Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
To byłaby pierwsza rozmowa pomiędzy USA a Iranem od czasu amerykańskiego nalotu na strategiczne obiekty irańskiego programu nuklearnego – Natanz, Fordo i Isfahan
Stany Zjednoczone planują ponownie usiąść do stołu negocjacyjnego z Iranem, żeby rozmawiać o ich programie atomowym — informuje Axios. Wcześniej podobne informacje podał izraelski Channel 12. Do rozmów między wysłannikiem Białego Domu Steve’em Witkoffem a irańskim ministrem spraw zagranicznych Abbasem Arakczim miałoby dojść w przyszłym tygodniu w Oslo. Dokładna data nie została ustalona. Oba państwa nie potwierdzają też oficjalnie tych informacji. Gdyby jednak do spotkania doszło, byłaby to pierwsza rozmowa pomiędzy krajami od czasu bezprecedensowego ataku Amerykanów na cele nuklearne w Iranie. W mediacje pomiędzy USA i Iranem zaangażowani byli omańscy i katarscy urzędnicy.
Rozmowy mają dotyczyć irańskich zapasów uranu wysoko wzbogaconego. Amerykańscy i izraelscy urzędnicy twierdzą, że po atakach na strategiczne obiekty irańskiego programu nuklearnego — Natanz, Fordo i Isfahan — Teheran jest tymczasowo odcięty od kluczowych materiałów. Prawdziwości tych twierdzeń nie jesteśmy w stanie ocenić.
Wiemy, że w środę 2 lipca Iran zerwał współpracę z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej (International Atomic Energy Agency, IAEA). Oskarżył ją o dostarczenie Izraelowi i USA pretekstu do ataku. W ostatnim raporcie przed wojną z maja 2025 roku IAEA pisała, że nie ma obecnie informacji, by Iran budował bombę atomową. Jednocześnie organizacja zwracała uwagę, że retoryka wychodząca z Teheranu na temat programu atomowego jest niepokojąca.
To fragment treści oświadczenia agencji z 11 czerwca: „Ogólna ocena raportu jest niepokojąca: w wyniku braku współpracy Iranu z IAEA, Dyrektor Generalny [Rafael Grossi] nie może wykluczyć, że materiał jądrowy w Iranie pozostaje obecnie niezidentyfikowany i poza kontrolą, ani nie można zapewnić, że program jądrowy Iranu jest wyłącznie pokojowy. Te poważne ustalenia powinny skłonić nas wszystkich do refleksji”.
IAEA informowała też, że Iran znacznie zwiększa ilość uranu wzbogaconego do poziomu 60 proc. – to blisko 90 proc. koniecznych do stworzenia broni atomowej.
Wycofanie się Iranu z IAEA może być sposobem na szukanie lepszej pozycji negocjacyjnej w rozmowach z Amerykanami. Ale w praktyce to oznacza, że inspektorzy IAEA nie będą mieli dostępu do irańskich instalacji związanych z programem atomowym.
22 czerwca Stany Zjednoczone zrzuciły ciężkie pociski na trzy miejsca związane z irańskim programem atomowym w Isfahanie, Natanz i Fordo. Do dziś nie jest jednak w pełni jasne, jakich zniszczeń udało się dokonać. Raporty wywiadowcze mówią o bardzo różnym stopniu cofnięcia programu w czasie — od kilku miesięcy do kilku lat.
Eksperci wskazywali, że amerykański atak miał bardzo wątpliwe podstawy prawne — brakowało bowiem wiarygodnych informacji o tym, że Iran faktycznie mógłby zdobyć broń jądrową w ciągu najbliższych dni i zagrozić bezpieczeństwu USA.
Przeczytaj także:
„To jest próba destabilizacji systemu oświaty, gdzie grupa udająca trybunał, wraz z biskupami, podważa działanie rządu” – ministra Barbara Nowacka reaguje na orzeczenie TK ws. ograniczenia lekcji religii w szkołach. „Rząd będzie płacił za jedną lekcję w tygodniu”
Ministra Barbara Nowacka zapowiedziała, że nie uzna orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego ws. organizacji lekcji religii w szkołach. „Sejm przyjął uchwałę stwierdzającą niezdolność funkcjonującego organu do wykonywania zadań TK. A zatem ta grupa przebierańców i uzurpatorów, którzy udają, że działają w myśl konstytucji, to nie jest żaden TK. Tam jest zero prawa, wyłącznie czysta polityka” – mówiła Nowacka w rozmowie z Onetem.
Przypomnijmy, że w czwartek 3 lipca TK w składzie Bogdan Święczkowski, Krystyna Pawłowicz, Stanisław Piotrowicz uznał, że rozporządzenie MEN z 17 stycznia 2025, które zmniejsza liczbę szkolnej katechezy z dwóch godzin lekcyjnych w tygodniu do jednej (i to tylko na pierwszej lub ostatniej lekcji) jest niezgodne z konstytucją. Powód? Zostało podjęte bez porozumienia z Kościołem i nie uwzględnia stanowiska Episkopatu.
„To jest próba destabilizacji systemu oświaty, gdzie grupa udająca trybunał, wraz z biskupami, podważa działanie rządu. Zapominają, że to nie oni kierują państwem i nie mogą się pogodzić z tym, że działamy zgodnie z prawem i tym, co obiecaliśmy naszym wyborcom. Wybory wygrała koalicja 15 października, nie biskupi. I nie dla biskupów jest szkoła, tylko dla dzieci i młodzież” – mówiła ministra edukacji.
„Podkreślę, były próby porozumienia się z biskupami, ale oni postawili weto. I ich winą jest to, że do żadnego kompromisu nie doszło” – zastrzegła Nowacka. „Rozporządzenie będzie obowiązywać, my z budżetu państwa będziemy opłacać jedną lekcję religii. Konkordat nic nie mówi o dwóch lekcjach, wymaga tylko, aby państwo takie lekcje organizowało. Ile ich ma być, to już decyzja rządu”.
TK zajął się sprawą organizacji lekcji religii na wniosek I prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej. A ta interweniowała na prośbę biskupów, którzy twierdzili, że rozporządzenie MEN nie ma umocowania w prawie. Kościół podkreślał, że art. 12 ust. 2 ustawy o systemie oświaty wymaga, aby minister czy ministra edukacji wydając rozporządzenie o organizowaniu nauki religii, działał „w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych”.
Co oznacza działać w porozumieniu? Tak tłumaczyła to na łamach OKO.press prof. Łętowska: „Ten zapis jest nieostry, porozumienie może mieć różne szczeble intensywności. Takie zapisy definiuje się w praktyce, ucierając stanowiska. Gdy wystąpi konflikt, tak jak tym razem, ocenić to musi albo sąd, albo Trybunał Konstytucyjny. I tu mamy klops, bo wiadomo, że interpretacja Trybunału Konstytucyjnego będzie nie tyle wyważona, ile przeważona w jedną stronę. Na proporcjonalne ważenie stanowisk nie ma co liczyć”.
Przeczytaj także:
Wysokie temperatury i brak opadów sprawiają, że hydrologiczna susza przyspiesza. Problem dotyczy dziś całego dorzecza Bugu i Narwi, rzek na Mazurach, dorzecza Środkowej Wisły, Odry, Warty
Stan wody na Wiśle na stacji Warszawa Bulwary wynosi dziś zaledwie 21 cm (dane z 3 lipca, godz. 13:20). To blisko niechlubnego rekordu z września 2024, gdy stacja pomiaru na tej wysokości wskazała 20 cm.
Na południowym odcinku rzeki, od Mostu Siekierkowskiego po Otwock, stacje hydrologiczne pokazują najwyższy stopień alarmu – poniżej średniej okresowej. W centrum miasta została wstrzymana żegluga śródlądowa, m.in. ruch promów. Poziom wody w Wiśle jest tak niski, że gołym okiem widać mielizny, kamienie, a także zalegające na dnie rzeki śmieci.
IMGW poinformowało, że
niski stan wody obowiązuje na 74 proc. stacji hydrologicznych w kraju.
Poziom Narwi na granicy województwa mazowieckiego i podlaskiego w tym tygodniu oscyluje w granicach 5-31 cm.
Także na Warcie notuje się wyjątkowo niskie pomiary. Na wysokości mostu Rocha w Poznaniu stacja wskazuje 118 cm, 10-20 cm niżej niż zazwyczaj o tej porze roku.
Dla hydrologów kluczowa jest informacja o natężeniu przepływu wody (objętość wody przepływająca w ciągu sekundy w danym przekroju poprzecznym), a ta na większości odcinków jest poniżej granicy średniego niskiego przepływu. Dotyczy to całego dorzecza Bugu i Narwi oraz rzek na Mazurach, dorzecza Środkowej Wisły, Odry, Warty. A to oznacza, że mamy do czynienia z suszą hydrologiczną.
W Polskim Radiu 24 konsekwencje tej sytuacji tłumaczył dr Jarosław Suchożebrski hydrolog z Uniwersytetu Warszawskiego. „Mniej wody w rzece to duży problem dla organizmów wodnych i z wodą związanych. Nie tylko dla ryb. Niestety, największy problem dotyka małych rzek, które coraz częściej wysychają. Paradoksalnie, nasze badania małych rzek na Mazowszu wskazują, że niektóre z nich płyną tylko dzięki dostawie mniej lub bardziej oczyszczonych ścieków z oczyszczalni. To też większy problem z jakością wody. Gdy mniej wody płynie w rzece i woda jest cieplejsza, to mniej sprawnie radzi sobie z samooczyszczaniem” – mówił ekspert.
O tym, że czeka nas dotkliwa susza hydrologiczna, wiadomo było od zimy. Już wtedy IMGW ostrzegało, że wysokie temperatury w styczniu i lutym oraz brak opadów skazują nas na przewlekły problem.
„Chociaż trwa zima i miejscami notowany jest silny mróz i pokrywa śnieżna, to jednak nie jest to taka zima, która byłaby korzystna dla gleby i rzek. Przede wszystkim śniegu jest za mało. Temperatura na ogół jest anomalnie wysoka. Dodatkowo silny mróz szkodzi naziemnym częściom roślin, które przykryłby śnieg i zapewnił ochronę przed zimnem. Brak znaczącej pokrywy śnieżnej oraz rosnąca temperatura powietrza i wzrost ewapotranspiracji [parowania z komórek roślin i z gruntu – od aut.] oznacza rozwój suszy już od wiosny” – czytaliśmy wówczas w komunikacie Instytutu.
Zarówno ciepłe i suche zimy, jak i fale upałów, których doświadcza teraz cała Europa, są skutkami zmian klimatycznych.
Przeczytaj także:
Od września 2025 w szkołach miała odbywać się jedna lekcja religii w tygodniu. TK orzekł, że rozporządzenie w tej sprawie MEN wydał z pominięciem stanowiska Kościoła, co jest niezgodne z konstytucją
Trybunał Konstytucyjny – w składzie Bogdan Święczkowski, Krystyna Pawłowicz, Stanisław Piotrowicz – wydał orzeczenie w sprawie ograniczenia lekcji religii w szkołach. I uznał, że rozporządzenie MEN z 17 stycznia 2025 jest niezgodne z konstytucją.
„Trybunał zważył, że tryb wydania przez ministra edukacji zaskarżonego rozporządzenia jest niezgodny z ustawowym rozporządzeniem, które obliguje ministra właściwego do spraw oświaty do działania w porozumieniu z przedstawicielami Kościołów” – argumentowała w ustnych motywach uzasadnienia wyroku Krystyna Pawłowicz. „Minister edukacji arbitralnie ukształtował treść zaskarżonego rozporządzenia. Pominięte zostały merytoryczne stanowiska zainteresowanych przedstawicieli Kościołów i związków wyznaniowych”.
Według TK ministra edukacji nie zrealizowała „obowiązku współdziałania w porozumieniu” i zignorowała zgłaszane przez przedstawicieli Kościołów wątpliwości.
Rozporządzenie, o którym mowa, ogranicza liczbę obowiązkowych zajęć z religii w szkołach z dwóch godzin w tygodniu do jednej. Co więcej, szkolna katecheza nie może odbywać się na innych lekcjach niż pierwsza lub ostatnia.
Ministra Barbara Nowacka, argumentując wprowadzenie zmian, podkreślała, że liczba godzin katechezy jest ogromna (w podstawówce 608 godzin, niemal tyle, co języków obcych – 722, dwa razy więcej niż historii, trzy razy więcej niż biologii). Za to liczba chętnych do udziału w lekcjach religii spada.
Według Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego z lekcji religii korzystało w roku szkolnym 2022/2023 84 proc. dzieci (w tym w liceach – już tylko 60 proc.), co oznacza spadek o ok. 10 pkt proc. w ostatnich 10 latach. Z informacji wrocławskiego magistratu wynikało, że na religię w szkołach ponadpodstawowych chodziło w 2023/2024 roku zaledwie 15 proc. uczniów. Za to w ogólnopolskim sondażu CBOS w grupie 17-19 latków udział w szkolnej katechezie deklarowało w 2010 roku – 93 proc. badanych, w 2018 – 70 proc., a w 2022 – 54 proc.
Episkopat, który zaskarżył rozporządzenie do I prezes Sądu Najwyższego, podnosił jednak wątpliwości prawne, a nie społeczne. Kościół podkreślał, że art. 12 ust. 2 ustawy o systemie oświaty wymaga, aby minister czy ministra edukacji wydając rozporządzenie o organizowaniu nauki religii, działał „w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych”.
Wiadomo, że na linii MEN i Episkopat doszło w tej sprawie do co najmniej dwóch spotkań, jednak prawdopodobnie obie strony odrzuciły swoje argumenty i nie szukały kompromisu.
W liście protestacyjnym Stowarzyszenie Katechetów Świeckich powoływało się na rozporządzenie premiera Leszka Millera z czerwca 2002 roku, w sprawie „Zasad techniki prawodawczej”, które w art. 74 stwierdza, że „zapis: minister w porozumieniu z innym organem” stosuje się „jeśli współuczestniczenie ma polegać na osiągnięciu porozumienia w sprawie treści aktu normatywnego, a następstwem braku porozumienia ma być to, że akt nie dochodzi do skutku”.
To by oznaczało de facto dyktat Kościoła w tej kwestii. Taką interpretację obowiązujących przepisów potwierdzała w OKO.press prof. Ewa Łętowska.
"Episkopat ma w tym sporze rację. Od strony czysto prawniczej ministra Barbara Nowacka popełniła błąd. Prawdopodobnie usłyszała od doradców, że rozporządzenie może zmienić rozporządzeniem, ale natknęła się na art. 12 ustawy o systemie oświaty z 1991 roku, z czasów burzy i naporu pierwszego okresu transformacji, gdy potężny jeszcze Kościół dyktował warunki. Potem Konkordat i Konstytucja z 1997 roku zafiksowały duże uprawnienia Kościoła m.in. w dziedzinie edukacji” – mówiła prof. Łętowska.
I tłumaczyła dalej:
„Ustawa zobowiązuje MEN do działania w porozumieniu z Kościołem. Ten zapis jest nieostry, porozumienie może mieć różne szczeble intensywności. Takie zapisy definiuje się w praktyce, ucierając stanowiska. Gdy wystąpi konflikt, tak jak tym razem, ocenić to musi albo sąd, albo Trybunał Konstytucyjny. I tu mamy klops, bo wiadomo, że interpretacja Trybunału Konstytucyjnego będzie nie tyle wyważona, ile przeważona w jedną stronę. Na proporcjonalne ważenie stanowisk nie ma co liczyć”.
Przeczytaj także:
Do nalotu na pełną ludzi kawiarnię Al-Baka przy wybrzeżu w mieście Gaza izraelskie siły wykorzystały amerykańską bombę ogólnego przeznaczenia MK-82 – ujawnia „The Guardian”
Izraelskie wojsko użyło bomby o wadze 230 kg do poniedziałkowego nalotu na zatłoczoną kawiarnię Al-Baka przy plaży w mieście Gaza – ujawnia „The Guardian”. To śmiercionośna broń, która generuje ogromną falę uderzeniową i rozrzuca odłamki na dużym obszarze. Broń została zidentyfikowana przez ekspertów ds. uzbrojenia na podstawie zdjęć z ruin kawiarni. Fragmenty pasowały do bomby ogólnego przeznaczenia MK-82, wyprodukowanej przez USA. Według ekspertów użycie tak ciężkiej amunicji na obszarze, gdzie znajdują się cywile, w tym dzieci i osoby starsze, niemal na pewno jest niezgodne z prawem międzynarodowym i może stanowić zbrodnię wojenną. Siłom zbrojnym nie wolno przeprowadzać ataków, które prowadzą do „przypadkowych strat w ludności cywilnej”, gdy są one „nadmierne lub nieproporcjonalne” do korzyści wojskowych. Tylko cel, którego eliminacja może mieć znaczący wpływ na przebieg konfliktu, może usprawiedliwiać śmierć dziesiątek cywilów.
Według palestyńskich lekarzy ze szpitala Al-Szifa w wyniku izraelskiego ataku na kawiarnię zginęło 36 osób, ponad 50 zostało rannych, w tym młodzież. Al-Baka była jednym z nielicznych wciąż działających palestyńskich biznesów w Gazie. Lokalna ludność szukała tu schronienia, a także dostępu do internetu. Wśród ofiar znaleźli się dziennikarze, filmowiec, a także artyści.
To była kolejna część ofensywy Izraela, który kontynuuje ataki na ludność Palestyńską. W poniedziałek izraelska armia wydała nakazy ewakuacji dla środkowej i północnej części Strefy Gazy. 2 lipca amerykański prezydent Donald Trump ogłosił, że Izrael jest gotowy na zawieszenie broni, ale nie wiadomo, czego dokładnie dotyczy porozumienie, i czy faktycznie Benjamin Netanjahu zdecyduje się wstrzymać ataki w Gazie. Do tej pory podobne deklaracje kończyły się fiaskiem ze względu na sytuację wewnętrzną w Izraelu. Rządząca koalicja wisi bowiem na poparciu skrajnej prawicy, która chce wojny.
Przeczytaj także: