W nocy z 26 na 27 listopada weszło w życie zawieszenie broni między Izraelem a Hezbollahem, będące wynikiem negocjacji między Izraelem i Libanem. Izrael ma dwa miesiące na wycofanie się z południowego Libanu
Abp Marek Jędraszewski złożył na ręce papieża Franciszka rezygnację z pełnienia urzędu metropolity krakowskiego. Powodem decyzji arcybiskupa jest osiągnięcie wieku emerytalnego – 24 lipca skończy 75 lat.
Abp Jędraszewski ogłosił swoją decyzję podczas spotkania z księżmi archidiecezji krakowskiej, podczas którego wręczał nominacje nowym proboszczom.
O swojej rezygnacji Jędraszewski poinformował Watykan już 25 kwietnia, czyli na 3 miesiące przed ukończeniem 75 lat. Złożenie rezygnacji w momencie osiągnięcia wieku emerytalnego to zgodnie z kościelnymi przepisami obowiązek każdego metropolity. Papież może zdecydować o przedłużeniu posługi lub mianować nowego ordynariusza.
„Ojciec Święty zdecyduje, jak długo tutaj jeszcze przyjdzie mi pracować” – powiedział abp Jędraszewski podczas spotkania z księżmi krakowskiej archidiecezji.
Marek Jędraszewski objął urząd metropolity krakowskiego 28 stycznia 2017 roku. Zastąpił na tym stanowisku odchodzącego na emeryturę kardynała Stanisława Dziwisza. Kilkuletnie rządy Jędraszewskiego w krakowskiej archidiecezji wzbudzały kontrowersje. O wypowiedziach (oraz czynach, takich jak obrona oskarżanych o pedofilię księży) Jędraszewskiego pisaliśmy wielokrotnie.
Największym echem odbiły się słowa o “tęczowej zarazie”. Przyczyny homofobicznej postawy Jędraszewskiego analizował na łamach OKO.press prof. Obirek:
Obirek wspomina w tekście o początkach biskupiej kariery Jędraszewskiego w Poznaniu. W 1997 roku Jędraszewski otrzymał święcenia biskupie z rąk metropolity poznańskiego Juliusza Paetza. Kiedy w 2002 roku media ujawniły, że Paetz molestował seksualnie kleryków poznańskiego seminarium, Jędraszewski należał do jego najgorętszych obrońców. Był między innymi inicjatorem listu poparcia dla Paetza, który rozesłał do proboszczów poznańskiej diecezji z “prośbą” o jego podpisanie.
Dzisiejszej nocy siły rosyjskie zaatakowały ukraińską infrastrukturę energetyczną na zachodzie Ukrainy. Nie ma informacji o ofiarach, ale na ataki zareagowało polskie lotnictwo.
W sobotę rano Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ) poinformowało, że mieszkańcy południowo-wschodniej Polski mogą doświadczać podwyższonego poziomu hałasu. W związku z nocnymi atakami rakietowymi Rosji w Ukrainie, poderwano polskie i sojusznicze (państw NATO) myśliwce.
“Dzisiejszej nocy obserwowana jest intensywna aktywność lotnictwa dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej, związana z uderzeniami z użyciem rakiet manewrujących, bezzałogowych statków powietrznych typu SHAHED oraz rakiet balistycznych, wykonywanymi na obiekty znajdujące się między innymi na zachodzie terytorium Ukrainy” – czytamy w komunikacie.
Podczas nocnych ataków siły rosyjskie użyły 16 rakiet różnego typu oraz 13 dronów kamikadze. Łącznie w kierunku celów na terenie Ukrainy wystrzelono 29 pocisków. Ukraińskie siły powietrzne strąciły 25 z nich.
„W wyniku walk powietrznych zestrzelono 25 celów powietrznych: siedem pocisków manewrujących Ch-101/Ch-555 wystrzelonych przez samoloty rosyjskiego lotnictwa strategicznego operujących nad obwodem saratowskim w Rosji, cztery pociski manewrujące Kalibr odpalonych z Morza Czarnego, jeden pocisk manewrujący Iskander-K wystrzelony z terenu okupowanego Krymu i 13 bezzałogowych dronów szturmowych Shahed-131/136, które wystartowały z Primorsko-Achtarska w Rosji oraz z Bałakławy na Krymie ” – poinformował dowódca Sił Powietrznych Ukrainy, generał Mykoła Ołeszczuk.
Cztery z 16 wystrzelonych przez Rosjan rakiet trafiły w obrane cele.
„Wróg przeprowadził atak rakietowy na krytyczny obiekt infrastruktury energetycznej w obwodzie lwowskim. Wybuchł pożar. Na miejscu pracują już strażacy. Na chwilę obecną nie ma doniesień o ofiarach. O zakresie szkód poinformujemy później” – przekazał szef władz wojskowych obwodu lwowskiego Maksym Kozycki.
Z kolei w Iwano-Frankiwsku uszkodzone zostały budynki na dwóch ulicach. „Według wstępnych danych nie ma ofiar. Miasto wypłaci odszkodowania wszystkim właścicielom domów, w których wybito okna. Ale najważniejsze jest to, że wszyscy żyją i są zdrowi!” – napisał mer Rusłan Marcinkiw.
Hakerzy zaatakowali podczas piątkowego meczu Polska – Austria rozgrywanego podczas piłkarskich Mistrzostw Europy. Atak przez pewien czas uniemożliwił transmisję spotkania na stronach TVP oraz w aplikacji mobilnej.
TVP padło atakiem hakerów już drugi raz w ciągu kilku dni. Do poprzedniego doszło w niedzielę (16 czerwca 2024) podczas pierwszego grupowego meczu Polaków na Euro. Widzowie nie mogli obejrzeć pierwszej połowy spotkania z Holendrami ani na stronach TVP ani w jej aplikacji mobilnej.
Podczas wczorajszego (21 czerwca) spotkania Polska-Austria ponownie doszło do zakłóceń, o czym pod koniec pierwszej połowy poinformowało TVP Info w mediach społecznościowych.
Po meczu TVP wydała komunikat, w którym poinformowała, że „celem dzisiejszego ataku typu DDoS (Distributed Denial of Service) było przeciążenie serwerów Telewizji Polskiej i doprowadzenie do poważnych zakłóceń lub całkowitego uniemożliwienia odbioru transmisji online meczu z Austrią, zarówno na stronach internetowych, jak i w aplikacjach mobilnych TVP”.
Atak DDOS polega na zablokowaniu dostępu do serwera lub usługi poprzez zalewanie go dużą liczbą fałszywych żądań, które są generowane przez wcześniej zainfekowane przez hakerów komputery.
Nie wiadomo kto stoi za atakami. TVP analizuje oba zdarzenia wspólnie z ekspertami z Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej. NASK to państwowy instytut badawczy zajmujący się cyberbezpieczeństwem i rozwojem polskich sieci teleinformatycznych. „Ze względów bezpieczeństwa TVP nie ujawnia więcej szczegółów na temat ostatnich ataków” – czytamy w komunikacie.
Przełom w sprawie małżeństw osób tej samej płci. Prokurator Generalny uchylił zarządzenie wydane w czasach Ziobry, które uniemożliwiało transkrypcję aktu małżeństwa osób tej samej płci zawartego za granicą
"Prokurator Generalny w pełni akceptuje dorobek orzeczniczy Trybunału Sprawiedliwości UE i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Wynika z niego jednoznacznie, że akty stanu cywilnego i wiążące się z nim normy dotyczące małżeństwa należą do kompetencji państw członkowskich, które mają swobodę we wprowadzaniu w swoim prawie krajowym regulacji dotyczącej małżeństw tej samem płci.
Wykonywanie tych kompetencji przez państwo nie może jednakże naruszać prawa Unii Europejskiej do swobodnego przemieszczania się i przebywania na terytorium państw członkowskich, co powinno skutkować uznaniem stanu cywilnego osoby, ustalonego w innym państwie członkowskim
(poszanowanie godności jednostki art. 1 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej)".
To przełom w kwestii praw osób LGBT. To także reakcja na informację, którą opublikowała pisarka Renata Lis. Lis wraz ze swoją żoną złożyła wniosek o transkrypcję aktu zawartego za granicą. Zastępca Urzędu Stanu Cywilnego, zgodnie z poleceniem Zbigniewa Ziobry jeszcze z 2017 r. i 2020 r. zawiadomił prokuraturę. Polecenie ówczesnego Prokuratora Generalnego nakazywało prokuratorom dołączenie do postępowania przed sądem, by je monitorować.
Teraz Dariusz Korneluk, Prokurator Krajowy uchylił te decyzje wydane przez Ziobrę i zalecił tym samym uznanie takiego aktu. Jak czytamy w informacji na stronie PK: „Decyzja Prokuratora Krajowego została wsparta stanowiskiem Prokuratora Generalnego Adama Bodnara, które przekazano wszystkim prokuratorom wykonującym obowiązki w zakresie pozakarnej działalności prokuratury”.
Pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata, trzyletni zakaz prowadzenia pojazdów oraz 10 tys. zł nawiązki i 10 tys. zł zadośćuczynienia. Takiej kary chciał prokurator dla byłego europosła i byłego premiera, który został oskarżony o spowodowanie wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia.
Jak podaje TVN 24, Interia oraz PAP Sąd w Hajnówce uniewinnił byłego premiera Włodzimierza Cimoszewicza od zarzutu potrącenia rowerzystki, do którego doszło w 2009 roku.
Wówczas Włodzimierz Cimoszewicz sprawował mandat europosła. „Były premier na oznakowanym przejściu dla pieszych w Hajnówce w województwie podlaskim potrącił rowerzystkę. 70-latka doznała złamania kości podudzia oraz otarć skóry twarzy i dłoni. Polityk nie wezwał służb, odwiózł poszkodowaną do domu. Kobieta i tak trafiła do szpitala” – czytamy w artykule Interii.
Prok. Andrzej Stelmaszuk z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku mówił, że kierujący samochodem Włodzimierz Cimoszewicz (zgadza się na podawanie danych i wizerunku w mediach) zbyt późno zareagował na obecność rowerzystki na przejściu.
TVN 24 wskazuje, że prokuratura zarzuciła oskarżonemu, że „nieumyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, nieuważnie obserwował drogę i nie zachował szczególnej ostrożności, a zbliżając się do przejścia, zbyt późno zaczął manewr hamowania i doprowadził do wypadku. Zarzuca mu też, że zbiegł z miejsca zdarzenia”.
„W ocenie prokuratury Cimoszewicz zbiegł z miejsca wypadku (chodzi o to, że nie został na miejscu, lecz odwiózł do domu poszkodowaną, która ostatecznie trafiła do szpitala). Jak mówił prokurator, było to działanie obliczone na to, by nazwisko polityka ”nie wypłynęło„ w kontekście tego zdarzenia” – pisze portal TVN 24.
Prokurator przyznał, że to rowerzystka przyczyniła się do wypadku, bo jechała przez przejście dla pieszych, co było „zachowaniem naruszającym przepisy o ruchu drogowym, ale nie oznacza to wyłączenia odpowiedzialności karnej kierowcy”.
Prok. Stelmaszuk przyznał, że materiał dowodowy był skąpy. Pokrzywdzona nie pamiętała przebiegu wypadku. Cimoszewicz odmówił składania wyjaśnień, brakowało naocznych świadków, nie było zapisów monitoringu.
„Czuję się niewinny, jestem przekonany, że to nie ja spowodowałem ten wypadek. Jest mi bardzo przykro, że do niego doszło, ale ten wypadek został tak naprawdę spowodowany przez poszkodowaną” – mówił oskarżony polityk.
Według TVN 24 Cimoszewicz podkreślał też, że nie uciekł z miejsca wypadku. Stwierdził, że „po wypadku rowerzystka – która miała wyraźny uraz głowy, ale nie skarżyła się jeszcze wówczas na ból nogi – nalegała, by zawieźć ją do domu. Ale – jak mówił – bardzo szybko tam zdecydowała, że chce jechać do szpitala (zawieźli ją tam znajomi polityka)”.