Posłowie koalicji rządzącej przyjęli wniosek o pozbawienie Ziobry immunitetu i przymusowe doprowadzenie na komisję ds. Pegasusa. W Korei Płd. parlament uchylił stan wojenny wprowadzony przez prezydenta. W Seulu demonstracje
Maciej Awiżeń miał utracić stanowisko z powodu opóźnień w wypłatach świadczeń powodziowych.
Publiczna rozgłośnia Radio Wrocław podała w poniedziałek informację, że dotychczasowy wojewoda dolnośląski Maciej Awiżeń został odwołany ze stanowiska. Powodem miała być opieszałość w organizowaniu pomocy ofiarom powodzi. Jego stanowisko zajęła dziś Anna Żabska, prezeska spółki Zamek Książ w Wałbrzychu oraz Lokalnej Organizacji Turystycznej Aglomeracja Wałbrzyska.
Żabska w przeszłości pracowała w Urzędzie Miejskim w Wałbrzychu. Była rzeczniczką oraz kierowniczką biura prezydenta miasta, a także dyrektorką Parku Wielokulturowego Stara Kopalnia. W 2024 roku startowała w wyborach do Parlamentu Europejskiego z list Koalicji Obywatelskiej. Jest absolwentką europeistyki oraz prawa na Uniwersytecie Wrocławskim.
Jak podaje Radio Wrocław, Anna Żabska oprócz sprawowania funkcji członka zarządu w Zamku Książ jest także członkiem rady nadzorczej InValbrzych Sp. z o.o oraz posiada 33 proc. udziałów w Spółce Węglowej „TEPAL”.
W ostatnim czasie opinia publiczna dowiedziała się o dużych opóźnieniach w wypłatach zasiłków remontowo-budowlanych, które osobom dotkniętym powodziom obiecał rząd. Jeszcze w połowie listopada w niektórych gminach nie wypłacono ani jednego takiego świadczenia, choć powódź miała miejsce w połowie września. Wojewoda dolnośląski Maciej Awiżeń twierdził w rozmowie z mediami, że winne opóźnień są samorządy, które wypełniały wnioski z błędami wymagającymi poprawy, co miało wpływ na wydłużenie procedury. Samorządowcy nie zgadzali się z tym stanowiskiem.
W piątek 22 listopada Sejm uchwalił nowelizację tzw. ustawy powodziowej, która w poniedziałek 25 listopada została podpisana przez prezydenta. Przewiduje ona m.in. uproszczenie zasad przyznawania zasiłków na cele remontowo-budowlane oraz przyznanie świadczeń interwencyjnych organizacjom porządku publicznego i rolnikom.
Chwalił Władimira Putina, zapowiada zakończenie pomocy Ukrainie. Calin Georgescu nie miał według sondaży żadnych szans na wejście do drugiej tury. Niespodziewanie okazał się liderem wyścigu
W niedzielę odbyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich w Rumunii. Po przeliczeniu 99,9 proc. głosów okazało się, że pierwsze miejsce zajął 62-letni skrajnie prawicowy Colin Georgescu, który osiągnął wynik 22,9 proc. Drugie miejsce należy do centroprawicowej Eleny Lasconi, która uzyskała 19,17 proc. poparcia. Trzecie miejsce należy do socjaldemokratycznego premiera Marcela Ciolacu, który uzyskał 19,15 proc.
Wyniki okazały się dużym zaskoczeniem, ponieważ to Ciolacu był liderem w sondażach. Jak podawał The Guardian, analitycy spodziewali się, że w drugiej turze premier, mający wtedy ok. 25 proc. poparcia, spotka się z George’m Simonem ze skrajnie prawicowej partii AUR.
Georgescu, który okazał się ostatecznie zwycięzcą pierwszej tury, według badań miał tylko 5 proc. poparcia.
Druga tura wyborów prezydenckich odbędzie się 8 grudnia. Tydzień wcześniej Rumunię czekają także wybory parlamentarne.
Colin Georgescu był jednym z najbardziej prominentnych polityków skrajnie prawicowej partii AUR. Opuścił ją w 2022 roku po tym, jak pozostali członkowie uznali, że jego antynatowskie i prorosyjskie wypowiedzi szkodzą partii. Georgescu krytykował m.in. tarczę antyrakietową NATO w rumuńskim mieście Deveselu, twierdził, że NATO nie ochroni żadnego członka zaatakowanego przez Rosję. Władimira Putina nazywał „człowiekiem, który kocha swój kraj”.
Rumunia jest członkiem NATO od 2004 roku, członkiem UE od 2007 roku. Dzieli także 600 kilometrową granicę z Ukrainą, co oznacza, że odgrywa strategiczną rolę w świetle rosyjskiej inwazji. W Rumunii znajduje się baza wojskowa NATO, kraj przekazuje także Ukrainie baterie obrony powietrznej Patriot oraz jest szlakiem tranzytowym dla ukraińskiego zboża.
Kampania wyborcza skupiała się w dużej mierze na kosztach życia. Calin Georgescu oprócz obietnic dotyczących bezpośrednio ekonomii, zapowiadał także zakończenie pomocy Ukrainie.
Reuters, powołując się na rumuńskiego komentatora, podaje, że nie można wykluczyć rosyjskiej ingerencji w wybory w celu zapewnienia Georgescu przewagi.
„Nie zmieniłbym tego trybu” – mówił minister Maciej Duszczyk. Trwa wysłuchanie obywatelskie w sprawie dokumentu „Strategia migracyjna”. To odpowiedź na list organizacji społecznych, które sprzeciwiały się trybowi przyjmowania dokumentu rządowego
25 listopada 2024 r. odbywa się wysłuchanie obywatelskie w sprawie dokumentu „Strategia migracyjna”. Wysłuchanie można śledzić tutaj:
Gospodarzem wysłuchania jest ministra ds. społeczeństwa obywatelskiego i Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Ale samo wydarzenie jest odpowiedzią na sprzeciw obywatelski wobec trybu przyjmowania długo wyczekiwanego dokumentu. Na początku wysłuchania krótki wstęp wygłosiła Adriana Porowska, nowa ministra ds społeczeństwa obywatelskiego. Potem o idei i regułach wysłuchania obywatelskiego. Poinformował, że do głosu zgłosiło się ponad 200 osób i 140 organizacji. Spośród nich wylosowano 84 osoby, które ostatecznie zabiorą głos. Najpierw czas będą mieli ministrowie i ministry, w tym autor strategii migracyjnej min. Maciej Duszczyk. Potem głos zabiorą wybrane wcześniej organizacje i podmioty. Najdłuższa część to głosy obywateli i obywatelek. wysłuchanie potrwa do 17.00.
Do godziny 10.40 swoją wypowiedź zakończył wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, Maciej Duszczyk, autor strategii. Przyznał, że mimo że dokument nie był konsultowany, nie zmieniłby dzisiaj tego trybu.
Następnie wypowiedziała się wiceministra Marta Cienkowska z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Podkreśliła, że jej resort nie był w żaden sposób włączony w prace nad strategią. I oceniła to negatywnie. Następnie głos zabrały Henryka Mościcka-Dendys, podsekretarz stanu w MSZ, Magdalena Biejat, marszałkini Senatu (na zdjęciu), Magdalena Sobkowiak-Czarnecka z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
„Dokument >>Strategia migracyjna<< nie był przedmiotem konsultacji, musimy to podkreślić. Ale niemniej to, co teraz robimy, jest ważne. Jeżeli będą już dokumenty implementacyjne [ustawy wprowadzające w życie strategię migracyjną – przyp. red.] to powinno wyglądać już inaczej” – mówił podczas wystąpienia Jakub Wygnański z Fundacji Stocznia, która współorganizuje wysłuchanie obywatelskie.
To prawda – mimo że plan przyjmowania strategii zakładał konsultacje, sam ramowy dokument przyjęty przez rząd w październiku nie był jednak konsultowany. To wywołało sprzeciw organizacji społecznych i ekspertów od migracji. W odpowiedzi na ich list zorganizowano wysłuchanie, które, jak wspomniał Wygnański, odbywa się w dziwnym momencie. Sam dokument ramowy został już przyjęty przez rząd, a dokumentów implementacyjnych jeszcze nie ma.
Pisaliśmy o tym tutaj:
O samym wysłuchaniu pisaliśmy tutaj:
Więcej tekstów OKO.press na temat strategii migracyjnej:
Narasta konflikt pomiędzy prezydentem Filipin Ferdinandem Marcosem Jr, a jego zastępczynią Sarą Duterte. Obawiająca się o swoje życie wiceprezydentka poinformowała o zleceniu zabójstwa głowy państwa. W tle wojna z filipińskimi gangami narkotykowymi.
Duterte twierdzi, że zleciła zabójstwo nie tylko swojego szefa, ale także jego żony i przewodniczącego Izby Reprezentantów. „Rozmawiałam z osobą, której powiedziałam, że jeśli sama zginę, to ma zabić prezydenta Marcosa, Lizę Aranetę oraz Martina Romualdeza. To nie żart. Powiedziałam mu: nie przestawaj, dopóki ich nie zabijesz. On odpowiedział: dobrze” – powiedziała Duterte, cytowana przez CNN.
Dodała, że Filipiny zmierzają do piekła, „ponieważ jesteśmy prowadzeni przez osobę, która nie wie, jak być prezydentem i która jest kłamcą”. W październiku Duterte oskarżyła prezydenta o niekompetencję i powiedziała, że wyobraża sobie, jak odcina mu głowę.
W odpowiedzi na groźbę Duterte biuro prezydenta Marcosa zapowiedziało wzmocnienie jego ochrony, a szef policji wszczął śledztwo w tej sprawie.
Konflikt pomiędzy prezydentem Ferdinandem Marcosem Jr, a jego zastępczynią narasta od miesięcy. Powodem są rozbieżne wizje prowadzenia polityki międzynarodowej oraz zwalczania gangów narkotykowych.
Choć jeszcze w 2022 roku wspólnie sięgnęli po wyborcze zwycięstwo, dziś są zaciekłymi przeciwnikami.
Oboje są dziećmi byłych prezydentów Filipin – ojciec Ferdinanda Marcosa Jr sprawował urząd jako dyktator w latach 1965-1986, a ojciec Sary Duterte był prezydentem w latach 2016-2022.
Rodrigo Duterte podczas swojej prezydentury wypowiedział wojnę gangom narkotykowym. Miały mu w tym pomóc tzw. szwadrony śmierci, organizacja, której kompetencje były niemal nieograniczone. W wypowiedzi z 2016 roku Duterte porównał się do Hitlera:
„Hitler zamordował 3 miliony Żydów. W naszym kraju są trzy miliony narkomanów. Byłbym szczęśliwy, gdybym ich wymordował. Jeśli Niemcy miały Hitlera, to Filipiny będą miały mnie”.
Krwawa polityka narkotykowa Duterte według oficjalnych szacunków kosztowała życie od 6 do 8 tys. ludzi. Wśród nich byli nie tylko członkowie gangów, ale również przypadkowe osoby, które znalazły się na linii ognia.
Ferdinand Marcos Jr, który w 2022 r. zastąpił Rodriga Duterte na stanowisku prezydenta, zmienił sposób walki z narkotykowymi gangami, stawiając na działania policji, procesy sądowe, resocjalizację i prewencję.
To nie spodobało się Sarze Duterte, która odeszła z rządu w czerwcu 2024 r., ale pozostała na stanowisku wiceprezydentki. W odpowiedzi na ten ruch przewodniczący Izby Reprezentantów Martin Romualdez (prywatnie kuzyn prezydenta Marcosa), obciął budżet biura wiceprezydenta o prawie dwie trzecie.
Przeciwko wiceprezydentce toczy się również dochodzenie związane z wykorzystaniem funduszy publicznych podczas jej kadencji jako sekretarza edukacji. Duterte zaprzecza wszystkim zarzutom.
PiS ogłosił kandydata w wyborach prezydenckich. To szef Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki.
Podczas obywatelskiego kongresu „Przyszłość Polska” w Krakowie ogłoszono, że prezes IPN Karol Nawrocki wystartuje w wyborach prezydenckich z poparciem PiS. Kandydaturę Nawrockiego ogłosił prof. Andrzej Nowak, przewodniczący obywatelskiego komitetu.
„Przekaz dnia” o tym, że kandydat, jak i samo spotkanie w Krakowie ma charakter „obywatelski”, a nie partyjny, poszedł w świat jeszcze przed jego rozpoczęciem.
Poseł PiS Jan Mosiński zamieścił na platformie X partyjny instruktaż komunikowania dzisiejszego wydarzenia: „W mediach prosimy o podkreślanie, iż spotkanie w Krakowie ma charakter obywatelski, społeczny i każdy za pośrednictwem biur poselskich mógł się na nie zapisać – zapisy ze względów logistycznych i organizacyjnych.
To NIE JEST partyjne wydarzenie, ale Kongres Obywatelski!"
- czytamy w skasowanym już poście posła Mosińskiego.
Choć spotkanie w Krakowie miało charakter „obywatelski”, to wielokrotnie podkreślano, że w tym samym miejscu, swoją drogę po prezydenturę rozpoczynał 10 lat temu Andrzej Duda.
Dlaczego kandydatem PiS nie został żaden z partyjnych nominatów, wyjaśnił sam Jarosław Kaczyński:
„Mieliśmy znakomitych własnych kandydatów. Ale o naszej decyzji zdecydowały i osobiste zalety pana doktora Nawrockiego, jego życiowa droga, ale zdecydowało także i to, że dzisiaj mamy stan szczególny, który można określić jako wewnętrzną wojnę polsko-polską.
Potrzebny jest człowiek wiarygodny i niezależny od formacji politycznej, który będzie miał wolę i możliwość tę wojnę zakończyć. Nie w imię interesu którejś ze stron. Nie w imię interesu jakiejś partii. W imię interesu Polski"
PiS szukał kandydata, który byłby „Dudą 2.0”, jak pisał Witold Głowacki na łamach OKO.press.
„Musi być młody, wysoki, okazały, przystojny. Musi mieć rodzinę. Musi znać bardzo dobrze język angielski. Najlepiej jakby znał dwa języki. Mamy kandydatów, którzy są doskonali i w angielskim, i francuskim. Tak jak ten prawdopodobny przeciwnik w drugiej turze" – mówił Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Radia Maryja na początku września.
Przeciwnik dla kandydata PiS w drugiej turze od wczoraj jest już pewny – prawybory w Koalicji Obywatelskiej oficjalnie wygrał Rafał Trzaskowski. Jego wykształcenie i doświadczenie (był posłem, europosłem, ministrem cyfryzacji, a obecnie prezydentem Warszawy) jest benchmarkiem, do którego Kaczyński chciał się dopasować.
"Musi być obyty międzynarodowo. To powinien być człowiek, dla którego świat nie jest czymś obcym, który bywał na konferencjach, wykładach”
- mówił o wymarzonym kandydacie prezes PiS.
Kaczyński rozważał na początku pięciu kandydatów: Mariusza Błaszczaka, Mateusza Morawieckiego, Tobiasza Bocheńskiego, Przemysława Czarnka i właśnie Karola Nawrockiego. W ostatnich tygodniach w grze zostali już prezes IPN i były minister edukacji.
W ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych Przemysław Czarnek na Lubelszczyźnie uzyskał rekordowe poparcie (zdobył ponad 120 tys. głosów), ale w PiS uznano, że w ogólnopolskim starciu obciążeniem byłaby ciągnąca się za nim łatka zamordysty z niewyparzonym językiem.
Kaczyński postawił więc na Nawrockiego, kandydata najmniej znanego, co daje szansę przedstawienia go wyborcom dokładnie tak, jak PiS tego potrzebuje.
Szymon Hołownia ogłosił w piątek 22 listopada, że kampania przed wyborami prezydenckimi rozpocznie się 8 stycznia 2025 (zgodnie z Konstytucją to Marszałek Sejmu ogłasza wybory prezydenckie). Tego dnia poznamy także datę pierwszej tury, którą będzie najprawdopodobniej jedna z niedziel w maju 2025 r.
PiS i KO mają więc niespełna sześć miesięcy na to, aby „namalować” swoją wersję Nawrockiego przed oczami wyborców.
„W najbliższych tygodniach będziemy zapewne oglądać wyścig, kto pierwszy opowie w przekonujący sposób o Nawrockim. Jego własny sztab czy sztab Trzaskowskiego? Bo pierwsza opowieść, pierwsze wrażenie czerpane z mediów (w tym społecznościowych) ma szansę się utrwalić” – komentuje na łamach OKO.press Agata Szczęśniak.