0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja: Iga Kuch...

Krótko i na temat: najnowsze depesze OKO.press z Polski i ze świata

Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny

Google News

21:07 05-03-2025

Prawa autorskie: Dariusz Matecki w Sejmie, 5.03.2025. Kadr z nagrania wystąpieniaDariusz Matecki w Se...

Dariusz Matecki może być aresztowany. Tuż przed głosowaniem poseł zrzekł się immunitetu

Poseł PiS Dariusz Matecki zrzekł się immunitetu poselskiego. W ten sposób uprzedził głosowanie Sejmu w jego sprawie. Teraz prokuratura może go tymczasowo aresztować, aby zapobiec mataczeniu w trwającym przeciwko politykowi śledztwie. Tuż przed zrzeczeniem się immunitetu Matecki, stojąc na mównicy sejmowej, sam sobie założył kajdanki.

Co się wydarzyło?

W środę, 5 marca, Sejm zajmował się wnioskiem prokuratury o uchylenie immunitetu posłowi Dariuszowi Mateckiemu (PiS). Prokuratura chce mu postawić sześć zarzutów. Chodzi o przywłaszczenie pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości, pranie brudnych pieniędzy oraz pracę na fikcyjnym etacie w Lasach Państwowych. Przestępstwa te są zagrożone karą do 10 lat pozbawienia wolności.

Najpierw wnioskiem o uchylenie immunitetu zajmowała się sejmowa Komisja Regulaminowa, Spraw Poselskich i Immunitetowych. Podczas jej posiedzenia Matecki zapewnił, że nie będzie uciekał z kraju.

Poinformował, że od czasu wysłania przez prokuraturę wniosku do Sejmu był już kilkukrotnie w Niemczech – ale wrócił do Polski. „Mogłem lecieć do Waszyngtonu, bo mieszkam około dwustu kilometrów od tego lotniska w Berlinie, lotniska »Rafała Trzaskowskiego«" – dodał.

Podkreślał, że ma przyjaciół także w Stanach Zjednoczonych. Oraz że mógł pojechać swoim samochodem na Węgry i „pić teraz tokaja łowiąc sobie ryby nad Balatonem”. Ale jednak stawił się w Sejmie.

„Jestem na miejscu, chcę zeznawać, nigdzie z Warszawy się nie ruszam” – stwierdził.

Podczas swego wystąpienia przed komisją poseł przekonywał także, że prokurator prowadzący śledztwo w sprawie Funduszu Sprawiedliwości jest – jego zdaniem – stronniczy, na dowód przytaczał jego wpisy z platformy X.

Awantura podczas komisji

W trakcie posiedzenia komisji doszło do scysji z posłem KO Arturem Łąckim. Najpierw do porządku przywoływał go przewodniczący komisji, a potem posłowie PiS zaczęli mu zarzucać, że jest pod wpływem alkoholu. Poseł Jan Kanthak złożył nawet wniosek o przebadanie go alkomatem.

„Skandal w Sejmie! Poseł Łącki awanturuje się na komisji! Zakłóca obrady, wykrzykuje kłamstwa, zachowuje się dziwacznie. Gdy padł wniosek o przebadanie go alkomatem – natychmiast uciekł! Czego się bał?!" – napisał na platformie X poseł Michał Woś.

W odpowiedzi Artur Łącki sam zgłosił się do policjantów z prośbą o przebadanie alkomatem. Całe badanie zostało nagrane, a film upubliczniony w sieci. Widać na nim, że wynik badania wykazał brak alkoholu w wydychanym powietrzu.

„Panowie z PiSu, albo przepraszacie za swoje dzisiejsze haniebne oskarżenia w moim kierunku, albo spotykamy się w sądzie” – napisał Łącki na X.

Spektakl Mateckiego

Ostatecznie Komisja Regulaminowa zarekomendowała Sejmowi uchylenie immunitetu Dariuszowi Mateckiemu i wyrażenie zgody na jego tymczasowe aresztowanie.

Jednak zanim doszło do głosowania, Matecki sam zrzekł się immunitetu.

„Pani marszałek, Wysoka Izbo, obywatele Rzeczypospolitej. Zrzekam się immunitetu poselskiego. Jest to konsekwencją moich poglądów. Poseł nie powinien stać ponad obywatelem (…). W czasie wyborów deklarowałem, że jestem za likwidacją immunitetów parlamentarnych oraz sędziowskich, więc jest to moje honorowe zobowiązanie" – mówił Matecki, stojąc na sejmowej mównicy.

Po czym stwierdził, że w całej sprawie chodzi o „polityczny spektakl”: „To nie jest śledztwo. To jest polityczna egzekucja na oczach miliona Polaków. Chcecie w TVN-ie posła w kajdankach. Proszę bardzo. Szanowni państwo, macie swój spektakl. Będziecie mieć posła w kajdankach na sejmowej mównicy” – powiedział, jednocześnie zakuwając się w kajdanki.

Pokazywał też planszę z wizerunkami Putina, Łukaszenki, Donalda Tuska i ministra Adama Bodnara, z napisem: „Every dictatorship will fall” (tłum.: „Każda dyktatura upadnie”).

Powiedział również krótki fragment wystąpienia w języku angielskim, który rozpoczął od słów: „This is a message from Poland to free world”. Oskarżył w nim rząd Donalda Tuska „opłacany przez Demokratów Bidena, państwo niemieckie i fundację Sorosa” o niszczenie demokracji.

Niewątpliwie ta wypowiedź została wygłoszona w celu rozpowszechniania jej wśród odbiorców anglojęzycznych, zapewne amerykańskich. Matecki prawdopodobnie chce się wpisać w ideologiczną wojnę o „wolność słowa”, którą pod takim hasłem prowadzą niektórzy członkowie administracji Donalda Trumpa w USA.

Jak jest kontekst?

Dariusz Matecki ma być pociągnięty do odpowiedzialności karnej za przestępstwa finansowe. Jak szczegółowo informowaliśmy w OKO.press w ubiegłym tygodniu, trzy zarzuty są związane z konkursami na dotacje z Funduszu Sprawiedliwości, przeprowadzonymi w 2020 roku. Według ustaleń prokuratury Matecki w porozumieniu z innymi osobami z Ministerstwa Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry miał podjąć działania w celu wygrania konkursów przez powiązane z nim stowarzyszenia. I rzeczywiście te stowarzyszenia dostały dotacje – w sumie kilkanaście milionów złotych. Organizacje wydawały środki nieprawidłowo.

Prokuratura zarzuca również Mateckiemu, że przyjmował on tzw. dolę od osób zatrudnionych w stowarzyszeniach. Miał uzyskać w ten sposób nie mniej niż 450 tysięcy złotych.

Trzy kolejne zarzuty dotyczą pracy na fikcyjnym etapie w Lasach Państwowych. Chodzi o przekroczenie uprawnień oraz poświadczenie nieprawdy w dokumentach. Śledczy twierdzą, że umowa o pracę Mateckiego była fikcyjna, ponieważ nie wykonywał on w ogóle swoich zadań lub wykonywano je pozornie. Wystawiał też nierzetelne raporty dokumentujące jego pracę oraz podpisywał listy obecności, gdy „faktycznie nie wykonywał” czynności. Był też okres, gdy prace formalnie przypisaną Mateckiemu realizował inny pracownik Lasów Państwowych.

Inne materiały OKO.press na ten temat

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

17:30 05-03-2025

Prawa autorskie: fot. Odd ANDERSEN / AFPfot. Odd ANDERSEN / ...

Grenlandzki premier odpowiada Trumpowi: “Grenlandia jest nasza”

“Grenlandia jest nasza. Nie chcemy być ani Amerykanami, ani Duńczykami” – napisał premier Grenlandii Múte Egede w odpowiedzi na wygłoszone przez Donalda Trumpa w Kongresie słowa o tym, że „tak czy inaczej” Grenlandia będzie należała do Ameryki.

Co się wydarzyło?

Podczas przemówienia o stanie kraju w Kongresie Stanów Zjednoczonych we wtorek 4 marca prezydent Donald Trump znowu wspomniał o planach aneksji Grenlandii.

„Bardzo wspieramy wasze prawo do decydowania o własnej przyszłości, ale jeśli tak wybierzecie, powitamy was w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Zapewnimy wam bezpieczeństwo, uczynimy was bogatymi i razem wyniesiemy Grenlandię na takie wyżyny [rozwoju – red.], o jakich nawet nie sądziliście, że są możliwe” – powiedział Donald Trump, zwracając się do Grenlandczyków.

Prezydent USA podkreślił też, że jego administracja już pracuje „z kim trzeba”, żeby „pozyskać” Grenlandię. Podkreślił, że wyspa jest kluczowa dla USA pod względem bezpieczeństwa i „tak czy inaczej, prędzej czy później, zdobędziemy ją” – dodał.

Na odpowiedź ze strony władz Grenlandii i Danii, której Grenlandia jest terytorium półautonomicznym, nie musiał długo czekać.

„Kalaallit Nunaat [z gr. Grenlandia – red.] jest nasza.

Nie chcemy być ani Amerykanami, ani Duńczykami. Jesteśmy Grenlandczykami. Amerykanie I ich przywódcy muszą to zrozumieć. Nie jesteśmy na sprzedaż i nie możemy zostać zagarnięci. O naszej przyszłości będziemy decydować sami, tu w Grenlandii” – napisał premier Grenlandii Múte Egede w mediach społecznościowych.

Podobnie do sprawy odniosła się premierka Danii Mette Frederiksen oraz duński minister spraw zagranicznych Lars Løkke Rasmussen. „Grenlandia nie jest na sprzedaż” – powiedziała Mette Frederiksen w wywiadzie z kanałem TV2 duńskiego nadawcy publicznego, jak przytacza agencja AFP. Podkreśliła, że Dania jest przywiązana do swojej wspólnoty narodów i zamierza ją utrzymać. Tym co spaja wspólnotę jest jej zdaniem „równość i wzajemny szacunek”.

Pytany o słowa Trumpa podczas wizyty oficjalnej w Finlandii duński minister spraw zagranicznych Lars Løkke Rasmussen powiedział, że nie sądzi, by Grenlandia, która chce rozluźnienia relacji z Danią, miała chęć na włączenie do USA. Dodał też, że optymizmem napawa go twierdzenie Trumpa o tym, że szanuje prawo Grenlandczyków do samostanowienia i ten fragment przemówienia amerykańskiego prezydenta Rasmussen uznał za „najistotniejszy”.

Jaki jest kontekst?

To nie pierwszy raz, gdy Donald Trump deklaruje, że jego administracja jest zainteresowana aneksją terytorium Grenlandii. Pierwszy raz ta deklaracja padła 22 grudnia w poście opublikowanym na założonej przez Trumpa platformie Truth Social. Ogłaszając wówczas, że stanowisko ambasadora USA w Danii obejmie Ken Howery, jeden z założycieli serwisu Pay Pal, prezydent elekt dodał:

„Dla celów bezpieczeństwa narodowego i wolności na całym świecie, Stany Zjednoczone Ameryki uważają, że posiadanie i kontrolowanie Grenlandii jest absolutną koniecznością. Ken wykona wspaniałą pracę, reprezentując interesy Stanów Zjednoczonych [w Danii – red.]” – czytamy w poście prezydenta elekta.

Później prezydent Trump powtórzył tą deklarację przy kilku okazjach.

Grenlandia, która przez ponad 200 lat była duńską kolonią, od 2009 ma status terytorium autonomicznego Danii. Wyspa posiada bardzo szeroką autonomię i stale dąży do jej poszerzenia. Akt o samodzielności Grenlandii uznaje pełną suwerenność Grenlandczyków na wyspie i ustanawia prawną drogę dla osiągnięcia pełnej niezależności. Grenlandczycy mogą podjąć taką decyzję w referendum, ale ich decyzję musi ratyfikować duński parlament. Władze Danii stale podkreślają, że nie staną Grenlandii na drodze do samodzielności, jeśli taka będzie wola narodu grenlandzkiego.

Grenlandia to gigantyczna wyspa, która ma strategiczne położenie w Arktyce, ogromne zasoby niezwykle cennych i niezbędnych dla współczesnych gospodarek surowców, w tym pierwiastki ziem rzadkich, oraz około 5 proc. zasobów wód słodkich na naszej planecie. Te elementy przesądzają o jej ogromnej atrakcyjności.

O znaczeniu dla bezpieczeństwa zarówno Ameryki Północnej, jak i Europy, przesądza położenie Grenlandii w Arktyce. Ten, kto kontroluje Grenlandię, de facto kontroluje strategicznie całą północną półkulę naszego globu i dużą część Arktyki.

We wtorek 11 marca w Grenlandii odbywają się wybory powszechne. Jednym z głównych wątków kampanii jest właśnie temat niepodległości. Jej wielkim zwolennikiem jest obecnie urzędujący premier Múte Egede.

Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez Verian między 22 a 27 stycznia na zlecenie grenlandzkiego dziennika Sermitsiaq oraz duńskiego dziennika Berlingske, aż 85 proc. Grenlandczyków jest przeciwnych idei włączenia do Stanów Zjednoczonych – pisał portal Politico. Sondaż został przeprowadzony na reprezentatywnej próbie 497 osób powyżej 18 roku życia.

Przeczytaj także:

15:41 05-03-2025

Prawa autorskie: 21.12.2024 Szczecin . Radiowoz policja . Fot. Cezary Aszkielowicz / Agencja Wyborcza.pl21.12.2024 Szczecin ...

Koniec protestu policjantów? Jest porozumienie związkowców z MSWiA

Policyjni związkowcy zdecydowali się zawiesić akcję protestacyjną – poinformowało radio RMF FM oraz Polsat News. Związkowcy mają w czwartek 6 marca podpisać porozumienie z MSWiA w sprawie swoich postulatów.

Co się wydarzyło?

Wypłata od lipca tego roku dodatku mieszkaniowego w tej samej wysokości, jaką otrzymują żołnierze, wejście w życie karty rodzin mundurowych, utrzymanie świadczenia za dojazdy do pracy oraz dalsze rozmowy dotyczące systemowego rozwiązania kwestii regularnych podwyżek świadczeń – to główne elementy porozumienia związkowców z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji.

Policyjny związek zawodowy zawiesił w środę ogólnokrajową akcję protestacyjną, która trwa od grudnia 2024 roku. W czwartek 6 marca związkowcy mają podpisać porozumienie z resortem. Kluczowe dla decyzji o zawieszeniu akcji protestacyjnej była zgoda MSWiA na wypłatę podwyższonych świadczeń mieszkaniowych w całości od lipca tego roku, a nie odroczenie wypłaty lub wypłata w ratach, co wcześniej negocjowało ministerstwo.

„Czas zakończyć działania protestacyjne. Takie sprawy trzeba rozwiązywać przy stole i to się stało. Cieszymy się, że zrozumiało to też MSWiA” – tak szef NSZZ Policjantów Rafał Jankowski komentował wyniki środowych rozmów z resortem w rozmowie z reporterem RMF FM.

Dodatki mieszkaniowe dla policjantów zostaną podniesione do 900-1800 zł miesięcznie, w zależności od miejsca zamieszkania. Wysokość dodatku jest bowiem uzależniona od cen mieszkań w poszczególnych regionach kraju. O tym, że tyle wyniosą świadczenia mieszkaniowe, już w lutym informował premier Donald Tusk. Nie było jednak wiadomo, od kiedy nowe kwoty będą obowiązywać.

Jaki jest kontekst?

Zarząd Główny Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów ogłosił ogólnopolską akcję protestacyjną w grudniu 2024 roku. Policjanci domagali się przede wszystkim:

  • podwyższenia wynagrodzeń o 15 proc. od 2025 roku,
  • zrównania dodatku mieszkaniowego do poziomu dodatków mieszkaniowych otrzymywanych w wojsku, oraz wejście w życie podwyżki od stycznia 2025 roku,
  • minimalnego dodatku służbowego w wysokości 10 proc. wynagrodzenia zasadniczego oraz dodatku progresywnego,
  • zmiany sposobu obliczania świadczeń emerytalnych dla funkcjonariuszy przyjętych po 31 grudnia 2012 roku,
  • powiązania budżetu służb mundurowych z PKB,
  • przyjęcia programu modernizacji służb mundurowych na lata 2026–2028, uwzględniającego wzrost wynagrodzeń.

Policjantom nie udało się wynegocjować spełnienia wszystkich postulatów, ale zawieszenie akcji protestacyjnej nie oznacza zakończenia rozmów. W przyszłym roku nie będzie podwyżki waloryzacyjnej o 15 proc., ale policjanci mogą liczyć na dodatek mieszkaniowy.

13:49 05-03-2025

Prawa autorskie: Fot, Andrew Harnik /Getty Images via AFPFot, Andrew Harnik /...

Stany Zjednoczone wstrzymują udostępnianie informacji wywiadowczych Ukrainie

Stany Zjednoczone zablokowały wymianę informacji wywiadowczych z Ukrainą i zabroniły państwom sojuszniczym udostępnianie Ukrainie informacji wywiadowczych pochodzących od służb USA. Potwierdził to dyrektor CIA John Ratcliffe.

Co się wydarzyło?

Administracja prezydenta Donalda Trumpa podjęła decyzję o zamrożeniu kanałów, którymi z Kijowem współdzielona była zdobywana przez Amerykanów informacja wywiadowcza, dotycząca planowanych działań i rozmieszczenia armii rosyjskiej. W środę 5 marca poinformował o tym dziennik Financial Times, powołując się na oficjalne źródła.

Jak informuje dziennik, wstrzymanie dostępu do amerykańskich informacji wywiadowczych bardzo utrudni ukraińskiej armii możliwość atakowania celów w rosyjskiej armii. Tym samym osłabi zdolność Kijowa do przeciwstawiania się rosyjskiej agresji. Jak wynika z doniesień dziennika, Amerykanie poinformowali też swoich sojuszników, z którymi wymieniają informacje wywiadowcze, o zakazie przekazywania ich Ukrainie. Takie informacje dotarły do służb w Londynie – poinformował w środę rano Daily Mail.

„Prezydent jasno dał do zrozumienia, że skupia się na pokoju. Potrzebujemy, aby nasi partnerzy również byli temu oddani temu. Wstrzymujemy i dokonujemy przeglądu naszej pomocy, aby upewnić się, że przyczynia się ona do rozwiązania [konfliktu – red.]” – oświadczył cytowany przez PAP przedstawiciel Białego Domu, po tym jak Waszyngton wydał oświadczenie o swojej decyzji.

Doniesienia Financial Times w środę 5 marca na antenie Fox New potwierdził dyrektor CIA John Ratcliffe. Ratcliffe powiedział, że „prezydent Trump jest prezydentem pokoju” i „chce zakończyć trwające wojny”. „Prezydent Trump ma prawdziwe wątpliwości co do tego, czy prezydent Zełenski jest zaangażowany w proces pokojowy. Dlatego uznał, że trzeba dać sobie chwilę na przemyślenie tego” – powiedział szef CIA, potwierdzając decyzję o wstrzymaniu współdzielenia informacji wywiadowczych z Ukrainą.

Jaki jest kontekst?

To kolejna decyzja administracji prezydenta Donalda Trumpa, która mocno osłabia pozycję Ukrainy wobec agresora – Rosji. We wtorek 4 marca Amerykanie zdecydowali o wstrzymaniu całej pomocy wojskowej dla Kijowa. Dotyczy to wszelkich form pomocy, w tym broni będącej już w drodze do Ukrainy, także w Polsce.

Wstrzymanie pomocy wojskowej dla Kijowa oraz wymiany informacji wywiadowczej z Ukrainą to pokłosie bardzo nieudanego spotkania prezydenta Donalda Trumpa z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim w Białym Domu w piątek 28 lutego.

Zełenski przyjechał do Waszyngtonu, by podpisać amerykańsko-ukraińską umowę na wykorzystanie przez USA ukraińskich zasobów pierwiastków ziem rzadkich. W zamian oczekiwał konkretnych deklaracji USA ws. gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy w związku z ewentualnym pokojem, którego negocjacji podjął się samozwańczo Waszyngton.

Trump i obecni na spotkaniu najwyżsi rangą członkowie jego administracji – wiceprezydent J.D. Vance oraz sekretarz stanu Marco Rubio – takich deklaracji nie byli gotowi złożyć. Asertywne wystąpienie Zełenskiego, obliczone na przedstawienie ukraińskiego stanowiska w tej sprawie, zostało uznane za impertynencję i „brak gotowości do pokoju”.

W efekcie w piątek 28 lutego, pomimo wcześniejszych zapowiedzi, nie doszło do podpisania amerykańsko-ukraińskiej umowy dot. wydobycia pierwiastków ziem rzadkich, a Waszyngton podjął decyzję o wstrzymaniu pomocy wojskowej dla Ukrainy oraz blokadzie dzielenia informacji wywiadowczych.

O dramatycznym przebiegu tego spotkania i jego konsekwencjach, przeczytasz w poniższczych tekstach:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

12:19 05-03-2025

Prawa autorskie: Zdjęcie: Odd ANDERSEN / AFPZdjęcie: Odd ANDERSE...

Niemcy zwiększają wydatki na obronność kosztem większego zadłużenia

Niemcy dogadali się ws. zwiększenia wydatków na obronność. Wydatki militarne powyżej 1 proc. PKB nie będą objęte bezpiecznikiem nadmiernego zadłużenia zapisanym w konstytucji.

Co się wydarzyło?

Niemiecka chadecja CDU/CSU oraz socjaldemokraci z SPD dogadali się w sprawie zwiększenia wydatków na obronność.

Partie uzgodniły, że przegłosują w parlamencie modyfikację tzw. kotwicy budżetowej wobec wydatków na obronność do poziomu 1 proc. PKB. Tym samym możliwe będzie ich zwiększenie pomimo przekroczenia budżetowych limitów zadłużenia. Wymaga to zmiany niemieckiej ustawy zasadniczej.

„W obliczu zagrożeń dla naszej wolności i pokoju na naszym kontynencie, dla naszej obrony musi też mieć teraz zastosowanie zasada „whatever it takes” (wszystko, co trzeba – red.)” – powiedział lider CDU Friedrich Merz, kandydat na kanclerza po zwycięskich wyborach federalnych, cytowany przez Deutsche Welle.

Niemieccy ekonomiści obliczyli, że w nadchodzących latach potrzeba będzie około 400 miliardów euro na dalsze uzbrojenie niemieckich sił zbrojnych – donosi DW. Tymczasem zgodnie z konstytucyjnym bezpiecznikiem, maksymalny budżet obronny na najbliższe lata zaplanowany jest na poziomie 70 mld euro.

Rząd kanclerza Olafa Scholza poradził z nim sobie w ten sposób, że dodatkowe wydatki obronne w wysokości 100 mld euro, niezbędne od momentu wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie, były finansowane ze specjalnego funduszu pozabudżetowego. Teraz dwie największe partie chcą, by wydatki na obronność mieściły się w budżecie. Dlatego niezbędna jest modyfikacja konstytucyjnego bezpiecznika.

Jaki jest kontekst?

Współpraca CDU/CSU i SPD w tym obszarze to próbka współpracy przyszłej niemieckiej koalicji.

23 lutego w Niemczech odbyły się wybory federalne, które wygrała CDU/CSU. Lider CDU i kandydat chadecji na kanclerza, Friedrich Merz, prowadzi w tej chwili rozmowy koalicyjne. Najbardziej prawdopodobna koalicja to koalicja właśnie z socjaldemokratami.

Do przegłosowania zmiany w ustawie zasadniczej Merz będzie potrzebował jednak jeszcze głosów Zielonych, bo zmiana konstytucji wymaga większości dwóch trzecich głosów w Bundestagu. Zieloni już zadeklarowali jednak, że poprą to rozwiązanie.

Tzw. kotwica budżetowa to wpisana do niemieckiej konstytucji zasada, zgodnie z którą państwo powinno oszczędnie gospodarować budżetem i może wydawać tylko tyle pieniędzy, ile do budżetu wpłynie. Jednak w obliczu potężnych braków w państwowej kasie – jak zwraca uwagę Deutsche Welle, w ciągu najbliższych czterech lat w budżecie Niemiec zabraknie co najmniej 130 miliardów euro na niezbędne wydatki, najważniejsze partie polityczne są gotowe poluzować dyscyplinę budżetową.

Modyfikacja konstytucyjnego bezpiecznika ma dotyczyć też zapisów dotyczących finansów krajów związkowych. Do tej pory nieduże zadłużanie było możliwe tylko w ramach budżetu federalnego. Teraza CDU/CSU i SPD chcą, by taką możliwość – do poziomu do 0,35 procenta dochodu narodowego brutto – miały też kraje związkowe. W ten sposób przyszły niemiecki rząd chce zwiększyć poziom niezbędnych inwestycji infrastrukturalnych.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także: