Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Onet ujawnia kulisy powołania poufnego programu, który miał zapewnić Polsce dostęp do amunicji na wypadek konfliktu zbrojnego. Dzięki ludziom Morawieckiego kontrolę nad programem zyskały prywatne firmy, które nie miały doświadczenia w produkowaniu amunicji
Chodzi o program Narodowej Rezerwy Amunicyjnej (NRA) powołany do życia w marcu 2023 roku, czyli na pół roku przed wyborami parlamentarnymi.
Jak ujawnia Onet, celem programu miała być "rozbudowa i dywersyfikacja zdolności produkcyjnych polskiego przemysłu obronnego” w zakresie produkcji amunicji wielkokalibrowej. Do 2029 roku rezerwy amunicji artyleryjskiej kal. 155 mm miały być uzupełnione do poziomu “prognozowanego miesięcznego zużycia podczas potencjalnego konfliktu zbrojnego”.
Rozpisany na lata 2023-2029 program miał być finansowany przez instytucje obsadzone przez najbliższych współpracowników ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego, m.in. Polski Fundusz Rozwoju, gdzie prezesem był Paweł Borys.
Jego wykonawcami zaś mogły być zarówno spółki skarbu państwa, jak i prywatne firmy działające w Polsce.
Z 14 podmiotów, które zgłosiły się do programu Polski Fundusz Rozwoju wybrał dwie oferty – należącą do państwa Polską Grupę Zbrojeniową oraz konsorcjum trzech prywatnych firm (WB Electronics, Ponar Wadowice i TDM Electronics) pod nazwą Polska Amunicja.
W powołanej do życia spółce pod tą samą nazwą 49 proc. udziałów objęły trzy wymienione wcześniej prywatne firmy tworzące WPT Holding, a 51 proc. przypadło spółce Aranda, należącej do państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu.
Większościowe udziały państwowej spółki okazały się jednak fikcją. Jak donosi Onet, w wyniku zastosowania kruczków prawnych w umowie założycielskiej spółki Polska Amunicja, całkowita kontrola nad jej funkcjonowaniem leży w rękach mniejszościowego udziałowca, czyli spółki WPT Holding.
5 października 2023 r., czyli na niecałe dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, premier Mateusz Morawiecki podpisuje uchwałę nakazującą Agencji Uzbrojenia zakup od konsorcjum Polska Amunicja pocisków 155 mm w latach 2023-2026. Jak donosi Onet, uchwale zostaje nadana klauzula „poufne” i nie zostaje ona opublikowana w wykazie decyzji rządu.
“6 grudnia 2023 r., a więc już po przegranych przez ugrupowanie Morawieckiego wyborach i na tydzień przed zaprzysiężeniem nowego rządu Donalda Tuska, w okresie tzw. rządu przejściowego, Rada Ministrów podejmuje kolejną uchwałę nr 233/2023, zmieniającą tę poprzednią, zgodnie z którą okres realizacji dostaw przez Polską Amunicję zostaje wydłużony o trzy lata do roku 2029. Również ta decyzja nie zostaje opublikowana, gdyż też dostaje klauzulę „poufne” – czytamy w tekście Onetu.
Polska Amunicja zobowiązała się nie tylko do dostarczania pocisków wielkokalibrowych, ale także do budowy fabryki takiej amunicji w Ząbkowicach Śląskich koło Kłodzka.
“Umowa Polskiej Amunicji została skonstruowana w taki sposób, że powstał pośrednik, który będzie sprowadzał tego typu amunicję np. z Czech, co przecież mogłoby robić samo państwo polskie. Przy czym ten pośrednik będzie mógł narzucać Polsce gigantyczne marże. Dodatkowo, zgodnie z zapisami umowy, eliminując w ten sposób jakikolwiek wpływ strony rządowej na swoją działalność” – powiedział Onetowi jeden z informatorów.
Po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych, do Departamentu Polityki Zbrojeniowej MON zaczęły zgłaszać się firmy zbrojeniowe, których oferty — pomimo spełniania stawianych w programie NRA kryteriów i dysponowaniu lepszymi, niż Polska Amunicja warunkami mogącymi przyspieszyć produkcję amunicji 155 mm — zostały odrzucone.
Nowe kierownictwo MON wnioskuje o pilne wstrzymanie realizacji programu Narodowej Rezerwy Amunicyjnej oraz ponowną ocenę możliwości jego realizacji przez konsorcjum Polska Amunicja.
MON rozważa także zawiadomienie prokuratury o możliwości nadużycia stanowiska służbowego przez byłego prezesa Polskiego Funduszu Rozwoju Pawła Borysa.
Produkcja gadżetów, organizowanie konferencji prasowych i analiza konkurencji na listach wyborczych – takie zadania miał zlecać Krzysztof Szczucki swoim podwładnym z RCL. Dziennikarze Interii dotarli do treści maili, które bada również Państwowa Komisja Wyborcza
Dziennikarze Interii dotarli do maili ze służbowej skrzynki Krzysztofa Szczuckiego z czasów, kiedy był szefem Rządowego Centrum Legislacji. Wiadomości bada również Państwowa Komisja Wyborcza, która pod koniec sierpnia ma zdecydować, czy obetnie dotację PiS ze względu na nieprawidłowości w finansowaniu kampanii wyborczej w 2023 roku. Chodzi o wykorzystywanie urzędów i publicznych pieniędzy do prowadzenia agitacji na rzecz Prawa i Sprawiedliwości.
Chodzi o działalność Szczuckiego z czasów, kiedy szefował Rządowemu Centrum Legislacji. Z maili, do których dotarli dziennikarze Interii, wynika, że pracownicy RCL mieli prowadzić kampanię wyborczą swojego szefa.
Do zadań zlecanych im przez Szczuckiego należało m.in. organizowanie konferencji prasowych. Jeden z pracowników miał zająć się transportem flag na konferencję, inny “dopilnowaniem” młodych osób, które stojąc za przemawiającym politykiem tworzyły “tło” całego wydarzenia. Pracownicy Rządowego Centrum Legislacji mieli także „załatwić w ch... mediów” na organizowane wydarzenia.
Mieli także przygotować dla Szczuckiego opis „problemów w regionie, gorących tematów oraz działań kontrkandydatów”.
Krzysztof Szczucki stanowczo zaprzecza stawianym zarzutom. I zapewnia, że wszystkie działania prowadzone przez urzędników RCL miały zawsze uzasadnienie służbowe.
“Jeśli ktoś chciał pomagać mi w kampanii wyborczej, robił to w czasie wolnym lub będąc na urlopie, nigdy w ramach swoich obowiązków służbowych” – powiedział Szczucki w rozmowie z Interią.
Do treści samych maili nie chciał się jednak odnieść, podawał w wątpliwość ich prawdziwość. Jak sam twierdzi, stał się ofiarą nagonki związanej z decyzją stojącą przed Państwową Komisją Wyborczą.
“Jestem przekonany, że celem całej operacji, wymierzonej między innymi we mnie, jest chęć wywarcia presji na członków PKW, by zagłosowali za odebraniem finansowania największej partii opozycyjnej” – powiedział dziennikarzom Interii.
Wołodymyr Zełenski chwali postępy ukraińskiej armii i prosi zachodnich partnerów o szybsze dostawy obiecanego sprzętu i amunicji. Apel kieruje szczególnie Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji.
W opublikowanym w niedzielę wieczorem video prezydent Ukrainy podsumował kolejny tydzień wojny. Wołodymyr Zełenski chwalił posunięcia ukraińskiej armii pod Toreckiem, Pokrowskiem i Kurachowem. Odniósł się także do działań prowadzonych na terytorium Rosji.
“Obecnie głównym zadaniem w operacjach obronnych jest zniszczenie jak największego rosyjskiego potencjału wojennego i przeprowadzenie maksymalnych działań kontrofensywnych. Obejmuje to utworzenie strefy buforowej na terytorium agresora, czyli naszą operację w rejonie Kurska” – powiedział Zełenski.
Prezydent Ukrainy potwierdził także, że ukraińska armia nie cofnie się przed żadnymi działaniami, które mogą w jakikolwiek sposób uderzyć w zdolność Rosji do dalszego prowadzenia wojny.
“Wszystko, co powoduje straty armii rosyjskiej, państwa rosyjskiego, ich kompleksu wojskowo-przemysłowego i gospodarki, pomaga zapobiegać rozszerzaniu się wojny i przybliża nas do sprawiedliwego zakończenia tej agresji, sprawiedliwego pokoju dla Ukrainy” – powiedział Zełenski.
Zełenski zwrócił się także z mocnym apelem do zachodnich sojuszników: “Potrzeba szybszej dostawy dostaw od naszych partnerów. Gorąco o to prosimy. W czasie wojny nie ma wakacji. Potrzebne są decyzje i terminowa logistyka zapowiadanych pakietów pomocowych. Zwracam się z tym szczególnie do Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji”.
Na koniec ukraiński prezydent wspomniał o nadchodzących w najbliższych tygodniach rokowaniach pokojowych. Po raz kolejny podkreślił, że wojna musi się zakończyć w sposób “sprawiedliwy” dla Ukrainy.
Eksperyment z nadtlenkiem wodoru spowodował zmniejszenie poziomu złotej algi w rzece Kłodnicy o 95-99 proc. – poinformowała w niedzielę szefowa ministerstwa klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska.
Od początku sierpnia z wody w jeziorze Dzierżno Duże w dolinie Kłodnicy, między Gliwicami a gminą Rudzinie, wyławiane są martwe ryby, poparzone toksynami złotej algi.
Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego w Katowicach poinformowało, że dotąd wyłowiono stamtąd ponad 105 ton śniętych ryb — podaje PAP.
„Sytuacja na zbiorniku Dzierżno Duże pozostaje trudna, choć się stabilizuje. Musimy pamiętać, że mamy do czynienia z niekorzystnymi warunkami meteorologicznymi, hydrologicznymi i to sprawia, że sytuacja jest dynamiczna i zmienia się” – mówiła podczas niedzielnej konferencji prasowej Paulina Hennig-Kloska.
Dodała, że ministerstwo pracuje nad ograniczeniem katastrofy w zbiorniku Dzierżno, „tak, aby nie zajęła swoim zasięgiem w większym zakresie kanału Gliwickiego, a przede wszystkim Odry”.
Eksperyment prowadzony pod nadzorem MKiŚ polega na dozowaniu nadtlenku wodoru (H2O2) do rzeki. „Wpływa to na znaczną redukcję złotej algi. Ta redukcja ma miejsce nawet o 90-99 proc. To oczywiście próba szukania neutralizacji zakwitu złotej algi. Tak, żebyśmy znaleźli sposób, lek na złotą algę” – powiedziała.
Szefowa ministerstwa klimatu i środowiska zapowiedziała, że dozowanie nadtlenku wodoru do Kłodnicy będzie prowadzone tak długo, jak długo będzie zachodziła taka konieczność.
Nad Dzierżnem Dużym nie stwierdzono nielegalnych wylotów zanieczyszczeń. Badania nie wykazały także żadnych zanieczyszczeń np. przemysłowych, które mogłyby bezpośrednio doprowadzić do śnięcia ryb — informuje PAP.
„Tak rozumiem rolę PAN. Ma być niezależna i nikt nie chce tego zmieniać. Nie chodzi o to, by była think tankiem czy instrumentem rządu, ale mocnym, opartym na wiedzy głosem w najważniejszych dla kraju sprawach. Ta funkcja PAN jest w zaniku„ – powiedział ”GW" Maciej Gdula, wiceminister nauki.
Wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego w rozmowie z „Wyborczą” odpowiadał m.in. na pytania związane z opinią Polskiej Akademii Nauk o „zamachu na wolność i niezależność polskiej nauki”. Według przedstawicieli PAN przygotowany przez ministerstwo nauki projekt reformy „przywodzi na myśl rozwiązania z państw totalitarnych”.
„Spodziewałem się ostrych dyskusji, ale to są kompletnie niepoważne sformułowania. Czy uczelnie znajdujące się pod nadzorem ministerstwa znajdują się obecnie pod totalitarnym butem? Jakoś nie słychać takich głosów. Ustawa o PAN, którą zaproponowaliśmy, jest przełamaniem pewnej niemożności, która się nadbudowywała latami. Od sześciu lat powstają kolejne projekty ustawy o Polskiej Akademii Nauk, a jednak żaden z nich nie dotarł tak daleko, żaden nie został wpisany w plan prac legislacyjnych rządu. Kręcono się w kółko” – powiedział Gdula.
Według PAN nowy projekt zakłada podporządkowanie akademii ministerstwu nauki i szkolnictwa wyższego. „Stanowi to zaprzeczenie koncepcji funkcjonowania narodowych akademii nauk, które ze swej natury są eksperckim zapleczem dla najwyższych władz państwowych, a nie jedną z wielu agend resortowych” – czytamy w komunikacie.
Projekt ustawy przewiduje rozdzielenia kompetencji nadzorczych premiera i ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego.
Gdula: „Dziś przepisy rozmywają te kompetencje. Nie do końca wiadomo, co nadzoruje premier, a co minister. Może być tak, że prezes PAN będzie uchylał się od odpowiedzi ministrowi, a będzie ich udzielał premierowi. Kiedy szef resortu nauki będzie chciał się czegoś dowiedzieć o Akademii, będzie musiał pytać premiera, żeby ten zapytał prezesa, i tak w koło”.
Wiceminister dodał, że „każdy premier ma na głowie sprawy międzynarodowe, budżetowe, bezpieczeństwa państwa czy rozwoju gospodarczego„, więc ”PAN zawsze będzie gdzie na końcu listy”, a przejście pod „ministra nauki będzie więc z korzyścią dla naukowców".
Zapytany o to, czy nowa reforma nie daje narzędzi, które mogą zostać później wykorzystane „do psucia” akademii, odpowiedział, że do połowy wrześnie trwają konsultacje publiczne i „każdy może zgłosić swoje uwagi„. Dodał, że ministerstwo jest otwarte „i na zmiany, i na negocjacje, i na krytykę”.
Według prof. dr hab. Dariusza Jemielniaka, wiceprezesa PAN, „motywem przewodnim rządowego projektu jest centralizacja, likwidacja procesów demokratycznych, ubezwłasnowolnienie władz PAN i upłynnienie zasobów”. Więcej można przeczytać w jego tekście (link).