetowych.
Google będzie musiał zapłacić 2,95 mld euro kary za naruszenie unijnych przepisów antymonopolowych. Decyzję w tej sprawie wydała Komisja Europejska w piątek 5 września. W ocenie KE amerykański big tech dopuścił się naruszenia zasad konkurencji poprzez faworyzowanie swoich własnych narzędzi do sprzedaży i zarządzania wyświetlaniem reklam w internecie kosztem narzędzi konkurencji.
Decyzja otwiera drogę do składania pozwów w sądach krajowych przez firmy działające na rynku UE, które ucierpiały w wyniku nieuczciwych praktyk Google.
O co chodzi? Google jest firmą, której przychody pochodzą głównie z reklamy. Firma oferuje reklamodawcom narzędzia do zarządzania i publikowania reklam. Ale nie jest jedyna. Istnieje wiele podmiotów w branży adtech, które oferują te same usługi:
Komisja Europejska ustaliła, że Google ma dominującą pozycję na rynku serwerów reklamowych dla wydawców (dzięki swojej usłudze „DFP”) oraz rynku narzędzi do zautomatyzowanego zakupu reklam w sieci (dzięki swoim usługom „Google Ads” i „DV360”) i nadużywało tej pozycji, co stanowi naruszenie art. 102 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej.
Nadużycie polegało na tym, że Google faworyzowało własne usługi poprzez różnego rodzaju rozwiązania technologiczne na platformie, które pozwalały na „podglądanie” cen konkurencji i umożliwiały usługom Google składanie najlepszych ofert na giełdzie reklamowej AdX.
Komisja stwierdziła, że działania te miały na celu zapewnienie AdX przewagi konkurencyjnej, co wzmocniło centralną rolę giełdy Google w łańcuchu dostaw technologii reklamowej, a tym samym zdolność Google do pobierania wysokich opłat za swoje usługi.
Komisja Europejska wezwała firmę do zaprzestania naruszeń oraz wdrożenia środków mających na celu wyeliminowanie konfliktów interesów w całym łańcuchu dostaw technologii reklamowej. Google ma 60 dni na poinformowanie Komisji o tym, w jaki sposób zamierza to zrobić.
Nałożenie kary na Google w piątek 5 września skomentował prezydent USA Donald Trump. Trump stwierdził, że to „działanie dyskryminacyjne” i kara jest „niesprawiedliwa”.
„Europa uderzyła dziś w kolejną wspaniałą amerykańską firmę, Google, karą w wysokości 3,5 mld dolarów, w efekcie zabierając pieniądze, które w przeciwnym wypadku zostałyby przeznaczone na inwestycje i amerykańskie miejsca pracy (…). To bardzo niesprawiedliwe (…) moja administracja nie pozwoli na tego rodzaju dyskryminacyjne działania (…) Nie możemy pozwolić, by coś takiego spotykało genialną i bezprecedensową amerykańską wynalazczość” – napisał Trump na platformie Truth Social.
We wpisie amerykański prezydent przywołał także niedawną karę nałożoną na firmę Apple i stwierdził, że firma powinna dostać zwrot tych pieniędzy.
Trump zagroził też podjęciem działań na mocy art. 301 z Aktu o Handlu z 1974 roku, który daje amerykańskiemu przedstawicielowi ds. handlu (USTR) prawo do badania praktyk handlowych innych krajów i podejmowania działań, jeśli uzna je za nieuczciwe, dyskryminujące lub stanowiące barierę w dostępie do rynku USA.
Jeśli dochodzenie potwierdzi naruszenia, USA mogą nakładać sankcje handlowe – np. cła odwetowe, zawieszać koncesje handlowe czy ograniczać dostęp do rynku amerykańskiego.
Decyzja Komisji Europejskiej o nałożeniu kary na Google to finał postępowania, które toczyło się od 2021 roku. Komisja Europejska na mocy traktatów UE jest instytucją, która stoi na straży jednolitego rynku UE i pilnuje przestrzegania zasad równej konkurencji. Przepisy antymonopolowe to jedne z najstarszych przepisów prawa UE, w ostatnich latach uzupełniane o kolejne regulacje dotyczące rynków cyfrowych.
Europejskie regulacje rynku cyfrowego, takie jak np. akt o rynkach cyfrowych (Digital Markets Act, DMA, wszedł w życie w 2022 roku), akt o usługach cyfrowych (Digital Services Act, DSA, 2024), czy akt w sprawie danych (Data Act, DA, 2024) to regulacje, które nakładają szereg obowiązków na duże platformy cyfrowe tym samym uderzając w interesy gigantów cyfrowych.
Kładą one nacisk na sprawiedliwy dostęp do rynku i prawa użytkowników, przy jednoczesnym zapewnieniu ochrony danych osobowych. Tym samym ograniczają big techom możliwość wykorzystywania dominującej pozycji na rynku.
Regulacje te są od lat krytykowane przez administrację Donalda Trumpa, która szczególnie sprzyja interesom amerykańskich gigantów technologicznych. Kością niezgody w relacjach UE-USA jest też planowany w UE podatek cyfrowy. Komisja Europejska przedstawiła wniosek w tej sprawie w 2018 roku. Podatek cyfrowy miał być jednym z nowych zasobów własnych Unii Europejskiej, czyli źródeł środków do budżetu UE. Jednak ze względu na napięcie w relacjach z USA i ryzyko ogromnych ceł, którymi UE groził prezydent Trump w ostatnich miesiącach, w przedstawionym w lipcu wniosku ws. nowego wieloletniego budżetu UE, wśród nowych zasobów własnych nie znalazł się podatek cyfrowy.
Komisja Europejska tłumaczy to tym, że wprowadzenie minimalnego opodatkowania międzynarodowych korporacji w miejscu prowadzenia przez nie działalności to część reformy podatkowej proponowanej przez OECD, a prace nad nią wciąż trwają.
Samodzielnego wprowadzenia podatku cyfrowego w Polsce, zgodnie z ramami reformy podatkowej OECD, chce Ministerstwo Cyfryzacji zarządzane przez Krzysztofa Gawkowskiego z Lewicy. Ministerstwo proponuje stawkę podatkową 3 proc. przychodów, uiszczaną przez firmy o globalnych przychodach powyżej 750 mln euro. Prace nad rozwiązaniem trwają.
Przeczytaj także:
Geopolityczna koncepcja administracji Trumpa polegająca na budowie szerokiego sojuszu mającego być przeciwwagą dla Chin wydaje się nie sprawdzać. A prezydent USA wylewa żale w mediach społecznościowych
„Wygląda na to, że straciliśmy Indie i Rosję na rzecz najgłębszych, najciemniejszych Chin. Oby miały długą i pomyślną wspólną przyszłość!” – napisał Trump w poście na swej platformie społecznościowej Truth Social. Do postu Trump dołączył wspólne zdjęcie prezydenta Rosji Władimira Putina, premiera Indii Narendry Modiego i przywódcy Chin Xi Jinpinga wykonane 1 września na szczycie zorganizowanym przez Chiny. Xi gościł w chińskim mieście portowym Tianjin ponad 20 przywódców państw spoza Zachodu z Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Byli wśród nich zarówno Modi i Putin, jak i na przykład dyktator Korei Północnej Kim Dzong Un. Xi, Modi i Putin traktowali się nawzajem z demonstracyjną atencją, czego jednym z mocniejszych wyrazów były m.in. obrazy premiera Indii i dyktatora Rosji trzymających się za ręce w trakcie powitania z liderem chińskiej partii komunistycznej.
Przeczytaj także:
Od pierwszych dni urzędowania Donald Trump i jego ludzie snuli wizje budowy globalnego sojuszu mającego być przeciwwagą dla rosnącej potęgi Chin. Indie i Rosja miały odgrywać w tym sojuszu wydatną rolę, co stanowiło jedno z najważniejszych uzasadnień pobłażania, z jakim traktowany jest przez Waszyngton rosyjski dyktator Władimir Putin. Obecnie Trump publicznie wyraża rozczarowanie Putinem i jego nieustępliwą postawą w kwestii wojny w Ukrainie. Stosunki dyplomatyczne USA i Indii również zaś ochłodły – choćby za sprawą wprowadzenia przez Trumpa 50 procentowych ceł zaporowych na produkty z tego kraju.
Ukraińska armia kontynuuje ataki wymierzone w rosyjski przemysł naftowy. Już w sierpniu wywołały one poważne niedobory paliw w wyjątkowo bogatej w złoża ropy naftowej Rosji
Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy poinformował dziś, że ukraińska armia przeprowadziła skuteczny dronowy atak na kolejną rosyjską rafinerię. Chodzi o duży zakład przetwarzający ropę naftową zlokalizowany w Riazaniu.
Według wstępnych danych, trafienie odnotowano w instalacji rafinacji ropy naftowej ELOU-AVT-6, której szacowana wydajność wynosi 6 mln ton ropy rocznie – informuje ukraińska armia.
Rafineria w Riazaniu o projektowej zdolności przerobowej 17,1 mln ton ropy naftowej rocznie jest jedną z czterech największych rafinerii w Federacji Rosyjskiej. Produkuje różne gatunki benzyny, oleju napędowego, paliwa lotniczego, gazów skroplonych i innych produktów rafinacji ropy naftowej. Zakład służy między innymi do zaopatrywania rosyjskiej armii walczącej w Ukrainie.
Ataki na obiekty rosyjskiego przemysłu naftowego są skuteczną strategią stosowaną przez Ukraińców w wojnie z Rosją. Jak donosił Reuters, tylko w sierpniu ukraińska armia zbombardowała 10 rosyjskich rafinerii. Sierpniowe ataki spowodowały wyłączenie z produkcji obiektów reprezentujących 17 proc. krajowych mocy przerobowych, czyli produkujących 1,1 mln baryłek ropy dziennie.
Ponadto w sierpniu Ukraina dokonała też kilka ataków na infrastrukturę do przesyłu rosyjskiej ropy na zachód, w tym trzy razy ostrzelała stacje pompowania ropy na rurociągu Przyjaźń. Rurociąg Przyjaźń to jedna z kluczowych magistrali, którymi do Europy wciąż płynie rosyjska ropa. Od tych dostaw uzależnione jest bezpieczeństwo energetyczne Węgier i Słowacji.
Przemysł naftowy odgrywa ogromną rolę w gospodarce Rosji. Dochody z niego stanowią istotną część państwowego budżetu i służą finansowaniu wydatków na armię.