W nocy z 26 na 27 listopada weszło w życie zawieszenie broni między Izraelem a Hezbollahem, będące wynikiem negocjacji między Izraelem i Libanem. Izrael ma dwa miesiące na wycofanie się z południowego Libanu
Tydzień po tragicznym zdarzeniu na ul. Woronicza w Warszawie, kilkuset mieszkańców protestowało przeciwko bezkarności piratów drogowych i bezczynności miasta. „Jak to możliwe, że wciąż mamy aż 68 przejść dla pieszych z oceną zero? Dlaczego bezpieczeństwo mieszkańców nie jest w stanie zająć priorytetowego miejsca?”
Dziesięć osób rannych i dwie ofiary śmiertelne – to bilans tragedii, do której doszło 13 sierpnia w Warszawie. Kierowca SUV-a najpierw potrącił pieszą na przejściu dla pieszych, a potem wbił się w przystanek autobusowy. Według policji mężczyzna przekroczył dozwoloną prędkość o 50 km/h.
Prezydent Rafał Trzaskowski po wypadku napisał w mediach społecznościowych, że „nawet najbezpieczniejsza infrastruktura może nie uchronić przed bezmyślnością na drodze i piratami drogowymi”. Tyle że audyt bezpieczeństwa z 2017 roku jasno wskazywał, że miejsce, w którym doszło do zdarzenia, jest szalenie niebezpieczne. Kontrolerzy ocenili, że jezdnia jest za szeroka, kierowcy rozwijają za wysokie prędkości, a widoczność ogranicza autobus, co może grozić zdarzeniem skutkującym śmiercią osób pieszych. Przejście, na którym doszło do wypadku, dostało wówczas najniższą ocenę bezpieczeństwa – „zero”. Ale przez siedem lat stołeczny Zarząd Dróg Miejskich nie podjął żadnej interwencji. „I za tę opieszałość niewinni ludzie zapłacili życiem. Dokładnie tak, jak przewidzieli audytorzy” – pisali organizatorzy manifestacji.
We wtorek 20 sierpnia w miejscu tragedii na ul. Woronicza zebrało się kilkaset osób. Przyszli ze zniczami i kwiatami, by uczcić pamięć ofiar. Domagali się też konkretnych rozwiązań: ścigania i surowego karania przestępców drogowych oraz przebudowy niebezpiecznych ulic i przejść dla pieszych.
„Jak to możliwe, że wciąż mamy w Warszawie aż 68 przejść dla pieszych z oceną zero po audycie? Dlaczego bezpieczeństwo mieszkańców nie jest w stanie zająć priorytetowego miejsca?” – pytała warszawska radna Zofia Smełka-Leszczyńska (Partia Razem). Stwierdziła, że ZDM przywiązuje większą wagę do estetyki ulic w centrum niż do poprawy bezpieczeństwa. „Chcielibyśmy, żeby prezydent Trzaskowski nie był tylko dekoratorem wnętrz, ale został szeryfem, który powie, co tu się będzie działo 2 września, gdy dzieci wrócą do szkoły”.
Radosław Piesiewicz szuka poparcia wśród najważniejszych ludzi świata sportu. W piśmie rozesłanym do członków zarządu PKOl pisze o szkodliwej „retoryce porażki” i „niszczeniu wizerunku”. O rozkręcającej się wojnie szefa PKOl z Ministerstwem Sportu informuje Onet
Onet ujawnił treść pisma, które biuro zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego rozesłało do członków związków sportowych. Ma to być bezpośrednia odpowiedź na interwencję ministra sportu Sławomira Nitrasa, który po Igrzyskach w Paryżu zażądał rozliczeń. Chodzi o sposób przygotowania polskich sportowców do wydarzenia, umowy, które zawierał PKOl, listę akredytowanych osób oraz szczegóły dotyczące udziału prezesów i członków zarządów związków w delegacjach. Premier Donald Tusk zapowiedział także, że w kontrolę finansów w związkach sportowych i PKOl zostanie zaangażowana Krajowa Administracja Skarbowa.
Jak podaje Onet, szef komitetu Radosław Piesiewicz, rozsyłając dziś pismo, próbuje zbudować szeroki front poparcia dla kierownictwa PKOl wśród najważniejszych ludzi związanych ze sportem.
W stanowisku, poza podziękowaniami dla olimpijczyków, można przeczytać, że „retoryka porażki”, którą posługuje się MS, jest krzywdząca dla sportowców, a także całego zaplecza szkoleniowego. Przypomnijmy, że w Paryżu reprezentanci Polski zdobyli 10 medali, zajmując 41. w ogólnej klasyfikacji. Autorzy listu przekonują, że to nie PKOl odpowiada za ich szkolenia czy występy, tylko związki sportowe i samo ministerstwo, które je finansuje.
„Wywoływanie narodowej afery z powodu niezdobycia prognozowanej przez PKOl liczby medali, nie przyczyni się do zwiększenia motywacji do uprawiania sportu, a ewentualne odcięcie, niejako za karę, środków przekazywanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki spowoduje brak ciągłości szkolenia, na czym ucierpią przede wszystkim sportowcy, a w związku z tym cały polski sport” – czytamy w projekcie oświadczenia.
„Problemów w polskim sporcie jest wiele, bez rzetelnych badań i szerokiej debaty o sporcie nie znajdziemy ich źródła. Jednak jakakolwiek próba niszczenie wizerunku PKOl polskiego sportu nie uzdrowi” – piszą autorzy listu.
Członkowie zarządu PKOl mogą podpisywać się pod oświadczeniem do środy, 21 sierpnia, do godz. 14:00. Potem stanowisko ma zostać upublicznione w sieci.
Piesiewicz już wcześniej odmówił Sławomirowi Nitrasowi ujawnienia informacji o delegacjach do Paryża. „Termin pobytu na Igrzyskach Olimpijskich, adres zakwaterowania, rodzaj otrzymanej akredytacji, a także terminy pobytu poszczególnych osób w wiosce olimpijskiej nie mogą stanowić przedmiotu Pana zainteresowania. Kontynuacja tego typu zachowań będzie musiała być uznana za rażące naruszenie prawa i przekroczenie uprawnień wynikających z przepisów prawa” – stwierdził szef PKOl.
Premier Donald Tusk, zapowiadając państwowe kontrole w związkach sportowych i PKOl, odpowiedział Piesiewiczowi: „Jeśli nie ma tam woli, no to my tę wolę wyegzekwujemy, żeby wszystko było przejrzyste, jak na talerzu. Żeby Polacy zobaczyli, kto ile wydał, kto ile zarobił, jak wyglądało finansowanie, efekty też wyników olimpijskich, które stały się dla nas wszystkich też dzwonkiem alarmowym, bo pokazały, że coś jednak bardzo nie gra”.
Dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego nieobsadzonych jest 23,9 proc. etatów psychologów szkolnych – informuje Fundacja GrowSPACE. „To i tak postęp względem zeszłego roku”
W skali kraju aż 308 gmin nie ma ani jednego psychologa szkolnego na nadchodzący rok szkolny. Najwięcej „punktów krytycznych” znajduje się w województwie podkarpackim, łódzkim oraz zachodniopomorskim. Ale i tak jest lepiej niż w zeszłym roku, gdy gmin bez psychologa było aż 450, o 1/3 więcej niż dziś.
Dane zebrane przez Fundację GrowSPACE pochodzą z arkuszów organizacyjnych szkół publicznych na dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego. To oznacza, że wciąż trwa ruch kadrowy, a część wakatów może się zapełnić. W sumie w skali kraju do obsadzenia jest 9,5 tys. etatów, z czego zajętych stanowisk – 7,3 tys. Co piąte miejsce pozostaje dziś puste.
Na pytania Fundacji GrowSPACE odpowiedziało 88,5 proc. polskich samorządów.
„Walczymy o to, żeby żadne dziecko nie pozostało za burtą” – mówił podczas konferencji prasowej Dominik Kuc, członek zarządu fundacji. „Dążymy do tego, żeby w każdej szkole był chociaż jeden psycholog. Wciąż występuje zjawisko »psychologa objazdowego«, który pracuje w pięciu szkołach w jednej gminie. A powinien mieć czas i warunki do tego, by budować relacje z dziećmi, w środowisku szkolnym, pracować prewencyjnie i współpracować z kadrą” – dodał.
„Wsparcie psychologa szkolnego jest kluczowym elementem ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży. Każde dziecko zasługuje na wsparcie i pomoc i żadne z nich nie może być krzywdzone przez wieloletnie zaniedbania systemowe” – mówiła psycholożka Aleksandra Stube.
Bizon, który od kilku miesięcy przemieszczał po terytorium Polski, został zastrzelony na zlecenie Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Akcję łowiecką przeprowadzono w okolicach Wisły na wysokości Tarłowa. Ale środowisko łowieckie jest wzburzone i oskarża RDOŚ o „partyzantkę”
„Na zlecenie Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, myśliwi dokonali eliminacji bizona, który uciekł z nielegalnej hodowli. Jednoznaczną rekomendację, co do postępowania w tej sprawie, wydali naukowcy z Państwowej Rady Ochrony Przyrody. Bizon stanowił bezpośrednie zagrożenie dla stada żubrów w Bałtowie, do którego zbliżał się od kilku dni” – czytamy w komunikacie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.
Bizon nazywany przez leśników Forest uciekł wraz z samicą z nielegalnej hodowli na Śląsku jesienią 2023 roku. Para przemieszczała się na wschód kraju. Zimę spędziła na wolności, a podczas wędrówki doczekała się potomka. Bizony zostały odłowione i umieszczone w legalnym azylu dla zwierząt w Kurozwękach. Ale samiec z zagrody uciekł.
Polski Związek Łowiecki z Tarnobrzegu zaczął zbierać pieniądze na budowę specjalnej zagrody dla Foresta. „Prawo dopuszcza nie tylko bezwzględne rozprawienie się z tą sytuacją poprzez odstrzelenie zwierzęcia, ale drugim rozwiązaniem jest odłów, uśpienie go i przewóz do zagrody, którą budowaliśmy. Wybraliśmy tę ścieżkę, bo zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to gatunek inwazyjny, według dyrektyw unijnych” – mówił w rozmowie z mediami Robert Bąk z PZŁ. „Zebraliśmy 45 tys. zł, wysłaliśmy już zaliczkę dla wykonawcy, który miał zbudować ogrodzenie dla bizona”.
RDOŚ podjął jednak decyzję o odstrzale. W ich opinii dalsza wędrówka bizona mogła zagrażać wolnym stadom żubrów.
„Dopuszczenie do możliwości krzyżowania się tego objętego ochroną i umieszczonego na czerwonych listach i w czerwonych księgach gatunku, z obcym geograficznie, amerykańskim bizonem zniweczyłoby pracę osób ratujących żubra przed całkowitym wymarciem. Prowadziłoby do wytworzenia mieszańców międzygatunkowych, nieposiadających cech gatunkowych żadnego z gatunków wyjściowych, a z czasem do całkowitego zaniku żubra w Polsce i Europie. Z tego powodu bizon uznany został za obcy gatunek inwazyjny (IGO) stwarzający zagrożenie dla Polski, podlegający szybkiej eliminacji” – wyjaśniał Lech Buchholz, Regionalny Konserwator Przyrody w Kielcach.
Jak informuje PAP, łowczy zapowiedzieli złożenie doniesienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.
„Nasze działania na każdym etapie były zgodne z obowiązującym prawem. Rozwiązania zawarte w ustawie o inwazyjnych gatunkach obcych i w ustawie Prawo łowieckie mają za zadanie przyczynić się do eliminacji lub zminimalizowania negatywnego wpływu gatunków obcych na rodzimą przyrodę, rodzime gatunki, usługi ekosystemowe, gospodarkę oraz ludzkie zdrowie” – zastrzega RDOŚ.
„Rada Liderów wskazała Sławomira Mentzena, jako kandydata Konfederacji w wyborach na Prezydenta RP, które zostaną przeprowadzone w 2025 roku” – poinformowała partia w mediach społecznościowych
„Chcemy szybko zacząć kampanię, bo przy słabym kandydacie PiS z wielu powodów nic nie jest przesadzone w wyborach” – mówił w poniedziałek 19 sierpnia polityk Konfederacji Przemysław Wipler. We wtorek 20 sierpnia Rada Liderów zdecydowała, że w wyścigu o fotel prezydencki partia wystawi Sławomira Mentzena. Szefem kampanii ma zostać sekretarz Nowej Nadziei Bartosz Bocheńczak, autor sukcesu Konfederacji w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Jak pisała w OKO.press Agata Szczęśniak, Konfederacja liczy, że wobec pogubionego PiS-u i słabnącej Trzeciej Drogi to właśnie Mentzen zapewni tej formacji wejście na stałe na polityczne podium. Bosak, który jeszcze do niedawna był domyślnym kandydatem skrajnej prawicy w wyborach prezydenckich, tym razem ustąpił. Zaważyć na tym miało dobro całej partii: walka o zaistnienie w politycznym centrum. A także kwestie wizerunkowe: Bosak mimo nie najgorszych notowań, ma łatkę wiecznego przegranego oraz narodowego radykała. Na korzyść Mentzena działa nie tylko świeżość, ale i biografia: w odróżnieniu od Bosaka nie jest zawodowym politykiem, jest postrzegany jako człowiek, który zna życie i odniósł sukces.
„Musimy iść szeroko i budować stabilne ugrupowanie na polskiej prawicy. Prezes Mentzen jest gotowy stanąć do rywalizacji w tych wyborach. Przygotowywał się do tego momentu od dłuższego czasu” – komentował polityk Konfederacji Krzysztof Rzońca.