Rok temu Hamas zaatakował Izrael. Marcin Romanowski nie stawił się na dzisiejsze przesłuchanie w prokuraturze. Nagroda Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny dla Victora Ambrosa i Gary'ego Ruvkuna za odkrycie mikroRNA
Spółka Mirbud poinformowała dziś, że zamierza odbudować hale targowe przy ul. Marywilskiej w Warszawie, które spłonęły w nocy z soboty na niedzielę
Gigantyczny pożar centrum handlowego przy ul. Marywilskiej 44 w Warszawie wybuchł ok. 3.00 rano w niedzielę 12 maja i błyskawicznie rozprzestrzenił się na cały obiekt: sześć hal targowych. Gigantyczna chmura czarnego dymu zawisła nad miastem na kilka godzin. Mimo wysiłków wielu zastępów straży pożarnej obecnie hale są jedynie pogorzeliskiem.
Pracujący tam ludzie – w dużej mierze osoby, które wcześniej handlowały w Kupieckich Domach Towarowych oraz na Stadionie Dziesięciolecia – niejednokrotnie stracili dobytek życia. A także miejsce pracy. Przy Marywilskiej 44 działało 1400 punktów usługowych i sklepów.
Zarząd firmy Mirbud – właściciela centrum – poinformował dziś, że spółka zamierza je odbudować.
W komunikacie podkreślono, że majątek jej spółki zależnej, tj. firmy Marywilska 44, był ubezpieczony.
„Będziemy chcieli wybudować tu nową halę” – potwierdził w rozmowie RMF FM członek zarządu Marywilska 44. Dodał, że zarząd jest w kontakcie z kupcami, którzy są informowani o sytuacji.
Dziś o godz. 15.00 zebrał się sztab kryzysowy z udziałem wojewody mazowieckiego, prezydenta Warszawy i straży pożarnej ws. pomocy dla poszkodowanych.
„Analizowane są możliwości wsparcia dla przedsiębiorców. Mogą to być tylko środki o charakterze specjalnym. Nie ma dedykowanego programu dla wsparcia przedsiębiorców” – mówił po spotkaniu wojewoda Mariusz Frankowski. „Nie dotyczyło to [pożar – red.] osób prywatnych, dlatego w tym przypadku zapomogi klęskowe nie wchodzą w grę” – wyjaśnił.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski przekazał, że miasto poszuka dla kupców dodatkowych miejsc na miejskich targowiskach. Wg Trzaskowskiego takich miejsc jest około setki.
„W porównaniu z liczbą przedsiębiorców, którzy mogliby być zainteresowani, to nie jest duża liczba, ale będziemy na ten temat rozmawiali ze spółką Kupiec Warszawski, po to, by ustalić podstawowe fakty i to, w jaki sposób moglibyśmy ewentualnie pomóc w taki sposób” – powiedział.
Wojewoda mazowiecki spotkał się dziś także z przedstawicielami ambasady Wietnamu i Stowarzyszenia Przedsiębiorców Wietnamskich. Większość osób, które handlowało w centrum przy Marywilskiej, jest pochodzenia wietnamskiego. Dyskutowano m.in. o procedurze odtwarzania spalonych w pożarze dokumentów, w tym pozwoleń na pracę i pobyt w Polsce.
Wojewoda jutro, tj. we wtorek 14 maja, spotka się ponownie z władzami miasta oraz prezeską spółki Marywilska 44.
Z sondażu IBRiS dla „Wydarzeń” Polsatu wynika, że zdecydowana większość Polek i Polaków uważa, że Centralny Port Komunikacyjny powinien powstać
Pytanie, jakie pracownia IBRiS zadała grupie ankietowanych, było krótkie: „Czy Pana/i zdaniem Centralny Port Komunikacyjny (CPK) powinien zostać wybudowany?”. Wyniki prezentują się następująco:
Odpowiedzi na zadane pytanie nie udzieliło 17,5 proc. badanych.
Jak informuje Interia, za CPK murem stoją wyborcy PiS i Konfederacji: odpowiedź twierdzącą wybrało odpowiednio 88 proc. i 78 proc. z nich. Lotnisko w Baranowie ma też wielu zwolenników wśród sympatyków Trzeciej Drogi – 65 proc.
Bardziej sceptyczni są natomiast wyborcy i wyborczynie KO i Lewicy. CPK popiera odpowiednio 45 proc. i 30 proc. z nich. To oni zarazem najczęściej zaznaczali w badaniu odpowiedzi „nie wiem” i "trudno powiedzieć (odpowiednio 21 proc. wyborców KO i 26 proc. wyborców Lewicy).
215 naukowców apeluje do premiera o poparcie rozporządzenia UE o odbudowie zasobów przyrodniczych (ang. Nature Restoration Law, NRL). Jest kluczowe dla walki z katastrofą klimatyczną
List otwarty do Donalda Tuska, który do 10 maja podpisało 215 osobistości świata nauki, dotyczy Nature Restoration Law (NRL), czyli unijnego rozporządzenia o odbudowie zasobów przyrodniczych. To jeden z elementów tzw. Zielonego Ładu dla Europy.
„Jako społeczność naukowa apelujemy do Pana i Polskiego Rządu o przyczynienie się do ostatecznego przyjęcia rozporządzenia w sprawie odtwarzania przyrody w Radzie Unii Europejskiej poprzez głosowanie za tym rozwiązaniem” – czytamy w liście.
O tym, że Tusk jest przeciwny rozporządzeniu, pisała w OKO.press w marcu Katarzyna Kojzar.
Sygnatariusze listu próbują nakłonić premiera do zmiany zdania. Podkreślają kluczowe znaczenie NRL dla ochrony przyrody oraz zapobiegania skutkom katastrofy klimatycznej. I dodają, że przywracanie ekosystemów nie tylko wspiera dziką przyrodę, ale także ma istotne znaczenie dla dobrobytu ludzi.
„Poprzez odtwarzanie ekosystemów, NRL może pomóc w łagodzeniu skutków susz, zmniejszaniu ryzyka powodzi, poprawie jakości środowiska w miastach oraz przyczynić się do zwiększenia bezpieczeństwa żywnościowego” – piszą naukowcy i naukowczynie.
Ich zdaniem przyjęcie rozporządzenia zabezpieczy rolników przed skutkami katastrofy klimatycznej, m.in. suszami. Dzięki odtworzeniu funkcjonujących ekosystemów w krajobrazie rolniczym zwiększy się także żyzność gleb i poprawi retencja wody. Rozporządzenie miałoby także zapobiec negatywnym skutkom szybkiej intensyfikacji produkcji rolniczej. W liście badacze i badaczki przypominają, że już dziś niesie ona negatywne skutki dla przyrody, czego przykładem jest ubiegłoroczna katastrofa na Odrze.
"Z drugiej strony należy podkreślić, że przystąpienie do programu odtwarzania ekosystemów będzie dla rolników (i innych właścicieli gruntów) dobrowolne, a państwa członkowskie mogą dowolnie wprowadzić zachęty finansowe, aby uczynić te działania atrakcyjnymi" – piszą naukowcy.
Zdaniem uczonych rozporządzenie to kluczowy krok w kierunku zrównoważonego rozwoju Polski i Europy oraz zapewnienia bezpieczeństwa ekologicznego przyszłym pokoleniom.
W zeszłym tygodniu premier Tusk postawił sprawę jasno: komisja ds. wpływów rosyjskich podczas rządów PiS musi powstać szybko. Dziś Polska 2050 głośno zgłasza wątpliwości, czy komisja w ogóle jest konieczna
Na ten temat nikt z nami nie rozmawiał, nie znamy tego projektu, trudno więc odnosić się do jego szczegółów – mówił dziś w Wirtualnej Polsce wiceminister obrony Paweł Zalewski i członek Polski 2050 na temat proponowanej sejmowej komisji od zbadania wpływów rosyjskich.
„Moja znajomość państwa i zaufanie, które mam do ministra Siemoniaka i do tego w jaki sposób zmienia służby, ale również do ministra i prokuratora generalnego Bodnara powoduje, że trudno mi sobie wyobrazić sensowność działania takiej komisji. Mamy służby, mamy prokuraturę, powinny działać. Nie znam wartości dodanej, którą miałaby dostarczyć ta komisja. Znam kompetencje i służb, i prokuratury, i uważam, że powinny one wystarczy”.
W piątek premier Donald Tusk informował, że gotowy jest projekt ustawy w sprawie powołania komisji do badania wpływów rosyjskich i białoruskich w Polsce. Już 21 maja ustawa ma trafić na obrady rządu, a później do Sejmu. Ma to być odpowiedź rządu na ucieczkę sędziego Tomasza Szmydta na Białoruś.
„Celem komisji nie będzie osądzanie indywidualnych osób. Jeżeli komisja stwierdzi naruszenie prawa w indywidualnej sprawie, to zawiadomi prokuraturę” – mówi szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Maciej Berek. Członkowie rządu utrzymują, że ma ona być całkowicie apolityczna i składać się jedynie z ekspertów. Ma analizować okres 2007-2024 i analizować dokumenty niejawne.
W czwartek 9 maja w Sejmie premier Tusk bardzo kategorycznie mówił, że komisja musi powstać:
„Chcę was poinformować, że zarówno służby, prokuratura, jak i komisja, którą powołamy już w zgodzie z konstytucją, zbada bardzo precyzyjnie – nie przed kamerami, bez cyrków, bez festiwali medialnych – zbada bardzo dokładnie wpływy rosyjskie, białoruskie na rządy Zjednoczonej Prawicy. One nie podlegają dyskusji”.
Wypowiedź Zalewskiego wskazuje jednak na to, że nawet wewnątrz koalicji i rządu są wątpliwości co do zasadności powoływania takiej komisji.
„Kolejna antyrosyjska komisja to zły pomysł. Od ścigania szpiegów są służby, nie komisje sejmowe. Sprawa Szmydta to robota dla kontrwywiadu. Polacy nie potrzebują kolejnego kłótliwego politycznego teatru: potrzebują skutecznych służb i posłów, którzy skupią się na tworzeniu dobrego prawa” – napisał też dziś Szymon Hołownia w mediach społecznościowych
Izraela nie interesuje to, że ich operacja w Rafah nie ma poparcia miedzynarodowego. Miasto, w którym mieszka dziś ponad milion Palestyńczyków jest na skraju katastrofy humanitarnej
Kolejni mieszkańcy Rafah otrzymali dziś ostrzeżenia o konieczności ewakuacji. W ostatnim tygodniu z tego powodu miejsce pobytu zmieniło około 350 tys. osób. W ostatnich dniach Izrael instensyfikuje swoje operacje w Rafah, największym mieście południowej Strefy Gazy.
Dziś to najludniejsze miasto Strefy. Przed wojną mieszkało tu około 200 tys. osób. Po 7 października, gdy Izrael wypowiedział wojnę Hamasowi w Gazie, kolejne setki tysięcy osób przemieszczały się z północy na południe. Dziś to miejsce zamieszkania około 1,4 mln osób – mniej więcej dwóch trzecich populacji Strefy.
Mimo tego i mimo braku międzynarodowego poparcia, Izrael rozpoczął tydzień temu inwazję na Rafah. Izraelczycy utrzymują, że ewakuacja do strefy humanitarnej wzdłuż wybrzeża zapewnia cywilnym mieszkańcom Strefy bezpieczeństwo. Ale strefa humanitarna jest przepełniona i nie ma odpowiednich warunków sanitarnych.
„Kilka godzin dzieli nas od całkowitego upadku systemu ochrony zdrowia w Strefie Gazy, co będzie wynikiem braku możliwości dostarczenia paliwa niezbędnego dla generatorów prądu w szpitalach, karetkach i pojazdach pracowników” – przekazali katarskiej telewizji Al Dżazira urzędnicy palestyńskiego Ministerstwa Zdrowia. Obecnie jedynie około jednej trzeciej z 36 szpitali w Strefie Gazy wciąż jest w stanie świadczyć usługi medyczne i ratować życie ofiarom izraelskich ataków.
Reda Auf, 35-letni sprzedawca z Rafah powiedział magazynowi +972 o atmosferze wśród Palestyńczyków na południu Strefy:
„Ludzie się boją. Chodzą z torbami na ramionach i z dziećmi przy sobie. Kobiety płaczą z powodu opresji przesiedleń. Nie mają wiary w litość armii, bo oni nikogo nie oszczędzają. Dziesiątki masark miało miejsce w ostatnich dniach z powodu ciągłych nalotów. Nie tylko w miejscach, które ewakuowano, ale też w centrum miasta i na zachodzie”.
Atak na Rafah nie oznacza jednak, że Izrael nie prowadzi operacji w innych częściach Strefy. Dziś rano Izraelczycy przeprowadzili intensywny atak na Dżabaliję na północy Strefy. To największy z historycznych obozów dla uchodźców na tym obszarze. Nie oznacza to, że jest to miejsce, gdzie organizowana jest pomoc dla przesiedlonych z innych części Strefy. Chodzi o obozy dla uchodźców z 1948 roku, gdy Izrael wywalczył niepodległość w wojnie, i jednocześnie przymusowo przesiedlił około 750 tys. palestyńskich Arabów. Potomkowie ówczesnych uchodźców również mają status uchodźcy. Obozy w Strefie Gazy przemieniły się przez niemal osiem dekad w normalnie funkcjonujące miasta.
Izraelczycy wycofali się z Dżabalji w lutym 2024 roku, pozostawiając za sobą dramatyczne zniszczenia. Powrót armii do tego obszaru pokazuje, że wojna, którą prowadzi dziś Izrael może trwać w nieskończoność. Palestyńczycy przekazali, że po nocnych atakach, wydobyli spod gruzów około 20 ciał. Twierdzą też, że Izraelczycy strzelali do karetek, które próbowały nieść pomoc poszkodowanym.
UNRWA, agencja ONZ do spraw uchodźców palestyńskich opublikowała dziś w mediach społecznościowych film z jednej ze szkół w Chan Junus:
Widać na nim zniszczenia budynków, jakimi zarządzała UNRWA, w tym szkoły. Chan Junus przed wojną było drugim największym miastem Strefy, z około 400 tys. mieszkańców. Tydzień po rozpoczęciu operacji w Rafah doniesienia na temat rozmów o zawieszeniu broni są skąpe i mało wiarygodne.