Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Rzecznik Kremla ogłosił, że Władimir Putin czeka na rozmowy z Donaldem Trumpem
Rzecznik Kremla Dymitr Pieskow ogłosił dziś (24 stycznia), że jego szef, czyli dyktator Rosji Władimir Putin, czeka na rozmowę z nowozaprzysiężonym prezydentem USA Donaldem Trumpem.
„Putin jest gotowy, czekamy na sygnały, wszyscy są gotowi, dlatego trudno wróżyć z fusów, gdy tylko to się stanie, jeśli coś się stanie, poinformujemy was” – mówił Pieskow. Jednocześnie rzecznik Kremla podkreślił, że rzeczone „sygnały” jak dotąd „nie nadeszły”.
Pieskow wypowiedział się też na temat słów Donalda Trumpa, które padły na forum ekonomicznym w Davos. „Zamierzam zwrócić się do Arabii Saudyjskiej oraz do OPEC (czyli organizacji państw eksportujących ropę naftową), by obniżyć ceny ropy naftowej. Jeżeli tak się stanie, wojna w Ukrainie natychmiast się skończy” – tak Trump opisywał swój najnowszy pomysł na zakończenie wojny w Ukrainie.
„Ten konflikt nie ma związku z cenami ropy” – tak odpowiedział Trumpowi Pieskow.
Już po swoim zaprzysiężeniu, które miało miejsce 20 stycznia, Donald Trump potwierdził swe zapowiedzi z kampanii dotyczące wojny w Ukrainie i powtórzył, że zmierza do tego, by ją jak najszybciej zakończyć, choć już bez znanych z kampanii obietnic, że stanie się to w 24 godziny po rozpoczęciu przez niego urzędowania.
Zakończenie tego konfliktu było jedną z obietnic, jakie republikanin złożył w trakcie ostatniej kampanii wyborczej. Początkowo zapowiadał, że stanie się to w 24 godziny po objęciu przez niego urzędu.
Według amerykańskich mediów Trump polecił już przygotować rozmowę telefoniczną z Putinem, której celem ma być zorganizowanie spotkania prezydenta USA z dyktatorem Rosji.
Trzech Palestyńczyków z polskim obywatelstwem złożyło w warszawskiej prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zbrodni wojennych przez władze Izraela w Strefie Gazy
Dwóch lekarzy pochodzenia palestyńskiego – Waleed Abumoammar, ordynator oddziału onkologii w Szpitalu Głowno i chirurg Ahmed Alsaftawy – a także trzecia osoba, która nie ujawnia publicznie swego nazwiska – złożyło w Prokuraturze Generalnej zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez władze Izraela. Zawiadomienie dotyczy zbrodni wojennych w Strefie Gazy. Akcję zorganizowała Inicjatywa Kaktus, przy współpracy ze Stowarzyszeniem Nomada, obie organizacje działają na rzecz praw człowieka.
To „aakt protestu przeciwko bierności polskiego rządu i społeczności międzynarodowej wobec ludobójstwa, które rozgrywa się w Strefie Gazy, a także oddolna próba ratowania poszanowania dla prawa międzynarodowego” – piszą organizatorzy akcji. Zawiadomienie dotyczy premiera Izraela Beniamina Netanjahu, byłego ministra obrony Joawa Galanta, a także ministra edukacji Joawa Kisza. Ten ostatni przyjeżdża właśnie do Polski na obchody 80 rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz.
Analogiczne zawiadomienia do krajowych prokuratur złożyli już obywatele palestyńskiego pochodzenia m.in. w Norwegii, Niemczech czy Francji. Akcja służy przede wszystkim zwróceniu uwagi świata na sytuację mieszkańców Strefy Gazy, jednak fakt, że zawiadomienia składają obywatele krajów Zachodu, obliguje miejscowe prokuratury do rozpatrzenia ich spraw.
„Dołączamy do Palestynek i Palestyńczyków na całym świecie działających na rzecz rozliczenia sprawców zbrodni popełnionych w Strefie Gazy. Podążamy za przykładem palestyńskich obywateli Norwegii, działających w ramach Fundacji im. Hind Rajab, francuskiej Międzynarodowej Federacji na rzecz Praw Człowieka (FIDH), czy niemieckiej organizacji European Center for Constitutional and Human Rights. We wszystkich tych krajach Palestyńczycy złożyli już podobne zawiadomienia w miejscowych prokuraturach ” – informują w oświadczeniu organizatorzy akcji.
W USA zaczęły się już obławy na nielegalnych imigrantów. Według polskiego MSZ może zostać nimi objętych do około 30 tysięcy Polaków
W Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się już zapowiadana od miesięcy przez Donalda Trumpa akcja masowych deportacji nielegalnych imigrantów. Rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt poinformowała, że „Administracja Donalda Trumpa aresztowała już pierwszych 538 nielegalnych migrantów”. Kilkuset z nich miało zostać odesłanych do kraju pochodzenia samolotem wojskowym. Meksykańska armia przygotowuje wzdłuż granicy tymczasowe obozy dla deportowanych – jest bowiem pewne, że to Meksykanie będą stanowili znaczną część imigrantów, których administracja Trumpa chce wyrzucić z terytorium USA.
W różnych częściach USA już od wczoraj odbywają się zakrojone na wielką skalę policyjne obławy na nielegalnych imigrantów. W ich trakcie dochodzi też do zatrzymań obywateli Stanów Zjednoczonych ze względu na pomyłki służb. W Newark w Stanie New Jersey zatrzymano w ten sposób na przykład zasłużonego weterana amerykańskiej armii.
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych szacuje, że deportacjami może być objętych do 30 tysięcy przebywajacych na terenie Stanów Zjednoczonych obywateli Polski. „Próbujemy dokonać możliwie precyzyjnego szacunku, zakładamy, że to jest maksymalnie kilkadziesiąt tysięcy osób. Polscy konsulowie szacują, że takich osób może być do 30 tysięcy na terenie całych Stanów Zjednoczonych” – mówiła na antenie TOK FM wiceszefowa resortu Henryka Mościcka-Dendys.
„Rodaków mieszkających za granicą, którym skończyła się ważność paszportu, zapraszamy do uzyskiwania nowych dokumentów. W USA ustanawiamy dodatkowe dyżury konsularne także poza budynkami konsulatów. Warto to zrobić także po to, aby móc zagłosować w wyborach na prezydenta RP” – zaapelował natomiast na platformie X szef MSZ Radosław Sikorski.
Deportacje mogą wydawać się „nietypowe z punktu widzenia naszego wyobrażenia o tym, kto może być takim nielegalnym imigrantem”- mówiła w radiu TOK FM wiceszefowa MSZ. 'To są bardzo często Polacy, którzy wyjechali do Stanów Zjednoczonych jeszcze w latach 90. i nie zadbali o uregulowanie swojego statusu migracyjnego" – mówiła Mościcka-Dendys.
W poniedziałek 20 stycznia tuż po swym zaprzysiężeniu na prezydenta USA Donald Trump podpisał kilkanaście dokumentów, z których znaczna część dotyczyła właśnie zapowiadanej przez niego w trakcie kampanii akcji deportacyjnej. Trump ogłosił więc między innymi stan wyjątkowy na granicy z Meksykiem, a także zmienił obowiązywanie prawa ziemi, czyli nabywania obywatelstwa wraz z narodzinami na terenie USA. Według rozporządzenia Trumpa prawo to ma nie dotyczyć dzieci imigrantów, którzy przebywają w USA nielegalnie i osób przebywających w USA krótkoterminowo.
W czwartek 23 stycznia Sąd w Seattle zawiesił na 2 tygodnie wykonanie tego ostatniego rozporządzenia ze względu na jego potencjalną niekonstytucyjność.
Tego samego dnia ruszyły pierwsze szeroko zakrojone obławy na nielegalnych imigrantów.
220 posłów m.in. Koalicji Obywatelskiej, PSL i Polska 2050 poparło projekt tzw. ustawy incydentalnej, który proponuje wyłączenie Izby Kontroli Sądu Najwyższego z orzekania o ważności wyborów prezydenckich.
Głosowało 444 posłów. Przeciw było 182 posłów m.in. posłowie Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji. Od głosu wstrzymało się 20 posłów — w tym 18 posłów Lewicy. Razem głosowało wspólnie z koalicją.
Wicemarszałkini Sejmu Magdalena Biejat zapowiadała w czwartek, że klub Lewicy wstrzyma się od głosu. Kandydatka na prezydenta tłumaczyła, że posłowie Lewicy mają wątpliwości, ponieważ uchwalanie istotnych zmian w prawie wyborczym powinno nastąpić co najmniej sześć miesięcy przed kolejnymi wyborami. „Wiemy, że zostały przygotowane poprawki, ale ona (ustawa) nadal budzi wątpliwości konstytucyjne, zwłaszcza ze względu na termin jej uchwalania” – mówiła.
Prawo i Sprawiedliwość wnioskowało o odrzucenie projektu w całości.
Projekt autorstwa Polski 2050 dotyczy rozpoznawania przez Sąd Najwyższy spraw związanych z wyborami prezydenckimi. Zgodnie z nim o ważności wyboru prezydenta w 2025 roku ma orzekać 15 sędziów najstarszych stażem w Sądzie Najwyższym. Przyjęte poprawki ostatecznie eliminują z procesu wyborczego wszystkich neosędziów. Jedna z poprawek zakłada też, że spośród grona tych 15 najstarszych stażem sędziów mają być losowani sędziowie, którzy będą rozstrzygać spory związane ze skargami na wcześniejsze decyzje Państwowej Komisji Wyborczej.
Nie ma jednak pewności czy ustawa, jeśli by została przyjęta przez Senat, uzyska podpis prezydenta Andrzeja Dudy.
Pierwotnie projekt Szymona Hołowni zakłada, że w sprawach dotyczących protestów wyborczych i stwierdzania ważności wyborów w nadchodzących wyborach prezydenckich orzekałyby trzy izby Sądu Najwyższego: Karna, Cywilna i Pracy, a nie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN – jak stanowi ustawa o Sądzie Najwyższym.
Status tej izby jest kwestionowany m.in. przez obecne władze, które powołują się w tej sprawie na orzecznictwo europejskich trybunałów: TSUE i ETPCZ. Ustawa ma problem rozwiązać, by stwierdzenie ważności wyboru prezydenta nie budziło wątpliwości.
Podczas prac w komisji sprawiedliwości posłowie PSL wnieśli do projektu poprawkę, zgodnie z którą nie trzy izby, a piętnastu najstarszych stażem sędziów Sądu Najwyższego ma rozstrzygać o ważności wyborów prezydenckich. Ta poprawka ma wyeliminować z orzekania o ważności wyborów sędziów mianowanych po 2018 roku.
Sąd w Waszyngtonie orzekł, że zmiana prawa dotyczącego przyznawania obywatelstwa dzieciom nieudokumentowanych imigrantów jest niekonstytucyjna.To pierwsza taka porażka nowej administracji Trumpa
Tuż po objęciu prezydentury USA Donald Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze, który zakazuje określonym urzędom wydawania dokumentów, które standardowo są wydawane przy narodzinach dziecka na terenie USA. Zakaz ma dotyczyć sytuacji, gdy któryś z rodziców jest nieudokumentowanym imigrantem, lub jeśli matka przebywa w USA tymczasowo, a ojciec nie jest obywatelem Stanów Zjednoczonych. Decyzja Trumpa dotyczyła także dzieci osób, które znalazły się w USA leganie, ale tymczasowo, jak turystki, studentki, czy pracowniczki tymczasowe.
Zgodnie z amerykańskim prawem osoba, która urodziła się na terenie Stanów Zjednoczonych, automatycznie otrzymuje amerykańskie obywatelstwo.
Decyzja Trumpa natychmiast została zaskarżona do sądu przez 22 stany. Dziś John C. Coughenour, sędzia Federalnego Sądu Rejonowego w Waszyngtonie przyznał rację czterem stanom pozywającym decyzję prezydenta. Coughenour nazwał decyzję prezydenta „rażąco niekonstytucyjną".
Prokuratorzy stanowi z Waszyngtonu, Illinois, Oregonu i Arizony mówili podczas rozprawy, że zmiana prawa dotyczyłaby około 150 tys. dzieci rocznie, część z nich zostałaby bezpaństwowa.
Osobna sprawa, złożona przez kolejnych 18 stanów, rozpatrywana jest w Massachusetts.
Decyzja Trumpa to część jego antyimigranckiej agendy. Ma pozbawiać możliwość uzyskania amerykańskiego obywatelstwa przez dzieci nieudokumentowanych imigrantów i dodatkowo zniechęcać ich do przyjazdu do USA.
Tzw. prawo ziemi ma bardzo długą tradycję w Stanach Zjednoczonych. Wywodzi się z 14. poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, uchwalonej w 1868 roku. W paragrafie pierwszym poprawki czytamy:
„Każdy, kto urodził się lub naturalizował w Stanach Zjednoczonych i podlega ich zwierzchnictwu, jest obywatelem Stanów Zjednoczonych i tego stanu, w którym zamieszkuje”.
W 1980 roku liczba dzieci, które rodziły się w rodzinach nieudokumentowanych imigrantów, wynosiła około 30 tys. Rosła nieustannie do pierwszej dekady XXI wieku, gdy przekroczyła 350 tys. rocznie. Od wielkiego kryzysu finansowego regularnie spada, choć w ostatnich latach ogólna liczba nieudokumentowanych imigrantów ponownie zaczęła rosnąć z 10,2 mln pod koniec poprzedniej dekady do 11 mln w 2022 roku.
Inne kontrowersyjne rozporządzenia wykonawcze pierwszych dni rządów Trumpa również będą oceniane przez amerykańskie sądy pod kątem zgodności z amerykańskim prawem. Prezydent podjął między innymi próbę, by zadekretować, jakiej kto jest płci. W rozporządzeniu, które nosi tytuł „Obrona kobiet przed ekstremizmem ideologii gender i przywrócenie prawdy biologicznej rządowi federalnemu”, można przeczytać, że płeć jest niezmienna i ugruntowana w fundamentalnej, niepodważalnej rzeczywistości. Ta definicja, zakładająca, że od poczęcia jest się mężczyzną albo kobietą, wyklucza m.in. osoby transpłciowe i interpłciowe.