Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„Nie mogę zaakceptować sytuacji, w której Polska 2050, będąc częścią rządzącej koalicji, podejmuje działania osłabiające jej jedność” – oświadczyła posłanka Izabela Bodnar. Do decyzji o odejściu z partii miało zmobilizować ją spotkanie Hołowni z PiS
Izabela Bodnar o swojej decyzji poinformowała na portalu X. Posłanka stwierdziła, że nie zgadza się ze strategią Polski 2050. „Główny przekaz partii, walczącej ze zwaśnionymi obozami i polaryzacją stawia znak równości między demokratyczną Koalicją Obywatelską a populistyczną, dewastującą demokrację w Polsce – Prawem i Sprawiedliwości„ – napisała Bodnar. „Taka narracja jest aberracją samą w sobie, gdyż z jednej strony legitymizuje nielegalne działania PiS, a z drugiej uderza w cały demokratyczny obóz” – dodała.
Bodnar wyjaśniła, że nie może wspierać działań partii, która nie gra zespołowo, a własny interes przedkłada nad dobro rządzącej koalicji. „Taka polityka jest nie tylko krótkowzroczna, ale nieodpowiedzialna i szkodliwa dla stabilności państwa. Stoi w sprzeczności z oczekiwaniami i zaufaniem naszych wyborców" – napisała posłanka.
I dodała, że choć powodem odejścia z partii nie jest piątkowe spotkanie Szymona Hołowni z działaczami Prawa i Sprawiedliwości, to informacje o tym wydarzeniu zmobilizowały ją do podjęcia decyzji.
„Zamierzam pracować jako posłanka niezrzeszona, w ścisłej współpracy z Koalicją 15 X, kontynuować projekty, które prowadziłam oraz wspierać wszelkie inicjatywy, które służą Polkom i Polakom" – zapewniła Bodnar.
Izabela Bodnar w 2023 roku kandydowała do Sejmu z list Polski 2050. W okręgu wrocławskim uzyskała ponad 26 tys. głosów. W wyborach samorządowych 2024 roku przeszła do drugiej tury – była konkurentką Jacka Sutryka w walce o fotel prezydenta Wrocławia.
Poruszenie w rządzącej koalicji wywołały informacje o tajemniczym spotkaniu Szymona Hołowni, który w czwartek 3 lipca, po zmierzchu zjawił się mieszkaniu Adama Bielana, by wymienić poglądy z Jarosławem Kaczyńskim. Do spotkania doszło tuż przed kolejną rundą negocjacji liderów obozu demokratycznego. Z publikacji medialnych wynikało, że okolicznościami rozmowy zaskoczeni byli nawet działacze Polski 2050.
Sam Szymon Hołownia, oskarżany o zdradę rządu, kilkukrotnie wyjaśniał, że nie planuje koalicji z PiS, ale będzie rozmawiał z każdym, nawet z tymi, z którymi się nie zgadza, bo tak wygląda dialog w polityce. Wyjaśniał, że dyskusja dotyczyła m.in. zaprzysiężenia Karola Nawrockiego, czy wojny w Ukrainie. Wątek rządu technicznego, którym PiS kusi wszystkich na prawo od Koalicji Obywatelskiej, również w rozmowie się pojawił, ale Hołownia miał wyjaśniać, że „nie jest zainteresowany".
Lider Polski 2050 przyznał jednak, że błędem było spotkanie poza Sejmem. Stwierdził, że poszedł na łatwiznę, bo tak mu było wygodniej (wracał z podróży).
Sprawę dokładnie opisywała w OKO.press Agata Szczęśniak:
Przeczytaj także:
Śledczy nie będą badać afery z kawalerką prezydenta elekta Karola Nawrockiego. Uznali, że w większości zarzutów do czynów zabronionych nie doszło, a w innych przypadkach – w tym złożenia fałszywego oświadczenia w akcie notarialnym – sprawa przedawniła się
Polska Agencja Prasowa poinformowała, że Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Śródmieście odmówiła wszczęcia śledztwa ws. przejęcia mieszkania Jerzego Ż. przez prezydenta Karola Nawrockiego i jego żonę. Zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w tej sprawie złożyły wicemarszałkini Senatu Magdalena Biejat, prezydent Gdańska oraz osoba prywatna.
Śledczy odrzucili jednak siedem wątków postępowania, w trzech z nich uznając, że doszło do przedawnienia karalności. Dotyczy to:
Według śledczych reszta zarzutów nie zawiera znamion czynu zabronionego, w tym m.in.:
„Postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa nie jest prawomocne” – przekazał we wtorek 8 lipca rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Mariusz Duszyński.
1 czerwca Karol Nawrocki jako kandydat Prawa i Sprawiedliwości został wybrany na prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej na kolejną kadencję, która zakończy się w 2030 roku. Najgłośniejszą aferą w kampanii wyborczej była sprawa kawalerki należącej do Karola Nawrockiego.
Media ujawniły, że Nawrocki przejął kawalerkę w niejasnych okolicznościach od Jerzego Ż. w zamian za niespełnioną obietnicę opieki nad mężczyzną. Jerzy Ż wykupił mieszkanie z 90 proc. bonifikatą (za 12 tysięcy złotych) z zasobów komunalnych miasta. Pieniądze na wykup mężczyźnie przekazał Karol Nawrocki, który został kilka lat później właścicielem mieszkania w zamian za opiekę na jego lokatorem oraz opłacanie rachunków. Jerzy Ż przebywa obecnie w Domu Opieki Społecznej, a koszty jego opieki pokrywa w całości miasto Gdańsk.
Przeczytaj także:
Fikcyjne umowy i dotacje na powiązane ze skrajną prawicą stowarzyszenia oraz media. Parlamentarna grupa Tożsamość i Demokracja miała wydawać unijne środki niezgodnie z przeznaczeniem. W sumie śledztwo dotyczy 4,3 mln euro
Prokuratura Europejska (EPPO) wszczęła dochodzenie w sprawie niewłaściwego wykorzystania unijnych funduszy przez skrajnie prawicową grupę Tożsamość i Demokracja, do której należało m.in. Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, czy niemieckie AfD. Grupa funkcjonowała w Parlamencie Europejskim w latach 2019-2024. Z doniesień medialnych wynika, że w tym czasie niezgodnie z przeznaczeniem miało zostać wydanych aż 4,3 mln euro. Rzecznik europejskiej prokuratury potwierdził, że chodzi o taką kwotę, ale odmówił szczegółowych komentarzy, powołując się na poufność dochodzenia. O sprawie informuje portal Euractiv.
Na początku lipca o aferze jako pierwsze informowały francuski Le Monde, niemieckie die Zeit i ARD oraz austriacki Kontraste. Dziennikarze dotarli do wewnętrznego audytu, z którego wynikało, że nieistniejąca już skrajnie prawicowa grupa w PE, wydała 4,3 mln euro z funduszy operacyjnych UE na transakcje określone jako „nieuzasadnione i potencjalnie niezgodne z prawem”. Rocznie każda z grup parlamentarnych może liczyć średnio na 6/7 mln euro na wydatki administracyjno-operacyjne. Pieniądze można wydawać na wspieranie prac legislacyjnych, np. finansowanie badań politycznych, tworzenie kampanii i materiałów komunikacyjnych, czy organizowanie wydarzeń związanych z działalnością UE. Tylko 5 proc. budżetu może popłynąć do organizacji zewnętrznych. Natomiast darowizny na cele, które nie są związane z unijną polityką, są zabronione.
Audyt wykazał, że 80 wydatków grupy Tożsamość i Demokracja nie spełniały wymogów. Wśród nich znalazły się fikcyjne umowy o świadczenie usług, a także darowizny na rzecz stowarzyszeń powiązanych ze skrajnie prawicowymi postaciami (które nie mają nic wspólnego z działalnością UE). Skala procedury świadczyła o tym, że to coś więcej niż niechlujstwo, raczej cyniczny sposób na nadużywanie unijnych funduszy do budowania prawicowych struktur w krajach członkowskich.
W Niemczech 3 500 euro na wsparcie kampanii antyaborcyjnych otrzymało powiązane z AfD stowarzyszenie SOS Leben (pl. SOS Życie). Francuskie katolickie stowarzyszenie SOS Calvaires dostało 1 000 euro na odbudowę parafii. Jedną z największy dotacji, w formie przepłaconych reklam, dostała Zur Zeit, austriacka gazeta powiązana ze skrajnie prawicową, antyimigrancką i prorosyjską FPÖ (Wolnościową Partią Austrii).
Pieniądze trafiły również do schronisk dla zwierząt i organizacji charytatywnych — co niekoniecznie jest złe, ale również niedopuszczalne w świetle przepisów UE.
Przeczytaj także:
Po tygodniu chaosu Donald Trump ogłasza, że Amerykanie przywracają pomoc wojskową dla Ukrainy. Powód? Eskalacja ataków ze strony Rosji
W poniedziałek 7 lipca prezydent Donald Trump zapowiedział, że wyśle więcej broni na Ukrainę. Podczas konferencji prasowej po spotkaniu z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu Trump stwierdził, że „jest rozczarowany, że prezydent Putin się nie zatrzymał”. „Zamierzamy wysłać więcej broni. Musimy... Oni teraz bardzo mocno obrywają” – mówił prezydent USA, odwołując się do zmasowanych ataków rakietowych na ukraińskie miasta.
Pentagon odpowiedział krótkim oświadczeniem, w którym potwierdził, że na polecenie Trumpa Departament Obrony wyśle dodatkową broń defensywną do Ukrainy, żeby „zapewnić Ukraińcom możliwość obrony”. Jednocześnie podkreślił, że USA wciąż pracują nad „zapewnieniem trwałego pokoju i powstrzymaniem zabijania”.
Jak podaje Wall Street Journal, Rada Bezpieczeństwa Narodowego Białego Domu spotka się we wtorek, 8 lipca, aby omówić nowe dostawy broni do Ukrainy.
Kijów miał przyjąć informacje z ulgą. Przypomnijmy, że przed tygodniem USA podjęły decyzję o wstrzymaniu dostaw kluczowych części pocisków do ukraińskiego systemu obrony powietrznej. Chodziło przede wszystkim o pociski przeciwlotnicze Patriot i precyzyjne pociski artyleryjskie. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski apelował o przywrócenie wsparcia, nazywając amerykańskie systemy Patriot „prawdziwymi obrońcami życia”. Informacja o wstrzymaniu dostaw zbiegła się w czasie z jednym z rekordowych ataków na Ukrainę. W nocy z 3 na 4 lipca Rosjanie wystrzelili w stronę Kijowa, a także innych regionów, 539 dronów i 11 pocisków rakietowych. Lokalne władze informowały, że w stolicy ranne zostały 23 osoby. Uszkodzona została infrastruktura kolejowa, budynki szkolne, a także budynek wydziału konsularnego polskiej ambasady.
Już w piątek 4 lipca portal Axios informował, że podczas rozmowy telefonicznej Trump miał przekazać prezydentowi Ukrainy, że Amerykanie chcą jednak pomóc ukraińskiej obronie powietrznej z powodu eskalacji rosyjskich ataków. Głowy obu państw rozmawiały już po kolejnej konfrontacji Trumpa z Putinem. Prezydent USA nie krył rozczarowania postawą głowy Kremla. „Nie sądzę, by [red. Putin] chciał przestać, a szkoda” – komentował wówczas Trump. Trump miał też przekazać Zełenskiemu, że to nie on jest odpowiedzialny na wstrzymanie pomocy wojskowej.
Wcześniej Amerykanie twierdzili, że wstrzymują dostawy broni – z których część znajdowała się już w Polsce – po przeglądzie zapasów. Urzędnicy sugerowali, że wsparcie Ukrainy sprawia, że brakuje amunicji dla amerykańskiej armii. Zastępczyni rzeczniczki Białego Domu Anna Kelly stwierdziła, że taka decyzja została podjęta, żeby „postawić interesy Ameryki na pierwszym miejscu”. Jeszcze w czwartek 3 lipca Trump stwierdził, że USA wcale nie wstrzymują dostaw. „Dajemy im broń, współpracujemy z nimi i próbujemy im pomóc. Ale Biden opustoszył cały nasz kraj, dając im broń. I musimy się upewnić, że nam jej wystarczy” – mówił prezydent USA.
Przeczytaj także:
Średnie wyniki matur 2025 nie odbiegają od tych z ostatnich lat. Egzamin dojrzałości zdało 80 proc. uczniów i uczennic. 13 proc. ma prawo do poprawki w sierpniu
Centralna Komisja Egzaminacyjna podała wyniki matur. Z 255 tys. uczniów i uczennic, którzy podeszli w 2025 roku do egzaminu, 20 proc. nie uzyskało wymaganego minimum. Przypomnijmy, że świadectwo dojrzałości otrzyma osoba, która uzyska co najmniej 30 proc. z egzaminów pisemnych na poziomie podstawowym (j. polski, j. obcy, matematyka) oraz egzaminów ustnych (j. polski i j.obcy). Przedmioty rozszerzone nie mają progu zdawalności, nie da się ich oblać. 13 proc. maturzystów będzie miało prawo do poprawki w sierpniu, bo nie zaliczyły tylko jednego przedmiotu. Reszta, 17,8 tys., będzie mogła powtórzyć maturę dopiero za rok.
Średnie wyniki egzaminu maturalnego z przedmiotów obowiązkowych są podobne do tych z ostatnich 10 lat:
Jak co roku, najtrudniejsza dla uczniów do przejścia jest matematyka — oblało ją 15 proc. zdających. Według CKE średnie wyniki tego przedmiotu trzymają się wysoko, bo uczniowie, którzy zdają także rozszerzenie, swoje arkusze na poziomie podstawowym oddają wypełnione niemal bezbłędne.
Dla rekrutacji na studia wyższe kluczowe są wyniki z przedmiotów rozszerzonych (są wyżej punktowane niż obowiązkowe przedmioty). Średnie wyniki plasują się tu następująco (lista według popularności wyboru na maturze):
Jak co roku widać też rozstrzał w wynikach pomiędzy typami szkół. Najlepiej egzaminy maturalne wypadły w liceach ogólnokształcących. Na poziomie podstawowym język polski oblało – 4 proc. uczniów, matematykę – 11 proc., język angielski – 4 proc.
W technikach te odsetki wynoszą: dla języka polskiego – 8 proc., matematyki – 21 proc., język angielskiego – 11 proc. Maturę zdało tu 70 proc. wszystkich zdających, a prawo do poprawki przysługuje 19 proc.
Najgorzej jest w szkołach branżowych, gdzie maturę zdało zaledwie 14 proc. uczniów, ale do egzaminu podeszła tu mała grupa uczniów i uczennic — zaledwie 1 345 osób. Większość uczniów w „branżówkach” wybiera egzaminy zawodowe.
CKE podała też wyniki matur dla uczniów i uczennic z Ukrainy. W pierwszym terminie uporało się z nią 72 proc. zdających. 28 proc. maturę oblało, ale do sierpniowej poprawki może podejść większość (18 proc. wszystkich ukraińskich maturzystów).
Unieważniono 244 egzaminy, większość już w trakcie zdawania. Najczęściej chodziło o niesamodzielne rozwiązywanie zadań lub korzystanie z telefonu/tableta.
Przeczytaj także: