Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Powodem protestów jest między innymi zbliżenie z Trumpem i ciążenie ku Rosji.
W Bratysławie przeciwko polityce rządu protestowało 10 tys. Słowaków i mieszkańcy 48 innych miejscowości. To potężna skala manifestacji jak na 5,5-milionowy kraj. Przeciwnicy rządu premiera Roberta Ficy i prezydenta Petera Pellegriniego protestują przeciwko ich antydemokratycznej, antyeuropejskiej i coraz wyraźniej prorosyjskiej polityce. To kolejny z serii protestów, które w swoim szczycie w lutym przyciągały nawet 100 tys. osób w skali całego kraju. W ostatnich tygodniach widać również próbę zbliżenia do prezydenta USA Donalda Trumpa. Podczas demonstracji słychać było hasła potępiające takie postępowanie rządzących, a nawet zarzucające ponowną faszyzację polityki kraju, który w czasie II wojny światowej stał się państwem satelickim III Rzeszy.
Opozycja obawia się radykalnego zwrotu Słowacji na Wschód i wsparcia dla niesprawiedliwej wizji pokoju w Ukrainie. Taka postawa oddala nas od najbliższych dotychczas sojuszników i osłabia bezpieczeństwo kraju – stwierdził w wywiadzie z Agencją Prasową Republiki Słoweńskiej (TASR) Michal Šimečka, lider opozycyjnej partii Progresivne Slovensko.
„Potrzebujemy wysokiej jakości i silnych partnerstw z naszymi najbliższymi sojusznikami – Czechami, Polską, Niemcami, Francją, Wielką Brytanią… Jednak rząd Roberta Fica nic z tego nie rozwija. Ze wszystkimi się pokłócił, na wszystkich macha ręką, a nawet grozi zablokowaniem wspólnych europejskich decyzji” – mówił polityk. – „Rzeczy dzieją się bez nas, jesteśmy całkowicie izolowani, pozostawieni Putinowi i Trumpowi. Można to nazwać jednym słowem – Fico zdradził interesy Słowacji.”
W marcu 80 tys. osób podpisało się pod apelem przeciwko odcięciu się Słowacji od Zachodu, petycja trafiła na ręce ministra spraw zagranicznych.
Słowacy protestują dokładnie rok po wyborach prezydenckich, które wygrał sojusznik Ficy, Peter Pellegrini, który zastąpił na tym stanowisku proeuropejską Zuzanę Čaputovą. Fico rządzi krajem od 2023 roku, choć nie jest to jego pierwsza kadencja. Jego partia Smer u władzy była w latach 2006-2010 oraz 2016-2018. Rządy ówczesnej koalicji upadły po głośnym morderstwie dziennikarza śledczego Jana Kuciaka, badającego przypadki korupcji i działanie mafii w Republice Słowackiej.
Obecna kadencja Ficy przebiega w atmosferze politycznych skandali, osłabiania roli mediów publicznych i kontrowersyjnych decyzji w polityce międzynarodowej. Na arenie europejskiej Ficy najbliżej do premiera Węgier Viktora Orbana. Po piątkowym proteście szef rządu w Bratysławie stwierdził, że żadna demonstracja nie ma wpływu na trwanie jego rządu.
Naczelna Rada Adwokacka proponuje zmiany w prawie, które zagwarantują prawo uczestniczenia pełnomocników w przesłuchaniach.
W ten sposób Naczelna Rada Adwokacka reaguje na komentarze po śmierci Barbary Skrzypek. Wieloletnia współpracowniczka Jarosława Kaczyńskiego zmarła w kilka dni po przesłuchaniu w sprawie tzw. „afery dwóch wież”, w której główną rolę miał odgrywać prezes PiS. Parł on do budowy dwóch wysokościowców w Warszawie, a według doniesień prasowych miał dopuścić się w tej sytuacji korupcji. Skrzypek odpowiadała przez kilka godzin na pytania zespołu prokuratorów kierowanego przez prok. Ewę Wrzosek. Politycy PiS, na czele z Kaczyńskim, to ją obwinili o doprowadzenie do śmierci Skrzypek, do czego rzekomo przyczynić miał się duży stres związany z przesłuchaniem.
Politycy opozycji zauważali między innymi, że do przesłuchania nie został dopuszczony pełnomocnik Skrzypek. Istotnie tak było – potwierdzali przedstawiciele prokuratury. Jednocześnie podkreślali, że zgodnie z kodeksem postępowania karnego śledczy mogą odrzucić wniosek o udział pełnomocnika.
Na spór o przesłuchanie Skrzypek zareagowała Naczelna Rada Adwokacka, proponując zmiany w prawie. Według propozycji NRA udział pełnomocnika miałby zostać zagwarantowany prawem. Dziś odmówić go może sąd lub prokurator. Prawnicy twierdzą, że „propozycja ma na celu podniesienie standardu ochrony praw obywatelskich”.
Wcześniej prezes NRA Przemysław Rosati stwierdził, że prawo dopuszczało wyłączenie pełnomocnika z przesłuchania, jednak w swojej 15-letniej praktyce nie spotkał się z takim przypadkiem. Jednocześnie zaapelował o zaprzestanie ataków na prok. Wrzosek, która w związku z pogróżkami wystąpiła o przydzielenie urzędowej ochrony.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ogłosiło zmiany, które mają ułatwić osobom z zespołem Downa oraz rzadkimi chorobami genetycznymi dostęp do świadczeń i wsparcia. Nowe zalecenia umożliwią uzyskanie orzeczenia o niepełnosprawności na stałe lub na maksymalny okres, co wyeliminuje konieczność wielokrotnego przechodzenia przez procedury
Zgodnie z nowymi wytycznymi Pełnomocnika Rządu ds. Osób z Niepełnosprawnościami osoby z zespołem Downa oraz cierpiące na blisko 150 rzadkich chorób genetycznych będą mogły uzyskać orzeczenia na stałe lub – w przypadku dzieci – na maksymalny możliwy okres do 16. roku życia.
Przyznanie takiego orzeczenia otwiera drogę do świadczenia pielęgnacyjnego dla opiekunów, zasiłku pielęgnacyjnego dla osób wymagających stałej opieki, ulg podatkowych na wydatki związane z rehabilitacją i leczeniem, a także pierwszeństwa w dostępie do usług społecznych i zdrowotnych. Osoby spełniające określone kryteria będą mogły również korzystać z karty parkingowej oraz dodatkowego wsparcia edukacyjnego, takiego jak asystent w szkole czy indywidualny tok nauczania.
O stworzenie takiej listy środowisko osób z niepełnosprawnościami zabiegało bardzo długo. Jak mówił OKO.press prof. dr hab. Robert Śmigiel, brak listy sprawiał, że co jakiś czas – mimo że choroba jest niezmienna, nie ma leczenia, nie ma możliwości zmiany w historii naturalnej tej choroby – rodzice chorego dziecka musieli zgłaszać się po orzeczenie niepełnosprawności. Bez orzeczenia nie mieli prawa, by włączyć dziecko w refundowane terapie czy otrzymywać świadczenia gwarantowane, które służą poprawie jakości życia dziecka na poziomie fizjoterapii, wczesnej interwencji, a także innego wsparcia – logopedycznego, psychologicznego – i wielu działań, które usprawniają te osoby.
Listę 236 chorób genetycznych, które powinny dawać prawo do bezterminowego lub długotrwałego orzeczenia o niepełnosprawności, stworzyli w 2023 r. w czynie społecznym eksperci-genetycy, w tym właśnie prof. Śmigiel. Potem jednak prawie 150 chorób z tej listy zniknęło, a władze nie wytłumaczyły dlaczego. Zostało 91 chorób. Jak w końcu ustaliło OKO.press, listę skrócili urzędnicy ministerialni „w oparciu o posiadaną przez nich wiedzę specjalistyczną”. Wobec skandalu, jaki wtedy wybuchł, i końca sejmowej kadencji, rząd porzucił prace nad listą. Ani chorzy, ani ich rodziny, ani lekarze nic o tym jednak nie wiedzieli. Dopiero kiedy OKO.press poszło w tej sprawie do sądu, Ministerstwo Rodziny ujawniło, że społeczny wkład w wytyczne dla komisji orzeczniczych poszedł do kosza, a wszystkie prace zaczną się od nowa. Rodzice dzieci z chorobami genetycznymi nadal musieli regularnie stawać z nimi przed komisjami orzeczniczymi.
Po półtora roku, w Światowym Dniu Osób z Chorobą Downa obchodzonym 21 marca, powstanie nowej listy ogłosił nowy rząd. Obejmuje ona o 60 chorób genetycznych więcej niż wersja rządu PiS i o 80 mniej, niż było na pierwotnej liście.
Na zdjęciu u góry – „Marsz na Tak” w Poznaniu w Światowym Dniu Zespołu Downa 21 marca 2025 r.
Rosja twierdzi, że Ukraińcy, wycofując się z obwodu kurskiego, wysadzili ważną stację gazową tuż na granicy z Ukrainą. „Albo zrobiły to siły wojskowe, nad którymi Kijów nie panuje”. Ukraina to dementuje: stację podpalili sami Rosjanie.
Stacja „Sudż” przetrwała do tej pory ukraińską operację w obwodzie kurskim. Była ważna dla rosyjskiej infrastruktury gazowej: główna rura gazowa biegnąca z Rosji do Europy rozgałęzia się właśnie tu i tu znajduje się stacja pomiarowa. Tędy gaz trafiał do Słowacji i na Węgry. Rosjanie ogłosili 21 marca, że remont spalonej stacji potrwa dwa i pół roku.
Ukraińcy natychmiast zdementowali informacje, jakoby stali za zniszczeniem stacji. Jest absolutnie możliwe, że zrobili to sami Rosjanie. Bowiem – jak to pokazuje propaganda Kremla – „wyzwalanie” obwodu kurskiego polega na systematycznym ostrzale i niszczeniu wszystkiego po kolei. A poza tym uszkodzenie stacji pasuje teraz Putinowi.
O tym, że stację zniszczyli Rosjanie, mówi strona ukraińska. Niezależnych ocen, co się stało, nie ma.
Ukraińcy wdali się do obwodu kurskiego 6 sierpnia 2024 r. Dopiero 12 marca, nagłym atakiem, Rosjanom udało się zmusić Ukraińców do odwrotu. Armia Putina wykorzystała do tego rurociąg gazowy, którym żołnierze przedostali się na tyły przeciwnika.
Wszystko to działo się w chwili, gdy Amerykanie wstrzymali pomoc wojskową i wywiadowczą dla Ukrainy, Prezydent Trump dementował jednak informacje, że akcja Rosjan odbyła się we współpracy z USA. Z narracji Kremla wynikało, że celem Moskwy było otoczenie sił ukraińskich i zmuszenie w net sposób Ukrainę do znaczących ustępstw. W tym samym czasie trwały negocjacje ukraińsko-amerykańskie w Arabii Saudyjskiej. Ukraińcy zgodzili się na 30-dniowe zawieszenie broni. Moskwa tego do tej pory nie zrobiła. Zaczęła natomiast eskalować żądania wobec Ukrainy. Putin zaczął m.in. grozić, że jeńców spod Kurska gwarantuje życie i humanitarne traktowanie tylko wtedy, gdy Kijów każe się im poddać.
Do otoczenia wojsk ukraińskich jednak pod Kurskiem nie doszło. Ukraińcy wycofali się, co w końcu przyznała sama propaganda Kremla.
Szantaż: życie żołnierzy albo kapitulacja, nie powiódł się.
Skoro Ukraina się nie podaje, dla Moskwy ważne staje się to, by winę na niepowodzenie rozmów o rozejmie zwalić na Ukrainę. Moskwa ogłosiła więc najpierw, że wstrzymuje ostrzał obiektów energetycznych w Ukrainie. Pokazywała nawet, jak siedem wystrzelonych już rosyjskich rakiet zostało zniszczone przez rosyjski system antyrakietowy. Uwierzyła w to nawet ekipa Trumpa. Rozejm „infrastrukturalny” jest jednak fikcją. Ukraina nadal jest ostrzeliwana – tej nocy Rosjanie doprowadzili do wyłączenia elektryczności w Odessie.
Jednocześnie Ukraińcy coraz dotkliwiej dają się we znaki samej Rosji. 19 marca ostatnio ważną instalację roponośną na Kubaniu – ogromny pożar trwa do tej pory.
Rosja nasila więc kampanię, że to Ukraina nie chce pokoju i jest niegodnym zaufania partnerem. W to wpisuje się opowieść o tym, że Ukraińcy (na rozkaz Kijowa, albo – jak podały wieczorne telewizyjne „Wiesti” 21 marca w materiale czołówkowym – ukraińskie oddziały nieuznające rozkazów Kijowa), mieli zniszczyć stację gazową „Sudża”, niwecząc plany na szybkie odtworzenie europejsko-rosyjskiego handlu gazem. A zatem rozmowy o „energetycznym zawieszeniu broni” nie mają sensu.
Ba, propaganda zaczyna oskarżać o zniszczenie stacji Brytyjczyków. Bo to oni zastąpili w rosyjskiej opowieści USA w roli „anglosaskiego zła” czyhającego na niewinną Ruś.
Donald Trump jest tymczasem nadal przekonany, że zaraz będzie miał swój rozejm: „Myślę, że już niedługo osiągniemy całkowite zawieszenie broni [w Ukrainie], a następnie zawrzemy porozumienie. A teraz trwają negocjacje w sprawie porozumienia, w sprawie podziału terytoriów itd., itd. [Te] negocjacje trwają w tej chwili” – powiedział Trump 21 marca. Putin tymczasem – jak ujawniła 21 marca Meduza – dał już znać nieoficjalnie liderom biznesu, aby „nie spodziewali się szybkiego porozumienia pokojowego”. Putin przekazał tę wiadomość podczas zamkniętej części kongresu Rosyjskiego Związku Przemysłowców i Przedsiębiorców (RSPP), spotkania czołowego lobby biznesowego Rosji, odbywającego się tuż przed rozmową telefoniczną Putina z Trumpem.
W niedzielę 23 marca ma się odbyć kolejna tura rozmów amerykańsko-rosyjskich.
„Polska musi przyjmować zawracanych migrantów” – to odpowiedź rzecznika KE na poranną wypowiedź polskiego premiera
Radio RMF FM opublikowało oświadczenie rzecznika Komisji Europejskiej, który odnosi się do zapowiedzi Donalda Tuska, że Polska nie będzie przyjmować
Komisja jest świadoma, „że Polska stoi w obliczu szczególnej sytuacji na swojej wschodniej granicy, gdzie migracja jest wykorzystywana przez Rosję i Białoruś jako broń” – przekazał RMF rzecznik KE. Komisja wsparła Polskę w tej sprawie, umożliwiając czasowe i terytorialne zawieszenie wniosków o azyl.
Komisja poszła Polsce na rękę i odstąpiła od kluczowych zasad unijnej polityki.
Jednak, jak donosi RMF FM, Bruksela jest „stanowcza, jeżeli chodzi o stosowanie rozporządzenia dublińskiego. Przypomina, że w 2023 roku wydała mapę drogową stosowania rozporządzenia, czyli «zestaw dobrych praktyk, które mają pozytywny wpływ na funkcjonowanie procedury dublińskiej»”.
„Rzecznik KE stwierdził, że stosowanie zasad dubli»ńskich ułatwi wdrożenie Paktu Migracyjnego, który zapewni «bardziej sprawiedliwy i skuteczniejszy system podziału ciężarów związanych z migracją między kraje Wspólnoty.
Do tego czasu wszystkie państwa członkowskie są zobowiązane do pełnego przestrzegania obecnych zasad azylowych – przekazał rzecznik. Innymi słowy, KE uważa, że Polska ma obowiązek stosować rozporządzenie dublińskie, czyli zgodnie z unijnym prawem musi przyjmować zawracanych migrantów” – pisze dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon.
Według jej informacji po zakończeniu kampanii wyborczej Komisja Europejska może zaostrzyć ton wobec Polski w sprawie migracji.
W piątek po szczycie Rady Europejskiej premier Donald Tusk powiedział, że polskie służby każdego dnia odnotowują 100, 150, 200 prób nielegalnego przekroczenia granicy. „Oni próbują przekroczyć polską granicę, bo spodziewają się, że będą mogli złożyć ten wniosek o azyl”. Ustawa przeszła przez parlament i czeka na podpis prezydenta Andrzeja Dudy.
Dłuższy fragment wypowiedzi Tuska dotyczył procedury dublińskiej, o której mówił rzecznik KE.
„Jest ten tzw. Dublin, czyli traktatowe zobowiązania państw europejskich, że jeśli u kogoś się ktoś zarejestrował jako migrant, a później sobie przeszedł czy przejechał do innego kraju, to ten drugi kraj ma prawo go zawrócić.
Ale informowałem o tym też partnerów niemieckich. Wczoraj o tym długo z kanclerzem Austrii rozmawiałem. Ze względu na presję migracyjną, ze względu na to ile mamy uchodźców z Ukrainy, że mamy ten problem na wschodniej granicy,
Polska nie będzie realizowała tych punktów traktatu.
Nie przyjmiemy migrantów z innych krajów europejskich.
Jestem przekonany, że jak nas nie wszyscy zrozumieją,
to szczerze powiedziawszy, nie będę płakał z tego powodu, ale Polska i tak wystarczają to dużo ciężarów związanych z wojną, dźwiga na swoich barkach, żeby jeszcze ktokolwiek śmiał dokładać nam kolejne ciężary. Ale jestem przekonany, że sobie z tym spokojnie poradzimy”.
Kwestie azylu oraz polityki migracyjnej Polski i Unii obszernie omawiają Magdalena Chrzczonowicz i Renata Skibińska w rozmowie z wiceministrem Duszczykiem.
Wiceminister w MSWiA, odpowiedzialny za politykę migracyjną również mówi o trudnej sytuacji na polsko-białoruskiej granicy:
„Bardzo dużo się dla nas zmieniło po śmierci żołnierza w czerwcu 2024 r. Nie chcę tą sytuacją epatować, ale to naprawdę wiele zmieniło. Mamy kilkunastu rannych strażników i żołnierzy. Nie codziennie dochodzi do takich sytuacji oczywiście, ale one się zdarzają dość często. W ostatnich dniach agresji jest zdecydowanie więcej. Przypuszczamy, że to frustracja z powodu tego, że zapory nie można już uszkodzić lewarkiem i przejść na naszą stronę w kilkadziesiąt sekund. Ostatnio Straż Graniczna opublikowała film pokazujący próbę przekroczenia granicy i agresję przeciwko funkcjonariuszom. Takich filmów jest kilkadziesiąt, jeżeli nie kilkaset”.
„Rząd widzi, co się dzieje i reaguje. Te działania są podejmowane w konkretnym kontekście, w odpowiedzi na to, co się dzieje na granicy, ale także po to, by unikać błędów, jakie popełniły inne państwa” – mówi Duszczyk.
Myślę, że zgodzimy się wszyscy, że mamy do czynienia z sytuacją ekstraordynaryjną. Nie zostanie ona rozwiązana w ciągu kilku miesięcy, to dłuższy proces.
Państwo musi wybrać swego rodzaju kompromis między tym elementem bezpieczeństwa, które wydaje się też niepodważalne i tymi elementami humanitaryzmu, które są konieczne.