W nocy z 26 na 27 listopada weszło w życie zawieszenie broni między Izraelem a Hezbollahem, będące wynikiem negocjacji między Izraelem i Libanem. Izrael ma dwa miesiące na wycofanie się z południowego Libanu
Dwa tygodnie po dramatycznej powodzi w Walencji, w której zginęło 220 osób, wielka woda zalewa kolejne hiszpańskie miasto. Powódź w Maladze nie ma tak błyskawicznego przebiegu jak pod koniec października w Walencji, ale prognozy pozostają alarmujące
Południową i wschodnią Hiszpanię znów nawiedziły ulewne deszcze. Najgorsza sytuacja jest w obecnie Andaluzji, w rejonie Malagi. W samym mieście zamknięto lotnisko, szkoły, uniwersytety i urzędy. Odwołano także koncerty i wydarzenia sportowe, w tym m.in. mecz Igi Świątek i reprezentacji Polski w turnieju Billie Jean King Cup.
Ulicami Malagi płyną rwące potoki. Woda wdarła się także do miejscowego szpitala klinicznego:
Władze Malagi wzywają mieszkańców Malagi do pracy zdalnej i niewychodzenia z domów. Nie wszyscy jednak dostosowują się do poleceń władz:
Hiszpańska Państwowa Agencja Meteorologiczna AEMET przestrzega, że opady w okolicach Malagi mogą wynieść 180 litrów na metr kwadratowy w ciągu 12 godzin. Prognozy dla Walencji są jeszcze gorsze – w ciągu najbliższej doby może tam spaść 300-400 mm deszczu na metr kwadratowy. Dla porównania, podczas wrześniowych powodzi w Polsce taka ilość opadów spadła w ciągu 4 dni.
Malaga to kolejne hiszpańskie miasto, które w ostatnim czasie zmaga się z powodzią. Pod koniec października intensywne deszcze doprowadziły do tragicznej powodzi w Walencji, w wyniku której zginęło ponad 220 mieszkańców aglomeracji tego miasta. Wciąż jednak trwają poszukiwania osób zaginionych. Dziś hiszpańska agencja EFE poinformowała o odnalezieniu ciał dwóch chłopców w wieku trzech i pięciu lat, którzy zostali porwani przez wodę.
Kiedy woda opadła, przez Walencję przetoczyła się fala protestów. Mieszkańcy domagali się ustąpienia lokalnych władz, które nie poinformowały na czas o zbliżającym się zagrożeniu.
Gwałtowne burze, powodzie i podtopienia to skutek zjawiska atmosferycznego nazywanego DANA (depresion aislada en niveles altos). Powstaje, gdy zimne powietrze styka się z ciepłym i wilgotnym znad Morza Śródziemnego. Prowadzi to do ekstremalnych zjawisk pogodowych, takich jak burze, tornada i powodzie. Według ekspertów za powstawanie DANA odpowiedzialne są zmiany klimatyczne.
Redakcja brytyjskiego dziennika poinformowała, że przestanie publikować posty w serwisie X. Według Guardiana dawny Twitter stał się “toksyczną platformą medialną”.
Brytyjski The Guardian poinformował, że nie będzie już publikować postów na platformie X (dawniej Twitter).
“Uważamy, że negatywne aspekty związane z obecnością na platformie X przeważyły korzyści i że zasoby można lepiej wykorzystać, promując nasze dziennikarstwo gdzie indziej” – tłumaczy redakcja w oświadczeniu.
Jak informuje redakcja, decyzja o opuszczeniu X dojrzewała już od dłuższego czasu. Powodem były niepokojące treści promowane lub znajdowane na platformie, w tym skrajnie prawicowe teorie spiskowe i rasizm.
“Kampania wyborcza w USA potwierdziła to, nad czym zastanawialiśmy się od dawna: że X jest toksyczną platformą medialną i że jej właściciel, Elon Musk, potrafił wykorzystać jej wpływy do kształtowania dyskursu politycznego” – czytamy w oświadczeniu.
Redakcja zapowiada, że jej dziennikarze nadal będą mogli korzystać z witryny “w celach informacyjnych, tak samo jak korzystają z innych sieci społecznościowych”.
Dziennik zastrzega również, że “od czasu do czasu” będzie korzystał z możliwości osadzania postów opublikowanych na X w swoich tekstach.
Platforma X to nowa nazwa Twittera, kupionego w 2022 roku przez Elona Muska za rekordową kwotę 44 mld dolarów.
Nowy właściciel zmienił nie tylko nazwę i logo portalu, ale także algorytm podsuwający treści użytkownikom. Wcześniej Musk krytykował Twittera za ograniczanie wolności słowa. Pod jego rządami na X rośnie poziom dezinformacji.
Jak wynika z prowokacji przeprowadzonej przez Wall Street Journal, portal podrzuca treści o polityce wszystkim użytkownikom, nawet tym, którzy tego nie chcą, a wyświetlane posty faworyzują Donalda Trumpa.
Właściciel X zaangażował się nie tylko w budowanie nowego medium społecznościowego, ale także w kampanię kandydata Republikanów. Na jej rzecz Elon Musk przekazał 75 milionów dolarów.
Guardian wycofując się z platformy Muska, zaprasza czytelników na swoją stronę:
“Wolimy, aby ludzie odwiedzali stronę theguardian.com i tam wspierali naszą pracę. Na szczęście możemy to zrobić, ponieważ nasz model biznesowy nie opiera się na treściach wirusowych dostosowanych do kaprysów algorytmów gigantów mediów społecznościowych” – czytamy w oświadczeniu Guardiana.
Tuż przed wyborami prezydenckimi w USA, Guardian nagłośnił sprawę wycofania się The Washington Post, należącego do innego miliardera, Jeffa Bezosa, z oficjalnego poparcia Kamali Harris. Tuż po ogłoszeniu tej zaskakującej decyzji, szefowa amerykańskiego wydania Guardiana, napisała mailing do czytelników z prośbą o wsparcie. W ciągu 3 dni na konto Guardiana wpłynęło ponad 400 tys. dolarów. Mailing napisany przez Betsy Reed był prawdopodobnie najskuteczniejszą wiadomością w historii e-mail fundraisingu.
OKO.press, podobnie jak The Guardian, utrzymuje się z dobrowolnych wpłat swoich Czytelniczek i Czytelników. Możesz nas wesprzeć tutaj.
Po 15 latach od decyzji Baracka Obamy, na polskiej ziemi spełnia się amerykański sen. Otwarta dziś baza obrony przeciwrakietowej w Redzikowie miała chronić USA przed uderzeniem Iranu. Ale czy będzie w stanie obronić NATO przed Rosją?
Dziś oficjalnie otwarto amerykańską bazę antyrakietową w Redzikowie koło Słupska. W uroczystościach wziął udział prezydent Andrzej Duda, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz oraz przedstawiciele władz USA i NATO.
Baza w Redzikowie jest elementem amerykańskiej tzw. tarczy antyrakietowej. Cały system składa się z dwóch komponentów: morskiego i lądowego. Aegis Ballistic Missile Defense to system wyrzutni rakiet rozmieszczony na amerykańskich okrętach pływających po europejskich morzach.
Uzupełnia go część lądowa – Aegis Ashore – rozlokowana we wschodniej części Europy. W jej skład wchodzi centrum dowodzenia w amerykańskiej bazie Ramstein w Niemczech, radar w Turcji, baza rakietowa w Deveselu w Rumunii oraz baza rakietowa w polskim Redzikowie.
Decyzję o budowie kontynentalnej części tarczy antyrakietowej podjął w 2009 roku prezydent USA Barack Obama. Rumuńska baza była gotowa już w 2016 r., czyli w tym samym roku, kiedy dopiero rozpoczynała się budowa instalacji w Redzikowie. Po wielu opóźnieniach (problemy z podwykonawcami, pandemia Covid-19), baza została ukończona i przekazana amerykańskiej marynarce wojennej dopiero w grudniu 2023 r.
Początkowo Redzikowo miało być tylko częścią amerykańskiego systemu antyrakietowego. Opóźnienia w budowie doprowadziły jednak do przedefiniowania całego systemu. Dziś baza w Redzikowie jest już częścią systemu obrony powietrznej NATO.
“To jest już nie tylko inwestycja amerykańska. To jest działanie całego Sojuszu Północnoatlantyckiego i to się dzieje w Polsce”
- podkreślał przed oficjalnym otwarciem bazy w Redzikowie szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.
Pomysł stworzenia tarczy antyrakietowej powstał w USA w latach dwutysięcznych. Powodem było rosnące zagrożenie ze strony Iranu, który po operacji wojsk NATO w Afganistanie i inwazji USA na Irak, pozostał najsilniejszym graczem na Bliskim Wschodzie.
Nie brakuje głosów, że otwierana dziś baza w Redzikowie, a wraz z nią cała amerykańska tarcza antyrakietowa to w pewnym sensie “relikt poprzedniej epoki”. 15 lat po decyzji Baracka Obamy o jej budowie, dużo większym zagrożeniem dla Europy i USA nie jest Iran, ale Rosja.
„Baza została zaprojektowana pod kątem zagrożenia z Iranu – a nie Rosji. To ma swoje konsekwencje – dlatego baza z radarem jest w Turcji, dlatego jedna z baz jest w Rumunii, a druga w Polsce. Trzeba zadać pytanie – mam nadzieję, że polskie władze zadają takie pytanie partnerom z USA i otrzymują odpowiedzi – jak się ma taka lokalizacja i zdolności rozmieszczone w tych bazach do zagrożenia z Rosji”
- powiedział w rozmowie z PAP, analityk Polityki Insight ds. bezpieczeństwa i spraw międzynarodowych, Marek Świerczyński.
Część ekspertów uważa jednak, że od początku nie chodziło tylko o Iran, ale o szeroko rozumiane zagrożenie z obszaru euroazjatyckiego.
Oficjalnie mówiło się o Iranie, aby nie drażnić Rosji, która ostro sprzeciwiała się budowie amerykańskiej instalacji we wschodniej Europie. Jakiekolwiek wyrzutnie rakiet rozlokowane w pobliżu rosyjskich granic (Bazę w Redzikowie i Kaliningrad dzieli niespełna 300 km) traktowane było jako bezpośrednie zagrożenie dla Rosji ze strony USA i NATO.
Rosyjskich władz nie uspokajał fakt, że polska baza będzie wyposażona tylko w pociski SM-3, a więc przechwytujące rakiety balistyczne krótkiego i średniego zasięgu.
“Ale, co jest bardzo istotne, w ich środkowej fazie lotu, czyli w momencie, kiedy znajdują się one de facto w przestrzeni kosmicznej, bardzo wysoko nad powierzchnią ziemi. To znaczy, że tak naprawdę nie wiemy, jaka byłaby skuteczność takiej broni wobec pocisków, które byłyby skierowane w pobliże bądź na samą bazę w Redzikowie”
- tłumaczy Świerczyński w rozmowie z PAP.
Arsenał bazy ma więc potencjał wyłącznie obronny, niechroniącym przed uderzeniem w terytorium Europy Wschodniej.
Rozszerzenie działania bazy w Redzikowie jest jednak możliwe. Bo choć póki co jest ona wyposażona tylko w pociski typu SM-3, to sama wyrzutnia jest zdolna do wystrzeliwania także rakiet typu SM-6 mogących dosięgnąć obiektów lecących na niższym pułapie (w tym dronów), a nawet wyłącznie ofensywnych rakiet manewrujących Tomahawk.
“Trzeba rozszerzyć zakres działania tarczy antyrakietowej. O tym będziemy rozmawiać na pewno z sekretarzem generalnym [NATO – przyp. red.], z naszymi przyjaciółmi w Stanach Zjednoczonych” – powiedział kilka dni temu Władysław Kosiniak-Kamysz.
Na otwarcie bazy w Redzikowie zareagował już Kreml:
„Chodzi o przemieszczanie amerykańskiej infrastruktury wojskowej na terytorium Europy w kierunku naszych granic. To nic innego, jak próba podważenia naszego potencjału militarnego i doprowadzi oczywiście do podjęcia przez Rosję odpowiednich środków w celu zapewnienia równowagi”
- powiedział rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow w rozmowie z agencją Reutera.
Zwierzchnik Kościoła anglikańskiego, arcybiskup Canterbury Justin Welby złożył we wtorek rezygnację tydzień po publikacji raportu, w którym stwierdzono, że kościół tuszował akty przemocy wobec chłopców i młodych mężczyzn.
W opublikowanym w zeszłym tygodniu dokumencie opisano działania Johna Smytha, który organizował ewangelickie obozy letnie dla młodych chrześcijan w latach 70-tych i 80-tych. Według raportu Smyth, który zmarł w 2018 roku, był odpowiedzialny za brutalne znęcanie się nad dziećmi. W procederze ucierpiało ponad 130 chłopców w krajach Wielkiej Brytanii, Zimbabwe i Republice Południowej Afryki.
„Wierzę, że moje ustąpienie leży w najlepszym interesie Kościoła Anglii, który kocham i któremu miałem honor służyć” – oświadczył arcybiskup, podkreślając, że o pozwolenie na rezygnację zwrócił się do króla Karola III.
Pod apelem wzywającym głowę kościoła anglikańskiego do rezygnacji podpisało się 14 tys. osób — apelowali o to również duchowni i niektórzy biskupi.
Smyth mieszkał w Afryce od 1984 roku. Zmarł w wieku 75 lat w RPA podczas trwającego śledztwa prowadzonego przez brytyjską policję.
Informacja o nadużyciach dotarła do władz Kościoła i samego arcybiskupa w lipcu 2013 roku. Gdyby Welby, co powinien był zrobić, zgłosił tę informację policji, prawdopodobnie „doszłoby do pełnego śledztwa, ujawnienia seryjnego charakteru nadużyć w Wielkiej Brytanii, obejmujących wiele ofiar, i ewentualnie skazania sprawcy” – czytamy na stronie „Washington Post”. W 2017 roku Welby miał powiedzieć, że poznał Smytha, ale „nie był z nim blisko”.
Jednak z raportu wynika, że Welby i Smyth jeździli razem na obozy od w latach 1975-1979.
68-letni Welby piastował swoje stanowisko od 2013 roku i miał przejść na emeryturę w 2026 roku. Ochrzcił wiele członków rodziny królewskiej m.in. księcia Jerzego z Walii, księżniczkę Charlottę i księcia Louisa. Udzielił również ślubu księciu Harry’emu i Megan Markle.
W 2023 roku koronował Karola III, zostając pierwszym od 70 lat arcybiskupem, który koronował brytyjskiego monarchę.
Jak podaje AFP, Welby niejednokrotnie wypowiadał się na temat zmian klimatu, ubóstwa na świecie, ale też krytykował wielkie korporacje za uchylanie się od płacenia podatków. W czasie Brexitu potępiał antyimigrancką retorykę środowisk związanych z Nigelem Faragem.
Z jednym z poszkodowanych przez Smytha rozmawiali dziennikarze BBC. „Przez lata stał się dla mnie kimś w rodzaju ojca” – mówi w nagraniu wideo Andrew Morse, nad którym Smyth znęcał się kilka lat. „W moje 21 urodziny John Smyth powiedział, że wciąż grzeszę, a to wymaga specjalnego bicia” – mówi dalej Morse. „To było bicie setkami uderzeń laską. W końcu zdałem sobie sprawę, że nie mogę dłużej tego znieść. Napisałem kilka listów do środowisk chrześcijańskich, a kiedy nie przynosiło to żadnego skutku, postanowiłem odebrać sobie życie”.
Arcybiskup Canterbury, będący zwierzchnikiem Kościoła Anglii, pełni także ważną rolę konstytucyjną. Jak podaje BBC, proces wyboru następcy Welby’ego obejmie ogólnokrajowe konsultacje, podczas których zbierane będą opinie zarówno od członków Kościoła, jak i osób spoza. Może to potrwać co najmniej sześć miesięcy.
Po upadku trójpartyjnej koalicji Olafa Scholza i trwającej kilka dni debacie na temat przyspieszonych wyborów do Bundestagu znana jest ich oficjalna data. Odbędą się 23 lutego 2025 roku — podaje Deutsche Welle.
6 listopada Olaf Scholz (SPD) zdymisjonował ministra finansów i przewodniczącego FDP Christiana Lindnera oraz zapowiedział przyspieszone wybory. Jak czytamy na stronie Ośrodka Studiów Wschodnich, „powodem dymisji Lindnera były żądania liberałów dotyczące radykalnej zmiany kursu rządu m.in. w polityce fiskalnej, energetycznej i gospodarczej”.
Datę wyborów ustaliły kluby poselskie SPD i opozycyjnej chadecji CDU/CSU. Na taką propozycję przystał także klub Zielonych – tworzący teraz z SPD mniejszościowy rząd Olafa Scholza. Celem jest utworzenie stabilnego rządu po rozpadzie trzypartyjnej koalicji kanclerza Olafa Scholza w zeszłym tygodniu.
Scholz ma wystąpić do Bundestagu o wotum zaufania w tygodniu po 16 grudnia – podaje DW. Jeśli, zgodnie z oczekiwaniami, nie uzyska większości, rząd oficjalnie zaproponuje termin wyborów prezydentowi Niemiec. Decyzję podejmie prezydent Frank-Walter Steinmeier, ale to będzie już tylko formalność.
Kryzys w koalicji trwał od wielu miesięcy. Ośrodek Studiów Wschodnich wskazuje, że postawa liberałów z FDP wynika z przeświadczenia, że „jedynie ucieczka z gabinetu da partii szansę na odbicie się i ponowne wejście do Bundestagu po wcześniejszych wyborach”. Ugrupowanie od miesięcy notuje spadki popularności i ponosi kolejne porażki wyborcze w landach. „Krótka kampania wzmacnia chadeckie CDU/CSU – lidera aktualnych sondaży (ok. 33 proc.)” – czytamy.
Chadecy, by mieć większość w parlamencie, prawdopodobnie będą musieli współpracować z SPD Scholza, które obecnie w sondażach ma 15,5 proc. poparcia. Do koalicji będzie także potrzebna trzecia partia. To mogą być liberałowie z FDP (poparcie na poziomie 5 proc.) lub ewentualnie Zieloni, którzy w sondażach mają 11 proc. – podaje AFP.
Co więcej, wybory 23 lutego to nie jest idealna data. Koliduje ona z feriami szkolnymi w dwóch z szesnastu landach. W Saksonii będą już ferie, a w Kraju Saary będzie to dzień przed ich rozpoczęciem, kiedy wiele osób prawdopodobnie będzie już w podróży.
Scholz, który chce ponownie wystartować w wyborach, mimo słabych wyników w sondażach, początkowo zasugerował przeprowadzenie wyborów pod koniec marca, ale spotkał się z silną presją ze strony wszystkich pozostałych partii, domagających się ich przyspieszenia.
Jak podaje AFP, w Niemczech po raz pierwszy w historii rządu federalnego rządziła koalicja stworzona z trzech ugrupowań. Być może nie po raz ostatni, biorąc pod uwagę coraz większe rozdrobnienie niemieckiego systemu partyjnego.
Niemiecka kampania wyborcza potrwa w samym środku okresu inauguracji Donalda Trumpa na prezydenta USA, którą zaplanowano na 20 stycznia.
Duże poparcie notuje skrajnie prawicowa partia Alternatywa dla Niemiec (AfD), a to z powodu wypowiedzi polityków dotyczących migracji. Ugrupowanie może liczyć obecnie na 20-procentowe poparcie, jednak inne partie deklarują, że raczej będą unikać w przyszłości tworzenia koalicji z politykami AfD.
OSW zauważa, że kampanię wyborczą zdominują problemy wewnętrzne, głównie gospodarcze i dotyczące zarządzania kryzysem migracyjnym.
To też zły czas dla Ukrainy. Niemcy, po Stanach Zjednoczonych, są drugim największym wsparciem finansowym dla Ukrainy. W obliczu nadchodzącej prezydentury Donalda Trumpa, który zapowiedział zakończenie wojny w ciągu dnia i wstrzymanie pomocy Ukrainie, Kijów czeka trudna zima. Niemcy, zamiast mobilizować europejskie stolice do wysłania jasnych sygnałów wsparcia dla Ukrainy i wzmocnienia jej obrony, będą pochłonięte wewnętrznymi konfliktami, a także sparaliżowane niezdolnością do uchwalenia budżetu na 2025 rok.
Kwestie związane z wojną odegrają w niemieckiej kampanii rolę drugorzędną. „Chadecja będzie wskazywała na konieczność silnego wspierania Kijowa”, natomiast SPD może argumentować, że pomoc Ukrainie „nie może odbywać się kosztem Niemców, o czym w uzasadnieniu dymisji Lindnera wspominał Scholz”.