Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Putin zapowiedział, że w razie użycia amerykańskich Tomahawków wobec Rosji jej odpowiedź będzie „oszałamiająca”. Rosja nie ugnie się też pod nowymi sankcjami amerykańskimi, gdyż jest „szanującym się krajem”. Sankcje na rosyjską ropę doprowadzą do wzrostu jej cen na całym świecie, co uderzy w republikańska władzę w USA przed wyborami do Kongresu za rok.
Po odwołaniu przez Donalda Trumpa szczytu w Budapeszcie głos 23 października zabrał osobiście Putin. Zrobił to przy okazji Zjazdu Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego, co wskazuje, że wystąpienie było organizowane w ostatniej chwili.
Takie osobiste odpowiedzi Putina nie są częste. Wskazuje to, że Moskwa wiązała ze szczytem Trump-Putin wielkie nadzieje, a odwołanie szczytu jest dla niej ciosem.
Putin powiedział zwołanym do zjazdowego hallu „dziennikarzy” (na zdjęciu), że to Amerykanie chcieli się spotkać w Budapeszcie, a on, Putin, się tylko zgodził. To, że rozmów w końcu nie będzie, jest oczywiście ze szkodą dla wzajemnych rosyjsko-amerykańskich stosunków, które „dopiero zaczęły się poprawiać”. Ale Rosja się nie ugnie – także pod presją nowych sankcji przyjętych przez USA. Bowiem „żaden szanujący się kraj nie robi niczego pod presją”, a te sankcje są właśnie „próbą wywarcia presji na Rosję”.
Gospodarczo Rosja sobie z nimi poradzi – zapewniał Putin. One „są one dla nas poważne, oczywiście, to jasne. I będą miały pewne konsekwencje, ale nie będą miały znaczącego wpływu, zwłaszcza na nasz dobrobyt gospodarczy” – powiedział Putin.
Jednocześnie Putin kpił z nowego, 19. pakietu europejskich sankcji (wcześniej propaganda Kremla zapewniała, że pakiet nie zostanie przyjęty dzięki sprzeciwowi Słowacji i Węgier). Oprócz zakazu kupowania rosyjskiego skroplonego gazu ziemnego (LNG) do końca 2026 roku, pakiet ten obejmuje sankcje wobec 21 osób i 41 podmiotów. A także zakaz transakcji z kilkoma kolejnymi rosyjskimi bankami. „Zakaz sprzedaż toalet do Rosji będzie ich drogo kosztować. Wydaje mi się, że [toalety] faktycznie będą im potrzebne w obecnej sytuacji, jeśli będą kontynuować tę politykę wobec Federacji Rosyjskiej” – szydził Putin.
Natomiast gdyby USA użyły przeciwko Rosji Tomahawków, „reakcja będzie bardzo silna, a nawet oszałamiająca. Niech się nad tym zastanowią”.
Ta groźba jest o tyle ważna, że wcześniej Putin opowiadał, że Tomahawki nie mają znaczenia dla Rosji. Może wyrządza jakieś szkody, ale ostatecznie Rosja nauczy się je zestrzeliwać.
Putin mówił też, że nowe utrudnienia w sprzedażny rosyjskiej ropy doprowadzi do wzrostu cen na całym świecie, w tym w USA. „Biorąc pod uwagę wewnętrzny kalendarz polityczny Stanów Zjednoczonych, jasne jest, jak delikatne będą niektóre procesy w tym zakresie. Ci, którzy naciskają na takie decyzje obecnej administracji, muszą zrozumieć, dla kogo pracują”. Putin dodał, że osobiście ostrzegał przed tym Trumpa w rozmowie telefonicznej 16 października.
Dla Trumpa Putin miał też jednak – oprócz gróźb – ofertę handlową: „Jeśli ostatecznie pokonamy presję i przejdziemy do poważnej dyskusji o długoterminowej przyszłości, w tym w sferze gospodarczej, będziemy mieli wiele obszarów do wspólnej pracy. Generalnie jesteśmy do tego przygotowani, ale jak widzimy, zależy to nie tylko od Federacji Rosyjskiej, ale także od naszych partnerów” – powiedział.
23 października Donald Trump w zasadzie ostatecznie odwołał spotkanie z Putinem w Waszyngtonie. Propaganda Kremla zapowiadała je jako gigantyczny sukces Putina, który miał zmienić politykę USA wobec Rosji i przy okazji upokorzyć europejskich sojuszników Ukrainy – przez wybór na spotkanie stolicy Węgier Orbána.
Odwołaniu spotkania towarzyszyły nowe amerykańskie sankcje na rosyjskie koncerny naftowe. Są nowego typu. Nie dotyczą po prostu rosyjskiej ropy, ale uderzają w interesy tych koncernów, w tym w ich spółki na całym świecie, w tym np. w Niemczech czy Indiach.
Jeśli chodzi o dostawy broni dla Ukrainy, to Trump powiedział, że tego w ogóle nie robi – przekazuje bowiem uzbrojenie NATO.
Spotkanie Putin-Trump zostało odwołane, kiedy okazało się, że Rosja w żaden sposób nie godzi się na rozejm w Ukrainie „na linii frontu”. Przerwać walki zamierza dopiero po całkowitym podporządkowaniu sobie sąsiedniego kraju. Spotkanie zaproponował Trump, ale po tym, jak zadzwonił do niego Putin, najwyraźniej wystraszony zapowiedziami Trumpa o możliwości dostarczenia Ukrainie Tomahawków.
Propozycję nowych negocjacji Trump kupił. A Moskwa najwyraźniej liczyła, że prezydent USA , który zgodził się na Alasce 15 sierpnia, żeby już nie rozmawiać o rozejmie, tylko wynegocjować pokój, zgodzi się teraz w Budapeszcie na warunki Kremla:
Rosja musiała założyć, że na takie „zarządzanie światem” dające szansę na zyskowne umowy handlowe Trump pójdzie. Trump jednak, po doprowadzeniu do rozejmu w Gazie, nie chce długotrwałych negocjacji, ale szybkiego rozejmu w Ukrainie.
Rosja wprost powiedziała, że się na to nie zgodzi. I to jest istotna zmiana w relacjach Kremla z Waszyngtonem.
Po rosyjskiej odmowie amerykańska administracja ogłosiła, że Trump włączy się w europejskie prace nad planem dla Ukrainy. Ma to doprowadzić nie tylko do rozejmu, ale i do objęcia Ukrainy międzynarodowymi gwarancjami bezpieczeństwa. I to realizacją tych gwarancji – a nie zarządzaniem Ukrainą na moskiewską modłę – miałaby się zająć rada pokojowa, której przewodniczyłby Donald Trump. Rozejm nie oznaczałby uznania rosyjskich podbojów w Ukrainie.
Na plan ten zgodziła się Ukraina.
Przeczytaj także:
W rozmowie z magazynem „Time” prezydent Stanów Zjednoczonych powiedział o kulisach rozmów, które doprowadziły do porozumienia pokojowego w sprawie Strefy Gazy. Wyznaczył też „czerwoną linię” w stosunkach Waszyngtonu z Tel-Awiwem.
Prezydent zapytany o kulisy rozmów o porozumieniu w sprawie Gazy podkreślił znaczenie pozbawienia militarnego potencjału Iranu, który zdaniem Trumpa destabilizował sytuację na Bliskim Wschodzie. Według amerykańskiego prezydenta rozpoczęło się to od zabójstwa wojskowego przywódcy, generała Kasema Sulejmaniego w 2020 roku, a Iran ostatecznie osłabiła wojna z Izraelem. „Usunęliśmy tyrana z rozgrywki” – ocenił amerykański przywódca na łamach magazynu „Time”.
Trump stwierdził też, że gdyby Hamas odmówił rozbrojenia, „będą musieli wejść” – w domyśle wojska izraelskie i amerykańskie do Strefy Gazy. Dalej amerykański prezydent wyjaśniał, w jaki sposób skłonił premiera Izraela Benjamina Netanjahu do podpisania porozumienia o zawieszeniu broni. „Powiedziałem do Bibiego (przydomek Netanjahu – przyp.aut.) »Bibi, nie możesz walczyć z całym światem. Możesz próbować podejmować walkę w poszczególnych bitwach, ale świat jest przeciwko tobie. A Izrael jest bardzo mały w porównaniu ze światem«” – mówił Trump. Jak stwierdził, do reakcji na działania rządu Netanjahu skłonił go atak Izraela w stolicy Kataru, Dosze, który miał być wymierzony w przebywających tam liderów Hamasu.
„Powstrzymałem go, bo inaczej nie przestałby. To mogłoby trwać latami. Trwałoby latami. Powstrzymałem go i wszyscy się zjednoczyli, kiedy to zrobiłem. To było niesamowite. Kiedy popełnił ten jeden błąd taktyczny, ten dotyczący Kataru, było to straszne, ale tak naprawdę, i powiedziałem to emirowi, była to jedna z rzeczy, która nas wszystkich zjednoczyła, ponieważ było to tak nie na miejscu, że zmusiło wszystkich do zrobienia tego, co musieli zrobić” – powiedział przywódca USA „Time'owi”.
Jedna z najważniejszych deklaracji Trumpa dotyczyła Zachodniego Brzegu Jordanu – drugiej części Autonomii Palestyńskiej, której coraz większe tereny zajmowane są przez izraelskich osadników. Prezydent Stanów Zjednoczonych sprzeciwił się wizji oficjalnego przejęcia tego terenu przez Izrael.
„To się nie stanie. To się nie stanie. To się nie stanie, ponieważ dałem słowo krajom arabskim. A teraz nie można tego zrobić. Mieliśmy ogromne wsparcie ze strony krajów arabskich. To się nie stanie, ponieważ dałem słowo krajom arabskim. To się nie stanie. Izrael straciłby całe wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych, gdyby tak się stało” – mówił Trump.
We wrześniu prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump zaprezentował 20-punktową propozycję pokojową dla Strefy Gazy, przyjętą przez przedstawicieli Izraela, Hamasu i państw arabskich w Szarm el-Szejk. Plan zakładał przede wszystkim zawieszenie broni w zamian za zwolnienie izraelskich zakładników przetrzymywanych przez Hamas oraz zwłok osób uprowadzonych i zamordowanych przez tę organizację 7 października 2023 roku. Według założeń, Hamas miałby całkowicie zrezygnować z udziału w życiu publicznym Palestyny.
Gaza miałaby być tymczasowo zarządzana przez apolityczny, technokratyczny komitet palestyński, odpowiedzialny za funkcjonowanie usług publicznych i samorządów lokalnych. W skład komitetu wchodziliby wykwalifikowani Palestyńczycy oraz międzynarodowi eksperci, nadzorowani przez nową międzynarodową jednostkę przejściową – „Radę Pokoju”. Jej przewodniczącym miałby zostać Donald Trump, a wśród członków znaleźliby się także inni przywódcy i głowy państw, w tym były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair.
Przeczytaj także:
Prokuratura umorzyła śledztwo dotyczące wyłączenia Świętego Krzyża z granic Świętokrzyskiego Parku Narodowego – poinformowała stacja TVN24. Decyzja kończy spór o to, czy rząd Mateusza Morawieckiego i lokalni urzędnicy złamali prawo, usuwając klasztorne wzgórze z obszaru chronionego.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła postępowanie w obu wątkach sprawy: dotyczącym rozporządzenia Rady Ministrów z grudnia 2021 roku, które wyłączyło z parku trzy działki o łącznej powierzchni 1,34 ha, oraz umowy z 2023 roku, na mocy której oblaci ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej otrzymali teren w dzierżawę na 50 lat. Roczna opłata ustalona na poziomie 73,2 tys. zł miała być zaniżona wobec wartości rynkowej.
Rzecznik warszawskiej prokuratury, prokurator Piotr Antoni Skiba, poinformował, że w żadnym z wątków nie dopatrzono się przestępstwa. „Czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego” – przekazał. Śledczy oceniali działania urzędników pod kątem ewentualnego przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków.
O sprawie pisaliśmy wielokrotnie w OKO.press. Przypomnijmy: Od 2019 roku rząd PiS próbował wyłączyć z granic Świętokrzyskiego Parku Narodowego fragment Łyśca, by przekazać go zakonowi oblatów, który od lat 90. zabiegał o możliwość rozbudowy klasztoru o centrum turystyczne. Początkowo planowano wyłączenie 5 ha, ostatecznie 1,3 ha. W zamian do parku włączono 60 ha lasu oddalone od terenu parku narodowego.
Ministerstwo uzasadniało decyzję utratą wartości przyrodniczych tego terenu, jednak badania stowarzyszenia MOST wykazały obecność wielu rzadkich gatunków, w tym nieznanego dotąd w Polsce owada. Mimo to w 2022 roku premier Mateusz Morawiecki podpisał rozporządzenie usuwające Święty Krzyż z granic parku, mimo że Najwyższa Izba Kontroli uznała, iż brak było podstaw prawnych do takiej decyzji.
Po zmianie władzy nowy rząd zapowiedział odwrócenie tej decyzji. Wiceminister klimatu Mikołaj Dorożała podkreślał, że granice parków narodowych nie mogą być zmieniane według uznania polityków. W grudniu 2024 roku przygotowano projekt przywracający Łysiec do ŚPN, który uzyskał poparcie gminy Nowa Słupia i rady powiatu kieleckiego.
„Jestem zdumiony. Narracja prowadzona przez ówczesny rząd brzmiała jak mataczenie, to było kombinowanie na rozmaite sposoby. W końcu udało się to wszystko nazwać po imieniu, co wykazała Najwyższa Izba Kontroli, pokazując, w którym miejscu doszło do złamania prawa. Nie rozumiem, dlaczego prokuratura tego nie widzi” – powiedział TVN24 Łukasz Misiuna, przyrodnik ze stowarzyszenia MOST.
„Rozliczanie poprzedniego rządu przez obecną władzę przebiega w dziwny sposób. Nie wiem zresztą, czy jest to potrzebne i sensowne. Ważne, by odkręcać różne szkodliwe decyzje, co na szczęście się dzieje” — dodał aktywista.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska przygotowało projekt nowego rozporządzenia, które ma przywrócić Święty Krzyż w granice parku.
Przeczytaj także:
Wołodymyr Zełenski po rundzie rozmów z europejskimi przywódcami wezwał do umożliwienia Ukrainie korzystania z zamrożonych rosyjskich aktywów do zakupu i produkcji broni.
Temat przekazania rosyjskiego majątku zatrzymanego przez europejskie organy Ukrainie jest jedną z najważniejszych kwestii trwającego w Brukseli unijnego szczytu.
„Mam nadzieję, że unijni przywódcy podejmą pozytywną decyzję polityczną aby pomóc Ukrainie funduszami w oparciu o zamrożone aktywa” – stwierdził Zełenski. Jak ocenił. UE może być bardzo blisko takiej decyzji. – „Chcielibyśmy użyć rosyjskich aktywów zarówno do uruchomienia własnej produkcji, jak i do zakupów u naszych europejskich partnerów. Dialog na ten temat nie był może prosty, ale był bardzo dobry i naprawdę liczymy na decyzję w tej sprawie” – mówił ukraiński przywódca. Jak stwierdził, środki przekazane Kijowowi w ten sposób mogłyby służyć do produkcji broni dalekiego zasięgu.
Trudno powiedzieć, czy optymizm Zełenskiego jest uzasadniony. Przekazaniu Ukrainie wsparcia bazującego na rosyjskich aktywach sprzeciwiała się do tej pory Belgia, gdzie znajduje się 140 mld z zamrożonych rosyjskich środków.
„Nawet podczas II wojny światowej nie naruszano zamrożonych aktywów. Chcę pełnego uwspólnotowienia ryzyka, ponieważ istnieje duże ryzyko, że poniesiemy ogromne straty. Jeśli więc chcecie to zrobić, musimy zrobić to wszyscy razem. Chcemy gwarancji, że jeśli pieniądze będą musiały zostać zwrócone, każde państwo członkowskie się do tego przyczyni. Na tym polega europejska solidarność” – mówił premier Belgii Bart De Wever. Jak podkreślił, wątpi w podjęcie decyzji dotyczącej aktwów w czwartek.
Popołudniu Zełenski spotkał się w Brukseli z polskim premierem Donaldem Tuskiem. „Z premierem Polski Donaldem Tuskiem omówiliśmy wspólne projekty obronne oraz wykorzystanie instrumentu SAFE (program wsparcia produkcji zbrojeniowej UE). Przekazałem informacje o rosyjskich atakach powietrznych na ukraińską infrastrukturę energetyczną. Nasz kraj jest zainteresowany inwestycjami polskich firm w ukraiński przemysł obronny” – napisał Zełenski po spotkaniu na koncie Telegram.
Na razie nie ma informacji o ostatecznej decyzji w sprawie. Międzynarodowe media mówią jednak, że mimo sprzeciwu Belgii europejscy przywódcy są zgodni co do możliwości wykorzystania zamrożonych aktywów. Agencja Reutera podaje, że może chodzić o „pożyczkę naprawczą” w wysokości 140 mld euro. Rosja ostro krytykuje ten plan.
„Wszelkie działania dotyczące rosyjskich aktywów bez zgody Rosji są nieważne na mocy prawa międzynarodowego i umownego” – stwierdziła rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa, grożąc UE „bolesną reakcją”.
Przeczytaj także:
Związki zawodowe oraz pracownicy Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu są przeciwni przeniesieniu części pracowników szpitala do firmy zewnętrznej. Tzw. outsourcing ma objąć salowe oraz sanitariuszy.
„Jesteśmy oburzeni” – mówiła podczas konferencji prasowej w Sejmie Hanna Piaszczyńska z Ogólnopolskiego Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Pomocniczych w Ochronie Zdrowia. „Czujemy, że stracimy naszą pracę, w którą przez tyle lat włożyliśmy tyle serca, a teraz jesteśmy po prostu niedoceniani” – dodała.
Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu zatrudnia kilka tysięcy pracowników. Pod koniec sierpnia ogłosił przetarg na powierzenie tzw. usług pomocniczych firmie zewnętrznej. Chodzi o przeniesienie zatrudnienia z USK do tej firmy ponad 460 osób – salowych, sanitariuszy i noszowych. Ze struktury USK ma zniknąć dział utrzymania czystości i higieny, a także transportu wewnątrzszpitalnego.
Pracownicy mają zostać przejęci przez firmę zewnętrzną. „Po analizach ekonomicznych zdecydowaliśmy o powierzeniu usług pomocniczych firmie zewnętrznej. Dzięki temu rozwiązaniu w ciągu najbliższych czterech lat zaoszczędzimy od 18 do 20 milionów złotych rocznie. Te środki w całości wrócą do pacjentów – w postaci skróconych kolejek, dokładniejszych badań, dostępu do innowacyjnych terapii i większego komfortu leczenia” – napisał w oświadczeniu były już dyrektor szpitala Marcin Drozd.
„Planowana zmiana pozwoli szpitalowi zaoszczędzić właśnie na wynagrodzeniach pracowników. To bulwersujące, bo oszczędności te odbędą się kosztem ludzi i – co najważniejsze – zagrażają bezpieczeństwu pacjentów” – mówił jeden ze związkowców.
"Salowe i noszowi to kluczowe grupy zawodowe, bo funkcjonowanie szpitala opiera się na współpracy –
lekarz nie może pracować bez pielęgniarki, pielęgniarka bez noszowego, a noszowy bez salowych, które dbają o czystość sal – dodał związkowiec.
Drozd w oświadczeniu wspomniał, że kierownictwo „ma świadomość, że zmiana ta dotyka osób, które przez lata pracowały na rzecz szpitala”. Zapewnia, że warunkiem udziału w przetargu jest „przejęcie pracowników działu higieny wraz z zachowaniem dotychczasowych zasad wynagradzania i zabezpieczeniem stabilnych form zatrudnienia”.
W połowie października dyrektor szpitala, który tę funkcję pełnił od 2023 roku został zwolniony. Władze uczelni oficjalnie zaprzeczyły, że odwołanie dyrektora miał związek z protestami pracowników.
Rzeczniczka uczelni Monika Kowalska poinformowała , że szpital nie wycofuje się ze swoich planów i nadal zamierza podpisać umowę na outsourcing. Przedstawicielka uniwersytetu nie podała jednak, co w takim razie było powodem odwołania dyrektora.
Pracownicy nie tylko boją się, że stracą pracę, ale wskazują, że są zastraszani. „Szpital zastrasza nas, że jeśli będziemy się organizować, by przeciwstawić się presji i nie dopuścić do przeniesienia nas do firmy zewnętrznej, to będziemy zwalniani” – mówił jeden z pracowników.
Związkowcy mają wątpliwości czy firma będzie w stanie zapewnić nie tylko stabilność płacy i zatrudnienia, ale przede wszystkim jakość usług dla pacjentów.
Obawiają się, że stracą dodatki socjalne, jak np. wynagrodzenie za pracę w święta czy w nocy, tzw. wczasy pod gruszą czy za wysługę lat.
Związkowcy wskazują, że przetarg gwarantuje zachowanie dotychczasowych warunków pracy i płacy jedynie przez 12 miesięcy. Tymczasem kontrakt ma obowiązywać przez cztery lata, co oznacza, że „przez kolejne trzy lata nie wiadomo, jakie będą warunki zatrudnienia”. Pojawia się więc pytanie, czy po tym czasie pracownicy nie zostaną przeniesieni na umowy cywilnoprawne, czyli tak zwane „śmieciówki”. To z kolei grozi dużą rotacją kadry i brakiem stabilności zespołu.
W sprawę zaangażowały się posłanki Razem: Marcelina Zawisza i Marta Stożek, która podjęła już dwie interwencje poselskie, domagając się od kierownictwa szpitala wyjaśnień i rezygnacji z przetargu.
„Ta sytuacja dotyczy szpitala, który z roku na rok osiąga coraz większe zyski. W 2024 roku wyniosły one prawie 90 mln złotych. Nie mówimy więc o placówce, która musi się ratować, tnąc podstawowe wydatki czy ograniczając usługi. To szpital, który może – i powinien – pozwolić sobie na zapewnienie pacjentom opieki na wysokim poziomie” – mówiła Marta Stożek.
Przeczytaj także: