Fala prozachodnich protestów przetacza się przez Gruzję po zmianie kursu nowej władzy w tym kraju. Były polityk SLD pozostanie na wolności – jednak pod dozorem policyjnym i za poręczeniem majątkowym w wysokości miliona złotych
Sytuacja w Lądku – Zdroju była bardzo zła już w sobotę 14 września. Fala powodziowa odcięła miasto od świata. Gdy w niedzielę rano woda zaczęła opadać, przyszła najgorsza wiadomość – puściła tama w Stroniu Śląskim i Lądek zalała kolejna fala
W sobotę 14 września rzeka Biała Lądecka wystąpiła z koryta i zalała część miasta. Jeszcze wieczorem rozpoczęto ewakuacją mieszkańców. „Spełnia się najczarniejszy scenariusz – rozpoczynamy ewakuację z najbardziej zagrożonych lokalizacji… Lądek-Zdrój został odcięty od świata, przed nami prawdopodobnie najtrudniejsza noc” – napisał na FB w sobotę wieczorem burmistrz Lądka-Zdroju Tomasz Nowicki.
Lądek – Zdrój został odcięty od świata, nie można było z niego wyjechać, ani do niego wjechać – zalane były drogi i mosty.
W niedzielę rano woda zaczęła opadać. Niestety, chwilę po 12.00 puściła tama w Stroniu Śląskim, a to oznaczało kolejną, jeszcze silniejszą falę powodziową. Woda zalała jeszcze większą część miasta – ulice, które jeszcze w sobotę były suche.
Zalane zostało centrum miasta, ze starym rynkiem, część budynków się zawaliła. Jak donosi Onet.pl i „Gazeta Wyborcza” mieszkańcy gromadzą się w budynku liceum, które położone jest nieco wyżej i nie zostało zalane.
Późnym popołudniem woda zaczęła powoli opadać.
Jeszcze rano wydawało się, że mimo zalania kilku ulic, sytuacja w Kłodzku nie będzie tak dramatyczna jak w 1997 roku. Jednak przerwana w Stroniu Śląskim zapora pompuje do Nysy Kłodzkiej kolejne hektolitry wody. Wodowskaz na rzece wskazuje już 790 centymetrów.
W niedzielę o godz. 15:30 wodowskazy na Nysie Kłodzkiej wskazywały 790 cm. To o 1,35 metra więcej niż podczas powodzi tysiąclecia w 1997 roku.
„Różnica jest taka, że tamta woda była bardziej niszczycielska. I fala, która przechodziła przez miasto miała poziom 4 metrów, a ta dzisiejsza ma wysokość metra do półtora” – mówił rano w rozmowie w RMF24 burmistrz Kłodzka, Michał Piszko.
Pomimo zalania kilku ulic do wysokości 1,5 metra, sytuacja wydawała się opanowana. Opady miały ustać, burmistrz i mieszkańcy mieli nadzieję, że nie powtórzy się scenariusz sprzed 27 lat.
Sytuacja Kłodzka diametralnie zmieniła się jednak wczesnym popołudniem, kiedy przerwana została zapora w Stroniu Śląskim. Woda ze zbiornika retencyjnego zaczęła rozlewać się korytem rzeki Morawka na całe Stronie Śląskie. W północnej części miasta Morawka łączy się z Białą Lądecką, która dalej wpada do przepływającej przez Kłodzko Nysy.
Władze Kłodzka ostrzegają, że fala powodziowa, która dotrze do miasta, będzie większa od poprzednich. Tempo, w którym przybywa wody w Kłodzku, pokazują poniższe zdjęcia wykonane na osiedlu Nysa. W ciągu dwóch godzin pojawiła się woda sięgająca pierwszego piętra.
„Sytuacja jest dramatyczna. Pozostały nam jedynie działania ratunkowe – ewakuacja mieszkańców lub dostarczanie im aprowizacji” – mówi burmistrz Kłodzka Michał Piszko w rozmowie z PAP.
Burmistrz apeluje do mieszkańców, którzy chcą być ewakuowani, o informowanie służb przez numer 112 lub wywieszanie białych kawałków materiału na domach.
Przypominamy znaki sygnalizacyjne dla ratowników:
Służby informują, że około godz. 16-17 woda zacznie przelewać się przez zaporę na rzece Bóbr w Pilchowicach (powiat lwówecki). Na tych terenach ma intensywnie padać do wieczora. Ogłoszono alarm przeciwpowodziowy dla kilku miejscowości.
Zapora na rzece Bóbr w Pilchowicach to druga co do wysokości (po Solinie) i druga najstarsza (po zaporze w Leśnej) zapora wodna w Polsce. Służby informują, że zbiornik retencyjny jest już maksymalnie wypełniony i około godz. 16-17 woda zacznie przelewać się ponad zaporą, powodując zagrożenie powodziowe dla kilku miejscowości.
„Sytuacja w naszym powiecie diametralnie się skomplikowała” – informuje na nagraniu w mediach społecznościowych starostka powiatu lwóweckiego Małgorzata Szczepańska. Nagranie zostało wykonane na zaporze we wczesnych godzinach popołudniowych. Widać na nim, jak intensywnie wciąż pada deszcz.
Zbiornik w Pilchowicach już osiągnął swoje maksymalne wypełnienie, a dalsze prognozy nie są optymistyczne. Jak informuje IMGW, intensywne opady, które od rana występowały na terenie górnego i opolskiego Śląska, przesuwają się na zachód. W powiecie lwóweckim, na terenie którego leży zbiornik w Pilchowicach, będzie padać do godz. 22.
Z przepełnionego zbiornika w Pilchowicach, służby rozpoczęły kaskodowy zrzut wody. Ogłoszono alarm przeciwpowodziowy dla mieszkańców miejscowości: Pilchowice, Potoki, Nielestno, Wleń, Marczów, Sobota, Lwówek Śląski. Władze apelują o ewakuowanie się ludzi i zwierząt znajdujących się w pobliżu rzeki.
W Czechach wciąż rośnie poziom wód. Opady deszczy nie ustają, tysiące osób nie ma dostępu do prądu, a na niektórych odcinkach wstrzymano ruch pociągów. Władze poinformowały o zaginięciu czterech osób, które porwały wzburzone rzeki
Jak informuje portal blesk.cz, władze Czeskiego Cieszyna zadecydowały o rozpoczęciu ewakuacji dzielnicy położonej przy wzbierającej Olzie. Kilka tysięcy osób musi opuścić swoje domy.
- To duży obszar od rzeki Olzy do rzeźni. Dotyczy to kilku tysięcy osób. Zakładamy, że część z nich uda się w bezpieczne miejsce do swoich bliskich. Inni mają przenieść się do szkoły podstawowej na ulicy Śląskiej. Przygotowujemy też inne ośrodki ewakuacyjne – powiedziała rzeczniczka miasta Natasza Cibulkova.
Poziom rzeki Olzy w Czeskim Cieszynie wzrósł w ciągu ostatnich 24 godzin o blisko trzy metry.
„Sytuacja zmieniła się w nocy i po obfitych opadach deszczu zbliżamy się do granicy pięciu metrów na rzece Olzie. W związku z tym zarządzono ewakuację mieszkańców”.
W Jesionikach, na północy kraju samochód z czterema osobami wjechał do rzeki Starzicz w gminie Lipova-Uzdrowisko. Jedna osoba wydostała się z pojazdu, a pozostałe zostały uniesione przez rzekę. Policja traktuje trzy osoby jako zaginione i poszukiwane.
Status zaginionego ma 54-letni mężczyzna, który sprzątał teren wokół domu znajdującego się obok Jankovickiego Potoku, dopływu rzeki Morawa. Mężczyzny nie udało się wyciągnąć z wezbranej wody.
Portal interia.pl informuje, że w związku z sytuacją powodziową wstrzymano ruch pociągów z Ołomuńca do Ostrawy. Pociągi jadące w stronę Ostrawy i Polski zatrzymywane są w Ołomuńcu. Te jadące z Polski do Czech, kończą jazdę w Boguminie. Zarząd kolei przekazał, że stara się zapewnić na tej trasie zastępczą komunikację autobusową.
Prawdopodobnie zostanie wyłączona elektrociepłownia w Trzebovicach, która dostarcza ciepłą wodę do około 70 tys. gospodarstw domowych w Ostrawie. Mimo trwającej przez wiele godzin akcji przeciwpowodziowej, układaniu ściany z worków z piaskiem, woda zaczęła wdzierać się do wnętrza zakładów.
W Republice Czeskiej na różnych rzekach i akwenach w 22 miejscach przekroczone są trzecie stopnie alarmu i zagrożenia powodziowego. Skala zagrożenia jest na tyle poważna, że zaczęto używać określenia „ryzyko ekstremalnej powodzi”.
Urząd miasta Krnov zarządził w niedzielę ewakuację tysiąca mieszkańców. Sytuacja w mieście odpowiada obecnie katastrofalnej powodzi z 1997 roku, ale oczekuje się, że będzie się pogarszać. Poziom wezbranej rzeki Opawy nie osiągnął jeszcze maksimum.
„Duża część miasta jest już pod wodą. Nawet centrum jest już zalane. Nie mamy doniesień o rannych lub ofiarach” – powiedziała telewizji ČTK rzeczniczka miasta Dita Círová.
Poziom rzeki Opawy w mieście zwykle osiąga jeden metr. Obecnie wynosi on prawie pięć metrów. W mieście obowiązuje trzeci poziom zagrożenia powodziowego.
Hydrolodzy określają sytuację jako „stuletnią wodę”. Rekordowy poziom wody na Opawie został już przekroczony, a najprawdopodobniej taka sama sytuacja będzie na Odrze w Ostrawie-Svinowie i na Opawicy w Karniowie. Odra zagraża także Boguminowi, gdzie woda zatrzymała ruch samochodów na autostradzie D1 prowadzącej do Ostrawy.
Prognozy przewidują, że kulminacja fali powodziowej na Odrze, Opawie i Opawicy, które przepływają przez województwo morawsko-śląskie, będzie miała miejsce w niedzielę po południu. Wiele zależeć będzie od dalszych opadów.
Meteorolodzy poinformowali, że w Czechach spadło już około 80 proc. spodziewanej sumy opadów. W części kraju, także tam, gdzie ryzyko powodzi jest największe, wciąż pada deszcz. Pierwotnie prognozy przewidywały, że opady deszczu ustaną w poniedziałek. Teraz jest mowa o wtorku.
Na zdjęciu: Chłopiec trzymający psa stoi na ulicy zalanej przez rzekę Opawę, 15 września 2024 r., Opawa, Czechy.
Do wypadku doszło w nocy z soboty na niedzielę. Rozpędzony volkswagen arteon uderzył w forda, którym jechała czteroosobowa rodzina. Na miejscu zginął ojciec. Dwójka dzieci i żona są w szpitalu w stanie ciężkim
Jak informuje wyborcza.pl, policja zgłoszenie dostała o godz. 1.30 w nocy z soboty na niedzielę (14 na 15.09). Trasą Łazienkowską w kierunku Pragi jechała w fordzie czteroosobowa rodzina: 37-letni rodzice oraz 4- i 8-letnie dziecko. Prowadziła matka.
Gdy byli na wysokości Torwaru, z wielką siłą w ich tył uderzył jadący w tym samym kierunku biały volkswagen Arteon. Zepchnął forda na bariery. Wypadku nie przeżył ojciec rodziny. Kobieta wraz z dwójką dzieci zostali przewiezieni do szpitali.
W volkswagenie jechały cztery osoby: trzech mężczyzn i kobieta. Mężczyźni byli pijani. 22-latek miał dwa promile, 27- i 28-latek ponad promil. Według relacji mężczyzn kierowała 37-latka. Ona sama nie może tego potwierdzić, bo w stanie ciężkim została przewieziona do szpitala. Nie ma z nią kontaktu, lekarze walczą o jej życie.
Wypadek miał podobny przebieg do zdarzenia na A1 z zeszłego roku. Pędzące z prędkością 253 km/h BMW uderzyło w samochód, którym podróżowała trzyosobowa rodzina. Wszyscy troje zginęli na miejscu. Kierowca BMW Sebastian M. zbiegł do Dubaju i unika tam sprawiedliwości.
Wtedy policja puściła kierowcę wolno. W tym przypadku zatrzymano wszystkich trzech mężczyzn. – To decyzja prokuratora, który pracował w nocy na miejscu. Będziemy wyjaśniać, kto prowadził samochód – mówi mł. asp. Bartłomiej Śniadała z Komendy Stołecznej Policji.
Jak ustaliła wyborcza.pl, 37-latek jechał na tylnym siedzeniu pomiędzy dziećmi, które siedziały zapięte w fotelikach.
- Zmiażdżone jest cały tył forda – powiedział Piotr Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Dzieci i matka są w stanie ciężkim. Jedno z nich oraz kobieta w nocy przeszli operacje. Lekarze walczą o ich życie.
- Czekamy aż mężczyźni wytrzeźwieją, żeby móc ich przesłuchać. Zabezpieczamy monitoring z trasy, którą jechał samochód – powiedział portalowi wyborcza.pl prokurator Skiba.