Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Piotr Pogonowski były szef ABW stwierdził podczas przesłuchania, że „wywlekanie i opowiadanie o metodach pracy operacyjnej nie tylko narusza porządek prawny, ale przede wszystkim szkodzi interesowi RP”.
Piotr Pogonowski, były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego został zatrzymany w poniedziałek rano przez funkcjonariuszy Komendy Stołecznej Policji. Podstawą był nakaz wydany przez Sąd Okręgowy w Warszawie XII Wydział Karny z dnia 21 listopada 2024 r. o zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu na posiedzenie sejmowej komisji śledczej.
Pogonowski nie stawił się do tej pory trzykrotnie na przesłuchanie przed Komisją ds. Pegasusa, co skłoniło jej członków do skierowania do sądu wniosku o doprowadzenie. Były szef ABW pojawił się w Sejmie w asyście policji około godziny 10.00.
Szefowa komisji Magdalena Sroka przekazała w rozmowie z PAP, że to pierwszy przypadek przymusowego doprowadzenia świadka w historii polskiego parlamentaryzmu.
Komisja śledcza bada legalność, prawidłowość i celowość czynności podejmowanych przez rząd, służby i policję z wykorzystaniem oprogramowania Pegasus w latach 2015-2023. W toku prac przesłuchano do tej pory między innymi urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości i NIK, Krzysztof Kwiatkowskiego, Michała Wosia, Jarosława Kaczyńskiego, Krzysztofa Brejzę, Dorotę Brejzę.
Piotr Pogonowski, szef ABW w latach 2016-2020, a obecnie członek zarządu NBP, do tej pory trzykrotnie nie stawił się na przesłuchaniu, pomimo wezwań. Jednym z powtarzanych przez niego argumentów jest fakt, że we wrześniu 2024 Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że komisja jest nielegalna. TK w obecnej formie jest jednak bojkotowane przez większość rządzącą. Wyroki nie są publikowane, co oznacza też, że nie wchodzą w życie.
Były szef ABW ponownie powołał się na TK w czasie tzw. swobodnej wypowiedzi na początku przesłuchania, które rozpoczęło się po godzinie 10.00. Stwierdził także, że doprowadzenie go przed komisję jest nielegalne, a publiczne „wywlekanie i opowiadanie o metodach pracy operacyjnej nie tylko narusza porządek prawny, ale przede wszystkim szkodzi interesowi RP”.
Piotr Pogonowski nie jest jedyną osobą, która uchyla się od stawiennictwa przed komisją. Wezwania ignoruje także były szef CBA Ernest Bejda oraz były minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Wobec obu komisja wystąpiła już z wnioskami o doprowadzenie.
Z exit poll wynika, że socjaldemokraci pokonali odradzający się ruch skrajnie prawicowy, kwestionujący prozachodnią orientację kraju.
Głosowanie jest drugimi z trzech kolejnych, tydzień po tygodniu. Najpierw była w Rumunii I tura wyborów prezydenckich, teraz — wybory parlamentarne. Do II tury wyborów prezydenckich dojdzie 8 grudnia, jeśli Sąd Najwyższy zatwierdzi wynik pierwszej tury.
Sondaże exit poll, jak podaje Reuters, przewidują, że socjaldemokraci (PSD) zdobyli w wyborach parlamentarnych 26% głosów, a skrajnie prawicowy Sojusz na rzecz Zjednoczenia Rumunów (AUR) – 19%. Jeśli sondaż się nie myli, PSD miałaby 32,5% miejsc w obecnym parlamencie, podczas gdy AUR – 8,5%.
Trzecie i czwarte miejsce się waży. Błąd statystyczny dzieli bowiem Liberałów, obecnie w koalicji z rządzącymi socjaldemokratami, i prounijną Unie Zbawienia Rumunii, partię kandydatki na prezydenta w drugiej turze Eleny Lasconi.
Lasconi była w I turze druga. Wygrał w niej przed tygodniem całkiem nieoczekiwanie kandydat skrajnej prawicy Calin Georgescu, choć sondaże nie dawały żadnych szans. Nie wzięły bowiem pod uwagę jego kampanii prowadzonej na Tik-Toku. Jego konto na chińskiej platformie konto było faworyzowane przez algorytmy, dzięki czemu jego wpisy docierały do milionów wyborców.
Do wyborów prezydenckich prawica w Rumunii szła więc wzmocniona. Gdyby szala wyborów parlamentarnych przechyliła się na stronę prawicy, Rumunia byłaby kolejnym po Gruzji krajem, który wpada w orbitę Rosji. Mołdawii, po wyborach w zeszłym miesiącu, o mały włos nie spotkałby ten los.
Euronews podkreśla, że wyniki exit poll oznaczają, że siły umiarkowane i skrajnie antyunijne zyskały popularność i będą stanowić silną opozycję w przyszłym parlamencie.
Rosjanie wciąż są kluczowym elementem, na którym opiera się system bezpieczeństwa w Syrii Baszszara al-Asada. Nalotami wspierają syryjskiego prezydenta w obliczu błyskawicznej i niespodziewanej ofensywy rebeliantów
Dziś po południu pierwszy raz na temat sytuacji w Syrii publicznie wypowiedział się prezydent Baszszar al-Asad. Zapowiedział zduszenie rebelii na północnym-wschodzie. „Terroryści znają jedynie język siły i tym językiem ich zniszczymy” – mówił al-Asad.
Rebelia jednak wciąż rozlewa się na kolejne regiony, a islamiści szykują się do ataku na Homs.
Po początkowym szoku i wycofaniu się z Aleppo siły syryjskie razem z sojusznikami z Rosji (którzy nieustannie od 2015 roku stacjonują w Syrii i pomagają reżimowi al-Asada) rozpoczęły ostrzejsze kontrataki. Agencja Reutersa pisze o rosyjsko-syryjskich nalotach na Idlib. To największe miasto, w którym rebelianci pod przywództwem organizacji Hajat Tahrir asz-Szam (HTS, Organizacja na rzecz Wyzwolenia Lewantu) de facto sprawowali władzę przed początkiem obecnej ofensywy. Zdaniem mieszkańców, rakiety uderzyły w gęsto zaludnione okolice. Mieszkańcy nie stawiali oporu rebeliantom. Niekoniecznie dlatego, że popierają HTS i innych rebeliantów. Alternatywa – rządy Asada – są jednak jeszcze mniej porządane.
Ulice Aleppo, niemal dwumilionowego miasta, były dziś w większości puste, a wiele sklepów pozamykanych. Wielu cywili ucieka z miasta w obawie przed kontratakiem ze strony sił rządowych. Mieszkaniec Aleppo Abdullah al Halabi powiedział Reutersowi, że ludzie obawiają się powtórki z rosyjskich nalotów sprzed 8 lat, które zabiły tysiące osób. Według szacunków Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka między wrześniem 2015 roku a październikiem 2016 roku rosyjskie naloty zabiły ponad 9,2 tys. osób, z czego prawie 4 tys. to cywile.
Ta sama organizacja przekazała, że Rosjanie zaatakowali z powietrza szpital uniwersytecki w Aleppo. Wiemy o pięciu ofiarach.
Pomimo znacznie trudniejszej sytuacji wewnętrznej niż w 2015 roku, Rosjanie wciąż utrzymują garnizon w Syrii i dalej są w stanie pomagać syryjskiemu prezydentowi rozbijać rebelię. Dziś jednak z pewnością Rosja nie będzie mogła zaangować się w Syrii w takim stopniu, jak robiła to przed 2020 rokiem. Rosjanie zwiększają wprawdzie wydatki na obronność, ale większość zasobów pochłania wojna w Ukrainie.
Do Damaszku przybyć miał dzisiaj irański minister spraw zagranicznych Abbas Arakczi. Przed wylotem z Teheranu Arakczi powiedział, że Iran mocno popiera prezydenta al-Asada. Na samym początku ofensywy rebeliantów, 28 listopada, w walkach zginął irański generał Kiumars Purhaszemi, członek Korpusu Strażników Rewolucji, ważny doradca wojskowy. Irańczycy mają wysłać do Syrii dwie zwarte jednostki własnych wojsk, jedna z nich złożona z afgańskich uchodźców.
Syryjski reżim ma jednak dziś problem. Trójka kluczowych sojuszników z czasów zduszenia rebelii jest dzisiaj słabsza lub zajęta własnymi konfliktami. Hezbollah w Libanie właśnie podpisał porozumienie o zawieszeniu broni z Izraelem, po tym jak został znacznie osłabiony i stracił lidera – Hassana Nasrallaha. Iran również jest zaangażowany w konflikt z Izraelem. Rosjanie natomiast mają dziś inne priorytety.
Rozpoczęta w 2011 roku wojna domowa w Syrii od 2020 roku pozostawała zamrożona. Wówczas do kluczowego porozumienia doszli prezydenci Turcji i Rosji. Rosja aktywnie wspierała syryjskie siły rządowe. Turcja natomiast walczyła o równowagę na granicy turecko-syryjskiej i starała się powstrzymać napływ kolejnych setek tysięcy uchodźców, a także wspierała syryjskie siły opozycyjne jako punkt nacisku na prezydenta Baszszara al-Asada.
Od tego czasu rebelianci kontrolowali jedynie około 10 proc. powierzchni kraju. Do środy. Od 27 listopada trwa ofensywa, która zszokowała świat. Zjednoczone siły islamistów i sekularnych rebeliantów w błyskawiczny sposób posuwają się na południe.
Wojna domowa rozpoczęła się od masowych protestów przeciwko prezydentowi al-Asadowi wiosną 2011 roku. Syryjski dyktator zdławił je siłą. To sprowokowało jego przeciwników do silniejszej odpowiedzi. To, co początkowo było obywatelskim ruchem sprzeciwu wobec władzy, szybko przemieniło się w regularną wojnę domową. Do Syrii napłynęło wielu islamistów z sąsiednich krajów, by wesprzeć rebelię. Al-Asad zdławił opór przede wszystkim z pomocą Rosji, Iranu i Hezbollahu. W wyniku krwawego konfliktu zginęło około 300 tys. cywili, a niemal 90 proc. z nich śmierć zadały siły rosyjskie i reżimowe. Z tego powodu al-Asad ma dziś w kraju bardzo niskie poparcie i jego władza opiera się głównie na rządach siły.
Przez lata silnie opierał się na sojusznikach, by utrzymać względny spokój w kraju. W momencie, gdy sojusznicy zostali osłabieni, wojna wróciła do Syrii z pełną siłą.
Rosjanie planują w przyszłym roku wydać niemal jedną trzecią budżetu federalnego na potrzeby wojny. To równowartość 145 mld dolarów
Władimir Putin zatwierdził budżet na 2025 rok. A w nim znalazły się rekordowe wydatki na armię. Aż 32,5 proc. całego budżetu to wydatki przypisane do kategorii „obrona narodowa”. Chodzi o 13,5 biliona rubli, równowartość ponad 145 miliardów dolarów. Gdyby zastosować obecny kurs złotego do dolara, da to niemal 600 mld zł. Dla porównania, budżet polskiego rządu na 2025 rok zakłada wszystkie wydatki na poziomie 921 mld zł.
To z jednej strony pokazuje, jak Rosja wciąż potrafi znaleźć ogromne środki na prowadzenie wojny. Z drugiej to też świadectwo tego, jak wojna drenuje rosyjskie zasoby.
Jak łatwo się domyślić, członkowie rosyjskiego parlamentu bez problemu zaaprobowali plany budżetowe Władimira Putina. Nie będziemy mogli się jednak mu dokładnie przyjrzeć. Niemal jedna trzecia wszystkich planów wydatkowych nie jest dostępna publicznie.
Oficjalnie wszystko dzieje się przy zmniejszającym się deficycie budżetowym – z 1,7 proc. w tym roku do zaledwie 0,5 proc. w przyszłym. Z powodu międzynarodowych sankcji bankowych Rosja może pożyczać pieniądze tylko na rynku wewnętrznym. Przy spadających dochodach ze sprzedaży paliw kopalnych oznacza to konieczność podniesienia podatków (głównie korporacyjnych). Dochody ze sprzedaży surowców to jednak wciąż ogromna część rosyjskich dochodów budżetowych. W tym roku Rosjanie zamierzają uzyskać ze sprzedaży m.in. ropy i gazu niemal 11 biliona rubli, czyli około 115 mld dolarów. To prawie cały koszt wydatków militarnych w przyszłym roku.
Zbliżamy się powoli do trzeciej rocznicy rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Jak dobrze pamiętamy, Rosjanom nie udało się szybko opanować Kijowa i zakończyć wojny w krótkim czasie. Wojna generuje ogromne koszty dla obu stron. Ukrainę miliardami dolarów pomocy wojskowej wspierali dotychczas Amerykanie. W styczniu w Białym Domu zmieni się jednak gospodarz.
Zwycięzca amerykańskich wyborów prezydenckich Donald Trump obiecywał w kampanii wyborczej, że zamierza jak najszybciej zakończyć wojnę w Ukrainie.
29 listopada Trump ogłosił, że jego specjalnym wysłannikiem do spraw Rosji i Ukrainy będzie emerytowany generał Keith Kellog. W kwietniu Kellog wyłożył swoje poglądy na temat wojny w Ukrainie dla instytutu America First. Przekonywał, że wojna wybuchła ze względu na niekompetencję administracji Joe Bidena.
Zdaniem Kelloga, Ukraina powinna otrzymać więcej pomocy wojskowej tuż przed inwazją i na jej początku, by mogła się skuteczniej bronić. Dziś jednak USA zainwestowały już zbyt dużo swojej broni, co sprawia, że jest bardziej narażona w wypadku ewentualnego konfliktu z Chinami. Dlatego USA powinny domagać się zawieszenia broni i zamrożenia konfliktu na czas negocjacji pokojowych i utworzenia strefy zdemilitaryzowanej. Jeśli Rosja zgodzi się na takie warunki, otrzymałaby częściowe zluzowanie sankcji. Ich pełne zniesienie nastąpiłoby dopiero po podpisaniu porozumienia pokojowego.
Takie podejscie nowej amerykańskiej administracji sprawia, że czekają nas teraz krwawe i trudne miesiące na linii frontu. Obie strony będą chciały uzyskać jak najwięcej, gdy ostatecznie dojdzie do ewentualnych rozmów. Rosyjska polityka budżetowa pokazuje jednak, że Rosjanie są też gotowi na przedłużający się konflikt. Choć doniesienia z Rosji sugerują, że państwo rządzone przez Putina może bardzo ciężko znieść kolejne lata wojny.
Błyskawiczna ofensywa syryjskich rebeliantów nie zatrzymuje się, ale napotyka na pierwsze poważne punkty oporu. Wiele wskazuje na to, że czeka nas bitwa o Hamę piąte co do wielkości miasto Syrii
Rozpoczęta 27 listopada ofensywa koalicji ugrupowań opozycyjnych wobec rządu Baszszara al-Asada (w większości islamistycznych) pod przywództwem organizacji Hajat Tahrir asz-Szam (HTS, Organizacja na rzecz Wyzwolenia Lewantu) nie zwalnia.
Wczoraj pisaliśmy o tym, że rebelianci zajęli Aleppo, drugie największe miasto Syrii. I miejsce najostrzejszych walk w trwającej od 2011 roku wojnie domowej. Aleppo padło bez walki i błyskawicznie. Siły rządowe nie były gotowe na ofensywę rebeliantów i szybko wycofały się z miasta. Wiele wskazuje jednak na to, że Hama nie padnie już tak łatwo. To piąte największe miasto w kraju po Aleppo, Damaszku, Homs i Latakii. Znajduje się 125 km na południe od Aleppo i niemal 200 km na północ od stolicy, Damaszku.
Grupy rebeliatnów wczoraj wieczorem i dziś w nocy zbliżyły się do Hamy i zdobyły kilka miejscowości na północ od miasta. Tym razem armia rządowa podjęła jednak walkę i próbuje ustabilizować front na północ od Hamy. Sytuacja jest bardzo płynna i na dziś bardzo trudno powiedzieć, co przyniosą kolejne dni – jakie są rzeczywiste możliwości rebeliantów pod wodzą HTS, jaki jest stan morale armii rządowej. Wczoraj wieczorem z różnych źródeł donoszono o walkach w stolicy kraju. Spekulowało się nawet o puczu i próbie przejęcia władzy w kraju przez brata prezydenta, Mahera al-Asada. Najpewniej były to jednak starcia z uśpionymi dotychczas komórkami rebeliantów.
Rozpoczęta w 2011 roku wojna domowa w Syrii od 2020 roku pozostawała zamrożona. Wówczas do kluczowego porozumienia doszli prezydenci Turcji i Rosji. Rosja aktywnie wspierała syryjskie siły rządowe. Turcja natomiast walczyła o równowagę na granicy turecko-syryjskiej i starała się powstrzymać napływ kolejnych setek tysięcy uchodźców, a także wspierała syryjskie siły opozycyjne jako punkt nacisku na prezydenta Baszszara al-Asada.
Od tego czasu rebelianci kontrolowali jedynie około 10 proc. powierzchni kraju. Ostatnie kilka dni pokazało, że kontrola nad tak małym terytorium nie odpowiada ich ambicjom a ostatnie lata poświęcili na przygotowania do ofensywy. Moment, w którym osłabiony Hezbollah w Libanie podpisał porozumienie o zawieszeniu broni z Iraelem okazał się dla syryjskich rebeliantów bardzo korzystny. Hezbollah odegrał ważną rolę w pacyfikacji syryjskiej rebelii. Jeszcze ważniejszym sojusznikiem dla Asada była Rosja. Rosjanie w 2015 roku na prośbę syryjskiego dyktatora rozpoczęli wojskową interwencję w Syrii. Ich siły były kluczowe w odbiciu między innymi Aleppo. Według oficjalnych danych rosyjskiego Ministerstwa Obrony, w Syrii zginęło 117 rosyjskich żołnierzy. Dziś rosyjska armia jest zajęta wojną w Ukrainie i ma znacznie mniejsze możliwości w pomocy syryjskiemu sojusznikowi. Układ sił jest więc zupełnie inny niż 5-10 lat temu.