Wewnętrzne prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygrał Rafał Trzaskowski i to on będzie kandydatem KO na prezydenta RP w wyborach w maju 2025 r.
Moskwa chce powiększyć swoją strefę wpływów na Morzu Bałtyckim i zbliżyć się mocno do terytorium kontrolowanego przez Finlandię.
Rosyjskie ministerstwo obrony przedstawiło projekt zmiany morskich granic kraju. Z dokumentów przedstawionych przez tamtejsze agencje prasowe Moskwa chce uznać za swoje wewnętrzne wody część basenu Zatoki Fińskiej w okolicy obwodu kaliningradzkiego. W ten sposób granica zbliży się do fińskiej strefy wpływów i kilku ważnych wysp należących do tego kraju.
Informację tę na razie bagatelizuje fińskie MSZ. Szefowa resortu, Elina Valtonen twierdzi, że nie ma na razie oficjalnej informacji o takich zamiarach Rosji. „Robienie wielkiej sprawy z czegoś, co niekoniecznie tego wymaga, może być tym, co gra na korzyść naszego wschodniego sąsiada” – stwierdziła ministra rządu w Helsinkach.
Znacznie mocniej zareagowała Litwa. „To oczywista eskalacja przeciwko NATO i UE i musi spotkać się z odpowiednio stanowczą reakcją” – napisał Gabrielius Landsbergis, minister spraw zagranicznych tego kraju. Polskie Ministerstwo Obrony Narodowej w odpowiedzi na pytanie „Rzeczpospolitej” stwierdziło, że na razie „z uwagą obserwuje doniesienia w tej kwestii”.
Były premier Mateusz Morawiecki zeznaje kolejną godzinę przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych.
Posłanka Magdalena Filiks zapytała zeznającego przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych Mateusza Morawieckiego o możliwość przeprowadzenia demokratycznych wyborów w trybie korespondencyjnych.
„Kilkaset tysięcy, być może kilka milionów ludzi mogło nie dostać swoich kart do ręki” – mówiła Filiks. Według niej do takich nieprawidłowości mogłoby dojść przez brak wymaganego potwierdzenia odbioru przy dostarczeniu kart. W takiej sytuacji, po wrzuceniu ich do skrzynek pocztowych, nie byłoby wiadomo, kto wypełnił daną kartę. – „Jak to miało zapewnić atrybuty demokratycznego wyboru?”
„Z tego, co się orientuję, w innych państwach techniczne aspekty obejmowały ten temat. Ze względu na ekstraordynaryjną sytuację ci, którzy zajmowali się organizacją od strony technicznej, stwierdzili widocznie, że to nie będzie konieczne” – odpowiadał były premier przyznając, że nie zajmował się tą stroną organizacji wyborów. – „Wierzę w urzędników, we współpracowników, przy tylu decyzjach, które zlecałem wtedy, i później, i wcześniej, musiałem wierzyć, że je zrealizują” – wyjaśniał Morawiecki.
Członkowie komisji śledczej kolejny raz powoływali się w swoich pytaniach na treści książki Kamila Dziubki „Kulisy PiS”. Były premier skrytykował ten wybór.
„Bardzo wiele razy odpowiadałem, czy miałem wątpliwości w sprawie wyborów kopertowych, i chcę powiedzieć, że niedopuszczalne jest używanie tego typu sprawozdań. Jak rozumiem, Kamil Dziubka oparł się na informacjach od kogoś, zresztą informacje te są bardzo podobnie brzmiące do tych, które przed państwa komisją składał Jarosław Gowin” – mówił były prezes Rady Ministrów.
Wcześniej przewodniczący komisji, poseł Dariusz Joński (KO) wyszedł z zaskakującą propozycją zorganizowania konfrontacji Morawieckiego z byłym wicepremierem i szefem Ministerstwa Aktywów Państwowych Jackiem Sasinem. Według niego zeznania obu świadków mogłyby być rozbieżne.
We wtorek wnioskiem Marszałka Sejmu o odwołanie dwóch członkiń Komisji ds. Pedofilii zajmowała się na posiedzeniu niejawnym Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Komisja nie zdołała ukończyć prac, więc Sejm odłożył prace nad składem tej komisji na kolejne posiedzenia.
Wniosek o odwołanie dwóch członkiń — Barbary Chrobak i Hanny Elżanowskiej złożyła do marszałka Sejmu Przewodnicząca Państwowej Komisji ds. Pedofilii Karolina Maria Bućko — informuje PAP.
Chodzi o oskarżenia związane ze stosowaniem mobbingu, niegospodarność i wykorzystanie własnej pozycji. „Niestety zetknęłam się z materiałami, które dotyczą zarzutów mobbingu wobec członków Komisji” – mówiła Bućko pod koniec kwietnia.
„Jako osoba odpowiedzialna za prawidłowe funkcjonowanie i wykonywanie zadań (...) po szczegółowym zapoznaniu się z działalnością Komisji (...), informuję, że w związku z szeregiem wątpliwości, problemów i nieprawidłowości, postanowiłam złożyć wniosek o odwołanie dwóch członków Państwowej Komisji do spraw przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15” – czytamy w oświadczeniu przewodniczącej.
Zdaniem Bućko, członkowie komisji powinni „prezentować swoimi postawami i zachowaniem najwyższe standardy etyczne (...), w pełni angażować się w prace Komisji, szanować pracowników i współpracowników, kierować się zasadami dyscypliny finansów publicznych, współtworzyć dobrą atmosferę w środowisku pracy i na pierwszym miejscu stawiać najwyższe dobro osób poszkodowanych”.
Natomiast, Hanna Elżanowska zaprzecza, jakoby miała dopuścić się takich czynów. W przesłanym PAP oświadczeniu napisała 30 kwietnia, że pragnie „stanowczo podkreślić, że wszystkie stawiane w przestrzeni publicznej zarzuty są całkowicie nieprawdziwe i bezpodstawne”.
We wtorek wnioskiem marszałka zajmowała się na zamkniętym posiedzeniu sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka. „Posiedzenie komisji zostało utajnione ze względu na ochronę dóbr osobistych poszkodowanych” – mówił w rozmowie z OKO.press Stanisław Zakroczymski dyrektor generalny kierujący gabinetem marszałka Sejmu.
Komisja nie zdołała zaopiniować wniosku, a zaplanowane na czwartek 23 maja niejawne posiedzenie Sejmu zostało przesunięte.
„Mieliśmy jutro mieć początek posiedzenia niejawny, w związku z moim wnioskiem o odwołanie dwóch członkiń komisji ds. pedofilii. Wczoraj odbyła się w tej sprawie komisja sprawiedliwości i praw człowieka. Posiedzenie było niejawne, z deklaracji pani przewodniczącej Kamili Gasiuk-Pihowicz wnoszę, że komisja potrzebuje więcej czasu i materiałów na prace nad tym wnioskiem” – stwierdził Szymon Hołownia na konferencji prasowej w Sejmie.
PiS próbował wykorzystać wczorajsze stanowisko TK Przyłębskiej do ratowania Morawieckiego i Kaczyńskiego, który ma zeznawać przed komisją w piątek. Komisja — decyzją przewodniczącego Jońskiego — stanowisko TK całkowicie zignorowała. “To decyzja Trybunału Kaczyńskiego jest bez znaczenia".
Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej stwierdził 21 maja, że Mateusz Morawiecki nie złamał prawa. Bo choć w kwietniu 2020 r. nakazał Poczcie Polskiej i PWPW przystąpienie do organizacji wyborów kopertowych, mimo że ustawa na to pozwalająca jeszcze nie weszła w życie, to mógł korzystać z ustawy covidowej z marca 2020. Ta mu pozwalała na przeciwdziałanie skutkom pandemii i wydawanie poleceń nie tylko administracji.
Przewodniczący komisji Dariusz Joński odpowiedział na to 22 maja, cytując eksperta prof. Jana Zimmermana. Rzeczywiście Morawiecki na podstawie ustawy covidowej miał przeciwdziałać pandemii, ale w ówczesnym stanie prawnym było to możliwe wyłącznie przez wprowadzenie stanu nadzwyczajnego – stanu klęski żywiołowej. Nie tylko nie miał innych możliwości prawnych (bo ustawa o wyborach kopertowych nie weszła w życie), ale, zdaniem eksperta, miał obowiązek stan klęski żywiołowej ogłosić. Bez tego obowiązywał w Polsce stan zwykły i nie da się działań premiera usprawiedliwić nadzwyczajnymi okolicznościami — stwierdził ekspert w opinii dla komisji. Dwaj pozostali eksperci też uznali, że Morawiecki złamał prawo.
I zaczęło się przesłuchanie Mateusza Morawieckiego. Dzień drugi. Przewodniczący Joński próbował się dowiedzieć, czy Morawiecki wiedział, że wicepremier Sasin i minister Kamiński nie podpisali umowy z firmami, którym Morawiecki kazał organizować wybory kopertowe (Poczcie i PWPW).
Morawiecki na te pytania nadal nie zamierzał odpowiedzieć. Wyjaśniło się jednak, dlaczego komisja przerwała na tydzień przesłuchanie Morawieckiego. Po to, by sprawdzić stenogramy i pokazać Morawieckiemu, że kłamie. Bo Morawiecki zeznał, że nie znał szczegółów organizacji wyborów kopertowych, bo nadzorował to szef jego kancelarii Michał Dworczyk i miał go informować co kilka dni. A Dworczyk zeznał, że niczego nie kontrolował.
Morawiecki nadal unikał odpowiedzi. Komisji udało się wyciągnąć z nie go, że „nie miał we właściwościach” sprawdzania pracy PWPW i Poczty. Miał od tego miał ministrów i „bardzo dużo zajęć”. A ponieważ wydał Poczcie i PWPW polecenia z rygorem natychmiastowej wykonalności, to nie zakładał, że nie są wykonywane. (Nie były o tyle, że Sasin i Kamiński nie zapewnili tym firmom pieniędzy na organizację wyborów — nie chcieli podpisywać się pod dokumentami, które nie mają podstawy w ustawie).
Komisja musiała poprzestać na stwierdzeniu, że Morawiecki lub Dworczyk kłamią. Ale nie wiadomo, który z nich. „Uchyla się pan od odpowiedzi. Ale my i tak przygotujemy wnioski do prokuratury” – powiedział Joński.
Joński ujawnił też, że 16 maja prokuratura wróciła do umorzonej sprawy zakupu respiratorów w pandemii.
Przesłuchanie Morawieckiego trwa.
To na razie testy — informuje Tatrzański Park Narodowy.
Zdjęcie pojazdu, który będzie testowany na trasie do Morskiego Oka, opublikowała ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska we wtorek 21 maja.
To efekt negocjacji resortu z wozakami, pracownikami Tatrzańskiego Parku Narodowego, samorządowcami i ekspertami, które miały miejsce po tym, jak w majówkę doszło do kolejnego upadku konia ciągnącego wóz z turystami.
Podczas spotkania wypracowano 12-punktowe porozumienie, które oprócz testowania busa przewiduje, że obciążenia dla koni pracujących na trasie zostaną ponownie przeliczone. Wozacy zobowiązali się do wydłużenia do 60 minut odpoczynku dla koni na górnym przystanku, czyli na Włosienicy.
Jeden z punktów dotyczy także obniżenia limitu osób na wozie, do tej pory mogło jechać 12 osób dorosłych i dwoje dzieci, od 1 czerwca zostanie on obniżony o dwie osoby dorosłe i dwójkę dzieci — czytamy na stronie TPN.
O tym jak przebiegały negocjacje, więcej można przeczytać w artykule Katarzyny Kojzar.
Testy elektryka mają ruszyć najpóźniej do 1 czerwca. Jak informuje PAP, bus elektryczny będzie do dyspozycji TPN przez najbliższe dwa tygodnie. Testy mają dać odpowiedź „czy pojazd poradzi sobie na górskiej trasie, jak długo będą ładowane baterie i na ile kursów wystarczą”. Pojazd będzie pokonywał trasę z Polany Palenicy do Włosienicy przed Morskim Okiem.
Magdalena Zwijacz-Kozica z TPN powiedziała PAP, że jeśli elektryk „sprawdzi się na trasie do Morskiego Oka, to TPN będzie musiał ogłosić przetarg unijny”. Zaznaczyła, że koszt takiego pojazdu może wynieść ponad milion zł, więc „finalnie cała procedura wraz z zakupem pojazdu może potrwać kilka miesięcy”.