Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Według comiesięcznego raportu unijnej agencji klimatycznej Copernicus miniony miesiąc okazał się trzecim najcieplejszym lutym w liczącej ok. 250 lat historii instrumentalnych i weryfikowalnych pomiarów temperatury na świecie.
Średnia temperatura powierzchni Ziemi w lutym 2025 roku wyniosła 13,36°C. To o 0,63°C powyżej średniej dla tego miesiąca z lat 1991-2020, podaje Copernicus. Drugi miesiąc 2025 roku był także o 1,59°C cieplejszy od średniej dla tego miesiąca z okresu przedindustrialnego. Tak w klimatologii określa się czasy sprzed początku szybkiego wzrostu emisji gazów cieplarnianych, czyli lata 1850-1900.
Tym samym styczeń był 19. z 20 minionych miesięcy, w którym wzrost temperatury przekroczył próg 1,5°C.
Poprzednie 12 miesięcy — od marca 2024 do końca lutego 2025 były o 0,71°C cieplejsze od średniej z okresu 1991-2020, a także o 1,59°C cieplejsze od lat 1850-1900. Według naukowców ludzkość nie może trwale przekroczyć wzrostu temperatury właśnie o 1,5°C do końca stulecia, o ile chce utrzymać wzrost temperatury na stosunkowo bezpiecznym poziomie. Tak zakłada tzw. Porozumienie Paryskie zawarte w 2015 roku.
Problem w tym, że ten próg ocieplenia przekraczamy już teraz, o czym świadczą dane z niemal dwóch ostatnich lat. Pierwszym pełnym rokiem, w którym to się stało, był rok 2024, który okazał się o 1,6°C cieplejszy od średniej z okresu przedindustrialnego.
“Do określenia, że doszło do przekroczenia progu 1,5°C, naukowcy proponują używać średnich 20-letnich. Dzięki temu zminimalizowany jest wpływ krótkookresowej, naturalnej zmienności klimatycznej, na przykład związanej z takimi zjawiskami jak El Niño i La Niña. Pojedynczy rok powyżej 1,5°C nie oznacza przekroczenia progu, tak samo pojedynczy rok poniżej 1,5°C nie oznacza, że cel Porozumienia Paryskiego został osiągnięty i nie musimy się już martwić o redukcję emisji gazów cieplarnianych” – mówi OKO.press Piotr Florek, klimatolog i redaktor serwisu “Nauka o klimacie”.
“Do obliczenia tej średniej 20-letniej możemy użyć wyłącznie danych obserwacyjnych – co ma tę wadę, że moment przekroczenia progu 1,5°C będziemy »oficjalnie« znać z 10-letnim opóźnieniem, gdy wyliczymy średnią dla lat 2015-2035 – po to, by usunąć wpływ międzyrocznej zmienności. Możemy też połączyć dane obserwacyjne z krótkookresowymi prognozami globalnego ocieplenia w przyszłości. W ten sposób możemy śledzić poziom ocieplenia względem czasów przedindustrialnych w czasie rzeczywistym” – dodaje Florek.
Być może 2025 będzie nieco chłodniejszy od poprzedniego roku ze względu na zjawisko zwane La Niña, czyli chłodniejszą cyrkulację powietrza nad Oceanem Spokojnym. Ta — przynajmniej w teorii — powinna uczynić bieżący rok mniej gorącym niż lata 2023-2024. To jednak marne pocieszenie, bo bieżący rok zapewne i tak będzie kolejnym, który przekroczy próg 1,5°C i wyląduje w “top 5” najcieplejszych lat w historii pomiarów.
Naukowcy zasadnie obawiają się, że zbliżamy się do (umownego) drugiego progu ocieplenia, wynoszącego 2°C. Jeśli nic się nie zmieni, trwałe przekroczenie tego progu nastąpi w latach 2050-2060. Oznaczałoby to jeszcze więcej ekstremalnych zjawisk pogodowych i wynikających z nich problemów, jak powodzie, susze, pożary, zwiększający się zasięg chorób tropikalnych na szerokościach o dotychczas umiarkowanym klimacie, a także zwiększona śmiertelność na skutek fal upałów. Wszystkie te katastroficzne zjawiska dają się na we znaki już dziś – w Polsce zapowiada się najgorsza od 10 lat susza.
Dane pośrednie wskazują, że ostatnie miesiące i lata należą do najcieplejszych od tysięcy lat, a przyczyną tego jest rosnąca koncentracja gazów cieplarnianych w atmosferze, które są efektem spalania paliw kopalnych, przede wszystkim węgla. Nauka ostrzega o tym negatywnym zjawisku od ponad 100 lat, jednak dopiero teraz możemy na własne oczy obserwować jego skutki.
Zatrzymanie wzrostu temperatury na względnie bezpiecznym poziomie jest niezmiernie trudne i jest kwestią przede wszystkim polityczną. Ziemski system klimatyczny poddany działaniu gazów cieplarnianych reaguje z opóźnieniem. Dlatego, nawet gdyby emisje spadły do zera już jutro czy nawet za kilka lat – co jest nierealne – miną dekady, zanim klimat na ten spadek zareaguje.
Na dodatek prezydentura Donalda Trumpa – który uważa ochronę środowiska i politykę klimatyczną za zbędne, a nawet szkodliwe – zwiększa ryzyko wstrzymania wysiłków na rzecz klimatu nawet w perspektywie średnioterminowej. Trump już wycofał USA z grona państw-sygnatariuszy Porozumienia Paryskiego oraz wstrzymał finansowanie globalnych inicjatyw klimatycznych.
Ostatni szczyt klimatyczny – tzw. COP – w azerskim Baku nie osiągnął wiele w kluczowej kwestii finansowania obniżki emisji gazów cieplarnianych, zanim wzrost temperatury wywoła tzw. dodatnie sprzężenia zwrotne przyspieszające ocieplenie w stopniu, który uniemożliwi skuteczne przeciwdziałanie. Trwają nerwowe przygotowania do następnego szczytu w brazylijskim Belém w listopadzie 2025.
Oskarżony w aferze Funduszu Sprawiedliwości ks. Michał Olszewski przekazał, że jego Fundacja Profeto jest zmuszona „zakończyć swoje dzieła”
Oświadczenie ks. Michała Olszewskiego, zatytułowane „Pożegnanie”, opublikowano na stronie profeto.pl w środę 5 marca 2025 roku.
„Drodzy Przyjaciele, z sercem pełnym wdzięczności, ale i smutku jesteśmy zmuszeni – z uwagi na zajęcie przez organy ścigania naszych kont bankowych, co skutkuje brakiem materialnych środków potrzebnych do dalszej działalności – po kilkunastu latach pięknej i owocnej pracy jako prawdopodobnie największa ambona Słowa Bożego w Internecie, ale i na falach eteru, zakończyć nasze dzieła, które dumnie noszą nazwę Profeto” – czytamy w komunikacie.
Fundację Profeto ks. Olszewski założył w 2014 roku. Jej zamknięcie oznacza, że przestaną działać wydawane przez nią katolickie media: radio i internetowy portal. Jak na razie wciąż działa kanał Profeto na portalu YouTube.
W oświadczeniu Olszewski „wraz z całym zespołem Profeto” dziękują odbiorcom i życzą im bożego błogosławieństwa. „Wierzymy, że jeszcze nie raz spotkamy się w różnych przestrzeniach – czy to na tym świecie, czy w wieczności jako święci, czego życzymy Wam, ale również sobie samym!”.
Prokuratura Krajowa zajęła konta Profeto w związku z aferą Funduszu Sprawiedliwości, w której ks. Michał Olszewski jest jednym z oskarżonych.
Śledczy uważają, że Olszewski w sposób nielegalny – poprzez ustawiony konkurs i w porozumieniu z ówczesnym kierownictwem ministerstwa sprawiedliwości – pozyskał dla swojej fundacji dotację z Funduszu. Początkowo miała ona wynieść 43 mln zł, ale w kolejnych latach resort Zbigniewa Ziobry podniósł ją do niemal 100 mln zł (wypłaconych zostało 66 mln).
Nieprawidłowości wokół dotacji dla Profeto opisywaliśmy jako pierwsi w OKO.press. Kontrowersje budził już sam fakt przyznania pieniędzy katolickiej fundacji. Bo konkurs miał dotyczyć pomocy ofiarom przestępstw, czym Profeto wcześniej się nie zajmowała. Mimo to dostała dotację na budowę ośrodka terapeutycznego, w którym – jak ujawniliśmy – miały znaleźć się studia nagraniowe, reżyserki i sala widowiskowa.
Podejrzewaliśmy, że celem Profeto był dalszy rozwój katolickich mediów. Z ustaleń prokuratury wynika, że budynek w pierwotnym założeniu faktycznie miał być „Medialnym Centrum Ewangelizacji”. A ks. Olszewski o jego budowie rozmawiał z przedstawicielami ministerstwa na długo przed ogłoszeniem konkursu z Funduszu Sprawiedliwości.
We współpracy z tvn24.pl w lutym 2024 roku ujawniliśmy też, w jaki sposób już po otrzymaniu dofinansowania Fundacja Profeto obracała pieniędzmi z Funduszu. W wyniku dziwnych operacji na kontach Profeto, zakonu sercanów (do którego należy ks. Olszewski) i firmy-wykonawcy budynku 3,6 mln zł z dotacji miało zostać zdefraudowanych. Prokuratura zakwalifikowała to jako pranie pieniędzy z art. 299 kodeksu karnego.
Poza tym ks. Olszewskiego (i niektórych urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości) śledczy oskarżyli o działanie w ramach zorganizowanej grupy przestępczej, przestępstwa urzędnicze i poświadczenie nieprawdy w dokumentach celem przywłaszczenia mienia „znacznej wartości”. Księdzu grozi do 25 lat więzienia.
Według komitetu wyborczego Trzaskowskiego podpisów jest dokładnie 1 100 043. „Dzieje się historia” – mówił kandydat pod siedzibą PKW
W czwartek 6 marca 2025 kandydat Koalicji Obywatelskiej przyniósł do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej kartony z podpisami koniecznymi do potwierdzenia startu w wyborach prezydenckich. Kandydaci zawsze zbierają więcej podpisów niż wymagane prawem wyborczym 100 tysięcy. To zabezpieczenie na wypadek odrzucenia części podpisów przez PKW, np. z powodu błędnie wpisanych danych.
Jednak Trzaskowski dostarczył aż dziesięć razy więcej podpisów, niż wymaga od niego prawo.
„Potrzebujemy [w Polsce] władzy, która jest odpowiedzialna. Na te trudne czasy potrzebujemy władzy, która jest doświadczona i potrzebujemy prezydenta, który jest odpowiedzialny oraz doświadczony, bo sytuacja zmienia się z dnia na dzień. A w sprawach bezpieczeństwa powinniśmy być razem. To jest bardzo ważne, żeby wszyscy usłyszeli sygnał płynący z Polski, przede wszystkim nasi przyjaciele, ale również nasi wrogowie” – powiedział Trzaskowski.
Pierwsza tura wyborów prezydenckich odbędzie się 18 maja 2025.
Do 24 marca 2025 kandydaci muszą złożyć zawiadomienie do PKW o utworzeniu komitetu wyborczego poparte podpisami co najmniej 1000 osób.
Po rejestracji komitetu kandydaci mają czas do 4 kwietnia na zebranie pozostałych 99 000 podpisów (razem 100 000 podpisów).
Jako pierwszy podpisy złożył Sławomir Mentzen. Kandydat Konfederacji chwalił się, że jest ich ponad 250 tysięcy.
Pięć lat temu Trzaskowski zebrał 1,6 mln podpisów. Zaś Andrzej Duda ponad 2 mln podpisów. Komitet Karola Nawrockiego, kandydata PiS, informował dziennikarzy, że też już zebrał podpisy. Jednak jeszcze ich nie złożył.
Na początku marca 2025 Trzaskowski prowadzi w sondażach wyborczych. Jego średnia sondażowa według portalu ewybory to 33,8 proc. Następny jest Karol Nawrocki – średnio 22,7 proc. I Sławomir Mentzen 17,2 proc.
Poseł PiS Dariusz Matecki zrzekł się immunitetu poselskiego. W ten sposób uprzedził głosowanie Sejmu w jego sprawie. Teraz prokuratura może go tymczasowo aresztować, aby zapobiec mataczeniu w trwającym przeciwko politykowi śledztwie. Tuż przed zrzeczeniem się immunitetu Matecki, stojąc na mównicy sejmowej, sam sobie założył kajdanki.
W środę, 5 marca, Sejm zajmował się wnioskiem prokuratury o uchylenie immunitetu posłowi Dariuszowi Mateckiemu (PiS). Prokuratura chce mu postawić sześć zarzutów. Chodzi o przywłaszczenie pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości, pranie brudnych pieniędzy oraz pracę na fikcyjnym etacie w Lasach Państwowych. Przestępstwa te są zagrożone karą do 10 lat pozbawienia wolności.
Najpierw wnioskiem o uchylenie immunitetu zajmowała się sejmowa Komisja Regulaminowa, Spraw Poselskich i Immunitetowych. Podczas jej posiedzenia Matecki zapewnił, że nie będzie uciekał z kraju.
Poinformował, że od czasu wysłania przez prokuraturę wniosku do Sejmu był już kilkukrotnie w Niemczech – ale wrócił do Polski. „Mogłem lecieć do Waszyngtonu, bo mieszkam około dwustu kilometrów od tego lotniska w Berlinie, lotniska »Rafała Trzaskowskiego«" – dodał.
Podkreślał, że ma przyjaciół także w Stanach Zjednoczonych. Oraz że mógł pojechać swoim samochodem na Węgry i „pić teraz tokaja łowiąc sobie ryby nad Balatonem”. Ale jednak stawił się w Sejmie.
„Jestem na miejscu, chcę zeznawać, nigdzie z Warszawy się nie ruszam” – stwierdził.
Podczas swego wystąpienia przed komisją poseł przekonywał także, że prokurator prowadzący śledztwo w sprawie Funduszu Sprawiedliwości jest – jego zdaniem – stronniczy, na dowód przytaczał jego wpisy z platformy X.
W trakcie posiedzenia komisji doszło do scysji z posłem KO Arturem Łąckim. Najpierw do porządku przywoływał go przewodniczący komisji, a potem posłowie PiS zaczęli mu zarzucać, że jest pod wpływem alkoholu. Poseł Jan Kanthak złożył nawet wniosek o przebadanie go alkomatem.
„Skandal w Sejmie! Poseł Łącki awanturuje się na komisji! Zakłóca obrady, wykrzykuje kłamstwa, zachowuje się dziwacznie. Gdy padł wniosek o przebadanie go alkomatem – natychmiast uciekł! Czego się bał?!" – napisał na platformie X poseł Michał Woś.
W odpowiedzi Artur Łącki sam zgłosił się do policjantów z prośbą o przebadanie alkomatem. Całe badanie zostało nagrane, a film upubliczniony w sieci. Widać na nim, że wynik badania wykazał brak alkoholu w wydychanym powietrzu.
„Panowie z PiSu, albo przepraszacie za swoje dzisiejsze haniebne oskarżenia w moim kierunku, albo spotykamy się w sądzie” – napisał Łącki na X.
Ostatecznie Komisja Regulaminowa zarekomendowała Sejmowi uchylenie immunitetu Dariuszowi Mateckiemu i wyrażenie zgody na jego tymczasowe aresztowanie.
Jednak zanim doszło do głosowania, Matecki sam zrzekł się immunitetu.
„Pani marszałek, Wysoka Izbo, obywatele Rzeczypospolitej. Zrzekam się immunitetu poselskiego. Jest to konsekwencją moich poglądów. Poseł nie powinien stać ponad obywatelem (…). W czasie wyborów deklarowałem, że jestem za likwidacją immunitetów parlamentarnych oraz sędziowskich, więc jest to moje honorowe zobowiązanie" – mówił Matecki, stojąc na sejmowej mównicy.
Po czym stwierdził, że w całej sprawie chodzi o „polityczny spektakl”: „To nie jest śledztwo. To jest polityczna egzekucja na oczach miliona Polaków. Chcecie w TVN-ie posła w kajdankach. Proszę bardzo. Szanowni państwo, macie swój spektakl. Będziecie mieć posła w kajdankach na sejmowej mównicy” – powiedział, jednocześnie zakuwając się w kajdanki.
Pokazywał też planszę z wizerunkami Putina, Łukaszenki, Donalda Tuska i ministra Adama Bodnara, z napisem: „Every dictatorship will fall” (tłum.: „Każda dyktatura upadnie”).
Powiedział również krótki fragment wystąpienia w języku angielskim, który rozpoczął od słów: „This is a message from Poland to free world”. Oskarżył w nim rząd Donalda Tuska „opłacany przez Demokratów Bidena, państwo niemieckie i fundację Sorosa” o niszczenie demokracji.
Niewątpliwie ta wypowiedź została wygłoszona w celu rozpowszechniania jej wśród odbiorców anglojęzycznych, zapewne amerykańskich. Matecki prawdopodobnie chce się wpisać w ideologiczną wojnę o „wolność słowa”, którą pod takim hasłem prowadzą niektórzy członkowie administracji Donalda Trumpa w USA.
Dariusz Matecki ma być pociągnięty do odpowiedzialności karnej za przestępstwa finansowe. Jak szczegółowo informowaliśmy w OKO.press w ubiegłym tygodniu, trzy zarzuty są związane z konkursami na dotacje z Funduszu Sprawiedliwości, przeprowadzonymi w 2020 roku. Według ustaleń prokuratury Matecki w porozumieniu z innymi osobami z Ministerstwa Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry miał podjąć działania w celu wygrania konkursów przez powiązane z nim stowarzyszenia. I rzeczywiście te stowarzyszenia dostały dotacje – w sumie kilkanaście milionów złotych. Organizacje wydawały środki nieprawidłowo.
Prokuratura zarzuca również Mateckiemu, że przyjmował on tzw. dolę od osób zatrudnionych w stowarzyszeniach. Miał uzyskać w ten sposób nie mniej niż 450 tysięcy złotych.
Trzy kolejne zarzuty dotyczą pracy na fikcyjnym etapie w Lasach Państwowych. Chodzi o przekroczenie uprawnień oraz poświadczenie nieprawdy w dokumentach. Śledczy twierdzą, że umowa o pracę Mateckiego była fikcyjna, ponieważ nie wykonywał on w ogóle swoich zadań lub wykonywano je pozornie. Wystawiał też nierzetelne raporty dokumentujące jego pracę oraz podpisywał listy obecności, gdy „faktycznie nie wykonywał” czynności. Był też okres, gdy prace formalnie przypisaną Mateckiemu realizował inny pracownik Lasów Państwowych.
“Grenlandia jest nasza. Nie chcemy być ani Amerykanami, ani Duńczykami” – napisał premier Grenlandii Múte Egede w odpowiedzi na wygłoszone przez Donalda Trumpa w Kongresie słowa o tym, że „tak czy inaczej” Grenlandia będzie należała do Ameryki.
Podczas przemówienia o stanie kraju w Kongresie Stanów Zjednoczonych we wtorek 4 marca prezydent Donald Trump znowu wspomniał o planach aneksji Grenlandii.
„Bardzo wspieramy wasze prawo do decydowania o własnej przyszłości, ale jeśli tak wybierzecie, powitamy was w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Zapewnimy wam bezpieczeństwo, uczynimy was bogatymi i razem wyniesiemy Grenlandię na takie wyżyny [rozwoju – red.], o jakich nawet nie sądziliście, że są możliwe” – powiedział Donald Trump, zwracając się do Grenlandczyków.
Prezydent USA podkreślił też, że jego administracja już pracuje „z kim trzeba”, żeby „pozyskać” Grenlandię. Podkreślił, że wyspa jest kluczowa dla USA pod względem bezpieczeństwa i „tak czy inaczej, prędzej czy później, zdobędziemy ją” – dodał.
Na odpowiedź ze strony władz Grenlandii i Danii, której Grenlandia jest terytorium półautonomicznym, nie musiał długo czekać.
„Kalaallit Nunaat [z gr. Grenlandia – red.] jest nasza.
Nie chcemy być ani Amerykanami, ani Duńczykami. Jesteśmy Grenlandczykami. Amerykanie I ich przywódcy muszą to zrozumieć. Nie jesteśmy na sprzedaż i nie możemy zostać zagarnięci. O naszej przyszłości będziemy decydować sami, tu w Grenlandii” – napisał premier Grenlandii Múte Egede w mediach społecznościowych.
Podobnie do sprawy odniosła się premierka Danii Mette Frederiksen oraz duński minister spraw zagranicznych Lars Løkke Rasmussen. „Grenlandia nie jest na sprzedaż” – powiedziała Mette Frederiksen w wywiadzie z kanałem TV2 duńskiego nadawcy publicznego, jak przytacza agencja AFP. Podkreśliła, że Dania jest przywiązana do swojej wspólnoty narodów i zamierza ją utrzymać. Tym co spaja wspólnotę jest jej zdaniem „równość i wzajemny szacunek”.
Pytany o słowa Trumpa podczas wizyty oficjalnej w Finlandii duński minister spraw zagranicznych Lars Løkke Rasmussen powiedział, że nie sądzi, by Grenlandia, która chce rozluźnienia relacji z Danią, miała chęć na włączenie do USA. Dodał też, że optymizmem napawa go twierdzenie Trumpa o tym, że szanuje prawo Grenlandczyków do samostanowienia i ten fragment przemówienia amerykańskiego prezydenta Rasmussen uznał za „najistotniejszy”.
To nie pierwszy raz, gdy Donald Trump deklaruje, że jego administracja jest zainteresowana aneksją terytorium Grenlandii. Pierwszy raz ta deklaracja padła 22 grudnia w poście opublikowanym na założonej przez Trumpa platformie Truth Social. Ogłaszając wówczas, że stanowisko ambasadora USA w Danii obejmie Ken Howery, jeden z założycieli serwisu Pay Pal, prezydent elekt dodał:
„Dla celów bezpieczeństwa narodowego i wolności na całym świecie, Stany Zjednoczone Ameryki uważają, że posiadanie i kontrolowanie Grenlandii jest absolutną koniecznością. Ken wykona wspaniałą pracę, reprezentując interesy Stanów Zjednoczonych [w Danii – red.]” – czytamy w poście prezydenta elekta.
Później prezydent Trump powtórzył tą deklarację przy kilku okazjach.
Grenlandia, która przez ponad 200 lat była duńską kolonią, od 2009 ma status terytorium autonomicznego Danii. Wyspa posiada bardzo szeroką autonomię i stale dąży do jej poszerzenia. Akt o samodzielności Grenlandii uznaje pełną suwerenność Grenlandczyków na wyspie i ustanawia prawną drogę dla osiągnięcia pełnej niezależności. Grenlandczycy mogą podjąć taką decyzję w referendum, ale ich decyzję musi ratyfikować duński parlament. Władze Danii stale podkreślają, że nie staną Grenlandii na drodze do samodzielności, jeśli taka będzie wola narodu grenlandzkiego.
Grenlandia to gigantyczna wyspa, która ma strategiczne położenie w Arktyce, ogromne zasoby niezwykle cennych i niezbędnych dla współczesnych gospodarek surowców, w tym pierwiastki ziem rzadkich, oraz około 5 proc. zasobów wód słodkich na naszej planecie. Te elementy przesądzają o jej ogromnej atrakcyjności.
O znaczeniu dla bezpieczeństwa zarówno Ameryki Północnej, jak i Europy, przesądza położenie Grenlandii w Arktyce. Ten, kto kontroluje Grenlandię, de facto kontroluje strategicznie całą północną półkulę naszego globu i dużą część Arktyki.
We wtorek 11 marca w Grenlandii odbywają się wybory powszechne. Jednym z głównych wątków kampanii jest właśnie temat niepodległości. Jej wielkim zwolennikiem jest obecnie urzędujący premier Múte Egede.
Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez Verian między 22 a 27 stycznia na zlecenie grenlandzkiego dziennika Sermitsiaq oraz duńskiego dziennika Berlingske, aż 85 proc. Grenlandczyków jest przeciwnych idei włączenia do Stanów Zjednoczonych – pisał portal Politico. Sondaż został przeprowadzony na reprezentatywnej próbie 497 osób powyżej 18 roku życia.