Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
W Monachium trwa zakrojona na szeroką skalę akcja służb w związku z alarmem bombowym na Oktoberfeście oraz wybuchem w domu jednorodzinnym na obrzeżach miasta. Okazuje się, że incydenty są powiązane. Oktoberfest pozostaje zamknięty do odwołania.
W środę 1 października rano niemieckie służby dostały zgłoszenie o ładunku wybuchowym podłożonym na Oktoberfeście w Monachium. Służby traktują to doniesienie bardzo poważanie ponieważ pochodzi od osoby, która może być odpowiedzialna za wybuch i pożar domu jednorodzinnego, do którego doszło na północy Monachium także w środę rano.
Pożarowi domu w Lerchenau towarzyszyły odgłosy wybuchów i strzałów. Spłonęło także kilka zaparkowanych przy ulicy samochodów. Po przybyciu na miejsce i ugaszeniu pożaru w domu odkryto materiały wybuchowe. Osoba uważana za zamieszaną w to zdarzenia została znaleziona z obrażeniami w pobliżu jeziora Lerchenauer, ale pomimo udzielonej pomocy medycznej zmarła. Jedna osoba w związku z pożarem pozostaje zaginiona.
Policja podejrzewa, że w domu doszło do kłótni na tle rodzinnym, a budynek został następnie podpalony – informuje portal Deutsche Welle.
Teren festiwalu pozostaje zamknięty co najmniej do godziny 17 – poinformował burmistrz Monachium Dieter Reiter. Policja i saperzy przeszukują obecnie plac Theresienwiese i okolice. Na razie nie ma żadnych informacji o tym, kim mogą być osoby zamieszane w te zdarzenia.
W Oktoberfeście co roku bierze udział ok. 6 miliona osób. Festiwal trwa dwa tygodnie.
Amerykańskie urzędy federalne ograniczają swoje działanie do niezbędnego minimum. Kongres nie zdołał porozumieć się w sprawie budżetu federalnego na nowy rok fiskalny. To pierwsza taka sytuacja od 2018 roku.
Senat USA odrzucił półtoramiesięczne prowizorium budżetowe na nowy rok fiskalny, który zaczyna się od 1 października. Do przyjęcia budżetu zabrakło pięciu głosów. Aby został przyjęty poprzeć musieliby go wszyscy Republikanie (53 osoby) i co najmniej siedmiu senatorów opozycji – w sumie 60 osób ze stuosobowej izby. Tymczasem we wtorkowym głosowaniu prowizorium budżetowego nie poparł jeden senator Republikanów, a wśród opozycji „za” było tylko trzech Demokratów.
Ponieważ stary budżet wygasł w nocy z 30 września na 1 października, a nowego nie udało się uchwalić, amerykański rząd federalny wszedł w tryb tzw. shutdownu. Bez uchwalonego budżetu agencje federalne ograniczają swoje funkcjonowanie do minimum w oczekiwaniu na nową ustawę. W nocy z wtorku na środę Biały Dom wydał instrukcję wszystkim agencjom federalnym, by wdrożyć odpowiednie plany pracy.
To pierwsza taka sytuacja od 2018 roku.
Spór o budżet federalny na nowy rok fiskalny trwa już od kilku miesięcy. Demokraci sprzeciwiają się wprowadzonym przez Republikanów w nowej ustawie budżetowej, czyli w tzw. One Big Beatiful Bill Act (Jednej Wielkiej Pięknej Ustawie), cięciom wydatków m.in. na służbę zdrowia. Republikanie nie godzą się na zmiany i zapowiadają, że w najbliższych dniach będą poddawać pod głosowanie ten sam projekt prowizorium.
Wprowadzenie shutdownu oznacza, że około 750 tysięcy pracowników federalnych pójdzie na przymusowy urlop. Wszystkie agencje – nawet Pentagon – będą działać w bardzo okrojonym zakresie. Na stanowiskach zostaje personel sił zbrojnych oraz organów ścigania, w tym FBI.
Ostatni shutdown miał miejsce pod koniec 2018 roku, także w okresie prezydentury Donalda Trumpa. Agencje federalne nie działały przez 35 dni między grudniem 2018 a styczniem 2019. Spór dotyczył wówczas finansowania budowy muru na granicy z Meksykiem.
Przeczytaj także:
„Ukraińcy mieliby atakować polską infrastrukturę i potem zwalić to na Rosję” – straszy Kreml. To nie pierwsza taka rewelacja „rosyjskiego wywiadu” czyli propagandy. Wcześniej było już m.in. o brudnych bombach, nietoperzach, tajnych laboratoriach i strzelaniu na Bałtyku do amerykańskich okrętów.
Służba Wywiadu Zagranicznego ogłosiła, a propaganda Kremla powtórzyła we wszystkich kanałach (łącznie z wieczornym dziennikiem telewizyjnym), że „Ukraina przygotowuje się do przeprowadzenia operacji przygotowawczej w Polsce z udziałem grupy dywersyjno-rozpoznawczej rzekomo złożonej z rosyjskich i białoruskich żołnierzy sił specjalnych”. Agencja TASS napisała przy tym, że do tej rewelacji „dotarła”. „Ujawniła” też, że „scenariusz prowokacji został opracowany przez Główny Zarząd Wywiadowczy Ministerstwa Obrony Ukrainy wspólnie z polskimi służbami wywiadowczymi”. „Możliwe, że operacja Kijowa „będzie symulowanym atakiem na krytyczną infrastrukturę w Polsce, aby wywołać większy oddźwięk społeczny”.
Kontekstem jest przede wszystkim pogarszająca się sytuacja Rosji – gospodarcza, wojskowa i na świecie. Przyjacielem Putina, przynajmniej na jakiś czas, przestał być Donald Trump. Zawaliła się koncepcja, że nowy prezydent USA zmusi sojuszników z Europy do wycofani wsparcia dla Ukrainy. Rosja właśnie straciła nadzieję na odzyskanie Mołdawii, a w sprawie uregulowania kryzysu w Gazie nikt nie spytał jej o zdanie, co musiał dziś przyznać szef rosyjskiej dyplomacji Ławrow.
Dronowy atak na Polskę 10 września i naruszenie przestrzeni powietrznej Estonii spotkały się ze sprawną odpowiedzią wojsk NATO. Do tego Europejczycy zaczęli się organizować do lepszej obrony i rozmawiać o antydronowych zabezpieczeniach.
Propaganda Kremla tę oczywistą porażkę Putina przedstawia tak, że to NATO wymyśliło drony, żeby potem móc się zbroić. I że wszystko, co złe, jest zachodnim spiskiem.
Z dronami coś się jednak Kremlowi udało. W Polsce wybuchła dyskusja o tym, czy atak było odpierany prawidłowo, czy nie był przypadkiem ukraińską prowokacją albo w ogóle fikcją, w wyniku której rakieta NATO uszkodziła dom na Lubelszczyźnie. Dokładnie taką narrację suflowała propaganda Kremla, więc można powiedzieć, że odniosła tu sukces.
Drugą ważną rzeczą, którą trzeba brać pod uwagę przy interpretacji rewelacji Służby Wywiadu Zagranicznego Rosji, jest to, że nieustannie ujawnia ona spiski. Śledzimy je i odnotowujemy w rubryce „GOWORIT MOSKWA”. Dla przykładu – wojskowi wywiadowcy Putina i sam rosyjski MON ujawnili już oficjalnie:
Przeczytaj także:
Wersji tego spisku było kilka. Świadczyć miał o tym, że rozbiory i napadanie na sąsiada jest rzeczą normalną, więc Rosja nie robi nic złego. W jednej, do jakiej „dotarli” rosyjscy wywiadowcy, ostatecznym dowodem na spiek była nazwa gazety „Rzeczpospolita”. Wedle Kremla świadczy ona o imperialnych planach Polski.
Przeczytaj także:
Przeczytaj także:
Przeczytaj także:
Przeczytaj także:
Wszystkie te spiski są w propagandzie Kremla skorelowane z aktualnymi problemami Moskwy, a propaganda stara się opowieści o tym rozprzestrzeniać tak, by wyrządzić jak najwięcej szkody osobom podatnym na teorie spiskowe o tajnych broniach, wirusach i zaprogramowanych nietoperzach.
Prawdą jest natomiast, że twórca wielu z przytoczonych teorii spiskowych, generał Igor Kiriłłow, zginął w grudniu 2024 r. wysadzony w powietrze przez bombę w hulajnodze pod swoim domem w Moskwie.
Grasz w niebezpieczną grę, narażając życie i bezpieczeństwo milionów Europejczyków – napisał we wtorek na platformie X premier Węgier Viktor Orban, zwracając się do szefa polskiego rządu Donalda Tuska.
„Drogi Donaldzie Tusku, możesz myśleć, że jesteś w stanie wojny z Rosją, ale Węgry nie są. Unia Europejska też nie. Grasz w niebezpieczną grę, narażając życie i bezpieczeństwo milionów Europejczyków. To bardzo źle!” – napisał w mediach społecznościowych premier Węgier.
Polityk zamieścił w komentarzu do swojego wpisu artykuł portalu Euractiv, w którym przywołano wypowiedzi prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i premiera Tuska z Warsaw Security Forum w Warszawie. Ukraiński przywódca wezwał w poniedziałek do utworzenia wspólnej europejskiej tarczy przeciwko rosyjskim zagrożeniom powietrznym.
„Ukraina może przeciwstawić się wszystkim typom rosyjskich dronów i pocisków, a jeśli będziemy działać razem w regionie, będziemy mieli wystarczająco dużo broni i zdolności produkcyjnych” – mówił Wołodymyr Zełenski.
Donald Tusk podkreślił natomiast, że wojna na Ukrainie jest też naszą wojną, bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. "Musimy mieć świadomość, (...) że to jest nasza wojna, bo wojna na Ukrainie jest tylko częścią tego upiornego projektu, który raz na jakiś czas pojawia się na świecie. I celem tego politycznego projektu jest zawsze to samo. Jak zniewolić narody, jak odebrać wolność poszczególnym ludziom, co zrobić, żeby zatriumfowały autorytaryzmy, despocje, okrucieństwo, brak praw człowieka – mówił premier cytowany przez PAP.
Orban w udzielonym w poniedziałek wywiadzie ocenił, że wojna na Ukrainie „jest już rozstrzygnięta i wygrali ją Rosjanie”. – Pytanie brzmi, kiedy i kto osiągnie porozumienie z Rosjanami: czy będzie to porozumienie amerykańsko-rosyjskie, czy też Europejczycy w końcu będą skłonni do negocjacji – dodał.
W jego ocenie „Ukraina mogłaby wygrać wojnę tylko wtedy, gdyby setki tysięcy żołnierzy przybyły z Europy Zachodniej lub USA do walki na froncie, ale oznaczałoby to wojnę światową, której nikt nie chce”.
Budapeszt konsekwentnie opowiada się za jak najszybszym zakończeniem wojny i ograniczeniem sankcji wobec Rosji, argumentując, że szkodzą one bardziej gospodarce UE niż Moskwie. Węgry nie przekazują Ukrainie pomocy wojskowej, ograniczając wsparcie do form humanitarnych.
Orbán w ostatnich dniach kwestionował niezależność Ukrainy: „Trzyma się na powierzchni dzięki Zachodowi i jego broni” — mówił, odnosząc się do incydentów z dronami naruszającymi węgierską przestrzeń powietrzną.
Już w styczniu Tusk krytykował Orbána, sugerując, że jeśli Węgry zablokują sankcje wobec Rosji, „będzie jasne, że w tej wielkiej grze o bezpieczeństwo i przyszłość Europy gra w drużynie Putina, a nie naszej”.
Przeczytaj także:
Premier Donald Tusk zapowiedział wyższe podatki dla banków. Podkreślił, że sektor jest w świetnej kondycji finansowej, a dodatkowe wpływy mają zasilić m.in. budżet obronny Polski.
Podczas wystąpienia przed posiedzeniem rządu premier odniósł się do projektu zakładającego podwyższenie podatku dochodowego pobieranego od banków.
„Jeśli nasze państwo ma być państwem, które opiekuje się słabszymi, które gwarantuje wyższe zarobki i jesteśmy państwem, które ma być bezpieczne, a więc wymaga to gigantycznych inwestycji w naszą armię, to powoduje, że potrzebujemy po prostu więcej pieniędzy. Taka jest brutalna prawda” – powiedział premier Donald Tusk przed posiedzeniem rządu.
„Bardzo chcemy uniknąć obciążania polskich rodzin jakimiś wyższymi składkami czy podatkami. To chyba też zrozumiałe. To jest powód, dla którego minister finansów i gospodarki zdecydował się na tę propozycję” – dodał.
„Lepiej opodatkować banki niż polskie rodziny, tym bardziej, że banki są w bardzo dobrej kondycji finansowej. W żaden sposób nie uderza to w ich realną kondycję. Będzie to większe obciążenie, ale kogo obciążyć, jak nie tych, którzy mają tych pieniędzy najwięcej. To nie jest populizm, tylko dość oczywisty wniosek” – powiedział premier Donald Tusk.
We wtorek rząd zajmuje się projektem Ministerstwa Finansów dotyczącym podniesienia podatku CIT dla banków. Stawka ma wzrosnąć z obecnych 19 proc. do 30 proc. w 2026 roku, a następnie stopniowo spadać – do 26 proc. w 2027 i 23 proc. od 2028 roku na stałe. Przewidziano też przegląd zmian po trzech latach.
Resort finansów szacuje, że w pierwszym roku podwyżki do budżetu wpłynie dodatkowo 6,6 mld zł, a w ciągu dekady – 23,4 mld zł.
Jednocześnie projekt zakłada obniżenie tzw. podatku bankowego – o 10 proc. w 2027 r. i o 20 proc. w 2028 r., gdzie poziom ma zostać utrzymany.
Przeczytaj także: