Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Zarzut szpiegostwa na rzecz rosyjskiego wywiadu usłyszał 28-latek z Bydgoszczy. Mężczyzna działał z pobudek ideologicznych
Jak poinformował Jacek Dobrzyński, rzecznik MSWiA i koordynatora służb specjalnych, funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymali 28-latka z Bydgoszczy podejrzanego o szpiegostwo na rzecz rosyjskiego wywiadu.
Wiktor Ź. miał gromadzić i przekazywać dane dotyczące funkcjonowania obiektów o istotnym znaczeniu dla obronności kraju. „Mężczyzna decyzją sądu najbliższe trzy miesiące spędzi w areszcie. Za popełnione przestępstwo grozi kara pozbawienia wolności w wymiarze nie krótszym niż 8 lat albo kara dożywotniego pozbawienia wolności” – przekazał Dobrzyński.
Rzecznik prokuratury krajowej Przemysław Nowak przekazał, że zatrzymany mężczyzna ma wykształcenie wyższe. Działał z pobudek ideologicznych i prorosyjskich przekonań. Był aktywny w okresie od 28 lutego 2024 do 30 kwietnia 2025 roku w Bydgoszczy, a także poza granicami kraju.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Delegatura ABW w Bydgoszczy pod nadzorem prokuratora z Mazowieckiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie.
Rosja prowadzi hybrydową wojnę z Zachodem. Nie ma w niej ataków rakietowych, są za to akcje sabotażowe oraz organizowanie siatki zagranicznych agentów. Zbieranie informacji o infrastrukturze krytycznej i obiektach obronnych ma potem służyć do przeprowadzania takich akcji jak np. pożar hali na Marywilskiej w Warszawie. Podobnych zdarzeń jest w kraju więcej, do większości planowanych akcji jednak szczęśliwie nie dochodzi, dzięki działaniu służb. Wszelkie zakłócenia mają skutkować nie ofiarami, lecz chaosem, niepewnością i przerażeniem. Regularnie pisze o tym w OKO.press Anna Mierzyńska.
Przeczytaj także:
Jest to pierwszy etap porozumienia osiągniętego w Stambule 2 czerwca pomiędzy Rosją a Ukrainą. Strony uzgodniły wymianę ciał żołnierzy w formacie 6000 na 6000. Nie wiadomo jednak, czy Rosja też przyjęła ciężarówki ze swoimi żołnierzami
11 czerwca ukraińska Centrala Koordynacyjna ds. Postępowania z Jeńcami Wojennymi poinformowała, że do Ukrainy wróciły Ukrainy ciała 1212 obrońców. Są to żołnierze polegli w charkowskim, ługańskim, donieckim, zaporoskim, chersońskim oraz rosyjskim kurskim obwodach.
„Śledczy organów ścigania, wraz z instytucjami eksperckimi Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zidentyfikują ofiary tak szybko, jak to możliwe” – podkreśla Centrala Koordynacyjna.
Wymiana ciał ustalona została między delegacjami Ukrainy i Rosji w Stambule 2 czerwca. Wcześniej, w poniedziałek 9 czerwca oraz we wtorek 10 czerwca odbyła się wymiana jeńców wojennych, którzy mieli albo mniej niż 25 lat albo byli ciężko ranni i chorzy. Na razie ze względów bezpieczeństwa ukraińskie władze nie podają liczby osób, które wróciły. Według danych Centrali Koordynacyjnej w ramach poprzednich 65 wymian do Ukrainy wróciło 5757 obywateli Ukrainy.
Makabryczny temat ciał poległych był dla rosyjskiej propagandy numer jeden przez trzy dni, od 7 czerwca. Pokazywała ciężarówki-chłodnie stojące przy granicy, pokazywała do kamery ich zawartość. Rosja twierdziła, że Ukraina nie chce swoich poległych, żeby nie wypłacać rodzinom odszkodowań (to o tyle pokrętne, że to właśnie armia rosyjska jest armią najemną, a nabór ochotników napędzają obietnice odszkodowań – w Ukrainie jest pobór). Rosjanie też twierdzili, że Ukraina nie ma co z nimi wymieniać, bo to Ukraińców na wojnie ginie więcej niż Rosjan.
Ukraińcy twierdzili natomiast, że wymiana ciał poległych umówiona była po wymianie żywych. I chce być pewna, że Rosjanie nie przekazują jej swoich poległych, by ukryć skalę strat.
Rosyjska „operacja zwłoki” skończyła się jak nożem uciął w środę – i wtedy rzecznik Putina Dmitrij Pieskow wystąpił z ezopowym komentarzem: „Rosja jest zawsze gotowa do wypełnienia zobowiązań, które na siebie wzięła. Nadal oczekujemy, że strona ukraińska również będzie przestrzegać tej zasady. I wypełniać porozumienia, które zostały osiągnięte w Stambule” – powiedział Pieskow.
Może to oznaczać, że wbrew twierdzeniem Rosji Ukraina może jej wydać 6000 ciał poległych żołnierzy armii Putina. Rosja bowiem nie opowiada, przynajmniej na razie, że to Ukraina się ugięła i przyjęła swoich zabitych. Tylko że „wykonuje porozumienia o wymianie ciał zabitych”.
Przeczytaj także:
Nowe obostrzenia dotyczą cen ropy na eksport, gazociągu Nord Stream, floty cieni, a także artykułów krytycznych dla rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. „Nasze przesłanie jest bardzo jasne. Ta wojna musi się zakończyć” – mówiła szefowa KE
We wtorek 10 czerwca Ursula von der Leyen szefowa Komisji Europejskiej ogłosiła kolejny pakiet sankcji na Rosję. Głównym punktem jest
obniżenie limitu ceny baryłki ropy z 60 do 45 dolarów.
Pułap 60 dolarów obowiązuje od 2022 roku, ale jak zauważyła von der Leyen, eksport ropy nadal odpowiada za 1/3 wpływów do budżetu Kremla. Obostrzenia mają także objąć rosyjskie gazociągi Nord Stream. Kolejne banki zostaną odcięte od międzynarodowego systemu bankowego SWIFT, a obecny, częściowy zakaz dla rosyjskich instytucji finansowych zostanie rozszerzony do „pełnego zakazu transakcji”.
Szefowa KE zapowiedziała, że zakaz importu rosyjskiej ropy naftowej zostanie rozszerzony na produkty rafinowane w krajach trzecich — zapobiegając temu, co nazwała importem „tylnymi drzwiami”. UE uzna kolejne 77 statków za część rosyjskiej floty cieni, która ma zakaz wpływania do europejskich portów.
KE proponuje również nałożenie sankcji na fundusze, które wspierają „modernizację rosyjskiej gospodarki”. Chodzi tu m.in. o moskiewski państwowy fundusz majątkowy czy rosyjski fundusz inwestycji bezpośrednich. Ograniczeniom będzie też podlegał eksport produktów krytycznych dla rozwoju rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. Chodzi o maszyny, metale, tworzywa sztuczne i chemikalia, a także technologię podwójnego zastosowania potrzebną do produkcji dronów, pocisków i systemów uzbrojenia.
„Nasze przesłanie jest bardzo jasne. Ta wojna musi się zakończyć. Potrzebujemy prawdziwego zawieszenia broni. A Rosja musi przyjść do stołu negocjacyjnego z poważną propozycją. Ponieważ do tej pory nie wykazała woli zawarcia pokoju, zwiększymy presję na Rosję, także poprzez dalsze surowe obostrzenia” – mówiła von der Leyen.
W ostatnich dniach Rosja znów intensyfikuje ataki na stolicę Ukrainy. W nocy z 9 na 10 czerwca w kierunku Kijowa wystrzelono 315 dronów i siedem rakiet. Jak tłumaczył szef administracji wojskowej miasta, uszkodzonych zostało siedem dzielnic, a celem była infrastruktura cywilna. „Celem [wroga] jest zastraszenie. Zdestabilizować sytuację i zmusić nas do poddania się” – mówił Tkaczenko. Ale z konsekwencjami najeźdźczej polityki Putina, mierzy się też Rosja. Jej siły muszą codziennie walczyć z atakami ukraińskich dronów. Pomysłowe i brawurowe akcje ukraińskie takie jak operacja „Pajęczyna” (na rosyjskie lotniska) dotyczą nie tylko szeroko pojętego pogranicza, ale terenów w głębi Rosji.
Przeczytaj także:
„Sytuacja wymaga radykalnych działań” – zapowiedział prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. Nauczyciele są gotowi do kolejnej akcji protestacyjnej
We wtorek 10 czerwca, dzień przed wotum zaufania dla rządu, Związek Nauczycielstwa Polskiego zapowiedział, że podejmie decyzję na temat nauczycielskiej akcji protestacyjnej. Głosowanie w tej sprawie ma odbyć się za dwa tygodnie, 24 czerwca.
„Wydaje się, że sytuacja, z którą mamy do czynienia, jeśli chodzi o dobrostan nauczycieli, o warunki pracy i płacy, o to, co dzieje się w zakresie Prawa oświatowego, co dzieje się w sprawach dotyczących naszego środowiska, wymaga radykalnych działań” – zapowiedział Sławomir Broniarz prezes ZNP.
Ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych przewiduje różne formy protestu: od oflagowania budynków i akcji plakatowo-ulotkowej po wszczęcie sporu zbiorowego. Według Broniarza „wywieszenie flag nie wydaje się wystarczającą formą protestu”. „Atmosfera w środowisku nauczycielskim pokazuje, że oczekiwania, rozbudzone, były zupełnie inne niż ta rzeczywistość, którą mamy” – mówił prezes ZNP.
Nauczyciele domagają się nowelizacji Karty Nauczyciela, a także podwyższenia wynagrodzeń co najmniej o 10 proc. od 1 września 2025.
Zniecierpliwienie wśród związków zawodowych zaczęło się już od 5 proc. podwyżek w 2025 roku. Jak pisaliśmy, ten wzrost ledwie pokrywał ubiegłoroczny wzrost cen (3,6 proc.), nie odpowiadał też innym parametrom. Płaca minimalna w 2025 roku wzrosła o 8,5 proc., a średnie wynagrodzenie w gospodarce według zapisu w budżecie o 6,1 proc. (prognozy NBP były wyższe – 8,2 proc.). A to oznacza, że płace nauczycielskie znów zbliżyły się do pensji minimalnej, a nie średniej w gospodarce. Pauperyzacja zawodu postępuje.
Rząd ma też problem z uchwaleniem nowelizacji Karty Nauczyciela, która zakłada m.in. krótsze zatrudnienie na czas określony nauczyciela początkującego, umożliwienie nauczycielom uprawnionym do wcześniejszej emerytury skorzystania z urlopu dla poratowania zdrowia, czy rozszerzenie grupy uprawnionych do świadczeń kompensacyjnych.
Rząd ignoruje też obywatelski projekt ustawy „Godne płace i wysoki prestiż nauczycieli”. ZNP proponuje, żeby system wynagradzania nauczycieli był przejrzysty, stabilny i wolny od politycznych decyzji. Podstawowym wskaźnikiem determinującym poziom zarobków miałaby być średnia w gospodarce narodowej. Nauczyciel dyplomowany, na najwyższym stopniu awansu zawodowego, zarabiałby – według pomysłu ZNP – 155 proc. średniej w III kwartale poprzedniego roku. Chodzi tu nie o pensję zasadniczą, ale średnią. Gdyby taki system wszedł w życie w 2025, nauczycielka dyplomowana zarabiałaby średnio 13 582 zł, czyli 3,5 tys. więcej niż po 5 proc. podwyżce zaproponowanej przez MEN na rok 2025.
Przeczytaj także:
„Nic nie zwalnia nas z odpowiedzialności za losy naszego kraju. Każdy z nas na tej sali zna smak zwycięstwa i gorycz porażki. Ale nie znam słowa kapitulacja” – mówił Donald Tusk w exposé podczas dyskusji w sprawie wotum zaufania dla rządu
11 czerwca podczas sejmowej dyskusji nad wotum zaufania dla rządu, premier Donald Tusk wygłosił drugie w tej kadencji exposé. To miało być nowe otwarcie rządu, który wpadł w perturbacje po zwycięstwie Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich.
„Każdy wyobrażał sobie szybszy marsz i więcej sukcesów. Musimy wytłumaczyć wszystkim rodakom, dlaczego znaleźliśmy się w takim, a nie innym miejscu” – zaczął swoje przemówienie Tusk. „Nic nie zwalnia nas z odpowiedzialności za losy naszego kraju. Każdy z nas na tej sali zna smak zwycięstwa i gorycz porażki. Ale nie znam słowa kapitulacja” – deklarował premier.
Tusk odniósł się do zarzutu, że rząd nie potrafi komunikować swoich sukcesów. „Propaganda nie może być ważniejsza od prawdy. Może wierni temu przekonaniu, przesadziliśmy z wiarą, że prawda sama się obroni” – mówił.
I przedstawił listę osiągnięć koalicji 15 października:
Premier zapowiedział, że w lipcu dojdzie do rekonstrukcji rządu, chodzi o zmianę struktury, ale i nowe twarze. Powołany ma zostać także rzecznik rządu. „Jeśli ktoś nie wierzy w to, że damy radę albo chciałby zamienić koalicję w targowisko próżności czy konfliktów, niech nie głosuje dziś za wotum zaufania. Niech głosują ci, którzy wierzą w to, że w 2,5 roku doprowadzimy do kolejnych sukcesów naszej ojczyzny i, że nie zgubimy tego, co najważniejsze spierając się o detale” – mówił Donald Tusk. „Nie będę tolerował sporów, które zamieniają się w publiczne kłótnie”.
Wśród regulacji, które mają pojawić się niebawem, Tusk wymienił projekty lewicy dotyczące budowy tanich mieszkań na wynajem oraz płatne staże. Polsce 2050 premier dziękował za dociskanie spraw mieszkaniowych, pomysł wprowadzenia odgórnego zakazu smartfonów w szkołach, a także profesjonalizację spółek skarbu państwa. „Ten proces postępuje, jestem wyczulony na nepotyzm, to się zdarza, ale skala jest nieporównywalna”.
Jak pisała w OKO.press Agata Szczęśniak, wotum zaufania to reakcja na wynik wyborów. „Trzeba zrobić coś, cokolwiek. Wyjść z inicjatywą, nie stać bezczynnie. Wotum ma też dać sygnał wyborcom: to nie jest koniec świata. Nie będziecie mieli swojego człowieka w Pałacu Prezydenckim, ale macie swoich ludzi w rządowych budynkach. Rząd, który wybraliście w 2023 roku, jest i działa. Wotum jest też po to, żeby skonsolidować władzę, potwierdzić pozycję Tuska. Ale najważniejsze pytanie, na jakie w środę ma jeszcze raz odpowiedzieć Donald Tusk brzmi: po co jest jego rząd?”
Przeczytaj także: