Szczyt odbędzie się 27 i 28 listopada w mieście Harpsund. „Zachód musi mieć jednolite stanowisko dotyczące wsparcia Ukrainy i wspólnego bezpieczeństwa” – napisał na X Donald Tusk
Strefa buforowa została ustanowiona mimo protestów przedsiębiorców i aktywistów. Zdecydował o tym szef MSWiA Tomasz Siemoniak.
Szef MSWiA podpisał rozporządzenie, na którego mocy możliwe jest ustanowienie tak zwanej strefy buforowej w pobliżu granicy polsko-białoruskiej. Do przygranicznego pasa będą miały dostęp jedynie służby, co wywołuje duże kontrowersje. Protestują między innymi przedsiębiorcy z branży turystycznej, dla których utworzenie strefy może oznaczać utratę wpływów w nadchodzącym sezonie wakacyjnym. Przedstawiciele MSWiA twierdzą jednak, że rozporządzenie nie zagrozi ich bytowi.
„W efekcie przeprowadzonych uzgodnień międzyresortowych i konsultacji publicznych, także z lokalnymi przedsiębiorcami i samorządowcami, uwagi i postulaty, w szczególności dotyczące zmniejszenia obszaru strefy nadgranicznej objętej czasowym zakazem przebywania zostały uwzględnione, a strefa ta została ograniczona do niezbędnego minimum” – czytamy w komunikacie resortu spraw wewnętrznych.
Ministerstwo przekazuje, że na 44 kilometrach pasa przygranicznego strefa zostanie wyznaczona w odległości 200 metrów od granicy. Na 16 km, gdzie ustanowione są rezerwaty przyrody, sięgnie dwóch kilometrów. Strefa buforowa będzie wyznaczona na 90 dni z możliwością przedłużenia tego rozwiązania.
„Wprowadzone rozwiązania – poprzez ograniczenie obecności osób postronnych w rejonie działań służbowych – mają na celu zapewnienie bezpieczeństwa zarówno osobom postronnym, a także funkcjonariuszom Policji, Straży Granicznej i żołnierzom oraz ograniczenie aktywności działań grup przemytniczych, ułatwiających proceder nielegalnej migracji” – podaje MSWiA.
Wcześniej minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak zapewniał, że w strefie będą mogły działać organizacje pomocowe, a także dziennikarze, którzy otrzymają możliwość ubiegania się o przepustki.
„Przewidujemy zgody Straży Granicznej. Nikt nie będzie odsuwany. Przejrzystość tej sytuacji jest ważną wartością w tym wszystkim. Nie ma żadnego powodu, by odcinać tę granicę od mediów” – mówił Siemoniak w radiowej Jedynce. – „Działamy tam, gdzie jest to absolutnie niezbędne. Nie ma tam żadnych szlaków turystycznych, żadnej miejscowości. W jednym miejscu, gdzie dochodzi szlak nie będzie żadnej przeszkody, by mogli poruszać się tam turyści” – przekonywał.
Organizacje społeczne miały jednak wiele uwag do trybu przeprowadzenia konsultacji społecznych. Zdaniem aktywistów nie wystarczą do zapewnienia bezpieczeństwa i dostępu do pasa przygranicznego dla osób niosących pomoc humanitarną uchodźcom i migrantom.
"Wątpliwości jest wiele, począwszy od ekstremalnie krótkiego czasu, braku szerokiego planu konsultacji, poprzez wybiórczą listę zaproszonych organizacji, aż po fakt, że spotkanie odbywało się dokładnie w czasie konferencji prasowej, podczas której prezes Rady Ministrów poinformował społeczeństwo o wprowadzonej strefie buforowej. Fasadowości procesu konsultowania towarzyszy także brak proporcjonalności – im ważniejsze mogą być dane regulacje dla obywateli lub im większy mogą mieć wpływ na nich, tym więcej czasu i wysiłku należy zainwestować w konsultacje” – czytamy w liście do strony rządowej, podpisanej między innymi przez członków Grupy Granica czy Fundacji Ocalenie.
Z sondażu IPSOS dla OKO.press i TOK FM wynika, że kwestia wprowadzenia strefy cieszy się sporym poparciem.
Rosyjski gigant gazowy ze stratą i bez dobrych perspektyw – wynika z wewnętrznych danych koncernu, które miały pozostać niejawne.
Dane opublikował dziennik „Financial Times”. Wynika z nich, że w zeszłym roku Gazprom odnotował potężną stratę o wysokości 7 mld dolarów. Prognoza na kolejne lata również nie jest optymistyczna. Koncern może liczyć na osiągnięcie od 50 do 75 mld metrów sześciennych rocznie. Oznacza to spadek o dwie trzecie wolumenu eksportowanego w kierunku zachodnim przez rosyjskiego giganta.
W raporcie pojawiły się również informacje o dramatycznym spadku wartości akcji Gazpromu, które jedynie w maju runęły o 20 proc. Z pewnością wiążę się to z utratą europejskich rynków, ale i braku alternatywnych kierunków, które mogłyby zrekompensować te straty – choć Rosjanie próbują dogadać się z odbiorcami w Chinach. Raport pokazuje jednak, że ten kierunek nie zapewni zysków, które mogłyby wpłynąć na powrót Gazpromu na dawne tory. Dużego znaczenia nie będzie też miał nieobjęty europejskimi sankcjami eksport nawozów, do których produkcji potrzebny jest gaz ziemny.
Informacje płynące z rosyjskiej gospodarki mogą jednak uspokajać reżim Władimira Putina. Okazuje się, że w dużej części udało się ją dostosować do warunków wynikających z unijnych sankcji.
„Wbrew przepowiedniom autorów sankcji antyrosyjskich, ale również wcześniejszym prognozom rządowym i Banku Centralnego Rosji (CBR), w rosyjskiej gospodarce w 2023 r. nie było załamania, ale solidny wzrost PKB na poziomie 3,6 proc. W tempie nienotowanym od co najmniej 15 lat (20,8 proc.) wzrosły inwestycje, płace oraz dochody realne ludności (4,6 proc.), polepszyła się zdrowotność społeczeństwa, wzrosła zamożność i spadła skala ubóstwa” – zauważa na łamach „Obserwatora Finansowego” Jerzy Rutkowski, były radca ministra w Ministerstwie Gospodarki i Ministerstwie Rozwoju
Policja interweniowała na terenie Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie od kilkunastu dni trwa studencki protest solidarnościowy z Palestyną. Na miejscu posłowie Razem, trwają negocjacje z rektorem
Studenci rozpoczęli protest 24 maja. Początkowo protestowali na terenie Parku Autonomia przylegającego do Wydziału Nauk Politycznych na rogu ul. Świętokrzyskiej i Nowego Światu. Wczoraj przenieśli protest na Kampus Główny UW przy Krakowskim Przedmieściu.
Podczas wczorajszej (11 czerwca 2024) akcji, studenci odpalili race dymne na terenie kampusu oraz przerwali zajęcia odbywające się w głównej sali wykładowej, czyli Audytorium Maximum. Usiedli też w obu bramach wjazdowych na teren uniwersytetu.
- Będziemy blokować uczelnię, dopóki Uniwersytet Warszawski nie potępi ludobójstwa i zbrodni wojennych popełnianych przez państwo Izrael na ludności palestyńskiej – zadeklarowali studenci.
Jak informują protestujący w komunikacie przesłanym do mediów, władze Uniwersytetu Warszawskiego po raz pierwszy “od lat” wezwały policję przeciwko swoim studentom. Funkcjonariusze siłowo rozpędzili protestujących, wynosząc ich z uniwersyteckich bram. Sześć osób otrzymało wezwania na przesłuchanie na komendzie policji pod zarzutem zakłócania porządku publicznego (art. 51 kodeksu wykroczeń).
“Jordański dziennikarz jako jedyny spośród spisywanych osób został zabrany do samochodu policyjnego na 20 minut i tam przeszukany. Policja nie podała żadnego uzasadnienia dla podjęcia dodatkowych środków” – czytamy w komunikacie studentów.
Na miejscu protestu pojawili się Adrian Zandberg, Marcelina Zawisza i Maciej Konieczny. Posłowie próbują nakłonić władze uniwersyteckie do rozmów z protestującymi. Rektor UW Alojzy Nowak zgodził się rozmawiać z posłami, ale nie chce zaprosić do stołu studentów.
Posłowie nie zgodzili się na spotkanie bez udziału protestujących i czekają na rektora Nowaka pod Pałacem Kazimierzowskim na Kampusie Głównym UW. Na miejscu gromadzą się osoby wspierające protestujących studentów.
Komisja śledcza ds. Pegasusa poinformowała o wezwaniu na przesłuchanie byłego ministra sprawiedliwości. Ziobro ma zeznawać przed komisją 1 lipca 2024 o godz. 10.
Komisja śledcza ds. Pegasusa poinformowała o wezwaniu na przesłuchanie byłego ministra sprawiedliwości. Ziobro ma zeznawać przed komisją 1 lipca 2024 o godz. 10.
- Kończymy wątek związany z zakupem systemu Pegasus, dlatego też podjęliśmy decyzję o wezwaniu przed komisję na dzień 1 lipca Zbigniewa Ziobry” – poinformowała dziś na konferencji prasowej, przewodnicząca komisji ds. Pegasusa, Magdalena Sroka.
Były minister sprawiedliwości ma zeznawać w charakterze świadka. Członkowie komisji chcą ustalić, dlaczego 25 mln złotych z Funduszu Sprawiedliwości zamiast do osób pokrzywdzonych przestępstwem, trafiły do CBA na zakup sprzętu do inwigilacji obywateli.
Na początku marca były minister sprawiedliwości ujawnił w mediach społecznościowych, że choruje na raka przełyku i poddaje się intensywnemu leczeniu. W maju pojawiły się w mediach informacje, że stan Ziobry się pogorszył i wymagał natychmiastowej operacji.
- Tak jak obiecaliśmy, bez względu na aktualną sytuację, bez względu na to, co mówią politycy PiS oraz Suwerennej Polski, przychodzi czas na Zbigniewa Ziobrę. Liczymy, że pan Zbigniew Ziobro przyjdzie. Przed kampanią wyborczą był aktywny publicznie – mówił poseł Tomasz Trela z Lewicy na dzisiejszej konferencji prasowej prezydium komisji.
- Jeśli Zbigniew Ziobro jest chory, to tak jak każdy świadek będzie musiał przedłożyć stosowne dokumenty. Komisja będzie podejmowała stosowne kroki, żeby weryfikować rzeczywisty stan – dodał Paweł Śliz z Trzeciej Drogi.
Pod koniec marca Zbigniew Ziobro napisał list do marszałka Sejmu, w którym prosił o zlecenie biegłym lekarzom wydania opinii na temat stanu jego zdrowia i możliwości uczestniczenia w przesłuchaniach:
“Oświadczam, że chciałem i chcę zeznawać przed komisjami śledczymi. Wbrew kłamliwej kampanii insynuacji i pomówień nigdy nie zamierzałem uchylać się od tego obowiązku. Zamierzam w wyczerpujący sposób przedstawić podejmowane przeze mnie działania jako Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego, w zakresie, w jakim pozostają w zainteresowaniu komisji. Mam ku temu silny dodatkowy powód, gdyż zawsze działałem zgodnie z prawem, a w wielu przypadkach moje decyzje zwiększały bezpieczeństwo Polaków”.
Dziennikarze Gazety Wyborczej spotkali się z informatorem, który zna szczegóły śledztwa prowadzonego przez prokuraturę i kontrwywiad. Chodzi o byłego sędziego Tomasza Szmydta, który w maju poprosił o azyl na Białorusi.
Tomasz Szmydt jest podejrzany o działalność na rzecz białoruskiego wywiadu, począwszy od 6 maja 2024 roku, czyli od dnia, w którym wystąpił na konferencji prasowej w Mińsku i poprosił Aleksandra Łukaszenkę o azyl polityczny.
Współpraca z zagranicznymi służbami prawdopodobnie zaczęła się wcześniej, ale na udowodnienie tego w sądzie prokuratura nie ma jeszcze wystarczających dowodów. Dlatego przyjęła datę 6 maja 2024, aby móc już postawić Szmydtowi zarzut szpiegostwa (art. 130 § 2 kodeksu karnego) i wydać za nim list gończy. Byłemu sędziemu grozi nawet dożywocie.
Po wyjeździe do Mińska Tomasz Szmydt występuje w białoruskich i prorosyjskich mediach, krytykując politykę polskiego rządu, jest też aktywny w mediach społecznościowych.
Jak ustalili dziennikarze Gazety Wyborczej, Szmydt nie prowadzi sam kont w mediach społecznościowych. Mają mu w tym pomagać białoruskie służby. Same profile Szmydta w mediach społecznościowych powstały w ciągu kilku dni między wyjazdem sędziego z Polski a konferencją prasową 6 maja.
Jak ustalili dziennikarze Gazety Wyborczej, polskie służby były zaskoczone wystąpieniem Szmydta w Mińsku. Do tego momentu sędzia w ogóle nie był w kręgu ich zainteresowania. Dopiero po wydarzeniach z 6 maja, służby zaczęły prześwietlać przeszłość byłego sędziego. I ustaliły, że przedtem na Białorusi był raz – między 7 a 10 czerwca 2023 roku.
“Ani wcześniej, ani później – aż do 28 kwietnia 2024 roku – Szmydt na Białoruś już nie wyjeżdżał. Uwagę służb zwrócił jednak inny wyjazd sędziego. W grudniu 2023 roku, krótko przed Bożym Narodzeniem, poleciał na dwa dni do Turcji. Dla polskiego kontrwywiadu to trop wskazujący, że już wtedy Szmydta mogły „prowadzić” obce służby. Według ekspertów kontrwywiadu Turcja, szczególnie zaś Stambuł, nazywany również miastem szpiegów, to popularne miejsce spotkań agentów z oficerami prowadzącymi służb wywiadowczych różnych państw” – czytamy w tekście Gazety Wyborczej.
Śledczy ustalili także, że Szmydt miał kłopoty finansowe. Mimo że jako sędzia wojewódzkiego sądu administracyjnego zarabiał kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, brał tzw. “chwilówki” i zapożyczał się w parabankach. Mogły go do tego doprowadzić wysokie koszty życia – za wynajem mieszkania na ul. Stawki w Warszawie miał płacić 4 tys. zł, do tego dochodziły wysokie alimenty na trójkę dzieci. Według przesłuchanych przez śledczych świadków Szmydt miał też nadużywać alkoholu.
Przed ucieczką na Białoruś Tomasz Szmydt był sędzią w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie. Orzekał w wydziale zajmującym się sprawami wojska, policji i służb specjalnych, rozpoznając m.in. zażalenia na odmowy dostępu do państwowych tajemnic.
“Każda osoba, która stara się o taki dostęp, wypełnia kwestionariusz ze szczegółowymi pytaniami na temat m.in. zdrowia i życia prywatnego. Nasze źródło przyznaje, że może być to cenna wiedza dla obcych służb, które szukają kandydatów do werbunku. Do tej pory nie znaleziono żadnego potwierdzenia, że Szmydt wyniósł i przekazał białoruskim służbom jakiekolwiek informacje uzyskane w związku z wykonywaniem obowiązków sędziego” – czytamy w tekście Wyborczej.