W nocy z 26 na 27 listopada weszło w życie zawieszenie broni między Izraelem a Hezbollahem, będące wynikiem negocjacji między Izraelem i Libanem. Izrael ma dwa miesiące na wycofanie się z południowego Libanu
„To już dziewiąty wilk spośród śledzonych przez nas przy pomocy telemetrii GPS-GSM, który został nielegalnie zastrzelony” – podało Stowarzyszenie dla Natury Wilk
„25 sierpnia w Borach Tucholskich został nielegalnie zastrzelony dorosły samiec wilka” – poinformowało na Facebooku Stowarzyszenie dla Natury Wilk. Od czerwca 2023 wilk o imieniu Lego nosił obrożę telemetryczną, którą założyli mu naukowcy z Katedry Ekologii i Zoologii z Wydziału Biologii Uniwersytetu Gdańskiego. „Tylko dzięki tej obroży było możliwe wykrycie faktu, że zwierzę zostało nielegalnie zabite” – czytamy w poście.
Działacze organizacji o zdarzeniu powiadomili policję, trwają poszukiwania sprawcy.
Wilk coraz częściej jest w Polsce gatunkiem chronionym tylko na papierze. Jak informuje stowarzyszenie, Lego był dziewiątym zastrzelonym osobnikiem śledzonym przez naukowców przy pomocy telemetrii. Co roku z broni palnej ginie co najmniej 140 wilków. „Najprawdopodobniej zastrzelonych wilków jest kilkukrotnie więcej. Warto dodać, że wykrywalność tego typu zdarzeń jest niewielka, bo wiele zastrzelonych zwierząt jest chowanych, zakopanych czy w inny sposób ukrywanych przez sprawców” – tłumaczył OKO.press prof. Michał Żmihorski, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN. „Ludzie posiadający broń podejmują decyzję, żeby łamać prawo i nie spotykają ich za to żadne niedogodności, żadna kara. Nie słyszałem o akcji na szczeblu centralnym, która miałaby ten proceder ograniczyć, wykryć sprawców i zapanować nad tą sytuacją”.
Jak podaje stowarzyszenie, proceder zabijania wilków nasilił się w 2017 roku, gdy ówczesny minister środowiska wprowadził możliwość całorocznego nocnego polowania na dziki przy wykorzystaniu celowniczych urządzeń termowizyjnych i noktowizyjnych. Od lat trwa też antywilcza kampania, szczególnie w lokalnych mediach pojawiają się historie „wilków ludojadów” i osobników napadających na gospodarstwa domowe. Cel? Usprawiedliwienie nielegalnego odstrzału lub legalizacja polowań.
„Wilki cieszą się powodzeniem wśród myśliwych, ustrzelenie dużego samca to prestiż. PZŁ i Lasom Państwowym zależy na organizacji polowań dewizowych, bo one zasilają finansowo konta kół łowieckich. A niektóre z kół potrzebują pieniędzy” – mówił w rozmowie z OKO.press prof. Robert Maślak, biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.
„Drugi powód: polscy myśliwi sami by chcieli mieć wilcze trofea. Konkurencja, jaką mają być dla myśliwych wilki, jest ostatnią przesłanką. Mimo tego, że wilków jest coraz więcej, to przybywa też jeleniowatych i dzików. Wszyscy są w stanie się z tego »stołu« wyżywić” – wyjaśniał.
Po jednym z największych ataków powietrznych od czasu wybuchu pełnoskalowej wojny, prezdyent Zełenski wzywa zachodnich partnerów do zdecydowanych działań: “Jeżeli taka jedność okazała się skuteczna na Bliskim Wschodzie, musi zadziałać także w Europie. Życie wszędzie ma tę samą wartość”.
Prezydent Wołodymyr Zełenski odniósł się do rosyjskiego ataku w mediach społecznościowych.
Po raz kolejny prezydent Ukrainy zaapelował do zachodnich partnerów o “dotrzymywanie wspólnych zobowiązań” i dostarczanie sprzętu wojskowego, w szczególności systemów obrony powietrznej oraz kompatybilnych z nimi rakiet
Na całej Ukrainie moglibyśmy zrobić znacznie więcej, aby chronić życie ludzkie, gdyby lotnictwo naszych europejskich sąsiadów współpracowało z naszymi samolotami F-16 i systemami obrony powietrznej
“Jeżeli taka jedność okazała się skuteczna na Bliskim Wschodzie, musi zadziałać także w Europie. Życie wszędzie ma tę samą wartość” – napisał Zełenski na platformie X.
Prezydent Ukrainy wzywa światowych przywódców do zdecydowanych działań:
“Putin może działać jedynie w granicach, jakie wyznacza mu świat. Słabość i nieadekwatne reakcje podsycają terror. Każdy z naszych partnerów zna zdecydowane działania wymagane do sprawiedliwego zakończenia tej wojny” – apeluje Zełenski.
Wołodymyr Zełenski podkreśla, że nie można ograniczać Ukrainy “w jej zdolnościach dalekiego zasięgu, skoro terroryści nie mają takich ograniczeń”, a ukraińska armia potrzebuje broni, aby przeciwstawić się arsenałowi Rosji, który dostarcza jej Korea Północna.
Ameryka, Wielka Brytania, Francja i inni nasi partnerzy mają moc, aby pomóc nam powstrzymać ten terror.
"Nadszedł czas na zdecydowane działania” – podkreślił Zełenski.
W poniedziałek 26 sierpnia Rosja przeprowadziła zmasowany atak powietrzny na terenie całej Ukrainy. Celem była infrastruktura energetyczna w 15 ukraińskich obwodach, w tym także tych leżących przy granicy z Polską.
Prezydent Wołodymyr Zełenski poinformował, że Rosja wystrzeliła w kierunku Ukrainy ponad 100 rakiet i niespełna setkę bezzałogowych dronów bojowych typu Shahed 136/131. Według ukraińskiej armii był to jeden z największych ataków powietrznych Rosji od początku inwazji w 2022 roku.
Potwierdzono sześć ofiar śmiertelnych: w obwodzie dniepropietrowskim zginęła 14-letnia oraz dwóch mężczyzn w wieku 69 lat i 47 lat, w mieście Izyum w obwodzie charkow zginął mężczyzna. Potwierdzono także śmierć mężczyzny, w którego dom w Zaporożu trafiła rakiega, oraz jedna osoba, która zginęła na terenie “obiektu infrastrukturalnego” w Łucku. Setki osób jest rannych.
Polskie wojsko poszukuje obiektu, który tuż przed 7 rano wleciał na terytorium Polski z terenu Ukrainy. Obiekt zniknął z radarów ok. 25 kilometrów od polsko-ukraińskiej granicy. Według wojskowych był to prawdopodobnie dron.
Szczegóły dotyczące zdarzenia podał Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Maciej Klisz podczas popołudniowego briefingu prasowego: “Mamy prawdopodobnie do czynienia z wlotem obiektu na terytorium Polski. Obiekt był potwierdzony radiolokacyjnie przez co najmniej trzy stacje radiolokacyjne” – poinformował generał.
Według wojskowych był to najprawdopodobniej “bezzałgowy statek powietrzby”, czyli dron.
“Z charakterystyki wynika, że obiektem nie jest rakieta, nie jest to pocisk ani hipersoniczny, ani balistyczny, ani rakieta kierowana. Jest to prawdopodobnie obiekt typu bezpilotowy statek powietrzny, który w tej chwili, zgodnie z procedurami przyjętymi w państwie, określamy jako Niezidentyfikowany Obiekt Powietrzny” – powiedział generał.
Polscy wojskowi śledzili obiekt na radarach, będąc gotowi do jego zestrzelenia. Ten jednak zniknął po przebyciu ok. 25 km w głąb terytorium Polski.
“Ze względu na warunki atmosferyczne, nie byłem w stanie wydać komendy do jego zwalczania” – przekazał gen. Klisz.
Obecnie trwają poszukiwania obiektu na terenie gminy Tyszowce, znajdującej się ok. 25 kilometrów na południe od miejscowości Hrubieszów. W akcję zaangażowanych jest ponad 100 mundurowych, wśród nich są zarówno żołnierze, jak i policjanci.
W poniedziałek 26 sierpnia Rosja przeprowadziła atak powietrzny na dużą skalę. Celem była infrastruktura energetyczna w 15 ukraińskich obwodach (w tym tych leżących przy granicy z Polską). Prezydent Ukrainy poinformował, że rosyjskie wojska wystrzeliły „ponad setkę rakiet i blisko setkę dronów” Shahed 136/131.
W związku z rosyjskim atakiem tuż za naszą wschodnią granicą, Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało chwilę po godz. 7 rano o poderwaniu polskich i sojuszniczych samolotów „celem zapewnienia bezpieczeństwa polskiej przestrzeni powietrznej”.
Redukcja zatrudnienia, automatyzacja pracy i awans na podium na rynku kurierskim – prezes Poczty Polskiej ujawnia plany restrukturyzacji spółki.
Celem Sebastiana Mikosza, który został prezesem Poczty Polskiej w marcu 2024 roku, jest zmiana struktury przychodów spółki w ciągu najbliższych 3 lat.
“Z poczty skoncentrowanej na listach, czyli realizującej model biznesowy sprzed pięciu wieków, przeistoczymy się w firmę kuriersko-digitalowo-finansową” – mówi Sebastian Mikosz w rozmowie z Pulsem Biznesu. Według prezesa Poczty Polskiej, po wprowadzeniu usługi e-doręczeń, podstawowe zadanie poczty, czyli świadczenie tzw. powszechnej usługi listowej w ciągu najbliższych kilku lat przestanie być potrzebne.
Jak zapewnia, Poczta Polska stoi na progu transformacji: Tto, co trzeba było zrobić w siedem lat, teraz trzeba zrobić w siedem kwartałów”.
W planach Sebastiana Mikosza jest między innymi redukcja zatrudnienia. Jeszcze w tym roku ma ruszyć tzw. program dobrowolnych odejść. Prowadzący rozmowę Małgorzata Grzegorczyk i Marcel Zatoński zwrócili jednak uwagę, że 10 lat temu Poczta Polska zatrudniała 90 tys. osób, a obecnie załoga liczy już nieco ponad 60 tys. pracowników.
Prezes Mikosz przekonuje jednak, że to wciąż za dużo. ”Dziś wynagrodzenia to 65 proc. kosztów Poczty Polskiej. To najwięcej w branży w Europie — w porównywalnych pocztach sięgają 35-40 proc.” – podkreśla Mikosz.
Redukcja zatrudnienia ma objąć przede wszystkim pracowników “z zaplecza”. Ich praca ma zostać zautomatyzowana.
“Wystarczy przejść się po sortowni, żeby zobaczyć, ile stanowisk nie ma przyszłości, jak bezsensowne i nieefektywne jest sadzanie człowieka przy stole i kazanie mu, by przekładał listy między przegródkami czy przerzucał paczki z sortera” – tłumaczy Mikosz.
O pracę mogą być jednak spokojni listonosze oraz pracownicy obsługujący klientów przy okienkach.
“Dla Poczty fundamentalną wartością jest 20 tys. listonoszy i kolejne tysiące pracowników naszych placówek, czyli ludzi mających bezpośredni kontakt z klientami. Ich rola musi ewoluować, muszą mieć funkcję bardziej komercyjną. Nie chodzi o to, by byli komiwojażerami sprzedającymi pastę do butów, ale już proste, szablonowe produkty finansowe powinni dostarczać” – mówi Mikosz.
W praktyce może to oznaczać, że listonosze staną się sprzedawcami lokat czy kredytów oferowanych przez Bank Pocztowy. Ten, jako jedyny podmiot w portfolio Poczty Polskiej utrzymuje rentowność, więc jak zapewnia prezes poczty, nie ma mowy o jego sprzedaży: “Jest dla nas ważny, bo daje możliwość dystrybuowania produktów finansowych” – tłumaczy.
Poczta nie będzie się także pozbywać swoich nieruchomości. “Mamy ich dużo, w dobrych miejscach, chcemy wykorzystać je w taki sposób, w jaki np. PKP wykorzystuje swoje grunty w ramach wspólnych projektów z deweloperami” – mówi Mikosz.
Prezes Poczty chciałby, aby w placówkach pocztowych można było załatwiać sprawy urzędowe. W mniejszych ośrodkach poczta jest często jedyną działającą instytucją.
“Z perspektywy wielkich miast często tego nie widać, ale w mniejszych ośrodkach Poczta gra inną rolę i tam nawet ta sprzedaż detaliczna, która jest często krytykowana, ma głęboki sens — oczywiście z rozsądniejszym, lepiej uporządkowanym i bardziej lokalnie dopasowanym asortymentem niż obecnie” – tłumaczy Mikosz.
W najbliższym czasie Poczta będzie jednak inwestować przede wszystkim w cyfryzację. W ciągu 3 lat przeznaczy 500 mln zł na modernizację sieci logistycznej i przestawienie logiki jej działania z wysyłki listów, na obsługę paczek.
“Chcę jednak, żeby była jasność — w automatach paczkowych nie będziemy się porywać na konkurowanie z obecnym liderem. Uważam jednak, że możemy obsługiwać więcej niż obecne 150 mln paczek rocznie i z siódmego miejsca na polskim rynku kurierskim awansować na podium” – podkreśla Mikosz.
Ursula von der Leyen prawdopodobnie nie osiągnie celu, jakim jest zrównoważony pod względem płci skład Komisji Europejskiej. Rządy unijnych państw odrzuciły jej prośbę o zaproponowanie kandydatów płci męskiej i żeńskiej.
Po reelekcji na stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiedziała, że będzie dążyć do równego udziału mężczyzn i kobiet na najwyższych stanowiskach w UE. Aby osiągnąć ten cel, von den Leyen wezwała rządy państw członkowskich do przedstawiania kandydata oraz kandydatki na stanowisko komisarza.
Ostateczny termin zgłaszania nazwisk upływa 30 sierpnia. Z nieoficjalnych źródeł wynika, że dotychczas na kandydatów na komisarzy zaproponowano 14 mężczyzn i 5 kobiet. Siedem krajów wciąż nie przysłało swoich nominacji. Ze strony sześciu z nich (Litwa, Rumunia, Belgia, Dania, Włochy i Portugalia) spodziewane są jednak nominacje dla mężczyzn. Tylko w Bułgarii faworytkami do zdobycia nominacji mają być kobiety.
Prośba o zaproponowanie jednego kandydata oraz jednej kandydatki nie spotkała się z pozytywnym przyjęciem w wielu europejskich stolicach, ponieważ wysokie stanowisko, jakim jest komisarz UE, jest często częścią skomplikowanych negocjacji politycznych w samych państwach członkowskich. Premier Litwy Ingrida Šimonytė określiła w tym tygodniu proces w jej kraju jako „barokowo złożony”, po tym jak jej rząd ogłosił zamiar wysłania do Brukseli jednego z jej poprzedników, Andriusa Kubiliusa.
Kilku przywódców UE oświadczyło, że nie ma zamiaru nominować kobiety, ponieważ nie ma takiego wymogu prawnego. „Z szacunkiem i zgodnie z traktatami podjęliśmy decyzję o przesłaniu jednego nazwiska” – powiedział w czerwcu premier Irlandii Simon Harris, potwierdzając swój zamiar zaproponowania ministra finansów Michaela McGratha.
Zadanie von der Leyen komplikuje także fakt zwolnienia z przedstawiania kandydatek tych rządów, które chcą ponownie nominować swojego dotychczasowego reprezentanta. Wśród powracających komisarzy większość stanowią mężczyźni: Thierry Breton z Francji (rynek wewnętrzny i usługi), Maroš Šefčovič ze Słowacji (stosunki międzyinstytucjonalne i prognozowanie), Valdis Dombrovskis z Łotwy (finanse), Wopke Hoekstra z Holandii (klimat) i Oliver Várhelyi z Węgier (komisarz ds. rozszerzenia). Jedyną kobietą nominowaną do powrotu na swoje stanowisko jest Chorwatka Dubravka Šuica, odpowiedzialna w Komisji Europejskiej za politykę demograficzną.
Warto zauważyć, że Słowacja, która nigdy nie miała kobiety na stanowisku komisarza, nominowała Maroša Šefčoviča na czwartą kadencję.
W najgorszych scenariuszach skład przyszłej kadencji Komisji Europejskiej, która ma objąć urząd w grudniu, mogłaby składać się jedynie z 22–26% kobiet, w tym samej von der Leyen, co oznacza gorszą równowagę płci w porównaniu z poprzednią komisją, powołaną w 2019 roku, w której zasiadało 44% kobiet.
Taki skład Komisji byłby porażką unijnej strategii na rzecz równości płci, która w 2020 r. wzywała do „równoważenia płci na poziomie 50% na wszystkich poziomach zarządzania Komisją do końca 2024 r.”.
Według ekspertów mniej zrównoważona pod względem płci komisja zwiększa również ryzyko odrzucenia kandydatów na komisarzy przez Parlament Europejski. Wszyscy kandydaci na komisarzy muszą bowiem stawić się przed europarlamentarnymi komisjami, zanim europosłowie zagłosują nad zatwierdzeniem całego składu KE.
13 sierpnia 2024 roku rząd zatwierdził nominację Piotra Serafina jako kandydata na unijnego komisarza ds. budżetu. Polska nie przedstawiła drugiej kandydatki na stanowisko komisarza.
35 proc. ministrów w rządzie Donalda Tuska to kobiety. “Nie jest jeszcze sprawiedliwie, ale kompromitacji już nie ma – taki wynik oznacza środek europejskiej stawki” – analizował na łamach OKO.press Piotr Pacewicz po powołaniu rządu Koalicji 15 października.