W nocy z 26 na 27 listopada weszło w życie zawieszenie broni między Izraelem a Hezbollahem, będące wynikiem negocjacji między Izraelem i Libanem. Izrael ma dwa miesiące na wycofanie się z południowego Libanu
Prywatna misja Polaris Dawn dokonała dwóch historycznych wyczynów. Ostatni raz człowiek był tak daleko od Ziemi 52 lata temu, a miliarder Jared Isaacman i pracowniczka SpaceX Sarah Gillis stali się pierwszymi w historii turystami, którzy wyszli w przestrzeń kosmiczną.
Rakieta Falcon 9 stworzona przez należący do Elona Muska SpaceX wystartowała 10 września 2024 roku. Na szczycie rakiety znajdowała się kapsuła Crew Dragon Resilience wraz z czteroosobową załogą: dowódca i pomysłodawca misji miliarder Jared Isaacman, pracowniczki SpaceX Sarah Gillis i Anna Menon oraz były pilot wojskowy Scott „Kidd” Poteet.
Dziś odbył się historyczny spacer kosmiczny – po raz pierwszy w historii w przestrzeń kosmiczną wyszli turyści, a nie zawodowi astronauci.
Turystyczna przechadzka miała miejsce na wysokości 700 km od Ziemi i trwała 20 minut. Wzięli w niej udział Isaacman oraz Gillis.
- “Spacer” to może duże słowo, bo“astrounaci-turyści” wychylili się poza kapsułę trzymając się specjalnych poręczy, ale to zdecydowanie historyczna chwila – komentuje dr Milena Ratajczak z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Komercyjne loty w kosmos to nie nowość – już od kilku lat, głównie za sprawą Elona Muska, kosmiczni turyści latają na orbitę okołoziemską, bywają także gośćmi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Ale do tej pory kosmiczne “spacery” były zarezerwowane wyłącznie dla zawodowych astronautów.
- Mówiąc wprost, do tej pory nikt nie mógł sfinansować sobie wyjścia w kosmos bez wcześniejszego wielomiesięcznego szkolenia – komentuje dr Milena Ratajczak z Obserwatorium UW.
Unikatowe w kosmicznym spacerze misji Polaris Dawn było także to, że po raz pierwszy wyjście w komos odbyło się z kapsuły Dragon bez użycia śluzy powietrznej.
- Do tej pory, jeśli ktokolwiek wychodził na spacer kosmiczny, to robił to przez specjalną śluzę powietrzną. Tym razem wyjście nastąpiło bezpośrednio z kokpitu kapsuły Dragon od SpaceX, która wcześniej służyła głównie jako środek transportu między Ziemią i Międzynarodową Stacją Kosmiczną – tłumaczy astronomka.
Choć misja Polaris Dawn jest misją prywatną, to załoga ma w planach przeprowadzenie na orbicie ok. 30 eksperymentów, w tym testowanie nowych skafandrów kosmicznych firmy SpaceX.
Celem misji Polaris Down było także ustanowienie nowego rekordu wysokości dla kapsuły załogowej na orbicie okołoziemskiej. Obecnie załogowe loty w kosmos docierają najwyżej na wysokość 300-400 kilometrów nad Ziemią, gdzie położone są międzynarodowe stacje kosmiczne.
Tymczasem już pierwszego dnia misji kapsuła Dragon z czteroosobową załogą spędziła godzinę na wysokości 1400 km nad Ziemią. Dalej było tylko 12 mężczyzn, którzy dotarli na Księżyc oddalony o ok. 30 tys. km od Ziemi. Ostatnimi byli astronauci z misji Apollo 17, którzy 52 lata temu, 14 grudnia 1972 r., stanęli na srebrnym globie.
To sprawia, że obecne na pokładzie misji Polaris Down Sarah Gillis i Anna Menon są pierwszymi kobietami, które były tak daleko w kosmosie.
Dwaj rosyjscy komicy regularnie odgrywający swoją stałą rolę w propagandzie Kremla opublikowali nagranie z ministrem spraw zagranicznych Polski w roli głównej
W rosyjskiej części internetu pojawiło się nagranie autorstwa duetu komików-propagandystów Wowana i Lexusa (Władimir Kuzniecow i Aleksiej Stoliarow). Ich główny – i regularnie powtarzany – numer polega na dzwonieniu do znanych zachodnich polityków i podawaniu się za ich kolegów z innych krajów przy użyciu syntezy głosu, odpowiedniej charakteryzacji i być może technologii deepfake. W ten sposób zdołali na przykład przekonać w 2022 prezydenta Andrzeja Dudę, że rozmawia z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, a dwa lata wcześniej – że dzwoni do niego sekretarz generalny ONZ. W tym roku opublikowane zostały rozmowy Wowana i Lexusa z byłymi prezydentami RP – Bronisławem Komorowskim i Aleksandrem Kwaśniewskim. Komicy w obu wypadkach podszywali się pod byłego prezydenta Ukrainy, Petra Poroszenkę.
Komorowski konsekwentnie powtarzał, że żadna taka rozmowa nie miała miejsca, co nie wyklucza użycia technologii deepfake dla zobrazowania obu rozmówców. Z kolei Aleksander Kwaśniewski podkreślał, że na ekranie widział osobę wyglądającą dokładnie jak Poroszenko, którego osobiście zna. To może sugerować albo zastosowanie technologii deepfake, albo bardzo dobrej charakteryzacji.
Każdorazowo „żarty” Wowana i Lexusa podchwytuje oficjalna kremlowska propaganda – która przedstawia nagrania duetu komików jako dowody na to, że politycy z Zachodu są niezbyt rozgarnięci a przy tym bardzo naiwni. Za każdym razem też „żarty” dotyczą kwestii bezpieczeństwa i obronności ze szczególnym uwzględnieniem wojny w Ukrainie.
Kolejną ofiarą manipulacji z fałszywym Petrem Poroszenką w roli głównej stał się minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Konteksty nagrania wskazują, że do rozmowy (o ile w ogóle się odbyła) musiało dojść wiosną tego roku. Opublikowana została jednak dopiero teraz. Sikorski w rozmowie z „Poroszenką” odpowiada m.in. na pytanie o ewentualne wysłanie przez Polskę żołnierzy na Ukrainę. „Mój premier jest bardzo niechętny” – miał powiedzieć Sikorski. „Dyskutujemy nad tym, czy strącać rosyjskie rakiety manewrujące nad waszą przestrzenią powietrzną z naszej przestrzeni powietrznej, bez wkraczania na wasze terytorium, ale nawet to na tym etapie jest bardzo, bardzo kontrowersyjny temat i nie ma w tej kwestii porozumienia. To oznaczałoby dołączenie do wojny” – tak tłumaczył „Poroszence” polskie stanowisko minister Sikorski.
MSZ nie potwierdza, czy Sikorski rzeczywiście wziął udział w takiej rozmowie. Rzecznik MSZ Paweł Wroński skomentował nagranie jako „śmieciową propagandę”.
Na stronie Sądu Najwyższego ukazało się oświadczenie Małgorzaty Manowskiej, w którym pierwsza prezes SN porównuje zmiany zapowiadane przez ministerstwo sprawiedliwości do represji, jakie spotkały sędziów w czasie stanu wojennego.
W oświadczeniu opublikowanym na stronach SN, Małgorzata Manowska skrytykowała zmiany w wymiarze sprawiedliwości, jakie 6 września zapowiedzieli podczas konferencji prasowej Adam Bodnar oraz Donald Tusk.
Odpowiedzialność zbiorowa i składanie samokrytyki
Pierwsza prezes SN wskazuje dwie grupy sędziów mających, jej zdaniem, paść ofiarą represji ze strony ministra sprawiedliwości Adama Bodnara.
“Jedną grupę sędziów, określanych przez Ministra Sprawiedliwości – na podstawie nieznanych kryteriów – jako osoby, które „brały udział w budowie porządku niedemokratycznego w Polsce”, rząd zamierza – na zasadach swoistej odpowiedzialności zbiorowej – karać natychmiastowym usunięciem z zajmowanego stanowiska sędziowskiego” – pisze Manowska.
Drugą z represjonowanych grup, mają być neo-sędziowie, czyli ci, którzy zostali powołani lub awansowani na wyższe stanowiska po 2018 roku (czyli po upolitycznieniu KRS – przyp. OKO.press).
“Ci sędziowie według Ministra Adama Bodnara będą mogli uniknąć odpowiedzialności dyscyplinarnej pod warunkiem złożenia samokrytyki polegającej na oświadczeniu, że wzięcie udziału w ustawowo określonej procedurze awansowej stanowiło <ich błąd życiowy>” – pisze Manowska.
Zdaniem pierwszej prezes SN, neo-sędziowie, którzy nie złożą samokrytyki, narażą się na “prześladowania” ze strony Konsylium Dyscyplinarnego, które miałoby zostać powołane w celu oceniania sędziów “uznanych przez władze za podejrzanych”.
Zmiany planowane ministerstwo sprawiedliwości to zdaniem pierwszej prezes SN “brutalny” atak na niezawisłość sędziowską.
“Zapowiedziane działania porównać można jedynie z represjami, jakie spotkały sędziów w okresie stanu wojennego ze strony reżimu komunistycznego” – pisze Manowska.
I dodaje, że proponowana przez rząd instytucja samokrytyki “w sposób oczywisty kojarzy się z okresem stalinowskiego terroru”.
Zdaniem pierwszej prezes SN celem działania rządu Donalda Tuska jest podporządkowanie sądów władzy wykonawczej.
Do Polski wkroczył front atmosferyczny, który przyniesie 3 dni intensywnych opadów deszczu. IMGW wydał ostrzeżenia dla czterech województw, Władysław Kosiniak-Kamysz polecił postawić w stan gotowości żołnierzy WOT.
Groźny front atmosferyczny wkroczył do Polski od południowego zachodu. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia 3 stopnia przed intensywnymi opadami dla województwa dolnośląskiego i opolskiego. Ostrzeżenia 2 stopnia obowiązują także w południowej części województwa wielkopolskiego i zachodniej części województwa łódzkiego.
Meteorolodzy przewidują, że będzie padać niemal nieprzerwanie przez 3 dni, najmocniej w nocy z piątku na sobotę. Według najnowszych prognoz (12 września 2024 r.) sumy opadów mogą wynieść od 200 do 300 mm.
„W związku z możliwymi przekroczeniami stanów alarmowych na rzekach apelujemy o zachowanie ostrożności i unikanie zbliżania się do rzek. Prosimy rodziców i nauczycieli o przekazanie tej informacji dzieciom” – informuje IMGW.
We Wrocławiu zaczęło padać już dzisiejszej nocy. Urząd miasta odwołał wszystkie miejskie imprezy, prezydent zwołał sztab kryzysowy, który sprawdza stan zbiorników retencyjnych i kolektorów burzowych.
- We Wrocławiu zrobiliśmy największą tego typu inwestycję w tej części Europy i za ponad 100 mln złotych wybudowaliśmy zbiorniki retencyjne przy ulicy Długiej, które są w stanie pomieścić 60 tys. metrów sześciennych wody. Te zbiorniki zostały opróżnione i czekają na przyjęcie ponadnadmiarowych opadów – mówił podczas konferencji prasowej prezydent Wrocławia, Jacek Sutryk.
Prognozy zmieniają się z godziny na godzinę. Według najbardziej niepokojących przewidywań, w ciągu 4 dni we Wrocławiu może spaść nawet do 380 litrów wody na metr kwadratowy. Byłoby to więcej niż podczas powodzi, która dotknęła miasto w 1997 roku.
Urząd Wrocławia uruchomił specjalny serwis, w którym można śledzić sytuację pogodową w mieście.
Nie tylko Dolny Śląsk jest zagrożony podtopieniami i powodzią. Na nadejście “wielkiej wody” szykuje się także oddalony od Wrocławia o 120 kilometrów Kalisz. Jak wynika z informacji Radia Zet, w mieście przygotowano już 1,5 tys worków z piaskiem. Do akcji przygotowane są także wszystkie okoliczne jednostki państwowej i ochotniczej straży pożarnej.
Jak donosi Radio Zet, Władysław Kosiniak-Kamysz polecił postawić w stan gotowości żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej w województwach opolskim, dolnośląskim i śląskim.
W wywiadzie dla RMF FM były minister edukacji przekonywał, że ustawa o związkach partnerskich nie interesuje Polaków, a pary heteroseksualne, które chciałyby taki związek zawrzeć, chcą “osłabić instytucję małżeństwa”.
“Czy naprawdę dzisiaj dla Polaków najważniejszą kwestią są związki partnerskie? Nie wydaje mi się” – odpowiedział Przemysław Czarnek na pytanie o to, czy ktoś w PiS może zagłosować za ustawą o związkach partnerskich i nie zostać wyrzuconym z klubu.
“Ja znam Polaków, rozmawiam z nimi. Mam sąsiadów, mam krewnych, mam znajomych, którzy nie są politykami, są przedsiębiorcami, pracują w różnych zakładach pracy, są piekarzami na przykład i naprawdę oni nie rozmawiają ani o aborcji, ani o związkach partnerskich. Rozmawiają o rzeczach, które rzeczywiście dzisiaj interesują Polaków, czyli o przyszłości – pewności zatrudnienia, wynagrodzeniach, rozwoju Polski” – perorował były minister edukacji.
Przemysław Czarnek zapowiedział w studiu RMF, że nie zagłosuje za ustawą o związkach partnerskich, bez względu na formę, jaką przyjmie.
“W polskiej Konstytucji to małżeństwo jest pod ochroną prawą i opieką Rzeczypospolitej Polskiej, nic innego" – przekonywał były minister edukacji.
"Jakiekolwiek zastępcze formy związków są tak naprawdę próbą wyrugowania z systemu prawnego małżeństwa i podważaniem instytucji małżeństwa”
“Ale jeżeli ułatwiamy komuś jazdę rowerem, to nie dlatego, że chcielibyśmy wyrugować samochody” – kontrował prowadzący rozmowę Rober Mazurek.
“Ale nikt nikomu nie zabrania jeździć na rowerze. Można mieszkać w jednym mieszkaniu, być razem przez całe życie i nawet chodzić do kościoła. Ja nikomu nie zabraniam. Natomiast jeśli ktoś chce zawrzeć związek, to od tego jest małżeństwo, bo tylko małżeństwo jest pod ochroną prawną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej” – odpowiedział Czarnek.
Prowadzący rozmowę Robert Mazurek przypomniał, że geje i lesbijki nie mogą zawierać małżeństw, stąd potrzeba wprowadzenia związków partnerskich.
“To ja zapytam w związku z tym zwolenników, takich “gejowskich”, jak pan to nazywa, związków partnerskich – czy tam ma być 3 gejów, czterech, pięciu, czy dwóch? Skoro odchodzimy już od instytucji małżeństwa, który jest zarezerwowany wyłącznie dla kobiety i mężczyzny, to dlaczego związku partnerskiego nie mogłoby zawrzeć trzech gejów?” – kpił Czarnek.
Zdaniem byłego ministra edukacji związki partnerskie nie są również dla par różnopłciowych.
“Częstym argumentem jest to, że przecież nie chodzi tylko o gejów. Więc ja pytam te pary heteroseksualne, dlaczego nie chcą zawrzeć związku małżeńskiego, a chcą koniecznie podpisywać się, i to jeszcze podczas jakiejś uroczystości, pod związkiem partnerskim? Na siłę chcą zastąpić małżeństwo związkiem partnerskim, żeby osłabić instytucję małżeństwa” – podsumował Czarnek.