0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.plFot. Mateusz Skwarcz...

„Zaprosiliśmy na to spotkanie zarówno przedstawicieli fundacji Viva, jak i przedstawicieli lokalnych społeczności, w tym wozaków, którzy pracują na trasie do Morskiego Oka” – mówiła na antenie Radia Zet Paulina Hennig-Kloska. Ministra klimatu i środowiska proponuje wprowadzenie pojazdów z napędem elektrycznym, które mogłyby wozić turystów na trasie z Włosienicy do Morskiego Oka. „Jeśli chcemy poprawić dobrostan i zdrowie tych zwierząt, to jest to dobre rozwiązanie, które będziemy próbowali wprowadzić. Można też wprowadzić alternatywny transport elektryczny i turysta sobie wybierze” – mówiła ministra.

Jak dodała, elektryczne bryczki już jeżdżą w terenach górskich, popularnych wśród turystów. „A konie są dla ozdoby. Jeśli chcemy poprawić dobrostan i zdrowie tych zwierząt, to jest to dobre rozwiązanie, które będziemy próbowali wprowadzić” – podkreśliła.

Miłośnicy zwierząt zwrócili uwagę, że konie nie powinny być „ozdobą”. Przyznają jednak, że ministra Hennig-Kloska jest pierwszą od lat szefową resortu środowiska, która zainteresowała się losem koni z Morskiego Oka. O ich cierpieniu pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie:

Przeczytaj także:

W piątek (17 maja 2024) do rozmów siedli aktywiści, lokalne władze, ministerstwo, posłowie i fiakrzy (osoby prowadzące wozy konne). Zawarto porozumienie, które ma przyczynić się do dobrostanu zwierząt pracujących na trasie do Morskiego Oka. „Podpisaliśmy je, ale bez radości. Nie zmieniamy zdania: transport konny do Morskiego Oka powinien zostać całkowicie zlikwidowany” – komentuje Anna Plaszczyk z Fundacji Viva.

Kolejny wypadek na trasie do Morskiego Oka

Dyskusja o dobrostanie koni rozgorzała w majówkę, kiedy internet obiegło nagranie kolejnego wypadku na trasie z Włosienicy do Morskiego Oka. Na filmie, który aktywistom Vivy przekazali turyści, widać, jak jeden z koni upada, a wozak podchodzi do niego i uderza go w szyję. Po uderzeniu koń wstaje.

„Zwykłe potknięcie” – mówił po wypadku Władysław Nowobilski, prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka z Bukowiny Tatrzańskiej. „Natura koni jest taka, że jak się przewróci, to leży, a nie wstaje. Ten został pobudzony lekkim bodźcem i wstał. Na miejscu były służby parku, opisały zdarzenie jako nieszkodliwe. Był też lekarz weterynarii, badał konia i uznał, że koń jest zdolny do pracy. Nic się nie stało” – powiedział.

Oliwy do ognia dolał wywiad Władysława Nowobilskiego w Pytaniu na Śniadanie TVP. „Fachowcy uważają, że koń jest mniej inteligentny niż świnia” – powiedział. „Tak pokazuje nauka. Więc nie róbmy z konia nie wiadomo kogo, prawie półczłowieka. (...) Natomiast to nie jest maszyna. Ma ból, czuje. Traktujemy to trochę inaczej. Natomiast nie jest to człowiek. Dlatego takie przesadzanie, że inteligentny, że co... No nie do końca tak jest” – wyjaśniał pokrętnie.

Meleksy zastąpią konie z Morskiego Oka?

Na te wydarzenia zareagowała Fundacja Viva, która w informacji wysłanej do mediów napisała, że niezmiennie „apeluje o natychmiastową likwidację transportu konnego do Morskiego Oka, bo tylko taka decyzja może przerwać spiralę cierpienia koni, ciągnących wielkie i ciężkie wozy. Równocześnie podtrzymuje deklarację, że przyjmie pod opiekę wszystkie konie, które w wyniku tej decyzji miałyby trafić do rzeźni i zapewni im opiekę i bezpieczną emeryturę na zielonych łąkach”.

Głos zabrał również poseł Nowej Lewicy Łukasz Litewka, który złożył do władz Tatrzańskiego Parku Narodowego pismo z prośbą o zezwolenie na test elektrycznych meleksów na trasie do Morskiego Oka.

„Firma Melex jest w stanie wyprodukować pojazd elektryczny wieloosobowy i przystąpić do nowego testu. Takiego prawdziwego, gdzie każdy będzie mógł zobaczyć rezultat. Koszt maszyny to około 75 tysięcy zł. (...) Moja decyzja jest prosta: chcę udowodnić i pokazać realną alternatywę dla cierpienia koni. Jeśli władze Tatrzańskiego Parku Narodowego oraz starostwa zezwolą na test, to zlecam realizację pojazdu firmie, a następnie zakupię go po to, by wykonać test” – napisał na Facebooku.

Meleksy były już wcześniej testowane na trasie z Włosienicy do Morskiego Oka. „Te pojazdy się sprawdzały, wyjeżdżały trzy razy na jednej baterii do góry i miały rezerwę na czwarty kurs. Było to pomyślane tak, że na dole będzie stacja, w której firma będzie wymieniała baterie” – mówiła w rozmowie z OKO.press Anna Plaszczyk z Vivy. „Fiakrzy nie byliby tym obciążeni. Fiakrom to rozwiązanie się nie spodobało: krzyczeli, że do Meleksa wchodzi osiem osób, a oni wożą po 12. Nie wzięli pod uwagę, że wóz konny jedzie pod górę godzinę. Meleks: pół. Ale się upierali przy swoim, więc z Chin sprowadzono podobny do Meleksa pojazd na 14 osób. Był testowany w słabej pogodzie i nie dał rady. Wtedy starosta tatrzański, który jest właścicielem drogi, ogłosił, że Meleksy się nie sprawdziły i po drodze nie będą jeździć” – wyjaśniała.

Konie z Morskiego Oka będą odciążone

Litewka razem z Katarzyną Piekarską z KO i Darią Gosek-Popiołek z Razem pojechał do Zakopanego, żeby wziąć udział w okrągłym stole w sprawie koni. Po kilkugodzinnych rozmowach Katarzyna Piekarska opublikowała na portalu X treść porozumienia, które podpisano z fiakrami.

View post on Twitter

Czytamy w nim m.in., że na wozy będzie mogło wsiadać mniej osób, postój koni między kursami zostanie zwiększony z 20 minut do godziny, a Tatrzański Park Narodowy zamontuje czujniki badające korelację wilgoci i temperatury. Jeśli okaże się, że warunki pogodowe zagrażają bezpieczeństwu koni, kursy zostaną wstrzymane. Do komisji weterynaryjnej, oceniającej stan koni, została przyjęta lekarka weterynarii zarekomendowana przez ministerstwo, a TPN zgodził się na testy elektrycznego busa na trasie z Włosienicy do Morskiego Oka. Mają zostać zmienione rekomendacje dotyczące podkuwania koni, a komisja weterynaryjna zajmie się rozszerzeniem katalogu badań koni.

Napięta atmosfera, ostrożne ministerstwo

Atmosfera przed spotkaniem była bardzo napięta. Fiakrzy, którzy odwołali wszystkie piątkowe przejazdy do Morskiego Oka, żeby stawić się całą grupą na posiedzeniu okrągłego stołu, argumentowali, że transport konny jest tradycją na Podhalu. Mówili, że nie ma dla niego alternatywy, posłowie nie rozumieją pracy fiakrów i koni, a Viva przesadza.

Jak się dowiadujemy, same rozmowy również przebiegały w dużym napięciu. Resort klimatu robił wszystko, żeby nie zdenerwować fiakrów. Wstępna propozycja zakładała, że na wozy będzie można wpuszczać o cztery osoby dorosłe mniej niż obecnie. Teraz, według regulaminu, wozem może jechać 12 osób dorosłych i piątka dzieci do czwartego roku życia.

„Po tym, jak padła ta propozycja, zarządzono przerwę, fiakrzy poszli porozmawiać ze starostą. Starosta porozmawiał z przedstawicielami TPN i ograniczenie zmieniono do dwóch dorosłych i dwójki dzieci” – słyszymy. Fiakrzy nie zgodzili się też na testy meleksów – finalnie stanęło na wypróbowaniu busa z napędem elektrycznym.

Pozytywną zmianą ma być dołączenie wyznaczonej przez resort klimatu lekarki weterynarii. „Jest progresywna, zdecydowanie mówiła o dobrostanie zwierząt” – słyszymy.

Ekspert: meleksy byłyby znacznie lepszym rozwiązaniem

„Pracę zaprzęgową koni na trasie do Morskiego Oka oceniam jednoznacznie negatywnie. Argumentacja neuronaukowa nie pozostawia wątpliwości: konie ciągnące tzw. fasiągi są stale zestresowane i przebodźcowane otaczającym je ruchem, krzykiem, hałasem, nawet zapachami, z uwagi na duży ruch turystyczny” – mówi prof. Marcin Urbaniak z Katedry Etyki Ogólnej Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, członek Polskiego Towarzystwa Etycznego, który wystąpił podczas posiedzenia okrągłego stołu jako ekspert. "Przebodźcowanie – dla tak głęboko płochliwego zwierzęcia, jak koń – oznacza permanentny stres, niepokój, panikę, a więc całkowity brak dobrostanu.

Pamiętajmy, że percepcja zmysłowa koni jest nieporównywalnie bardziej wyostrzona od ludzkiej.

Dodatkowo konie instynktownie odczuwają neofobię, czyli intensywny strach przed nieznanymi sobie bodźcami. Do tego dochodzi wyjątkowa łatwość tzw. zarażenia emocjonalnego, czyli rozpoznawania i współodczuwania negatywnych emocji, a także doskonała pamięć awersyjnych, nieprzyjemnych sytuacji czy zdarzeń. Jak wskazują badania, wymuszony ruch konia podczas pracy zaprzęgowej generuje permanentny stan lękowy. Dowolny bodziec dotykowy, słuchowy czy zapachowy silnie stresuje konia. W sytuacji ciągnięcia wozu koń nie jest w stanie ani rozpoznać dokładnie źródła strachu, ani odreagować napięcia" – dodaje.

Jak wyjaśnia, problemu przebodźcowania nie da się zlikwidować – powodują je turyści, którzy są nieodłącznym elementem trasy do Morskiego Oka. „Dlatego moją rekomendacją była bezdyskusyjna likwidacja transportu konnego i wprowadzenie meleksów. Mają one same zalety: są bezemisyjne, eliminują eksploatację koni, zapewniają pracę samym fiakrom. Ciche działanie meleksu nie płoszy i nie stresuje okolicznej dzikiej fauny. Swobodnie mogą wsiąść do niego osoby starsze czy z niepełnosprawnością. Niestety z kompletnie irracjonalnych powodów starosta tatrzański nie chce zgodzić się na transport elektryczny do Morskiego Oka. Powołuje się na rzekomą tradycję i wizerunek Podhala, choć konie są tam wprowadzone dopiero od 1989 roku” – dodaje naukowiec.

„Zachowawcza postawa pani minister”

„Wprowadzone zmiany są jedynie korektą. Tak rozumiem przedłużenie czasu odpoczynku koni po wykonanym kursie czy zmniejszeniem liczby osób w wozach o 2 osoby dorosłe i 2 dzieci. Liczę, że ponowne badania obciążenia koni jeszcze tę liczbę osób zmniejszą. Stoję na stanowisku, że transport konny na Morskie Oko powinien zostać zlikwidowany” – mówi w rozmowie z OKO.press posłanka Daria Gosek-Popiołek po zakończeniu rozmów z fiakrami. „Są tradycje, które są warte zachowania. Wozy transportujące turystów do Morskiego Oka do tych tradycji nie należą. I przyznam, że jestem zawieziona zachowawczą postawą pani minister” – dodaje.

Również przedstawiciele Vivy przyznają, że liczyli na więcej. „Chcieliśmy całkowitej likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka. Takie było oczekiwanie, nie tylko nasze, ale całego społeczeństwa” – komentuje Anna Plaszczyk. „Cieszymy się z małych zmian, ale mamy świadomość, że konie dalej będą pracowały ponad siły. Dobrą zmianą jest wydłużenie przerwy, wprowadzenie monitoringu temperatury i wilgotności. Dobrą decyzją jest także obniżenie liczby osób o dwie dorosłe i dwoje dzieci – choć akurat tutaj zmiana jest zbyt łagodna. Najważniejsze będzie przeliczenie przeciążeń koni. Jesteśmy spokojni, że jeśli zostaną przeliczone, to wynik będzie taki, o jakim mówimy od dawna – konie ciągną o tonę za dużo. I wtedy TPN będzie musiał zlikwidować ten transport” – dodaje.

Jak podkreśla, likwidacja transportu konnego do Morskiego Oka nie jest odległą wizją. „Jest czymś, co musi się wydarzyć”.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze