Szczyt odbędzie się 27 i 28 listopada w mieście Harpsund. „Zachód musi mieć jednolite stanowisko dotyczące wsparcia Ukrainy i wspólnego bezpieczeństwa” – napisał na X Donald Tusk
Mpox (dawniej małpia ospa) atakuje głównie mieszkańców Demokratycznej Republiki Konga, gdzie w 2024 roku wykryto 14 tys. zakażeń. Ale wirus rozprzestrzenia się też na sąsiednie kraje. „Skoordynowana międzynarodowa reakcja jest niezbędna, aby powstrzymać ogniska choroby i ratować życie” – ocenił szef WHO
Mpox (ang. monkeypox) to odzwierzęca choroba zakaźna, którą pierwszy raz wykryto w latach 70. w Demokratycznej Republice Konga. Według Światowej Organizacji Zdrowi (WHO) nowy szczep wirusa Ib ma rozprzestrzeniać się szybciej, co pokazują statystyki zakażeń. Od początku roku w Afryce wykryto już ponad 17 tys. przypadków choroby. Największe ognisko jest wciąż w Demokratycznej Republice Konga, gdzie z powodu mpox w 2024 roku zmarło 500 osób. Ale wirus dostał się już do Burundi, Kenii, Ugandy i Rwandy.
Podczas środowego posiedzenia Komitetu do spraw Nagłych Wypadków WHO eksperci ocenili, że sytuacja wymaga ogłoszenia najwyższego stopnia alertu zdrowotnego dla tej choroby (tzw. status PHEIC). Działanie ma na celu przyspieszenie badań, zwiększenie finansowania, a także podjęcie międzynarodowej współpracy w celu powstrzymania choroby.
O wsparcie apelowała już agenda ds. zdrowia Unii Afrykańskiej (Africa CDC). Organizacja zwracała uwagę, że tempo rozprzestrzeniania się choroby jest alarmujące, a dostęp do szczepionek ograniczony. Dziś wszystkie kraje kontynentu dysponują 200 tys. dawek szczepionki, podczas gdy potrzeby przekraczają 10 milionów.
Wirus powodujący mpox przenosi się przez bliski kontakt, w tym seksualny. Objawy choroby są podobne do grypy, pacjenci skarżą się na gorączkę, bóle głowy i mięśni. Występują też wypełnione ropą zmiany skórne przypominające krosty, przez co trudno odróżnić ją od ospy wietrznej. Choroba zwykle ma łagodny przebieg i tylko w rzadkich przypadkach jest śmiertelna.
Ministerstwo Obrony Narodowej przekazało Państwowej Komisji Wyborczej dokumenty związane z organizacją pikników wojskowych za rządów PiS. Wydarzenia, na które wydano prawie 2 mln zł, miały być wykorzystywane przez polityków PiS do prowadzenia agitacji politycznej.
Wirtualna Polska dotarła do dokumentów, które 13 sierpnia Ministerstwo Obrony Narodowej przekazało Państwowej Komisji Wyborczej.
Wynika z nich, że w dniach 12-15 sierpnia 2023 roku, gdy trwała już ogłoszona 8 sierpnia kampania wyborcza przed wyborami parlamentarnymi, odbyło się 67 pikników pod nazwą „Silna Biało-Czerwona”. Trzy z nich odbyły się w ramach obchodów centralnych. We wszystkich piknikach uczestniczyli politycy PiS – przede wszystkim kandydaci na posłów i senatorów.
“Podczas przynajmniej 8 pikników wojskowych (Szlichtyngowa, Giżycko, Dąbie, Pszczew, Nowogard, Radzyń Podlaski, Zawichost, Uniejów) miały miejsce „wypowiedzi pośrednio bądź bezpośrednio nawiązujące do działalności ówcześnie rządzącej partii politycznej”, z kolei na co najmniej dwóch z nich „wystąpienia noszą znamiona bezpośredniej agitacji wyborczej (Zawichost i Uniejów)” – czytamy w tekście w WP.
Według nieoficjalnych informacji portalu, prowadzenie agitacji podczas rządowych pikników “Silna Biało-Czerwona” poskutkuje decyzją PKW o obcięciu dotacji dla PiS.
W rozmowie z Wirtualną Polską wicemnister MON Cezary Tomczyk zapowiedział także złożenie zawiadomienia do prokuratury. Zdaniem wiceministra decyzja Mariusza Błaszczaka o finansowaniu pikników z publicznych pieniędzy stanowiła naruszenie uprawnień.
“Kluczowe jednak jest to, że wykorzystał [Mariusz Bałszczak – przyp. red.] wojsko do kampanii PiS. Wprost: do celów politycznych. To się nigdy nie powinno zdarzyć i za to partia powinna odpowiedzieć. W naszym mniemaniu jest to przestępstwem” – podkreślał Tomczyk.
Ministerstwo Obrony Narodowej to kolejny resort po Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (pikniki 800+), który zawiadamia prokuraturę o nieprawidłowościach w wydatkowaniu publicznych pieniędzy przez rząd PiSu.
Prokuratura Okręgowa w Zamościu postawiła Ryszardowi Czarneckiemu zarzuty doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości. Chodzi o sprawę tzw. „kilometrówek”, czyli rozliczania przez byłego europosła PiS służbowych podróży do Brukseli.
O sprawie jako pierwsze napisało OKO.press w lipcu 2020 roku:
“Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) skierował do polskiej prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez europosła Czarneckiego z PiS. Według śledczych UE, pobierał on nienależne zwroty kosztów podróży służbowych i diety”.
Informację o toczącym się śledztwie w sprawie Czarneckiego, zdobyliśmy dzięki sygnałowi od Czytelnika OKO.press, który skontaktował się z nami przez skrzynkę sygnalistów.
Europejscy śledczy ustalili nieprawidłowości w rozliczaniu przez Czarneckiego podróży służbowych w okresie od lipca 2009 roku do czerwca 2014 roku. W tym czasie Czarnecki był europosłem PiS do Parlamentu Europejskiego VII i VIII kadencji.
Jak podaje w komunikacie Prokuratura Krajowa, Czarnecki miał okłamać Parlament Europejski co do miejsca zamieszkania na terenie Polski – wskazał dwa adresy w Jaśle, podczas faktycznie mieszkał w Warszawie.
“Następnie złożył 243 wnioski o zwrot kosztów podróży, w których podano nieprawdę, co do odbywanych podróży służbowych, przejechanego kilometrażu oraz pojazdów, jakimi miały się one odbywać" – czytamy w komunikacie Prokuratury Krajowej.
Łącznie Czarnecki miał z przywłaszczyć z tego tytułu 203 167 euro, czyli 854 642 złotych.
Połowę tej kwoty, czyli 439 663 złotych (104 517 euro), zdążył już zwrócić Parlamentowi Europejskiemu.
Ryszard Czarnecki został przesłuchany w charakterze podejrzanego, ale nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Grozi mu do 15 lat pozbawienia wolności.
Europoseł KO przekazał Prokuraturze Krajowej dokumenty pokazujące nadużycia PiS w kampanii wyborczej w 2023 roku. Chodzi m.in. o gadżety dla Jacka Sasina i jego współpracowników
Chodzi o dowody na okołowyborcze zlecenia dla firmy Berm na łączną kwotę ok. 1,2 mln złotych.
Z dokumentów, które pozyskał Michał Szczerba, wynika, że przygotowanie wyborczych gadżetów, plakatów i wydarzeń PiS zlecał Berm za pośrednictwem kontrolowanych przez rząd podmiotów. Czyli z pominięciem funduszu wyborczego partii, co może być dowodem na nielegalne finansowanie kampanii.
Dokumenty złożone w prokuraturze przez Szczerbę liczą 5 tys. stron. To faktury, potwierdzenia przelewów, wiadomości i materiały graficzne potwierdzające zlecenia dla Berm. W tym te od podlegających Ministerstwu Aktywów Państwowych Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej oraz Fundacji KGHM. Zdaniem europosła to dowody na „nielegalne dysponowanie środkami finansowymi” tych podmiotów przez polityków PiS w celu „niezgodnego z prawem finansowania agitacji wyborczej”.
Te same dokumenty Szczerba przekazał już w poniedziałek Państwowej Komisji Wyborczej. Część z nich jest także w posiadaniu OKO.press. Jak pisaliśmy, są wśród nich dowody na to, że firma Berm realizowała dla kandydatów PiS kampanię za pośrednictwem państwowych spółek.
Szczególnie interesująca jest sprawa Fudnacji KGHM, która przekazała firmie Berm pieniądze w formie darowizny (238 tys. zł), teoretycznie na zupełnie inny projekt.
Jednak według informatorów Michała Szczerby chodziło o produkcję wyborczych gadżetów dla Jacka Sasina i jego bliskich współpracowników. Gadżety faktycznie zostały przez Berm zamówione (widzieliśmy niektóre z nich) i miały być wożone bezpośrednio do Ministerstwa Aktywów Państwowych. Sasin twierdzi jednak, że kubki, długopisy i koszulki zamówił w innej firmie. Zapewnia, że zapłacił z funduszu wyborczego.
O szefie Berm Januszu Jabłońskim pisaliśmy kilkakrotnie w OKO.press. Biznesmen za rządów PiS zrobił dziesiątki zleceń na organizację wydarzeń dla ministerstw, samorządów i państwowych spółek. Wszystko to mimo że jest bohaterem skandalu korupcyjnego z 2011 roku, tzw. infoafery. Jak ujawniliśmy, 23 maja 2024 roku został prawomocnie skazany za organizowanie zmowy przetargowej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
Imane Khelif, która na igrzyskach olimpijskich w Paryżu zdobyła złoty medal w boksie, złożyła we Francji zawiadomienie o popełnienie przestępstwa. Pięściarka oskarża o cybernękanie m.in. właściciela portalu X Elona Muska oraz autorkę sagi o Harrym Potterze.
Imane Khelif została pierwszą algierską złotą medalistką w boksie kobiet, zwyciężając w kategorii do 66 kg. Jej start podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu wywołał wiele kontrowersji, podobnie jak występ Lin Yu-Ting, która w walce o złoty medal w kategorii do 57 kg pokonała reprezentantkę Polski, Julię Szeremetę.
W środę 14 sierpnia 2024 roku, prawnik Imane Khelif poinformował o zawiadomieniu paryskiej prokuratury o „aktach cybernękania” jego klientki. 25-letnia mistrzyni olimpijska miała paść ofiarą cyberprzemocy w postaci „mizoginistycznego, rasistowskiego i seksistowskiego” traktowania.
Jak podaje „Variety”, pozew został złożony przeciwko X, co zgodnie z prawem francuskim oznacza, że został skierowany przeciwko nieznanym osobom. “To zapewnia prokuraturze całkowitą swobodę w prowadzeniu dochodzenia przeciwko wszystkim osobom, także tym, które pisały nienawistne wiadomości pod pseudonimami” – powiedział adwokat Imane Khelif, Nabil Boudi.
Prawnik Imane Khelif potwierdził, że w skardze wspomniano także o znanych osobach. „W pozwie wymienieni są między innymi JK Rowling i Elon Musk” – powiedział, dodając, że Donald Trump również może stać się częścią śledztwa.
Francuscy śledczy najprawdopodobniej przyjrzą się zatem wpisowi JK Rowilng, opublikowanym po walce Imane Khelif z Angelą Carini. Włoska pięściarka przerwała starcie po 46 sekundach, mówiąc: „Nigdy nie poczułam takiego ciosu”.
„Uśmiech mężczyzny, który wie, że jest chroniony przez mizoginistyczny establishment sportowy, cieszący się cierpieniem kobiety, którą właśnie uderzył w głowę i której życiową ambicję właśnie zniweczył” – napisała Rowling na portalu X, gdzie śledzi ją 14,2 miliona obserwujących.
Donald Trump zamieścił zdjęcie z tej walki z komentarzem: „Będę trzymać mężczyzn z dala od kobiecych sportów!”
W innym wpisie autorka Harry'ego Pottera napisała: „Nie twierdzę, że Khelif jest trans. Mój sprzeciw, podobnie jak wielu innych, dotyczy tego, aby przemoc mężczyzn wobec kobiet stała się sportem olimpijskim”.
Z kolei Elon Musk udostępnił post amerykańskiej pływaczki Riley Gaines, w którym stwierdziła, że „mężczyźni nie pasują do kobiecego sportu”. Właściciel portalu X, skomentował wpisem Riley słowem: „Absolutnie”.
Źródło: The Guardian