Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Trwa debata prezydencka Telewizji Republika, wPolsce24 i Telewizji Trwam. Udział bierze tylko część kandydatów. Na początek odpowiedzieli na pytanie Rafała Brzoski o wiek emerytalny
W debacie prezydenckiej, którą organizują trzy telewizje: Republika, wPolsce24 i Trwam, uczestniczą tylko niektórzy kandydaci na prezydenta. Brakuje przede wszystkim faworyta wyborów Rafała Trzaskowskiego (Koalicja Obywatelska), a także Magdaleny Biejat (Nowa Lewica). Nie ma też jawnie prorosyjskiego Macieja Maciaka.
W studiu Republiki stawili się: Artur Bartoszewicz, Grzegorz Braun, Szymon Hołownia, Marek Jakubiak, Sławomir Mentzen, Karol Nawrocki, Joanna Senyszyn, Krzysztof Stanowski, Marek Woch, Adrian Zandberg.
Debatę rozpoczęły pytania od ekspertów. Są to: Rafał Brzoska — prezes InPostu, prof. Ryszard Piotrowski — konstytucjonalista, Łukasz Jankowski — prezes Naczelnej Izby Lekarskiej.
Następnie uczestnicy odpowiedzą na pytania od widzów. Dopiero później będą sobie nawzajem zadawać pytania. Przewidziano trzy rundy takich pytań. Na koniec tradycyjnie wygłoszą oświadczenia.
Zadający w turze ekspertów pytanie jako pierwszy Rafał Brzoska zaczął od deregulacji i przypomnienia o działalności zespołu, którym do niedawna kierował. Mówił o zasadzie, którą promuje: „każdy nowy przepis, każda nowa ustawa, która trafia na biurko głowy państwa, będzie wymagała wskazania dwóch starych przepisów, których być może już nie potrzebujemy”.
Jednak jego pytanie dotyczyło czego innego. „Czy jako głowa państwa pani i pan będzie za podwyższeniem wieku emerytalnego? Jeżeli nie, to za wsparciem, bezwarunkowym wsparciem wszystkich możliwych nowych przepisów, pomysłów, które będą miały za zadanie zachęcać nas wszystkich do dłuższej pracy w sposób dobrowolny, po osiągnięciu już wieku emerytalnego?”
Niemal wszyscy kandydaci wzięli to, co mówił Brzoska za dobrą monetę.
Kandydat Prawa i Sprawiedliwości zaczął od stwierdzenia, że dziura w tegorocznym budżecie wyniesie 300 mld zł. Karol Nawrocki wyciągnął z tego wniosek, że: „Gdy wygra Rafał Trzaskowski, to emerytury będą zagrożone”. Nie wyjaśnił, w jaki sposób.
Nawrocki zadeklarował: „Nigdy nie podpiszę podwyższenia wieku emerytalnego. Jestem gotów do takich inicjatyw, które zachęcą tych emerytów, którzy dokonają takiej decyzji, aby pracowali i pozostawali na rynku pracy”.
Szymon Hołownia stwierdził, że „Za 10, 15 lat rzeczywiście sytuacja na rynku pracy w związku z katastrofalną demografią, którą żaden rząd sensownie się nie zajął, będzie bardzo trudna”. Również on oświadczył, że „nie na mowy o podwyższaniu wieku emerytalnego”. Poparł też zachęty dla tych, „którzy osiągnąwszy wiek emerytalny, chcą dalej pracować”.
„Oczywiście, że trzeba zderegulować naszą gospodarkę. Biurokracja, przesadne przepisy, regulacje niszczą polski drobny biznes i wspierają międzynarodowe korporacje. Od lat mówimy o zasadzie 2 za 1” – powiedział kandydat Konfederacji. Za zagrożenie dla gospodarki uznał to, że w Polsce za dużo osób pracuje w sektorze publicznym (22 proc.) – a w Niemczech czy w Japonii mniej (odpowiednio: 16 i 8 proc.).
Sławomir Mentzen chce też zniesienia podatku dochodowego dla emerytów.
Jako jedyny od pomysłów Brzoski odciął się Adrian Zandberg z partii Razem.
Na początku wyraził zdziwienie, że nawet Karol Nawrocki chwali Brzoskę, który jest współpracownikiem Donalda Tuska.
„Kiedy słyszę multimilionera, który narzeka na etos pracy polskich pracowników, to ciśnie mi się na usta pytanie, czy pan prezes wie, kto mu wozi te paczki i zarabia na te jego miliony. I myślę, że byłoby na miejscu, żeby z większym szacunkiem się o polskich pracownikach wyrażał” – powiedział Zandberg.
Kandydat Razem stwierdził też, że nie będzie okłamywał obywateli, którzy od 20 lat słyszą od kolejnych partii o likwidacji niepotrzebnych przepisów.
„Ja w przeciwieństwie do nich nie będę państwa okłamywać, to się nie wydarzy. To są regulacje złe i regulacje dobre. Niestety pan Brzoska proponuje też wprowadzanie regulacji złych. Zaproponował na przykład, żeby można było do Polski ściągać pracowników z zagranicy i zatrudniać ich na śmieciówkach, co by niszczyło polski rynek pracy. Więc jeśli tak ma wyglądać deregulacja, to takiej deregulacji nie jestem zwolennikiem”.
Jak donosi Rzeczpospolita, partia Sławomira Mentzena nie złożyła sprawozdania finansowego w Państwowej Komisji Wyborczej. Karą za ten błąd może być nawet delegalizacja Nowej Nadziei
Z ustaleń Rzeczpospolitej wynika, że partia Sławomira Mentzena, Nowa Nadzieja, nie złożyła w terminie sprawozdania finansowego za 2024 roku.
Termin złożenia sprawozdania, wynika z ustawy o partiach politycznych. Podobnie jak grożąca za niedopełnienie tego obowiązku sankcja.
W art. 38 ustawy czytamy, że partia polityczna składa PKW sprawozdanie finansowe nie później niż do 31 marca każdego roku.
Konsekwencje niezłożenia sprawozdania w terminie zawiera art.38 c:
„W przypadku niezłożenia przez partię polityczną sprawozdania w terminie określonym w art. 38 ust. 1 Państwowa Komisja Wyborcza występuje do Sądu z wnioskiem o wykreślenie wpisu tej partii z ewidencji.”
Ustawa o partiach politycznych nie przewiduje żadnej procedury odwoławczej. Po złożeniu przez PKW wniosku, sąd po przeprowadzeniu rozprawy wydaje postanowienie o wykreśleniu wpisu partii politycznej z ewidencji.
Wiceprezes Nowej Nadziei, poseł Bartłomiej Pejo utrzymuje w rozmowie z Rzeczpospolitą, że sprawozdanie zostało złożone 31 marca, czyli w ostatnim możliwym dniu.
„PKW posiada sprawozdanie Nowej Nadziei za 2024 rok, które wpłynęło do niej wraz z raportem biegłego rewidenta 31 marca 2025 roku. Skarbnik wyjaśnia sprawę z PKW” – powiedział Pejo w rozmowie z gazetą.
Rzeczpospolita potwierdziła jednak w kilku źródłach, że zdaniem PKW sprawozdanie w ogóle nie zostało złożone.
Nie byłby to pierwszy przypadek wykreślenia partii politycznej z ewidencji za niezłożenie sprawozdania finansowego w terminie. Taki los spotkał w 2023 roku partię Pawła Kukiza K'15 oraz partię Lecha Wałęsy Chrześcijańska Demokracja III RP.
Po raz pierwszy zdarzyłoby się jednak, że zdelegalizowana zostałaby partia, która ma swoich posłów w Sejmie.
Los Nowej Nadziei podzieli najprawdopodobniej założona w zeszłym roku przez Janusza Krowin-Mikke Konfederacją Odnowy Rzeczypospolitej Wolność i Niepodległość (KORWiN). Skarbnik partii wysłał do PKW sprawozdanie drogą mailową, ale nie zostało ono przyjęte. Sprawozdanie wysłane pocztą tradycyjną dotarło już do PKW po upłynięciu ustawowego terminu.
Przeczytaj także:
Sejm przyjął dziś nowelizację kodeksu pracy, która zakłada jawność wynagrodzeń w ogłoszeniach o pracę. Zmiany mają wejść w życie jeszcze w tym roku
Sejm uchwalił dziś zmiany w kodeksie pracy. Pracodawcy będą mieli obowiązek przedstawienia w ogłoszeniach o pracę proponowanego wynagrodzenia na poszukiwanym stanowisku.
Nowa regulacja jest pomysłem posłów Koalicji Obywatelskiej. Nie spodobała się on Konfederacji, która wnioskował o odrzucenie projektu w całości. Ostatecznie poddano go jednak pod głosowanie.
Projekt trafi teraz do Senatu. Nowelizacja ma wejść w życie jeszcze w 2025 r. lub na początku 2026 r.
Celem wprowadzenia jawności wynagrodzeń w ogłoszeniach o pracę jest zniwelowanie nierówności płacowych między kobietami a mężczyznami. Przyjęty projekt zakłada także obowiązek stosowania neutralnych nazw stanowisk w ofertach pracy.
Według danych za 2023 rok, luka płacowa, czyli dysproporcja pomiędzy zarobkami mężczyzn i kobiet, wynosi w Polsce 7,8 proc. To oznacza, kobiety w Polsce zarabiają średnio o 7,8 proc. mniej za godzinę niż mężczyźni.
Największą lukę płacową w krajach UE ma Łotwa (19,5 proc.), Austria (18,3%), Czechy (17,6%), Węgry (17,8%) i Niemcy (17,6%).
Najmniejszą – Belgia (0,7%), Włochy (2,2%), Rumunia (3,8%), Malta (5,1%) i Słowenia (5,4%).
W Luksemburgu kobiety i mężczyźni zarabiają dokładnie tyle samo, a unijna średnia luki płacowej to 12 proc.
Luka płacowa wynika w dużej mierze z sytuacji kobiet na rynku pracy – 28 proc. z nich pracuje w niepełnym wymiarze godzin, a ok. 33 proc. miała przerwę w pracy z powodu opieki nad dziećmi.
Kobiety częściej niż mężczyźni pracują także w niskopłatnych sektorach – 3 na 10 kobiet w UE pracuje w edukacji, służbie zdrowia i opiece społecznej, podczas gdy tylko 8 proc. mężczyzn jest zatrudnionych w tych sektorach.
Przeczytaj także:
Pomimo apeli środowisk naukowych i przyrodniczych Parlament Europejski zdecydował o obniżeniu statusu ochronnego wilków. W polskim prawie wilki nadal są chronione. Na razie.
Parlament Europejski 8 maja 2025 głosował w sprawie obniżenia statusu ochronnego wilka. „Za” zagłosowało 371 osób, 162 było przeciwko, a 37 wstrzymało się od głosu. „Gdyby policzyć tylko polskie głosy, to sprawa ochrony wilka byłaby również przegrana. 26 osób było za obniżeniem, 17 przeciwko, 2 się wstrzymały (nie głosowała jedna osoba)” – wylicza Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot. Dodaje: "Przedstawiciele i przedstawicielki PiS i Konfederacji jednomyślnie byli za osłabieniem ochrony wilka. Z pozostałych partii tylko Lewica w całości zagłosowała przeciwko, czyli za ścisłą ochroną. Antyprzyrodniczą i antynaukową postawę przyjęły zaś następujące osoby, wywodzące się z partii tworzących obecnie koalicję rządzącą:
„Głosowanie na forum Parlamentu Europejskiego to zaprzepaszczenie kilkudziesięciu lat starań o odbudowę populacji wilka w europie, która – jak wskazują najnowsze badania – wciąż nie jest w dobrej kondycji. Większość polskich europarlamentarzystów wolała przychylić się do populistycznych dezinformacji myśliwych niż do najnowszych badań naukowych. To groźny trend dla przyrody i ludzi, i to w czasach kryzysu bioróżnorodności oraz postępujących zmian klimatycznych” – komentuje Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska deklaruje, że status ochronny wilka w Polsce się nie zmieni. Jest to gatunek ściśle chroniony, nie można do niego strzelać (chyba że specjalną zgodę wyda Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska). Eksperci zajmujący się ochroną dzikich zwierząt podkreślają jednak, że zmiana prawa na poziomie UE może otworzyć furtkę do odstrzału wilków w Polsce w przyszłości, a także do osłabienia ochrony innych drapieżników.
Komisja Europejska pod koniec 2023 roku podjęła decyzję o wystąpieniu z wnioskiem o zmianę Konwencji Berneńskiej, która obniżyłaby status ochronny tego gatunku. Zaproponowała, żeby wilk został przeniesiony z załącznika II – obejmującego gatunki ściśle chronione – do załącznika III – „gatunki chronione”.
Co się działo dalej?
Głosowanie w PE było ostatnim krokiem do obniżenia statusu ochronnego wilka, co może skutkować m.in. zwiększeniem odstrzału tych drapieżników.
Cały proces budzi poważne zastrzeżenia naukowców, badaczy wilków i przyrodników. W grudniu 2024 roku organizacje pozarządowe z UE złożyły skargę do TSUE, w której domagają się unieważnienia decyzji Rady UE (z września 2024) o zmianie statusu ochrony wilka. Tej, którą poparła również Polska.
W lutym 2025 roku skarga została oficjalnie przyjęta, a kolejne organizacje, w tym Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, przyłączyły się do niej jako strony wspierające. KE została również pozwana do Europejskiego Rzecznika Praw Obywatelskich za niewłaściwe procedowanie tej decyzji. Wnioskodawcy podnoszą zarzuty nadużywania władzy oraz braku transparentności procesu decyzyjnego.
Przeczytaj także:
Interia ujawniła dokument z 2021 roku, w którym Karol Nawrocki zobowiązuje się do dożywotniej opieki nad Jerzym Ż. Trzy lata później mężczyzna trafił jednak do Domu Pomocy Społecznej, o czym kandydat PiS na prezydenta nawet nie wiedział
Interia dotarła do dokumentu z 2021 roku, z którego wynika, że Karol Nawrocki zobowiązał się na piśmie do opieki nad Jerzym Ż.
Pismo zawiera trzy punkty. W pierwszym znajduje się deklaracja Nawrockiego:
„Ja niżej podpisany Karol Nawrocki oświadczam, iż zobowiązałem się do dożywotniego utrzymania Jerzego Ż. poprzez dostarczenie mu wyżywienia, ubrania, mieszkania położonego w Gdańsku (…), światła i opału, zapewnienia odpowiedniej pomocy i pielęgnowania w chorobie oraz sprawienia własnym kosztem pogrzebu odpowiadającego zwyczajom miejscowym”.
W drugim punkcie dokumentu Jerzy Ż. potwierdził, że Karol Nawrocki wywiązuje się ze swojego zobowiązania.
Trzeci punkt głosi, że dokument sporządzono „celem przedłożenia odnośnym organom publicznym”.
Dziennikarze zapytali dziś w Sejmie Jarosława Kaczyńskiego o ustalenia Interii. Prezes PiS sugerował, że dokument może nie być autentyczny
„Ale ktoś sfałszował podpisy Karola Nawrockiego?” – dopytywali dziennikarze.
„Wcale nie jestem pewien, czy nie sfałszował” – odpowiedział prezes PiS.
Kiedy wybuchła afera wokół kawalerki Karola Nawrockiego, początkowo wyjaśniano, że Nawrocki stał się właścicielem mieszkania Jerzego Ż. w zamian za opiekę nad nim. To tzw. umowa dożywocia. Mechanizm jej działania wyjaśnił na łamach OKO.press notariusz dr Patryk Bender w rozmowie z Dominiką Sitnicką.
Dokument, który ujawniła dziś Interia, nie jest jednak umową dożywocia, choć brzmi łudząco podobnie do przepisu art. 908 kodeksu cywilnego.
Brak w jej treści informacji o przekazaniu mieszkania w zamian za opiekę. Nie mogło jej być, bo dokument ujawniony przez Interię pochodzi z 2021 roku, a Karol Nawrocki stał się (wraz z żoną) właścicielem mieszkania pana Jerzego już w 2017 roku.
Ustalenia Interii wskazują jednak, że Nawrocki nie wywiązuje się z obowiązku opieki nad panem Jerzym.
W tym samym czasie, gdy podpisał się pod oświadczeniem o dożywotniej opiece (sierpień 2021 roku), Nawrocki przeprowadził się z Gdańska do Warszawy, ponieważ został prezesem IPN.
Już po wybuchu afery z mieszkaniem, kandydat PiS na prezydenta powiedział, że kontakt z panem Jerzym „urwał mu się” w grudniu 2024 roku. Dziennikarze szybko odnaleźli jednak Jerzego Ż. w gdańskim DPS-ie, do którego trafił w kwietniu 2024 roku.
Pracownica MOPS-u, która opiekowała się panem Jerzym w latach 2022-2023, czyli już po podpisaniu przez Nawrockiego zobowiązania do opieki, powiedziała, że senior mieszkał w złych warunkach.
"W zimie pan Jerzy siedział w mieszkaniu po ciemku, zziębnięty, w kurtce. Nie miał pieniędzy na prąd, a w tym mieszkaniu wszystko było elektryczne. Żeby nie marzł w zimie, płaciłam za prąd z własnych pieniędzy” – mówiła Onetowi Anna Kanigowska.
Przeczytaj także: