Posłowie koalicji rządzącej przyjęli wniosek o pozbawienie Ziobry immunitetu i przymusowe doprowadzenie na komisję ds. Pegasusa. W Korei Płd. parlament uchylił stan wojenny wprowadzony przez prezydenta. W Seulu demonstracje
Dziesiątki Palestyńczyków zginęło i zostało rannych w izraelskim ataku na wielopiętrowy budynek mieszkalny, w którym mieszkało co najmniej sześć rodzin, w mieście Beit Lahiya na północy Strefy Gazy — informuje Reuters.
Palestyńskie służby ratunkowe, cytowane przez agencję Reuters, poinformowały, że w budynku mieszkało około 70 osób, natomiast według biura prasowego rządu w Gazie liczba ofiar śmiertelnych wynosi 72.
Cytowany przez AFP, rzecznik palestyńskiej obrony cywilnej, podał, że 10 osób zginęło w obozie dla uchodźców al-Burajdż w centralnej części Gazy. Z kolei w południowym mieście Rafah zginęło 5 osób, a w obozie dla palestyńskich uchodźców Nuseirat zginęły trzy kobiety i dziecko.
Strona izraelska informuje o śmierci żołnierza, który walczył na północy Strefy Gazy. To 21-letni rezerwista Idan Kenan z sił obronnych Izraela. Według strony izraelskiej, żołnierz miał zginąć od ognia snajperów w miejscowości Bajt Lahija.
Jak podaje AFP, powołując się na libańską agencję prasową NNA, nocne naloty i ostrzał izraelski uderzyły w newralgiczne miasto Khiam. Atak nastąpił po „intensywnym ostrzale rakietowym” Hajfy w sobotę wieczorem, w którym, jak podała izraelska armia, trafiono synagogę, raniąc dwóch cywilów.
Izraelskie siły ostrzelały także południowy Liban wzdłuż rzeki Litani – podała w niedzielę NNA. Wcześniej agencja informowała o nalotach na południowe miasto Tyr, w tym na dzielnicę w pobliżu starożytnych ruin wpisanych na listę UNESCO. Izraelska armia podała, że zaatakowała tamtejsze obiekty Hezbollahu.
W ataku Izraela na centrum Bejrutu zginął rzecznik prasowy Hezbollahu Mohammed Afif. Ostatni taki izraelski atak na centrum Bejrutu miał miejsce 10 października — podaje NPR.
Od września Izrael prowadzi wojenne działania na dwóch frontach: nasila ataki na wspierany przez Iran Hezbollah w Libanie, jednocześnie kontynuuje wojnę z Hamasem w Strefie Gazy.
Strona izraelska kontynuuje operację przeciwko bojownikom Hamasu w Strefie Gazy. Izraelska armia w zeszłym miesiącu wysłała czołgi do Beit Lahika i pobliskich miast Beit Hanoun i Dżabalia w ramach kampanii mającej na celu zwalczanie bojowników Hamasu przeprowadzających ataki i uniemożliwienie im przegrupowania się.
Obie walczące strony nadal obwiniają się nawzajem. Hamas chce porozumienia, które zakończy wojnę, podczas gdy premier Izraela Benjamin Netanjahu mówi, że wojna może się zakończyć dopiero „po wytępieniu Hamasu”.
Izrael nasilił bombardowania Libanu od 23 września, wysyłając także wojska lądowe po niemal roku ograniczonych wymian ognia na granicy, które w głównej mierze rozpoczęli bojownicy Hezbollahu wspieranych przez Iran.
Ministerstwo zdrowia Strefy Gazy poinformowało, że od 7 października 2023 r. potwierdzono śmierć 43 800 osób. Tego dnia bojownicy Hamasu zabili około 1200 Izraelczyków i nadal przetrzymują kilkudziesięciu z około 250 zakładników, których zabrali do Strefy Gazy, zgodnie z izraelskimi szacunkami.
Czytaj inne teksy OKO.press:
Wystrzelone w niedzielę rano rosyjskie rakiety w ataku na Ukrainę, trafiły w cele na terenach położonych tuż przy granicy z Polską.
Szef MSZ Ukrainy Andrij Sybiha napisał w niedzielę rano na portalu X, że Rosja przeprowadziła jeden z „największych ataków powietrznych” na Ukrainę. Użyto dronów i rakiet, które zmusiły Ukrainę do odcięcia prądu w Kijowie i w rejonach Doniecka oraz Dniepropietrowska.
Ukraińska strona mówi, że atak rosyjski celowo był wymierzony w infrastrukturę energetyczną Ukrainy.
Mieszkańcy Kijowa byli zmuszeni spędzić noc w podziemiach metra. Perony, schody i poczekalnie były wypełnione ludźmi owiniętymi w koce, zimowe kurtki i czapki, wielu przyszło ze swoimi kotami i psami.
„Podczas nalotów ucierpiał obwód wołyński. Uszkodzona została infrastruktura energetyczna. Według wstępnych informacji nie ma ofiar” – poinformował na Telegramie szef władz obwodu wołyńskiego Iwan Rudnycki. Po godz. 9 rano dodał, że „w tej chwili sytuacja jest stabilna i pod kontrolą. Niektóre społeczności w regionie zaczęły przywracać dostawy energii elektrycznej”.
„Garaże i samochód zapaliły się w rejonie Czerwonohradu (obecnie Szeptycki) w wyniku upadku fragmentów rakiet wroga. Na miejscu pracują strażacy” – powiadomił Maksym Kozycki z lwowskiej obwodowej administracji wojskowej.
Obwód wołyński sąsiaduje z województwem lubelskim. Powiat czerwonohradzki graniczy z powiatem hrubieszowskim w tym województwie.
„W sumie wystrzelono około 120 pocisków rakietowych i 90 dronów. Nasze siły obrony powietrznej zniszczyły ponad 140 celów powietrznych” – napisał na portalu X prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełeński. „W Mikołajowie w ataku dronów zginęły dwie osoby, a sześć innych zostało rannych, w tym dwoje dzieci” – dodał.
O godz. 6:30 polskie Dowództwo Operacyjne poinformowało o poderwaniu myśliwców. „W związku ze zmasowanym atakiem Federacji Rosyjskiej wykonującej uderzenia z użyciem rakiet manewrujących, pocisków balistycznych i bezzałogowych statków powietrznych na obiekty znajdujące się między innymi na zachodzie Ukrainy, rozpoczęło się operowanie w naszej przestrzeni powietrznej polskich i sojuszniczych statków powietrznych” – napisano.
Przed godz. 9:30 dowództwo poinformowało o zakończeniu działań. „W związku z zakończeniem uderzeń Federacji Rosyjskiej na cele w Ukrainie, operowanie wojskowego lotnictwa w polskiej przestrzeni powietrznej zostało zakończone, a uruchomione siły i środki powróciły do standardowej działalności operacyjnej” – poinformowano.
W piątek kanclerz Niemiec Olaf Scholz, pomimo sprzeciwu Kijowa, rozmawiał telefonicznie z przywódcą Rosji Władimirem Putinem po raz pierwszy od prawie dwóch lat.
Rozmowa Scholza telefonował kilka dni po tym, gdy Moskwa zaprzeczyła doniesieniom, że Putin i Trump rozmawiali telefonicznie po wyborach w USA. W rozmowie prezydent elekt miał przestrzec rosyjskiego prezydenta przed dalszą eskalacją konfliktu.
Zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA, który zapowiedział szybkie zakończenie wojny na Ukrainie, budzi obawy w Europie. Może ono doprowadzić do ograniczenia kluczowej pomocy dla Kijowa oraz forsowania pokoju, który będzie kosztowny dla Ukrainy.
Rzecznik rządu w Berlinie Steffen Hebestreit poinformował, że Scholz w rozmowie z Putinem nalegał, by Rosja była gotowa na rozmowy z Ukrainą w celu wynegocjowania „trwałego, sprawiedliwego pokoju”.
Prezydent Wołodymyr Zełenski stwierdził, że piątkowa rozmowa telefoniczna między Scholzem a Władimirem Putinem otworzyła „puszkę Pandory”. Według Zełenskiego rozmowa podważa działania na rzecz izolacji Rosji i zakończenia wojny na Ukrainie w sposób gwarantujący „sprawiedliwy pokój”.
Ukraina jest otwarta na negocjacje dotyczące zakończenia rosyjskiej agresji, ale tylko pod warunkiem, że nie będzie w nich sama, a Stany Zjednoczone zajmą wyraźną pozycję po stronie Ukrainy – mówi w rozmowie z radiem Suspilne prezydent Wołodymyr Zełenski.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski udzielił wywiadu ukraińskiej stacji radiowej Suspilne.
Był pytany m.in. o to, w jakiej sytuacji jest ukraińska infrastruktura krytyczna i budżet przed kolejną zimą wojny oraz o to, jak wyglądały ostatnie kontakty Zełenskiego z prezydentem elektem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem.
Odniósł się też do proponowanych przez otoczenie Trumpa negocjacji pokojowych z Rosją.
[Rozmowy pokojowe z Rosją – red.] są możliwe, ale tylko pod warunkiem, że Ukraina nie będzie w nich sama (...). Bo jakiego rodzaju negocjacje możemy prowadzić z mordercą [prezydentem Rosji Władimirem Putinem – red.]? Jeśli będziemy rozmawiać bezpośrednio z Putinem w warunkach, które mamy teraz, to będziemy przegrani na wejściu. Nic zyskamy, jeśli będziemy negocjować z pozycji słabości" – podkreślił Zełenski.
Dodał, że dla przebiegu ewentualnych negocjacji z Rosją, ważny jest stosunek prezydenta Trumpa do Ukrainy.
„Ameryka nie może stawiać się w pozycji neutralnego mediatora (...). Ameryka musi utrzymać stanowisko, że Rosja jest agresorem, że naruszyła naszą integralność terytorialną i prawo międzynarodowe. To najważniejszy punkt wyjścia ewentualnych negocjacji. Negocjacje powinny być też oparte na elementach naszego Planu Zwycięstwa. Musi zwyciężyć silna Ukraina” – mówił Zełenski.
Zełenski był też pytany o to, co sam usłyszał od Trumpa w swoich kontaktach z nim. Na forum publicznym Trump wypowiada się w sposób, który sugeruje, że jako prezydent USA będzie w stanie wymóc na Ukrainie zaangażowanie w negocjacje. Zełenski podkreślił, że tego rodzaju retoryka w przypadku jego kraju się nie sprawdza. Jest ona też zupełnie nie na miejscu.
„Jesteśmy niepodległym krajem. Myślę, że zarówno nasz naród, jak i ja osobiście udowodniliśmy już wielokrotnie w rozmowach z amerykańską administracją czy europejskimi liderami, że retoryka typu „siadajcie i słuchajcie” się wobec nas nie sprawdza. Powinniśmy traktować się z szacunkiem. Tu chodzi o równość – to jedna z wartości, o które walczymy” – powiedział prezydent Ukrainy.
Zełenski odniósł się też pomocy ze strony USA, której kontynuacja pod nową amerykańską administracją nie jest pewna. „Jesteśmy bardzo wdzięczni za ponadpartyjne wsparcie. Zarówno Demokraci w Kongresie, jak i Republikanie, przegłosowali w sumie około 175 miliardów dolarów wsparcia dla Ukrainy. Choć prawda jest taka, że nie dostaliśmy z tego jeszcze nawet połowy (...). Mimo to ta pomoc jest bardzo ważna, ona jest ogromna i jesteśmy bardzo wdzięczni naszym partnerom – zarówno z USA, jak i z UE” – powiedział.
Dodał, że najważniejszym wyzwaniem teraz będzie „utrzymanie wspólnego frontu USA i UE wobec Ukrainy”. „Bo jeśli zmieni się podejście Amerykanów i Amerykanie wycofają się z pomocy Ukrainie, zmieni się też podejście Europejczyków. I to nie wpłynie na wzrost pomocy, ale na jej redukcję” – podkreślił prezydent.
Zełenski podkreślił jednak, że nic nie jest jeszcze przesądzone i ona sam nie traci nadziei na kontynuację amerykańskiego wsparcia.
„Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by przekonać prezydenta Trumpa do podtrzymania wsparcia dla Ukrainy. Dotąd mieliśmy z nim dobre spotkania. Dobre było spotkanie we wrześniu — pozytywne, pełne wzajemnego zrozumienia, mocnej argumentacji z naszej strony. Nie usłyszeliśmy [ze strony Donalda Trumpa — red.] nic, co podważałoby nasze stanowisko. Mieliśmy też dobrą rozmowę teraz, już po wyborach. [Trump] powiedział, że chce zakończyć wojnę, ale też, że chce pomóc, że stoi po stronie wsparcia Ukrainy, docenia naszą siłę, wytrwałość i odwagę. Tak więc do tej pory atmosfera tych rozmów była dobra. Zobaczymy, co będzie dalej” – relacjonował Zełenski.
We wtorek 5 listopada kandydat Republikanów Donald Trump wygrał wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. W kampanii wielokrotnie kwestionował zasadność kosztownej pomocy, którą USA przekazują broniącej się przed rosyjską agresją Ukrainie. Trump deklaruje, że chce doprowadzić do zakończenia wojny i negocjacji pokojowych. Ukraina obawia się jednak sytuacji, w której USA będą domagały się zakończenia wojny na niekorzystnych dla niej warunkach. Rosja okupuje w tej ponad 20 proc. terytorium Ukrainy. Jakiekolwiek koncesje terytorialne będą dla Ukrainy porażką.
Rzeczpospolita zleciła sondaż, w którym respondenci odpowiadali na pytanie o to, kto ich zdaniem wygra prawybory prezydenckie organizowane przez Koalicję Obywatelską. Jeden kandydat z wyraźną przewagą.
Koalicja Obywatelska organizuje prawybory, w których ma wyłonić kandydata do wyborów prezydenckich w 2025 roku. Na razie chętnych jest dwóch: prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski i minister spraw zagranicznych w rządzie Donalda Tuska, Radosław Sikorski.
Prawybory odbędą się 22 listopada. Wezmą w nich udział członkowie partii tworzących Koalicję Obywatelską — PO, Zielonych, Inicjatywy Polskiej i Nowoczesnej. Wyłoniony w nich kandydat ogłosi swój plan wyborczy 7 grudnia na Śląsku.
Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez SW research dla Rzeczpospolitej, aż 65 proc. badanych uważa, że prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygra Rafał Trzaskowski. 35 proc. wierzy w przewagę Radosława Sikorskiego.
Rafał Trzaskowski był już kandydatem KO na prezydenta w 2020 roku i wszedł wówczas do II tury. Zdobył ponad 10 milionów głosów, co było trzecim najlepszym wynikiem uzyskanym przez kandydata na prezydenta w wyborach organizowanych w Polsce po 1989 roku — zauważa Rzeczpospolita. Przegrał wówczas jednak z Andrzejem Dudą.
Kontrkandydat Trzaskowskiego, Radosław Sikorski, przekonuje jednak, że to on byłby lepszym kandydatem.
„W prawyborach w Koalicji Obywatelskiej powinniśmy wybrać kandydata, który w drugiej turze przyciągnie więcej wyborców na prawo od nas. I tym, kto może to zrobić, nie jest Rafał” – mówił Sikorski na antenie Polsat News.
Jak wynika z sondażu SW Research dla Rzeczpospolitej, Trzaskowskiego preferują wyborcy Koalicji Obywatelskiej i partii współtworzących koalicję rządzącą. Sikorski uzyskuje natomiast większą akceptację ze strony wyborców PiS i Konfederacji.
„Głosy tych drugich mogą być kluczowe w II turze, w której najprawdopodobniej zmierzą się ze sobą kandydaci KO i PiS” – diagnozuje dziennik.
Wybory prezydenckie odbędą się w maju przyszłego roku. Prezydent Andrzej Duda, który rządzi już drugą kadencję, nie może ubiegać się o reelekcję. Jak dotąd udział w wyborach zgłosiło trzech kandydatów:
PiS ma ogłosić swojego kandydata w najbliższych dniach. Największe szanse na nominacje ma były minister edukacji Przemysław Czarnek, szef Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki i były kandydat PiS-u na premiera Tobiasz Bocheński. W partii trwa przeprowadzanie ostatnich badań w tym temacie.
Lewica swojego kandydata ma ogłosić pod koniec roku. Najpewniej będzie to kandydatka — Agnieszka Dziemianowicz-Bąk lub Magdalena Biejat mają największe szanse na nominację.
Możliwe, że swojego kandydata w wyborach wystawi też Lewica Razem. Mógłby nim być Adrian Zandberg.
W tym tygodniu upłynął termin zgłaszania kandydatur na następców trójki sędziów z TK, w tym prezes Trybunału Julii Przyłębskiej. Żadna partia nie zgłosiła jednak kandydatów.
W tym roku kończy się dziewięcioletnia kadencja trójki sędziów w Trybunale Konstytucyjnym: prezes TK Julii Przyłębskiej, sędziego Piotra Pszczółkowskiego i wadliwie wybranego dublera Mariusza Muszyńskiego. Zgodnie z obowiązującymi przepisami nowych członków TK powinien wybrać Sejm.
Tymczasem nowych kandydatur nie przedstawiły ani koalicja rządząca, ani Prawo i Sprawiedliwość czy Konfederacja. I to pomimo że termin ich zgłaszania minął w tym tygodniu – donosi Onet.
„Nie widzę powodów, dla których rządząca koalicja miałaby zgłaszać kandydatów do obecnego TK”— ocenił w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” szef sejmowej komisji sprawiedliwości z Polski 2050 Paweł Śliz.
Śliz tłumaczył, że rządząca koalicja uważa, że obecny Trybunał nie jest TK, o którym mowa w konstytucji, bo orzekają w nim dublerzy, a składy wyznacza Julia Przyłębska, kierująca TK pomimo zakończenia kadencji prezesa. Dlatego Sejm i prokurator generalny ignorują postępowania przed TK, a podlegające premierowi Rządowe Centrum Legislacji od kwietnia nie ogłasza jego wyroków w dziennikach urzędowych.
„Nie możemy legitymizować destrukcji organu badającego zgodność z konstytucją. A wysyłanie kogokolwiek do TK byłoby taką legitymizacją” – mówił Śliz w rozmowie z dziennikiem.
A dlaczego kandydatów nie próbowało zgłosić Prawo i Sprawiedliwość?
„Mogę się domyślać, że w sytuacji, gdy nie mamy większości sejmowej, to zgłoszone przez nas kandydatury pewnie nie miałyby szans powodzenia” — powiedział Gazecie Wyborczej poseł PiS Marek Ast.
Nowe kandydatury powinny zostać zgłoszone najpóźniej na 30 dni przed upływem kadencji obecnych sędziów TK. Ten termin już minął. Biuro Obsługi Medialnej Sejmu poinformowało Gazetę Wyborczą, że kolejnego terminu nie będzie.
To oznacza, że najprawdopodobniej, po wygaśnięciu kadencji trójki sędziów, Trybunał Konstytucyjny będzie funkcjonował w okrojonym, dziesięcioosobowym składzie. To do jego funkcjonowania powinno wystarczyć, zwłaszcza że wyroki zapadają zazwyczaj w składach dwu— lub trzyosobowych — zwraca uwagę Onet.
Zresztą, nie ma to takiego znaczenia, bo Trybunał Konstytucyjny jest obecnie instytucją dotkniętą poważną wadą prawną, a jego wyroki nie są publikowane w dziennikach urzędowych. Jego naprawa powinna być możliwa po wyborach prezydenckich w 2025 roku. Niezbędna jest bowiem jego głęboka reforma i wejście w życie nowej ustawy o TK. Do tego momentu TK może działać w okrojonym składzie.
6 marca Sejm przyjął uchwałę w sprawie „usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015-2023”, w której stwierdził, że „uwzględnienie w działalności organu władzy publicznej rozstrzygnięć Trybunału Konstytucyjnego wydanych z naruszeniem prawa może zostać uznane za naruszenie zasady legalizmu przez te organy”.
Uchwała przyjęta przez Sejm 6 marca 2024 roku stwierdza, że:
Od momentu przyjęcia uchwały rząd Donalda Tuska nie publikuje wyroków TK. Na sejmową uchwałę powołał się także Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek, wycofując swój udział z rozpraw w TK, w których biorą udział tzw. dublerzy.
W ostatnich miesiącach rządowa koalicja przygotowała pakiet ustaw „ratunkowych” dla Trybunału. Ale na początku października prezydent Andrzej Duda odesłał je do samego TK w trybie kontroli prewencyjnej. Sytuacja wokół TK jest więc patowa.