Izrael drugi dzień z rzędu nawołuje do ewakuacji całe, ponad 80-tysięczne miasto Baalbek. Wczoraj naloty zabiły tam przynajmniej 19 osób.
Nie doszło do rozstrzygnięcia w pierwszej turze, ale kampania zapowiada się mało emocjonująco – wszyscy są przekonani, że urzędujący prezydent zostanie wybrany na kolejnych pięć lat
Za dwa tygodnie na Litwie odbędzie się druga tura wyborów prezydenckich. Pierwsza nie przyniosła ostatecznego rozstrzygnięcia. Ale jednocześnie politycznych emocji raczej nie uświadczymy – wynik wydaje się przesądzony już teraz.
W głosowaniu 12 maja zwyciężył urzędujący prezydent Gitanas Nausėda. Po przeliczeniu niemal wszystkich głosów jego wynik to 46,7 proc. W drugiej turze Nausėda zmierzy się z urzędującą premierką Ingridą Šimonytė, która otrzymała 16,3 proc. głosów. Jeśli miałaby zwyciężyć, musiałaby więc przekonać niemal wszystkich wyborców pozostałych kandydatów – wydaje się to bardzo mało prawdopodobne. Pięć lat temu pierwszą turę nieznacznie wygrała Šimonytė – o niecałe 5 tys. głosów, 0,37 punktu procentowego. W drugiej natomiast otrzymała mniej głosów niż w pierwszej, a Nausėda wygrał stosunkiem 66,5 proc. do 33,5 proc.
26 maja urzędujący prezydent zdobędzie zapewnie więcej głosów. Šimonytė też zdaje sobie sprawę z tego, jak trudne czeka ją zadanie. „Moim głównym celem było prawdopodobnie dotarcie do drugiej tury i myślę, że udało mi się to osiągnąć” – mówiła po ogłoszeniu wyników. Sam prezydent jest pewien zwycięstwa. Wczoraj wieczorem powiedział dziennikarzom, że nie potrzebuje specjalnej strategii, by w drugiej turze pokonać swoją kontrkandydatkę. Taki pokaz pewności siebie przed wyborami prezydenckimi może nam nieco przypominać sytuację z 2015 roku, gdy faworyzowany prezydent Komorowski przegrał z kandydatem PiS Andrzejem Dudą. Wówczas jednak to Duda wygrał już pierwszą turę. Tutaj różnica w wyniku obu kandydatów jest bardzo duża.
Litwa idzie więc w stronę kontynuacji.
Kampania Nausėdy skupiała się wokół kwestii bezpieczeństwa. Jest on gorącym zwolennikiem pomocy Ukrainie w wojnie z Rosją. Sąsiadująca z Rosją Litwa obawia się rosyjskiego ataku. Według sondażów, nieco ponad połowa obywateli Litwy uważa, że rosyjski atak na ich państwo jest możliwy.
„Jeśli chodzi o propozycje, to jestem mile zaskoczony, bo dobrych ministrów, wydaje mi się, że zastępują jeszcze lepsi, z pożytkiem dla Polski i z pożytkiem dla rządu” – powiedział dziś rano Marek Sawicki z PSL w „Sygnałach dnia” w radiowej Jedynce.
„To jest czysto techniczna, związana z eurowyborami zmiana, natomiast spodziewam się, że tuż po eurowyborach będzie nieco głębsza rekonstrukcja rządu, bo już ten czas sprzątania po PiS-ie trzeba będzie zamknąć, a trzeba będzie budowniczych, którzy już będą realizowali program koalicji 15 października, program już premiera Tuska” – mówił dalej poseł.
W piątek Donald Tusk ogłosił, że wymienia czwórkę ministrów.
W marcu 2022 roku kancelaria premiera zleciła za 23 mln zł kampanię antywojenną w Europie. Zarobili na niej ludzie związani z PiS. Szefowa agencji realizującej kampanię nie wie, na co wydano 5,5 mln zł
Prawie 23 mln zł na uruchomioną przez kancelarię premiera w marcu 2022 roku kampanię antywojenną #StopRussiaNow trafiło do kieszeni osób z PiS i związanych z PiS. Onet ujawnił dziś nowe fakty w sprawie. Według portalu głównym beneficjentem akcji był Radosław Tadajewski, biznesmen z Dolnego Śląska, członek nieformalnego „układu wrocławskiego” – grupy biznesmenów, byłych i obecnych członków PiS, którzy czerpali korzyści finansowe z rządów partii Jarosława Kaczyńskiego.
Dorobić mieli się również przyjaciele byłego doradcy Mateusza Morawieckiego Mariusza Chłopika i współpracownik prezydenta Andrzeja Dudy Piotra Pałki.
Akcja została wymyślona tuż po rosyjskim napadzie na Ukrainę i miała mieszkańców Unii Europejskiej, jak niebezpieczna jest Rosja i co rzeczywiście dzieje się za naszą wschodnią granicą.
Kancelaria premiera zleciła wykonanie tak dużej kampanii mało znanej agencji Tak Bardzo Group. TBG w portfolio ma współpracę z wieloma spółkami skarbu państwa (Grupa Azoty, Telewizja Polska, Totalizator Sportowy), a jej szefową i właścicielką jest Paulina Pałka, żona Piotra Pałki. TBG otrzymuje od Banku Gospodarstwa Krajowego niemal 23 mld zł na realizację kampanii. Najwięcej mają kosztować:
Według kosztorysu wynagrodzenia dla pracowników agencji to jedynie 415 tys. zł.
Większość działań w kampanii zlecono podwykonawcy – spółce 1450 z podwrocławskiej Ślęży. Ostatecznie na „zakup mediów internetowych” wydano jedynie 2,8 mln zł. Jednej z firm spółka 1450 zapłaciła 5,5 mln zł, choć z faktury, do której dotarł Onet, nie wynika, komu te pieniądze zapłacono.
Na pytanie, komu zapłacono 5,5 mln zł szefowa TBG odpowiedziała „Nie posiadamy takiej wiedzy”.
Kampania Stop Russia Now zainteresowała Najwyższą Izbę Kontroli. Jej wyniki poznamy w czerwcu, ale wiemy już, że jej wyniki będą „skrajnie negatywne”.
Szojgu przestaje być ministrem obrony, zostaje za to sekretarzem Rady Bezpieczeństwa – stanowisko to traci Nikołaj Patruszew (którego syna Putin jednocześnie awansował na wicepremiera). Rosyjskim MON kierować będzie cywil ekonomista Biełousow. Ze względu na gigantyczny budżet MON.
Nowym ministrem obrony ma zostać dotychczasowy pierwszy wicepremier, 65-letni cywil, naukowiec i ekonomista Andriej Biełousow. Wcześniej — szef rosyjskich kolei i minister gospodarki.
„Budżet Ministerstwa Obrony wzrósł z 3 proc. o 6,7 proc. PKB. Nie jest to jeszcze wartość krytyczna, ale wymaga specjalnego traktowania” – tłumaczył rzecznik Putina Pieskow ten ruch. Decyzja wiąże się z koniecznością „zintegrowania gospodarki sektora bezpieczeństwa z gospodarką kraju .
Na armię idzie zatem już tyle, co w połowie lat 80. XX wieku, kiedy gospodarka Rosji wywaliła się z powodu niekontrolowanych zbrojeń. Pieskow uspokaja, że sytuacja „nie jest krytyczna”, ale ewidentnie jest już groźna. Bo Putin obiecywał już poddanym, że choć wydaje dużo na armię, to kryzysu z lat 80. nie powtórzy, jako że wydatki na armię będą innowacyjne. Biełousow ma do tego doprowadzić, czego nie ukrywa Pieskow. Czyli wcześniej się nie udało: „Ministerstwo Obrony musi być otwarte na innowacje, na wprowadzanie wszelkich zaawansowanych pomysłów, aby stworzyć warunki dla konkurencyjności gospodarczej” – wyjaśnił Pieskow.
Cała operacja pokazuje, że Putin chce poprawić działanie armii i jej zaplecza. Ale — choć propaganda pokazuje go jako jedynowładcę, cara i wodza z osobistymi kontaktami z Panem Bogiem — nie może tego zrobić tak po prostu. Konieczna jest koronkowa operacja i negocjacje z zapleczem władzy. Co zajęło Putinowi trochę czasu.
Putin poprzesuwał pionki w rządzie, wykorzystując fakt, że rząd podaje się do dymisji w momencie, gdy nowy prezydent obejmuje urzęd. Putin nowym prezydentem jest co prawda po raz piąty, a premier Miszustin jest wychwalany pod niebiosa. Ale grzecznie złożył dymisję. Następnie w piątek ponownie został premierem. Propaganda podkreślała, że wszystko idzie sprawnie, bo rząd był i jest po prostu wspaniały.
Miszustin przedstawił więc Putinowi i Dumie swoich ministrów (w zasadzie tych samych), a Putinowi zostało tylko mianować szefów ministerstw siłowych i spraw zagranicznych — bo te zgodnie z konstytucją obsadza osobiście.
I obsadził je w niedzielę wieczorem — choć to, że coś się święci, widać było od pewnego czasu.
Choć wydawało się, że uderzy w ministra Szojgu, cios poszedł w jastrzębia Mikołaja Patruszewa, sekretarza Rady Bezpieczeństwa, kremlowskiego ciała zrzeszającego najwyższych urzędników Putina. Ale może to nieprawda – bo Patruszew ma dostać „inne zadanie”. Jakie, tego na razie nie wiadomo, bo Putin ogłosi to „później”. Teraz Szojgu zastąpi Patruszewa. Będzie też nadzorował prace Federalnej Służby Współpracy Wojskowo-Technicznej, która z MON zostaje przesunięta do struktur prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa
W każdym razie cywil Biełousow zastępuje cywila — lecz z generalskimi pagonami i najwyższymi wojskowymi odznaczeniami — Szojgu (ten nigdy naprawdę nie służył w armii, natomiast zasłużył na uznanie Putina jako szef Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych — czyli od katastrof). Szojgu kierował MON Putina od 2012 roku.
Jak podkreślał w rozmowie z reporterami Pieskow, kwestia nadania nowemu ministrowi stopnia wojskowego „wcale nie jest najważniejsza”.
Zaczęło się ostro: 24 kwietnia do aresztu pod oficjalnym zarzutem korupcji trafił zastępca i bliski współpracownik Siergieja Szojgu Timur Iwanow, który odpowiadał za wojskowe inwestycje i zakupy. No i za odbudowę zrównanego z ziemią przez Rosjan Mariupola. Teorii na temat powodów tego ruchu było wiele – to, że Iwanow brał łapówki, było oczywiste — system bez tego nie działa. Pytanie, dlaczego akurat teraz zaczęło to przeszkadzać Putinowi. Generalnie obserwatorzy byli zgodni, że Putin pogroził w ten sposób palcem Szojgu.
Potem był jednak 9 maja i parada „zwycięstwa” na Placu Czerwonym w Moskwie. Poprowadził ją Szojgu, odebrał meldunek o gotowości sił zbrojnych, a po zakończeniu — przeszedł się po placu razem z Putinem. I tu propaganda podkreślała, że panowie ze sobą serdecznie rozmawiali i uśmiechali się z zadowoleniem.
Zapewne doszło już wtedy do jakichś uzgodnień. Iwanow nadal siedzi w Lefortowie – wnioski obrony o zwolnienie go zostały odrzucone. Ale Szojgu dostał nowe, bardzo znaczące stanowisko. Jednocześnie syn zdymisjonowanego właśnie Patruszewa (do tej pory minister rolnictwa, który przed pół rokiem wsławił się gigantycznym kryzysem na rynku jaj w Rosji – jaj bowiem zabrakło) został awansowany na stanowisko wicepremiera. Więc na oko klan Patruszewów tak bardzo nie traci.
Resztę stanowisk w resortach siłowych Putin zostawił bez zmian. Na stanowisko pozostał szef Sztabu Generalnego Rosji Walerij Gierasimow a także szef dyplomacji Putina Siergiej Ławrow.
Protestujący trzymali flagi Gruzji, Ukrainy i Unii Europejskiej. Donald Tusk: „Chcą coś przekazać PiS-owi?”
Nocą z soboty na niedzielę tysiące Gruzinów wyszły na ulice Tbilisi. Protestowali przeciwko tak zwanej ustawie o „zagranicznych agentach”. Forsuje ją gruziński parlament. Właśnie przeszła przez drugie czytanie.
Według agencji Reutersa w demonstracji uczestniczyło około 50 tysięcy osób.
Po protestach w 2023 roku gruzińska partia władzy wstrzymała prace nad ustawą. Jednak w 2024 roku ponownie próbuje ją przyjąć. Gruzini wychodzą na ulice od kwietnia.
„Świecie, wciąż na to patrzysz? Możliwe, że dziś odbył się największy protest Gruzinów przeciwko wkraczaniu Rosji w [gruzińskie] prawo infiltrowaniu gruzińskiego rządu. Oglądajcie, udostępniajcie, wspierajcie odważnych Gruzinów!”- napisała na portalu X dziennikarka Їne Back Їversen.
Trzecie i ostatnie czytanie ustawy ma się odbyć już w poniedziałek.
Gdyby prawo weszło w życie, organizacje i media, których budżet w ponad 20 proc. składa się ze środków otrzymywanych z zagranicy, zostałyby uznane za „zagranicznych agentów”. To kopia prawa, które obowiązuje w Rosji i doprowadziło tam do ucieczki większości zagranicznych dziennikarzy i organizacji międzynarodowych.
Rządząca partia Gruzińskie Marzenie twierdzi, że ustawodawstwo jest konieczne, aby „chronić społeczeństwo przed ideologią pseudoliberalną i jej nieuniknionymi szkodliwymi konsekwencjami” – relacjonuje „Guardian”.
„Jesteśmy głęboko zaniepokojeni cofaniem się demokracji w Gruzji. Gruzińscy parlamentarzyści stoją przed krytycznym wyborem — czy poprzeć euroatlantyckie aspiracje narodu gruzińskiego, czy też przyjąć ustawę o zagranicznych agentach w stylu Kremla, która jest sprzeczna z wartościami demokratycznymi” – napisał na portalu X doradca Joe Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan.
27 czerwca 2014 roku Gruzja podpisała umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Zaś 14 grudnia 2023 roku została oficjalnym kandydatem do Unii Europejskiej.
Protest w Tbilisi skomentowali polscy politycy.
„Gruzini chcą coś przekazać PiS-owi” – napisał premier Donald Tusk.
Odpowiedział mu między innymi były rzecznik PiS, poseł Radosław Fogiel: