Po kolejnych rewelacjach o kłopotach, których napytał sobie minister nauki, trwa dyskusja, czy nadaje się na to stanowisko
Sąd w Liechtensteinie wprowadził kuratora do dwóch kluczowych fundacji zarejestrowanych w księstwie, za pośrednictwem których Zygmunt Solorz kontroluje swój majątek w Polsce – donosi Onet.
To porażka Zygmunta Solorza i jego żony Justyny Kulki w walce o kontrolę nad biznesowym imperium zbudowanym wokół Polsatu.
Jak ustalił Onet, sąd w Liechtensteinie podjął decyzję o wprowadzeniu kuratora do fundacji kontrolujących rodzinny majątek Zygmunta Solorza. To uniemożliwi miliarderowi oraz jego żonie samodzielne podejmowanie kluczowych decyzji w Grupie Polsat. Chodzi o dwie fundacje: Tivi i Solkomtel, zarejestrowane w Liechtensteinie. Dlatego to tam właśnie rozgrywa się kluczowa bitwa o kontrolę nad imperium — informuje portal.
Dzieci miliardera z poprzednich małżeństw, które jeszcze do niedawna były zaangażowane w zarządzanie rodzinnym biznesem, podejrzewają, że nowa żona miliardera, Justyna Kulka, z którą Zygmunt Solorz wziął potajemnie ślub w marcu, wykorzystuje chorobę Solorza, by przejąć jego majątek.
Teraz sąd w Liechtensteinie zawiesił prawo Solorza do powoływania członków organów zarządzających tymi fundacjami, zabronił wydawania im poleceń oraz zatwierdzania uchwał pod rygorem nieważności. „To sukces dzieci, które chcą uniemożliwić wyprowadzenie majątku z fundacji. Ale jednocześnie nie jest to koniec wojny o majątek” – informuje Onet.
To kolejna odsłona sporu w rodzinie Solorzów, porównywanego do serialowej „Sukcesji”. Bitwa o rodzinny majątek trwa już od pięciu miesięcy.
Jeszcze 2 sierpnia Zygmunt Solorz podpisał ze swoimi dziećmi porozumienie o przekazaniu w ich ręce fundacji, do których należy cały majątek miliardera. Tyle że zaledwie dzień po podpisaniu dokumentów, 3 sierpnia, Solorz oznajmił, że chce się wycofać z tej decyzji.
Oskarżył dzieci o podstęp i stwierdził, że złożył oświadczenie woli pod wpływem błędu. Jednocześnie podjął próbę wymiany władz fundacji w Liechtensteinie — co doprowadziło do potyczki sądowej i wprowadzenia do fundacji kuratora.
Dzieci miliardera, Tobias, Aleksandra i Piotr podejrzewają, że za tą nagłą zmianą woli Zygmunta Solorza stoi Justyna Kulka.
Już na początku października dzieci Solorza zostały odwołane ze stanowisk w jego polskich spółkach, m.in. w Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin SA oraz Cyfrowym Polsacie.
Twórca Polsatu ma dziś 68 lat i jest poważnie chory, a zatem wszystko wskazywało na to, że rozpocznie procedurę przekazywania kontroli nad imperium trójce swych dzieci — pisze Onet. Ten proces został jednak zastopowany.
Tobias Solorz to najstarszy syn, z małżeństwa z Iloną Solorz. Dwoje młodszych dzieci — Aleksandra Żak i Piotr Żak — to z kolei dzieci z małżeństwa z drugą żoną, Małgorzatą Żak.
Jak informują WirtualneMedia.pl, Tobias Solorz i Piotr Żak zasiadali w radach nadzorczych wielu spółek z holdingu Zygmunta Solorza, m.in. w Cyfrowym Polsacie oraz Interii (branża medialna), Netii i Polkomtelu (branża telekomunikacyjna), Porcie Praskim (branża deweloperska) oraz w spółce PAK – Polska Czysta Energia i Zespole Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin (branża energetyczna).
Ponadto Piotr Żak na początku 2024 r., został oddelegowany z rady nadzorczej Telewizji Polsat na stanowisko jej prezesa, w czerwcu 2024 r. obejmując tę funkcję na stałe.
Według portalu WirtualneMedia.pl córka Solorza, Aleksandra Żak nie pełniła żadnych funkcji w jego biznesowym imperium. Mieszka w USA, gdzie prowadzi fundację pomagającą zwierzętom.
Specjalistyczne jednostki zakończyły poszukiwanie tajnych wejść do podziemi w osławionym więzieniu pod Damaszkiem. To koniec nadziei dla setek tysięcy Syryjczyków poszukujących swoich bliskich aresztowanych przez syryjskie władze
Białe Hełmy, oddziały syryjskiej obywatelskiej obrony cywilnej, ogłosiły w nocy z poniedziałku na wtorek 10 grudnia, że zakończyły poszukiwania podziemnych cel w wojskowym więzieniu w Sajdnaji – największej placówce tego typu w Syrii Asada i okrytej najgorszą sławą.
„Nie odkryto żadnych nieotwartych ani ukrytych pomieszczeń w obrębie budynku" – piszą Białe Hełmy, które do poszukiwań wysłały pięć specjalistycznych zespołów, w tym z psami wyspecjalizowanymi w wykrywaniu ludzi pozostających np. pod gruzami. Jak piszą, pomagali im ludzie, którzy znali rozkład więzienia.
„Podzielamy głębokie rozczarowanie rodzin tysięcy osób, które zaginęły i których los pozostaje nieznany. Solidaryzujemy się z rodzinami ofiar, w pełni rozumiejąc ich cierpienie i pragnienie odpowiedzi na pytanie, co stało się z ich bliskimi" – czytamy w oświadczeniu.
Obrona cywilna zaapelowała również do poszukujących wieści o bliskich na własną rękę, by starali się nie niszczyć dowodów i dokumentów, które jeszcze pozostały w opuszczonym więzieniu.
Wieczorem we wtorek 9 grudnia pojawiła się również niepotwierdzona informacja o odnalezieniu – wśród innych ciał osób zmarłych lub zamordowanych w Sajdnaji – zwłok Mazena al-Hamady, syryjskiego aktywisty i ofiary tortur, który powrócił do Syrii z uchodźstwa w 2021 roku i słuch po nim zaginął.
Plotki o tym, że w podziemnych kondygnacjach Sajdnaji – miało ich być aż cztery – znajdują się aresztowani przeciwnicy polityczni reżimu – były ostatnią nadzieją krewnych i bliskich 113 285 zaginionych bez wieści więźniów politycznych. Taką liczbę podaje zbierająca informacje o zbrodniach reżimu Syryjska Sieć na Rzecz Praw Człowieka.
Od czasu wybuchu wojny domowej w 2011 roku represje w Syrii się wzmogły i tysiące ludzi znikało w kazamatach reżimu, a rodziny nie otrzymywały żadnej informacji o ich losie. Obrońcy praw człowieka zidentyfikowali w całej Syrii 27 więzień, gdzie przetrzymywano przeciwników politycznych.
W 2014 roku został opublikowany tzw. Raport Cezara – nazwa pochodzi od imienia głównego źródła, fotografa pracującego dla syryjskiego wojska. Jego zadaniem było m.in. fotografowanie zwłok ofiar egzekucji i zabójstw dokonywanych przez siły reżimu w wojskowych więzieniach, takich jak Sajdnaja. Od 2011 roku przez dwa lata robił kopie tych zdjęć i szmuglował je do rebeliantów, w 2013 roku, bojąc się o swoje bezpieczeństwo, uciekł z Syrii.
Fotografie „Cezara" udokumentowały śmierć około 11 tys. przeciwników reżimu. Organizacja Human Rights Watch, która na bazie pierwotnego raportu, opublikowanego przez władze Kataru, stworzyła własny, uznała zdjęcia zwłok za prawdziwe.
Zabici byli wywożeni z więzień i chowani w masowych grobach na terenach wiejskich.
Podczas i po tryumfalnym trzydniowym marszu rebeliantów przez Syrię, który zakończył się 7 grudnia ucieczką Baszszara al-Asada do Moskwy, jedną z pierwszych rzeczy, którą zrobili wyzwoliciele, było otwarcie bram więzień. Uwolniono tysiące osób, także z tego największego i okrytego najgorszą sławą – Sajndaji. Dwa dni później, 9 grudnia, było już wiadomo, że pod ziemią nie ma tam nic i nikogo.
Choć nie ma wciąż oficjalnego potwierdzenia znalezienia zwłok Mazena al-Hamady, ale szanse na znalezienie go żywego są nikłe, a jego historia tak poruszająca, że trudno o niej nie wspomnieć.
Hamada, który w 2011 roku miał 33 lata, szybko uległ euforii powstania przeciw Asadowi – zaangażował się w protesty, występował w mediach jako głos zbuntowanych. W 2012 roku został aresztowany i poddany okrutnym torturom. Po uwolnieniu w 2014 roku wystąpił o ochronę międzynarodową w Holandii i ją dostał. Wykorzystał uchodźstwo do nagłaśniania zbrodni reżimu.
„Opisywał, jak jego nadgarstki wyżłobiły łańcuchy używane do podwieszania go pod sufitem, jak żebra połamali mu strażnicy, którzy po nim skakali, jak skórę przypalano mu papierosami, a ciało rażono prądem. Kiedy dochodził do momentu, w którym jego genitalia zostały umieszczone w zacisku i jednocześnie został zgwałcony metalowym kijem, niezmiennie się załamywał, poruszając publiczność do łez" – realacjonował jego publiczne wystąpienia The Washington Post.
Z relacji osób, które były z nim w kontakcie wynika, że Hamada cierpiał na ciężką postać stresu pourazowego, która nie pozwalała mu rozpocząć nowego życia w Europie – trudno było mu podjąć jakąkolwiek pracę, a gdy władze odebrały mu zasiłek z powodów biurokratycznych i stracił mieszkanie, załamany, zdecydował się wrócić do Syrii. Twierdził, że syryjska ambasada w Hadze dała mu gwarancje bezpieczeństwa.
Natychmiast po wylądowaniu w Damaszku zniknął bez wieści.
Amerykańska policja zatrzymała podejrzanego w sprawie zabójstwa Briana Thompsona, CEO korporacji ubezpieczeniowej UnitedHealthcare. To Luigi Mangione, 26-latek z Maryland.
Luigi Mangione został zatrzymany w poniedziałek wieczorem w restauracji McDonald's w Altoonie, niedużym mieście w stanie Pensylwania, około 450 km od Nowego Jorku, gdzie doszło do zabójstwa — donosi Reuters.
Na etapie zatrzymania tożsamość podejrzanego nie była znana policji. Luigi Mangione został rozpoznany przez jednego z klientów restauracji, który widział go na zdjęciach z monitoringu, udostępnionych przez policję w mediach. Mangione został natychmiast aresztowany.
Policja znalazła przy nim broń i amunicję odpowiadającą tej użytej na miejscu zbrodni oraz odręcznie napisany list, w którym Mangione opisuje motyw zbrodni. Podejrzany miał ze sobą także plecak z dużą ilością gotówki oraz fałszywe prawo jazdy ze stanu New Jersey, którym posłużył się w momencie aresztowania.
Już kilka godzin później usłyszał zarzuty zabójstwa, nielegalnego posiadania broni oraz posługiwania się fałszywym dokumentem. Sąd odmówił wypuszczenia go za kaucją.
Luigi Mangione jest podejrzany o zabójstwo Briana Thompsona, prezesa amerykańskiej korporacji ubezpieczeniowej UnitedHealthcare. Thomspon został zamordowany w środę 4 grudnia o poranku pod hotelem Hilton w Nowym Jorku. Sprawca strzelił do niego z dość bliskiej odległości, a następnie uciekł na rowerze w kierunku Central Parku.
Jak poinformowała nowojorska policja, na odnalezionych na miejscu zbrodni łuskach amunicji wygrawerowane były trzy słowa: „deley”, „deny” i „defend” (z ang. przedłużaj, odmów i broń). Policja zidentyfikowała to jako odniesienie do tzw. taktyki 3D, za pomocą której firmy ubezpieczeniowe odmawiają wypłaty odszkodowań.
Na czym polega taktyka 3D? Firmy ubezpieczeniowe najpierw przedłużają rozpatrzenie wniosku o wypłatę odszkodowania, następnie odmawiają wypłaty, a jeśli trzeba bronią swojego stanowiska w sądzie. Wielu klientów już na pierwszym etapie rezygnuje z dochodzenia roszczeń.
Na razie policja nie ujawnia, co znajduje się w liście, który Mangione miał przy sobie na etapie aresztowania. Władze Pensylwanii zajmują się teraz procesem ekstradycji podejrzanego do Nowego Jorku.
Według comiesięcznego raportu unijnej agencji klimatycznej Copernicus miniony miesiąc okazał się drugim – po listopadzie 2023 roku – najcieplejszym listopadem w liczącej ok. 250 lat historii instrumentalnych i weryfikowalnych pomiarów temperatury na świecie.
Średnia temperatura powierzchni Ziemi w listopadzie 2024 roku wyniosła 14,1°C – 0,73°C powyżej średniej dla tego miesiąca z lat 1991-2020, podaje Copernicus. Jedenasty miesiąc 2024 roku był także o 1,62°C cieplejszy od średniej dla tego miesiąca z okresu przedindustrialnego (chodzi o czasy sprzed początku szybkiego wzrostu emisji gazów cieplarnianych), czyli z lat 1850-1900. Tym samym październik był 16. z 17 minionych miesięcy, w którym wzrost temperatury przekroczył próg 1,5°C.
Według naukowców ludzkość nie może trwale przekroczyć wzrostu temperatury właśnie o 1,5°C do końca stulecia, o ile chce utrzymać wzrost temperatury na stosunkowo bezpiecznym poziomie.
Problem w tym, że ten próg ocieplenia trwale przekroczymy niemal na pewno. Już teraz społeczeństwa doświadczają ekstremalnych zjawisk pogodowych wzmocnionych rosnącą temperaturą. Przykładami długotrwała susza w Polsce północnowschodniej, wrześniowa powódź na Dolnym Śląsku, czy ostatnio katastrofalna powódź w Hiszpanii.
W 2024 roku (styczeń–listopad) globalna anomalia temperatury wyniosła +0,72°C powyżej średniej z lat 1991-2020 – to najwyższy poziom w historii pomiarów — co stanowi wzrost o 0,14°C w porównaniu z tym samym okresem w 2023 roku.
Naukowcy zasadnie obawiają się, że zbliżamy się do (umownego) drugiego progu ocieplenia, wynoszącego 2°C. Oznaczałoby to jeszcze więcej ekstremalnych zjawisk pogodowych i wynikających z nich problemów jak powodzie, susze, pożary, zwiększający się zasięg chorób tropikalnych na szerokościach o dotychczas umiarkowanym klimacie, a także zwiększona śmiertelność na skutek fal upałów. Listopadowe dane potwierdzają, że 2024 rok będzie kolejnym najcieplejszym rokiem w historii, ze wzrostem temperatury przekraczającym nieco poziom 1,5°C względem lat 1850-1900.
Na dokładne dane przyjdzie nam poczekać do stycznia 2025 roku. Dane pośrednie wskazują, że ostatnie miesiące i lata należą do najcieplejszych od tysięcy lat, a przyczyną tego jest rosnąca koncentracja gazów cieplarnianych w atmosferze, które są efektem spalania paliw kopalnych, przede wszystkim węgla. Nauka ostrzega o tym negatywnym zjawisku od ponad 100 lat, jednak dopiero teraz możemy na własne oczy obserwować jego skutki.
Zatrzymanie wzrostu temperatury na względnie bezpiecznym poziomie jest niezmiernie trudne i jest kwestią przede wszystkim polityczną. Ziemski system klimatyczny poddany działaniu gazów cieplarnianych reaguje z późnieniem. Dlatego, nawet gdyby emisje spadły do zera już jutro czy nawet za kilka lat – co jest nierealne – miną dekady, zanim klimat na ten spadek zareaguje.
Na dodatek wyborcze zwycięstwo Donalda Trumpa – który uważa ochronę środowiska i politykę klimatyczną za zbędne, a nawet szkodliwe – zwiększa ryzyko wstrzymania wysiłków na rzecz klimatu nawet w perspektywie średnioterminowej.
Ostatni szczyt klimatyczny – tzw. COP – w azerskim Baku nie osiągnął wiele w kluczowej kwestii finansowania obniżki emisji gazów cieplarnianych zanim wzrost temperatury wywoła tzw. dodatnie sprzężenia zwrotne przyspieszające ocieplenie w stopniu, który uniemożliwi skuteczne przeciwdziałanie. Jeśli nic się nie zmieni – następnym najcieplejszym rokiem może być rok 2025, potem 2026 i tak dalej.
Na zdjęciu u góry — Hiszpanie protestują w Walencji przeciwko bezczynności władz, które za późno zareagowały na katastrofalną powódź, 30 listopada 2024 r.
W odróżnieniu od danych globalnych w Polsce można było odczuć pewną ulgę. Według wstępnych danych IMGW w Polsce listopad okazał się minimalnie chłodniejszy od średniej z lat 1991-2020 – anomalia temperatury dla obszaru całego kraju wyniosła -0,1°C. Eksperymentalna prognoza długoterminowa IMGW przewiduje jednak cieplejszą niż normy długoterminowe zimę.
Sąd zdecydowaó dziś, że poseł Marcin Romanowski trafi do aresztu. Polityk PiS oskarżony o jest przestępstwa popełnione podczas nadzorowania Funduszu Sprawiedliwości
Sąd zdecydował dziś, że poseł PiS Marcin Romanowski ma trafić do aresztu. Takie informacje przekazał mecenas Bartosz Lewandowski, pełnomocnik posła. Poseł i jego pełnomocnik zamierzają odwołać się od tej decyzji.
Romanowski nie stawił się dziś rano w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa. Zdaniem Lewandowskiego na przeszkodzie stanęły bardzo poważne względy medyczne.
„Człowiek tak naprawdę uszedł z życiem, bo doznał dość istotnego krwotoku, o tym mogę powiedzieć, który naprawdę sprowadził stan zagrażający życiu i wrócił pan Romanowski z drugiej strony. To jest kwestia zasad humanitaryzmu, ale to niech sąd oceni we własnym zakresie” – mówił dziś, jeszcze przed orzeczeniem pełnomocnik posła.
Prokuratura nie potrafiła powiedzieć, kiedy dojdzie do zatrzymania. Przekazała jednak niezbędną dokumentację policji. Zdaniem prokuratury zatrzymanie jest konieczne, ponieważ istnieje podejrzenie, że podejrzany mataczyć i utrudniać postępowanie. Stan zdrowia podejrzanego ma nie przeszkadzać w zatrzymaniu, ponieważ w placówce penitencjarnej będzie znajdować się odpowiednia pomoc medyczna.
Marcin Romanowski w latach 2019-2023 był wiceministrem sprawiedliwości, współpracownikiem ministra Zbigniewa Ziobry. W ministerstwie Romanowski odpowiadał za nadzorowanie Funduszu Sprawiedliwości.
Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości trwa od lutego 2024 roku. Śledczy badają w jaki sposób pieniądze z Funduszu – które powinny służyć pomocy ofiarom przestępstw – były wydatkowane niezgodnie z przeznaczeniem.
Głównym wątkiem badanym przez śledczych jest rekordowa dotacja przyznana Fundacji Profeto, którą kieruje ks. Michał O. O podejrzanej dotacji dla Profeto pisaliśmy jako pierwsi w OKO.press jeszcze w 2020 roku. W 2021 roku ujawniliśmy, że fundacja ks. Michała O., zajmująca się prowadzeniem katolickich mediów, planuje postawić za te pieniądze budynek wyposażony w reżyserki, studia nagrań i salę widowiskową.
Prokuratura Krajowa zarzuca Romanowskiemu popełnienie 11 przestępstw, wśród których są udział w zorganizowanej grupie przestępczej i ustawianie konkursów na pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości. Politycy PiS bronią Romanowskiego. Ich zdaniem śledztwo dotyczące Funduszu Sprawiedliwości to polityczna zemsta nowej władzy.