Poza Benjaminem Netanjahu MTK chce aresztować byłego ministra obrony Izraela Jo'awa Galanta oraz lidera Hamasu Mohammeda Deifa. Chodzi o zbrodnie wojenne podczas wojny w Strefie Gazy
W Czechach wciąż rośnie poziom wód. Opady deszczy nie ustają, tysiące osób nie ma dostępu do prądu, a na niektórych odcinkach wstrzymano ruch pociągów. Władze poinformowały o zaginięciu czterech osób, które porwały wzburzone rzeki
Jak informuje portal blesk.cz, władze Czeskiego Cieszyna zadecydowały o rozpoczęciu ewakuacji dzielnicy położonej przy wzbierającej Olzie. Kilka tysięcy osób musi opuścić swoje domy.
- To duży obszar od rzeki Olzy do rzeźni. Dotyczy to kilku tysięcy osób. Zakładamy, że część z nich uda się w bezpieczne miejsce do swoich bliskich. Inni mają przenieść się do szkoły podstawowej na ulicy Śląskiej. Przygotowujemy też inne ośrodki ewakuacyjne – powiedziała rzeczniczka miasta Natasza Cibulkova.
Poziom rzeki Olzy w Czeskim Cieszynie wzrósł w ciągu ostatnich 24 godzin o blisko trzy metry.
„Sytuacja zmieniła się w nocy i po obfitych opadach deszczu zbliżamy się do granicy pięciu metrów na rzece Olzie. W związku z tym zarządzono ewakuację mieszkańców”.
W Jesionikach, na północy kraju samochód z czterema osobami wjechał do rzeki Starzicz w gminie Lipova-Uzdrowisko. Jedna osoba wydostała się z pojazdu, a pozostałe zostały uniesione przez rzekę. Policja traktuje trzy osoby jako zaginione i poszukiwane.
Status zaginionego ma 54-letni mężczyzna, który sprzątał teren wokół domu znajdującego się obok Jankovickiego Potoku, dopływu rzeki Morawa. Mężczyzny nie udało się wyciągnąć z wezbranej wody.
Portal interia.pl informuje, że w związku z sytuacją powodziową wstrzymano ruch pociągów z Ołomuńca do Ostrawy. Pociągi jadące w stronę Ostrawy i Polski zatrzymywane są w Ołomuńcu. Te jadące z Polski do Czech, kończą jazdę w Boguminie. Zarząd kolei przekazał, że stara się zapewnić na tej trasie zastępczą komunikację autobusową.
Prawdopodobnie zostanie wyłączona elektrociepłownia w Trzebovicach, która dostarcza ciepłą wodę do około 70 tys. gospodarstw domowych w Ostrawie. Mimo trwającej przez wiele godzin akcji przeciwpowodziowej, układaniu ściany z worków z piaskiem, woda zaczęła wdzierać się do wnętrza zakładów.
W Republice Czeskiej na różnych rzekach i akwenach w 22 miejscach przekroczone są trzecie stopnie alarmu i zagrożenia powodziowego. Skala zagrożenia jest na tyle poważna, że zaczęto używać określenia „ryzyko ekstremalnej powodzi”.
Urząd miasta Krnov zarządził w niedzielę ewakuację tysiąca mieszkańców. Sytuacja w mieście odpowiada obecnie katastrofalnej powodzi z 1997 roku, ale oczekuje się, że będzie się pogarszać. Poziom wezbranej rzeki Opawy nie osiągnął jeszcze maksimum.
„Duża część miasta jest już pod wodą. Nawet centrum jest już zalane. Nie mamy doniesień o rannych lub ofiarach” – powiedziała telewizji ČTK rzeczniczka miasta Dita Círová.
Poziom rzeki Opawy w mieście zwykle osiąga jeden metr. Obecnie wynosi on prawie pięć metrów. W mieście obowiązuje trzeci poziom zagrożenia powodziowego.
Hydrolodzy określają sytuację jako „stuletnią wodę”. Rekordowy poziom wody na Opawie został już przekroczony, a najprawdopodobniej taka sama sytuacja będzie na Odrze w Ostrawie-Svinowie i na Opawicy w Karniowie. Odra zagraża także Boguminowi, gdzie woda zatrzymała ruch samochodów na autostradzie D1 prowadzącej do Ostrawy.
Prognozy przewidują, że kulminacja fali powodziowej na Odrze, Opawie i Opawicy, które przepływają przez województwo morawsko-śląskie, będzie miała miejsce w niedzielę po południu. Wiele zależeć będzie od dalszych opadów.
Meteorolodzy poinformowali, że w Czechach spadło już około 80 proc. spodziewanej sumy opadów. W części kraju, także tam, gdzie ryzyko powodzi jest największe, wciąż pada deszcz. Pierwotnie prognozy przewidywały, że opady deszczu ustaną w poniedziałek. Teraz jest mowa o wtorku.
Na zdjęciu: Chłopiec trzymający psa stoi na ulicy zalanej przez rzekę Opawę, 15 września 2024 r., Opawa, Czechy.
Do wypadku doszło w nocy z soboty na niedzielę. Rozpędzony volkswagen arteon uderzył w forda, którym jechała czteroosobowa rodzina. Na miejscu zginął ojciec. Dwójka dzieci i żona są w szpitalu w stanie ciężkim
Jak informuje wyborcza.pl, policja zgłoszenie dostała o godz. 1.30 w nocy z soboty na niedzielę (14 na 15.09). Trasą Łazienkowską w kierunku Pragi jechała w fordzie czteroosobowa rodzina: 37-letni rodzice oraz 4- i 8-letnie dziecko. Prowadziła matka.
Gdy byli na wysokości Torwaru, z wielką siłą w ich tył uderzył jadący w tym samym kierunku biały volkswagen Arteon. Zepchnął forda na bariery. Wypadku nie przeżył ojciec rodziny. Kobieta wraz z dwójką dzieci zostali przewiezieni do szpitali.
W volkswagenie jechały cztery osoby: trzech mężczyzn i kobieta. Mężczyźni byli pijani. 22-latek miał dwa promile, 27- i 28-latek ponad promil. Według relacji mężczyzn kierowała 37-latka. Ona sama nie może tego potwierdzić, bo w stanie ciężkim została przewieziona do szpitala. Nie ma z nią kontaktu, lekarze walczą o jej życie.
Wypadek miał podobny przebieg do zdarzenia na A1 z zeszłego roku. Pędzące z prędkością 253 km/h BMW uderzyło w samochód, którym podróżowała trzyosobowa rodzina. Wszyscy troje zginęli na miejscu. Kierowca BMW Sebastian M. zbiegł do Dubaju i unika tam sprawiedliwości.
Wtedy policja puściła kierowcę wolno. W tym przypadku zatrzymano wszystkich trzech mężczyzn. – To decyzja prokuratora, który pracował w nocy na miejscu. Będziemy wyjaśniać, kto prowadził samochód – mówi mł. asp. Bartłomiej Śniadała z Komendy Stołecznej Policji.
Jak ustaliła wyborcza.pl, 37-latek jechał na tylnym siedzeniu pomiędzy dziećmi, które siedziały zapięte w fotelikach.
- Zmiażdżone jest cały tył forda – powiedział Piotr Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Dzieci i matka są w stanie ciężkim. Jedno z nich oraz kobieta w nocy przeszli operacje. Lekarze walczą o ich życie.
- Czekamy aż mężczyźni wytrzeźwieją, żeby móc ich przesłuchać. Zabezpieczamy monitoring z trasy, którą jechał samochód – powiedział portalowi wyborcza.pl prokurator Skiba.
Tama na zbiorniku retencyjnym w Stroniu Śląskim pękła. Mieszkańcy przesyłają filmy pokazujące rozpędzoną wodę pustoszącą miasto. Apel o ewakuację mieszkańców Stronia Śląskiego i Lądka Zdroju.
Tama na zbiorniku w Stroniu Śląskim pękła po godz. 12. Nagrywane przez mieszkańców filmy pokazują żywioł sunący przez miasto.
Woda wdziera się do miasta całą szerokością ulic i porywa ze sobą wszystko, co napotka na swojej drodze – na zdjęciu uchwycono zalany wóz strażacki.
Pojawiają się pierwsze doniesienia o burzeniu przez falę powodziową budynków. Na filmie uchwycono porwany przez żywioł dom mieszkalny.
Tama znajdowała się na zbiorniku retencyjnym na rzece Morawa. W nocy z 14 na 15 września służby poinformowały, że zbiornik osiągnął 100% wypełnienie. Woda zaczęła przelewać się przez górny przepust tamy. W końcu nie wytrzymał wał bezpośrednio sąsiadujący z zaporą. W wyniku jego przerwania zalanych zostało kilka miejscowości w tym Stronie Śląskie, Lądek Zdrój, Kłodzko, Nysa.
Przez kilkadziesiąt godzin mieszkańcy i strażacy walczyli o utrzymanie przeprawy na rzece Białej Głuchołaskiej. Spełnił się najgorszy scenariusz
O godz. 6:25 woda zaczęła się przelewać przez wały. Na rzece Białej Głuchołaskiej były dwie konstrukcje: most tymczasowy i powstający obok most docelowy. Fale waliły w nie przez całą noc. Most był dociążany kostką kamienną, ale to nie pomogło.
Nocą most był dociążany, jednak to nie pomogło.
Przed południem ostatecznie obie budowle padły. To był najgorszy scenariusz.
„W tej chwili nie wiemy, jaki wpływ na sytuację powodziową w mieście i poniżej będzie miało zerwanie mostu” – powiedział Polskiej Agencji Prasowej st. kapitan Paweł Kolera z KW PSP w Opolu.
Zalewany jest szpital w Głuchołazach, woda jest w piwnicy. Strażak Paweł Kolera powiedział PAP, że walka z wodą w szpitalu to w tej chwili jedno z najważniejszych zadań strażaków w Głuchołazach.
Do Głuchołaz ściągane są skutery wodne. Jak powiedział ratownik z nyskiego WOPR Jarosław Białochławek w TVN24: „Łodzie sobie nie radzą na wartkim nurcie”.
Problemem pozostaje to, że mieszkańcy nie chcą się ewakuować. Reporter TVN24, Maciej Warsiński relacjonował rozmowę z wojewodą opolską. Monika Jurek poinformowała, że 400 mieszkańcom Głuchołaz proponowano ewakuację, a poddało się jej zaledwie kilka osób. Teraz ewakuacja jest obowiązkowa.
Wieczorem i nocą w Głuchołazach mają wystąpić kolejne ulewne opady.
„Zapłacicie za to!”, „hipokryci!”, „patowładza” – wykrzykiwał Janusz Kowalski podczas programu „Woronicza 17” w TVP Info. W końcu prowadząca program Kamila Biedrzycka go wyprosiła
„Kultura dyskusji obowiązuje, panie pośle. W tej chwili widzowie piszą, żeby pana więcej nie zapraszać, dlatego, że pan uniemożliwia normalny odbiór i przebieg programu” – zwróciła się do posła PiS Kamila Biedrzycka, dziennikarka TVP Info.
Kowalski odpowiedział, że będzie dalej obnażał hipokryzję patowładzy. Program z udziałem polityków rządzącej koalicji i opozycji dotyczył między innymi rozliczeń z rządami PiS.
„Proszę mnie nie uczyć warsztatu dziennikarskiego” – kontynuowała Biedrzycka.
„Wydaje mi się, że to jest jakiś lęk, dostrzegam u posła Kowalskiego. To wynika z tego, co się dzieje z Funduszem Sprawiedliwości” – zareagował europoseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba. Funduszem Sprawiedliwości zarządzali politycy Suwerennej Polski, partii Zbigniewa Ziobry, do której do niedawna należał Janusz Kowalski. „Od stycznie prowadzone jest bardzo intensywne śledztwo”.
„To wy macie lęk w oczach! Pan mnie nie straszy!” – zakrzyknął Kowalski.
„Pan naprawdę gra na to, żeby być wyproszonym ze studia” – po raz kolejny zareagowała Biedrzycka. „Jeśli jeszcze raz pan przerwie komukolwiek, to niestety będziemy musieli się pożegnać” – zapowiedziała dziennikarka.
„Próbowali wyprowadzić pieniądze na Fundację Profeto księdza Olszewskiego” – próbował kontynuować Michał Szczerba (KO).
„Bezczelny! Ksiądz Olszewski jest wspaniałym polskim patriotą” – krzyknął znów Kowalski.
Szczerba dodał, że sąd zgodził się na tymczasowe aresztowanie Olszewskiego, a w sprawie chodzi o 100 mln zł.
„Dla kobiet! Dla kobiet!” – krzyczał Kowalski.
„To jest dokładnie 100 wozów strażackich, miejcie tę świadomość” – mówił dalej Szczerba. A Kowalski dalej krzyczał: „Dla kogo?! Dla kogo?! Dla kobiet maltretowanych”.
Kamila Biedrzycka zapowiedziała kolejną część programu: miała dotyczyć sprawy Ryszarda C. i jego żony. W czasie kiedy widzowie oglądali filmową zapowiedź, Janusz Kowalski w studio wciąż mówił. Widzowie mogli usłyszeć ostatnie słowa jego wypowiedzi: „Nie ma wojska, nie ma policji”.
Biedrzycka zwróciła się do widzów, powiedziała, że nie jest w stanie uspokoić Kowalskiego. A do niego: „Panie pośle, bardzo przepraszam, ale musimy się pożegnać. Bo pan nawet poza anteną krzyczał na pozostałych, którzy prosili, żeby mogli się wypowiedzieć”.
Kowalski: „Bardzo serdecznie dziękuję i gratuluję wszystkim, przede wszystkim OSP, ratujecie życie i zdrowie, a wy, Platformo Obywatelska, za to, że atakowaliście OSP, Fundusz Sprawiedliwości, za to, że pozbawiliście ich wsparcia, zapłacicie za to. Zapłacicie. A hipokryta Michał Szczerba zapłaci za każde zło, które zrobił”.
Już na stojąco Kowalski jeszcze wykrzyknął: „Po to przejęliście nielegalnie TVP, aby taka propaganda była. Państwo Tuska nie działa. Nysa jest zalewana, Głuchołazy są pod wodą, a pani tu propagandę uprawia” – poseł PiS powiedział, wychodząc, do Kamili Biedrzyckiej.
Całe nagranie tej części programu można zobaczyć tutaj.
Janusz Kowalski skomentował później na portalu X: „Przejęli TVP, aby uprawiać tuskową propagandę”.