Minister Dariusz Wieczorek zaplanował demontaż i degradację PAN. Motywem przewodnim rządowego projektu jest centralizacja, likwidacja procesów demokratycznych, ubezwłasnowolnienie władz PAN i upłynnienie zasobów – pisze prof. dr hab. Dariusz Jemielniak, wiceprezes PAN
„Propozycja nowelizacji ustawy o Polskiej Akademii Nauk stwarza realne ryzyko całkowitego upolitycznienia instytucji, co jest niezwykle niebezpieczne dla jej misji i funkcji. Decyzje dotyczące kierunków badań, finansowania projektów, czy mianowania kluczowych pozycji mogą być podejmowane z uwzględnieniem bieżących interesów politycznych, a nie na podstawie merytorycznych kryteriów naukowych” – pisze prof. dr hab. Dariusz Jemielniak, profesor zarządzania w Akademii Leona Koźmińskiego, wiceprezes Polskiej Akademii Nauk.
Naukowiec ostro krytykuje opublikowany 18 lipca 2024 roku rządowy projekt zmiany ustawy o Polskiej Akademii Nauk.
Tekst prof. Jemielniaka publikujemy poniżej.
W nauce polskiej dwójmyślenie ma zdecydowanie przyszłość (a także przeszłość i teraźniejszość). Kiedy minister dr hab. Przemysław Czarnek [w rządzie PiS] mówił o obronie wolności słowa i wolności akademickiej, było jasne, że jednostki zatrudniające osoby, głoszące poglądy niezgodne z aktualną linią partii, powinny się spodziewać utraty finansowania – czego doświadczył zresztą bezpośrednio Instytut Filozofii i Socjologii PAN.
Teraz stanowisko ministra Nauki sprawuje Dariusz Wieczorek i trzeba przyznać, że jest godnym następcą swego poprzednika, przynajmniej w zakresie równie imponującego warsztatu nowomowy.
Fenomen tej ostatniej, jako języka rytualnego, polega na ograniczeniu spektrum możliwego dyskursu; sprowadzeniu dostępnych opcji do utartych klisz – pisał o tym arcyciekawie zmarły w zeszłym roku prof. Michał Głowiński, członek rzeczywisty PAN, pracujący w Instytucie Badań Literackich PAN. Kunszt ministra w tym niełatwym języku docenić można na przykładzie projektu ustawy o Polskiej Akademii Nauk.
Minister Wieczorek przy każdej możliwej okazji powtarza, jak bardzo chce przywrócić dialog ze środowiskiem akademickim. Nie powinno zatem dziwić, że w przypadku projektu ustawy o PAN takowego dialogu zwyczajnie nie było. Konsultacje z samą Akademią przebiegły w kulturalnej formie monologu ministerialnego.
Nie zaproszono do otwartej dyskusji członków i członkiń korporacji czy Akademii Młodych Uczonych PAN, dyrektorów i dyrektorek instytutów, osób doktoranckich, czy choćby osób zatrudnionych w instytutach PAN.
Głos władz PAN został przyjęty ciepło, ze zrozumieniem, i oczywiście zignorowany.
Ponieważ na ustach Ministra często pojawia się także postulat transparentności, nie powinno być zaskoczeniem, że projekt ustawy o PAN opracował anonimowy zespół.
Z treści niektórych zapisów jest jasne, że Minister zadbał o wybranych interesariuszy, co sugeruje, że zapewne mieli dostęp do jego ucha, ale ministerstwo nie splamiło się przedstawieniem procesu tworzenia projektu jawnie, ani tym bardziej dyskutowaniem jego sensowności, czy też wyjściem od dyskusji celów, a dopiero potem proponowaniem rozwiązań.
Wreszcie, Minister zadeklarował, że chce przywrócić autorytet polskiej nauki. Powinno być zatem dla wszystkich oczywiste, że zaplanował demontaż i degradację Polskiej Akademii Nauk. Szczegółom tego pomysłu warto przyjrzeć się bliżej, bo chociaż rozwiązania są zapożyczone od Victora Orbána, w detalach wyróżniają się kreatywnością.
Minister planuje odebrać nadzór nad Polską Akademią Nauk Prezesowi Rady Ministrów i podporządkować PAN bezpośrednio sobie. Budzi to poważne obawy, nie tylko z powodu symbolicznej degradacji.
Ruch ten osłabia autonomię PAN, ale także zagraża jej zdolności do pełnienia roli zaplecza eksperckiego dla wszystkich ministerstw.
Komitety, instytuty, sama korporacja – powinny służyć merytorycznym wsparciem całemu rządowi i zapewniać przekrojowe, niezależne od jednego ministerstwa ekspertyzy, co zresztą z powodzeniem mogliśmy zaobserwować np. w przypadku pandemii koronawirusa, zatrucia Odry, lotniska w Baranowie, czy kryzysu migracyjnego.
Minister nie zauważa także najwyraźniej, że PAN pełni istotne funkcje publiczne także poza światem nauki – choćby w zakresie ustalania norm języka polskiego.
Zapisy projektu ustawy w języku korporacyjnym można spokojnie nazwać wrogim przejęciem.
Minister pragnie móc odwoływać Kanclerza na życzenie, zlikwidować samodzielną Kancelarię PAN, a jej pozostałości wcielić w struktury ministerstwa, czy choćby własnoręcznie likwidować instytuty, które uzyskają kategorię C – którą przecież, również własnoręcznie, sam przyznaje. To prosta droga to likwidacji niewygodnych placówek i pozostawienia usłużnego kadłubka.
Gdyby obecna ustawa funkcjonowała, likwidacja Instytutu Filozofii i Socjologii PAN zajęłaby około piętnastu minut.
Postulowana zmiana w strukturze zarządzania Polską Akademią Nauk, związana z ograniczeniem jej autonomii, jest też oczywiście całkowicie sprzeczna z międzynarodowymi standardami zarządzania podobnymi niezależnymi instytucjami naukowymi. Autonomia akademii nauk jest kluczowa dla zachowania ich obiektywności i integralności, pozwalających na prowadzenie badań bez zewnętrznych nacisków i wpływów.
Propozycja nowelizacji ustawy o PAN, która umożliwia rządowi przejmowanie majątku Akademii, stwarza poważne ryzyko dla jej stabilności finansowej.
Majątek PAN, zarówno w postaci nieruchomości, jak i innych aktywów, jest fundamentalny dla jej zdolności do niezależnego funkcjonowania. Zmiany te mogą prowadzić do sytuacji, w której wartościowe zasoby będą mogły być wykorzystywane do realizacji krótkoterminowych celów politycznych lub ekonomicznych, które niekoniecznie są zgodne z długoterminowymi interesami naukowymi i edukacyjnymi Akademii.
Taka perspektywa jest nie tylko niepokojąca dla społeczności naukowej, ale także dla długofalowej kondycji polskiej nauki.
Nowelizacja ustawy o PAN z automatu pozbawia członków Akademii, przekraczających 75 lat, prawa do głosowania w sprawach Akademii. O ile zrozumiały byłby zakaz pełnienia funkcji wybieralnych, a także, o ile sensowne wydawałoby się danie osobom powyżej 75 roku życia przywileju przejścia w stan spoczynku na życzenie, o tyle przecież właśnie rola doradcza i udział w Zgromadzeniu to idealne wykorzystanie mądrości pokoleniowej najwybitniejszych ludzi nauki.
Zygmunt Bauman w wieku 75 lat zdefiniował płynną nowoczesność w swojej fenomenalnej książce. Przez 17 kolejnych lat opublikował kilkadziesiąt ważnych pozycji, z których część na długo pozostanie w kanonie myśli socjologicznej.
Czy faktycznie trzeba tworzyć mechanizm wykluczający na podstawie metryki, a nie dać swobody samym zainteresowanym?
Całkiem niedawno byłem najstarszym młodym naukowcem w Polsce, zostałem też członkiem korespondentem PAN jako najmłodsza osoba z nauk społecznych i humanistycznych w historii i wciąż mam niewielu młodszych kolegów i koleżanek, ale ageizmem projektu jestem zwyczajnie zniesmaczony.
Włączenie do Zgromadzenia Ogólnego Polskiej Akademii Nauk dyrektorów i dyrektorek instytutów oraz członków i członkiń Akademii Młodych Uczonych (których liczba ma się podwoić), z głosem decyzyjnym, stanowi poważne naruszenie dotychczasowej, zbalansowanej struktury korporacyjnej.
O ile włączenie ich mogłoby mieć sens w zakresie niektórych decyzji, projekt ministerialny idzie daleko dalej. Nie tylko będą wybierać Prezesa PAN, ale także decydować o samym członkostwie. Biorąc pod uwagę wykluczenie osób po 75 roku życia, może się okazać, że na wielu Zgromadzeniach korporanci i korporantki będą stanowić mniejszość.
O przyjęciu w poczet Akademii decydować mają osoby, które tego zaszczytu jeszcze nie dostąpiły. To ewenement na skalę światową, żadna poważna akademia nauk tak nie robi.
Także i w polskiej praktyce awansowej nie pozwala się np. na pisanie recenzji profesorskich osobom bez tytułu profesora.
W Prezydium PAN, najwyższym organie decyzyjnym, dyrektorzy i dyrektorki instytutów mają stanowić niemal połowę składu! Czysto praktycznie, zwiększenie ich wpływu kosztem doświadczonych naukowców i naukowczyń, niepełniących funkcji decyzyjnych w instytutach i uczelniach, stanowi znaczące ryzyko dla merytorycznej niezależności Akademii.
Osoby dyrektorskie, choć niewątpliwie kompetentne w swoich dziedzinach, mogą mieć tendencję do promowania interesów swoich instytutów, co może nie zawsze korelować z ogólnonarodowymi czy globalnymi priorytetami badawczymi. W jakiej uczelni praktyczną większość w senacie oddaje się dziekanom? Redukcja roli naukowców i naukowczyń w procesach decyzyjnych ogranicza różnorodność perspektyw i głębię dyskusji na temat przyszłości PAN.
Obecnie komitety naukowe PAN stanowią demokratyczną reprezentację środowisk poszczególnych dyscyplin, wybieraną przez osoby z habilitacją. To jedyny formalnie umocowany demokratyczny głos środowiska.
Minister Wieczorek, który twierdzi, jak bardzo chce go słuchać, właśnie go likwiduje: chce zastąpić wybory bezpośrednie wskazaniem przez, skądinąd szacowne, KRASP, Radę Główną Szkolnictwa Wyższego, czy Samorząd Doktorantów.
O ile jakieś zmiany w procedurze mogłyby mieć sens – choćby przez dopuszczenie do głosu osób z doktoratem, o tyle zamach na samorządną, demokratyczną konstrukcję komitetów jest szokujący.
Takie działanie prowadzi do zwiększenia kontroli politycznej nad kierunkami badań i działalnością naukową, a także kasuje jedyną powszechnie wybieralną reprezentację środowisk akademickich.
Skądinąd, projekt ustawy firmuje także wiceminister dr hab. Maciej Gdula, ekspert od mechanizmów nowego autorytaryzmu, nie dalej jak kilka lat temu głośno broniący idei reprezentacji politycznej i samorządności, jak i niezależności od politycznych nacisków. Trochę głupio, że internet wszystko pamięta.
Projekt ustawy przewiduje zmiany w strukturze zarządzania instytutami PAN, które ograniczają możliwości krytycznego nadzoru nad ich działalnością. Eliminacja możliwości odwoływania dyrektorów i dyrektorek instytutów przez Prezesa PAN jest szczególnie niepokojąca.
Taka zmiana osłabia kontrolę nad jakością pracy naukowej i zarządzaniem instytutami. A ta jest niezbędna dla utrzymania wysokich standardów naukowych, których przecież oczekujemy. Skuteczny nadzór jest fundamentem dla zapewnienia, że instytuty naukowe nie tylko odpowiadają na bieżące potrzeby badawcze, ale również inwestują w długoterminowy rozwój nauki.
Mechanizmów skutecznego nadzoru merytorycznego nad instytutami projekt ustawy zresztą specjalnie nie przewiduje, choć narzuca absurdalnie częste, coroczne raportowanie – warto tu przypomnieć, że w przypadku uczelni ocena ma miejsce co cztery lata.
Jednocześnie projekt wprowadza nonsensy takie jak oceny wydziałów PAN (które nie mają własnych środków, po prostu zrzeszają członków i członkinie określonych dyscyplin), czy oceny komitetów, w których działalność jest przecież społeczna.
Powyższe przykłady to tylko część destrukcyjnych propozycji zawartych w projekcie ustawy. Jej motywem przewodnim jest centralizacja, likwidacja procesów demokratycznych, ubezwłasnowolnienie władz PAN, upłynnienie zasobów. Odebranie głosu seniorom czy odejście od światowych standardów wyboru członków i członkiń akademii to zapewne jedynie efekt uboczny.
Czerwone światełko powinno się już było wszystkim zapalić na początku roku, kiedy w odpowiedzi na wyliczenia PAN, przedstawiające narastający od blisko dekady deficyt ok. 180 milionów złotych, minister dumnie ogłosił, że przekazuje taką kwotę Akademii.
Radość trwała o tyle krótko, że rychło potem zapowiedział wszystkim pracowniczkom i pracownikom nauki podwyżki 30 proc., ale już dodatkowych środków PAN nie dał i kazał podwyżki sfinansować z tego wyrównania. Po długich negocjacjach stanęło na 190 milionach.
Nie było najmniejszych szans, by starczyło na kwotę choćby zbliżoną do 30 proc. podwyżek. Spowodowało to zrozumiały żal i niesnaski wewnątrz instytutów – całkiem dobrze wpisujących się w zasadę ministerialnego dziel i rządź.
Jest naprawdę niesamowite, że ministerstwo w uzasadnieniu ustawy podało trudności z podziałem tej kwoty jako rzekomy przykład problemów zarządczych, ale
zrozumienie logiki ponownie ułatwia koncepcja dwumyślenia: ministerstwo nie dało pieniędzy, więc ma prawo winić za skutki ich braku.
W tym świetle nie dziwi, a jedynie najwyżej bawi, że uzasadnienie projektu i ocena skutków regulacji powołują się na raporty NIK, rzekomo wykazujące wadliwość procesów zarządczych PAN. Pomijając już kwestię, że raporty te były bez wyjątku pozytywne, w szczegółach wskazywały na problem braku rzeczywistego nadzoru Prezesa PAN nad instytutami, który projekt ustawy wszak radykalnie pogłębi.
Łącznie jest jasne, że propozycja nowelizacji ustawy o Polskiej Akademii Nauk stwarza realne ryzyko całkowitego upolitycznienia instytucji, co jest niezwykle niebezpieczne dla jej misji i funkcji.
Decyzje dotyczące kierunków badań, finansowania projektów, czy mianowania kluczowych pozycji mogą być podejmowane z uwzględnieniem bieżących interesów politycznych, a nie na podstawie merytorycznych kryteriów naukowych.
To nie tylko zagraża obiektywności i jakości prowadzonych badań, ale również może zniechęcić międzynarodową społeczność naukową do współpracy z polskimi badaczami, co w dłuższej perspektywie zaszkodzi całemu sektorowi naukowemu w Polsce.
A patrząc na to, w jakim trybie ten projekt powstawał, jak zaplanowano jego konsultacje – z pewnością zupełnie przypadkowo, ustawione na sam środek wakacji – a także jak głuchy na argumenty jest minister, bardzo jestem ciekaw, jakie rewolucje zaproponuje w planowanej na jesień nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym.
Kiedy odchodził minister Gowin, powszechnym w środowisku żartem było, że jeszcze za nim zatęsknimy. Potrzebowaliśmy raptem kilku miesięcy, aby minister Czarnek spowodował, że żart ów zdecydowanie przestał śmieszyć. Ile czasu potrzeba ministrowi Wieczorkowi?
Profesor zarządzania w Akademii Leona Koźmińskiego, gdzie kieruje katedrą MINDS (Management in Networked and Digital Societies). Członek korespondent i wiceprezes Polskiej Akademii Nauk
Profesor zarządzania w Akademii Leona Koźmińskiego, gdzie kieruje katedrą MINDS (Management in Networked and Digital Societies). Członek korespondent i wiceprezes Polskiej Akademii Nauk
Komentarze