Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„Powiedział mi: uważaj na tych ludzi” — mówił marszałek Szymon Hołownia dopytywany w TVN 24 o to, jak na informacje o spotkaniu z politykami Prawa i Sprawiedliwości zareagował premier Donald Tusk.
Szymon Hołownia programie „Kropka nad i” był pytany o spotkanie w mieszkaniu europosła Adama Bielana, w którym uczestniczył także Jarosław Kaczyński. „O treści rozmowy rozmawialiśmy także na spotkaniu liderów. Donald Tusk mi powiedział: ”uważaj na tych ludzi„, a później rozmawialiśmy o rekonstrukcji z rządu” — przyznał marszałek Sejmu, pytany o reakcje premiera na doniesienia o spotkaniu z politykami PiS.
Sam Bielan to polityk, wobec którego toczy się śledztwo w sprawie nieprawidłowości Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Spotkanie, jak mówił Hołownia, miało charakter prywatny, a jego tematyką miały być m.in. relacje ze Stanami Zjednoczonymi i koncepcja „rządu technicznego”.
„Powiedziałem, że absolutnie nie ma takiej możliwości. Nie ma przestrzeni do robienia jakiegokolwiek rządu technicznego” – zaznaczył.
O to, czy Hołownia „czuje się jak zdrajca”, zapytała go prowadząca Monika Olejnik.
„To całe zamieszanie wynika z pewnej dwoistości pełnienia przeze mnie dwóch funkcji. Marszałek Sejmu ma obowiązek spotykać się z różnymi politykami, choć przyznam, że miejsce spotkania było niefortunne” — stwierdził.
Odnosząc się do krytyki, jaka spadła na niego ze strony koalicji, Hołownia przyznał, że jego środowisko było „zmęczone”, a cała sytuacja dołożyła napięcia. „Odrabiam tę lekcję. Przeprosiłem. Taka rzecz nie powinna się powtórzyć” – powiedział.
Nie ukrywał również, że spotkanie odbyło się na propozycję strony PiS. Zaznaczył, że pierwsza rozmowa z Kaczyńskim została skrócona z powodów logistycznych, a kontynuacja miała miejsce w tym samym miejscu – mieszkaniu Bielana – ze względu na napięty kalendarz marszałka.
Pytany, czy został nagrany podczas spotkania, odpowiedział: „Nie mogę niczego wykluczyć, ale staram się nie ulegać paranoi”.
W kontekście przyszłości rządu i swojej partii, zapowiedział, że jego rekomendacją na wicepremierkę w nowym rządzie jest Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. On sam do rządu nie wejdzie, bo „musi zająć się partią, która jest zmęczona czterema kampaniami”.
Pytany o odejście Izabeli Bodnar z partii, stwierdził, że nie jest nim zaskoczony, bo „napięcie narastało od roku”.
W nocy z czwartku 3 lipca na piątek 4 lipca dziennikarz Radia Zet Mariusz Gierszewski i dziennikarka „Newsweeka” Dominika Długosz poinformowali o wizycie Szymona Hołowni w prywatnym mieszkaniu Adama Bielana, europosła PiS. W spotkaniu uczestniczył również Jarosław Kaczyński oraz senator PSL Michał Kamiński.
„Bąkiewicz i jego ludzie popełniają przestępstwo. Strzeżenie polskich granic to zadanie straży granicznej, policji i innych polskich służb” – mówił szef MSZ w TVN 24.
Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski był gościem programu „Fakty po Faktach” w TVN24. W rozmowie z Piotrem Kraśką odniósł się do możliwego wejścia marszałka Sejmu Szymona Hołowni do rządu, kiedy to – zgodnie z umową koalicyjną – zastąpi go Włodzimierz Czarzasty z Lewicy.
„Oczywiście, że sobie wyobrażam wejście Szymona Hołowni do rządu. Wydaje mi się, że byłoby to naturalne. Szefowie stronnictw mają prawo, takie niepisane, do zostania wicepremierami” – stwierdził szef MSZ.
Sikorski w rozmowie przyznał, że myśli o tym, „co by było, gdyby” kandydował na prezydenta, ale deklaruje, że temat uważa za zamknięty.
Wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski mówił niedawno, że koalicja „nie była nigdy tak blisko krawędzi, tego, że się może rozpaść, bo nie wiadomo co stoi za rogiem i kto, o czym i z kim rozmawia”. Sikorski spokojnie stonował nastroje. „Jesteśmy nad przepaścią, ale mamy stabilną większość. Zdobyliśmy wotum zaufania ponad 30 głosami” – przypomniał. Jednocześnie przyznał, że atmosfera wewnątrz koalicji jest napięta, co widać choćby po przeciągającej się rekonstrukcji rządu.
Wskazał, że w rekonstrukcji nie chodzi tylko o wymianę nazwisk. „To nie będzie zwykły 'reshuffle', ale zmiana struktury rządu. Konsolidacja resortów gospodarczych to dobry kierunek” – ocenił.
Czy nocne spotkanie Hołowni z Jarosławem Kaczyńskim i Adamem Bielanem osłabiło zaufanie do lidera Polski 2050? „Wybór miejsca nie był najszczęśliwszy” – odcinał się Sikorski, sugerując, że marszałek Sejmu sam powinien to wytłumaczyć.
Komentując działalność Roberta Bąkiewicza i jego ludzi, którzy „patrolują” granice, Sikorski stwierdził, że „legitymowanie ludzi bez uprawnień jest niedopuszczalne. Nikt nie ma prawa legitymować obywateli poza odpowiednimi służbami” – mówił.
I dodał, że za bezpieczeństwo na granicy odpowiada Straż Graniczna, żandarmeria, policja.
Dodał, że Robert Bąkiewicz otrzymywał publiczne pieniądze za czasów poprzedniej władzy. „Przyjrzałem się definicji faszyzmu. Podkreślam, faszyzmu, nie nazizmu, i mam wrażenie, że to, co on głosi i w jaki sposób to robi, w dużej mierze się w nią wpisuje. Mam więc szczerą nadzieję, że nie znajdzie się w gronie osób odznaczonych Orderem Orła Białego. Bo tych kontrowersyjnych odznaczeń mamy już zdecydowanie za dużo”.
Sikorski odpowiedział też na zarzuty opozycji dotyczące migracji. „Trzeba mieć wyjątkową bezczelność, by najpierw wpuścić kilkaset tysięcy ludzi z krajów muzułmańskich i afrykańskich, a potem krytykować za to rząd”– mówił.
Przypomniał, że rząd zwiększył ceny wiz i ograniczył nadużycia, dokończył budowę zapory na granicy z Białorusią (zwiększając szczelność z 30 do 98 proc.) i „uporządkował procedury azylowe”.
Minister odniósł się też do kontrowersji wokół kontroli na granicach z Niemcami i Litwą. „Kontrole na granicy polsko-niemieckiej to odpowiedź na działania Berlina. Niemcy wprowadziły je wobec wszystkich swoich sąsiadów. Nasza decyzja była reakcją, ale też efektem wieloletniego braku skutecznej kontroli migracji przez Morze Śródziemne, szlak bałkański i częściowo przez granicę z Białorusią. Gdyby wszystkie państwa postępowały tak jak Polska, skala nielegalnej migracji byłaby dziś znacznie mniejsza” – tłumaczył.
W kontekście niepewności wokół przyszłej polityki USA wobec Ukrainy Sikorski podkreślił znaczenie europejskiej samodzielności militarnej. „Nie musimy mieć tysiąca głowic jak USA. Wystarczy, że będziemy silniejsi od Putina. To możliwe jeszcze w tej dekadzie” – przekonywał.
Wskazał na sukces polskiej prezydencji w UE, która uchwaliła 150 mld euro na obronność w pożyczkach. „To był nasz priorytet. Teraz trzeba przypilnować, żeby te pieniądze naprawdę były wydane” – zaznaczył.
Zapytany o przyszłość współpracy z prezydentem Karolem Nawrockim i jego potencjalnym szefem BBN Sławomirem Cenckiewiczem, minister odparł, że ten ma zarzuty za ujawnienie tajemnicy państwowej, a więc dialog będzie utrudniony.
Szef MSWiA Tomasz Siemoniak poinformował, że od początku wzmożonych kontroli na granicach z Niemcami i Litwą służby skontrolowały już 25 tys. osób.
Tomasz Siemoniak zaznaczył, że doszło do zatrzymań związanych z nielegalnym przekraczaniem granicy. Siemoniak podkreślił, że „sytuacja jest pod pełną kontrolą” i Straż Graniczna wraz z wojskiem i policją realizuje swoje zadania.
Zapewnił, że resort jest w stałym kontakcie z zagranicznymi partnerami, których informuje o „wszystkich przypadkach skutecznego działania Straży Granicznej”. Zaznaczył, że jest pełne zrozumienie powodów wprowadzenia przez Polskę tymczasowych kontroli i sposobów ich realizacji.
Kontrole na granicy z Niemcami i Litwą trwają od 7 lipca. Według raportów SG przez pierwsze dwie doby przywrócenia kontroli na granicy z Niemcami skontrolowano ponad 13 tys. osób. Wjazdu do Polski odmówiono siedmiu osobom, a dwie osoby (z Gruzji i z Wietnamu) zostały zatrzymane. Na granicy z Litwą skontrolowanych zostało prawie 12 tys. osób. Wjazdu z Litwy do Polski odmówiono jednej osobie. Zatrzymanych zostało pięć (przemytnik z Estonii i cztery osoby z Afganistanu, które przekazano Litwie w ramach readmisji).
Przeczytaj także:
Sąd nie miał wątpliwości. Trzej pseudokibice Lecha Poznań idą do więzienia — nie za chuligaństwo na stadionie, ale za pobicie człowieka w autobusie, bo miał na sobie tęczową koszulkę.
O tym, jak doszło do pobicia chłopaka pisał Piotr Żytnicki, dziennikarz „Gazety Wyborczej”.
W czerwcu 2024 roku młody chłopak jechał ze swoim partnerem i znajomymi autobusem linii nr 171 w Poznaniu. Miał białą koszulkę z tęczowym paskiem i serduszkiem. Ze znajomymi rozmawiali o serialach Netfliksa. W pewnym momencie podeszło do nich dwóch mężczyzn, którzy zaczęli krzyczeć: „Ty pedale, ściągaj tę szmatę, bo cię zaj...”.
Chłopak w sądzie zeznawał, że nie chciał się bić. Potem mężczyźni zaczęli z niego koszulkę zdzierać. „Szarpali ją. Dusiła mnie, bo utknęła na mojej szyi” – mówił.
Według ustaleń sądu, sprawcy: Marcin O.-R., Przemysław M. oraz Dawid M. dokonali rozboju, zabierając ofierze koszulkę i zegarek. Czyn został zakwalifikowany jako akt o charakterze chuligańskim, co wpłynęło na zaostrzenie wyroku.
Mężczyźni są powiązani z kibolskim gangiem Lecha Poznań, znanym jako „Wildeccy Fanatycy”. W mediach społecznościowych opublikowali ostatnio zdjęcie Karola Naworckiego z podpisem: „Polska obroniona! Dziękujemy Rodacy. To był prawdziwy kibolski wjazd z bramą do pałacu”.
Według relacji „Wyborczej” pokrzywdzony zauważył na Facebooku zdjęcie skradzionej koszulki. Wisiała na płocie do góry nogami razem z tęczowymi flagami skradzionymi przed marszem równości. Na drugim zdjęciu koszulka i flagi płonęły.
W trakcie procesu jeden z oskarżonych tłumaczył, że do ataku doszło po rzekomej prowokacji ze strony pokrzywdzonego, który miał porównać obchody rocznicy Czerwca w Poznaniu do Parady Równości.
Sąd nie dał wiary wyjaśnieniom i skazał trójkę pseudokibiców na kary więzienia.
Jeden z nich, który posługuje się pseudonimem „Kolejowy”. To recydywista, który — według ustaleń „Wyborczej” – siedział w więzieniu za rozbój. Na koncie miał też zakaz stadionowy. Początkowo sąd chciał mu dać trzy i pół roku więzienia. Jego kolega „Świrek”, to zawodnik MMA, który wytatuował sobie na piersi herb Lecha Poznań i usłyszał wyrok trzech lat więzienia. Trzeci z napastników o pseudonimie „Malina” miał spędzić w więzieniu rok i 4 miesiące. Wyroki zaskarżyli obrońcy, chcieli ich złagodzenia.
Złagodzenia kary dla swoich oprawców chciał też pokrzywdzony, tłumacząc, że „nie powinni być na utrzymaniu państwa tak długo”. Ostatecznie sąd obniżył karę tylko dla pierwszego z mężczyzn do 3 lat i 4 miesięcy więzienia. Pozostałe wyroki utrzymał. Są prawomocne.
Według tegorocznego Tęczowego Rankingu ILGA-Europe Polska wciąż plasuje się jako jedno z najmniej przyjaznych państw Unii Europejskiej dla osób LGBT+. Polska po pięciu latach opuściła ostatnie miejsce w UE, jednak i tak krajowe prawodawstwo i praktyka stosowania prawa pod względem ochrony praw człowieka osób LGBT+ jest jedną z najgorszych w Europie. Niższy wynik od Polski osiągnęło tylko 10 państw (m.in. Rosja, Białoruś, Azerbejdżan i Turcja), z kolei w czołówce rankingu znalazły się Malta, Belgia i Islandia.
Ataki fizyczne, groźby, kradzieże i zniszczenie mienia – to kilka z wielu form przemocy, na którą narażone są osoby LGBT+. Liczba takich incydentów jest bardzo duża, ponieważ według badań Kampanii Przeciw Homofobii jedynie około 2,5 proc. przestępstw wobec osób LGBT+ jest zgłaszanych na policję.
Dotychczas polskie prawo nie chroniło skutecznie przed przestępstwami z nienawiści ze względu na orientację seksualną, co utrudniało ściganie sprawców i wymagało m.in. udowadniania przynależności ofiary do społeczności LGBT+ w sądzie.
Obecnie trwają prace nad nowelizacją Kodeksu karnego, nowe przepisy mają rozszerzyć ochronę prawną i przewidywać surowsze kary za przestępstwa motywowane homofobią lub transfobią, w tym nawet do pięciu lat pozbawienia wolności za stosowanie przemocy lub groźby wobec osób z powodu ich orientacji seksualnej.
Przeczytaj także:
Według najnowszych danych unijnej agencji klimatycznej Copernicus miniony miesiąc okazał się trzecim najcieplejszym czerwcem w liczącej ok. 250 lat historii instrumentalnych i weryfikowalnych pomiarów temperatury na świecie.
Dane wskazują jasno, że kolejne miesiące — i stopniowo kolejne lata — plasują się w „top 5” najcieplejszych okresów w historii, bo krzywa wzrostu temperatury pnie się cały czas w górę. To oczywiście zła wiadomość, bo im cieplej, tym większe zagrożenie suszą, powodziami i coraz mniejszymi możliwościami adaptacji ziemskiego ekosystemu, od którego wszyscy bezpośrednio zależymy.
Średnia temperatura powierzchni Ziemi w czerwcu 2025 roku wyniosła 16,46°C. To o 0,47°C powyżej średniej dla tego miesiąca z lat 1991-2020, podaje Copernicus. Czerwiec okazał się o 0,2°C chłodniejszy niż rekordowo ciepły czerwiec roku 2024, a także o 0,06°C chłodniejszy od drugiego w historii czerwca roku 2023.
Szósty miesiąc 2025 roku był o 1,3°C cieplejszy od średniej dla tego miesiąca z okresu przedindustrialnego. Tak w klimatologii określa się czasy sprzed początku szybkiego wzrostu emisji gazów cieplarnianych, czyli lata 1850-1900. Tym samym był zaledwie trzecim spośród minionych 24 miesięcy, kiedy wzrost temperatury nie przekroczył progu 1,5°C.
Poprzednie 12 miesięcy — od lipca 2024 do końca czerwca 2025 – były również o 0,67°C cieplejsze od średniej z okresu 1991-2020, a także o 1,55°C cieplejsze od lat 1850-1900, informuje Copernicus.
W Europie czerwiec był piątym najcieplejszym czerwcem w historii pomiarów. Średnia temperatura na kontynencie wyniosła 18,46°C, czyli o 1,1°C więcej niż średnia z lat 1991–2020.
Najbardziej odczuwalne odchylenia od normy wystąpiły w Europie Zachodniej i Środkowej, gdzie cały region zachodni doświadczył najcieplejszego czerwca w historii – średnia temperatura wyniosła tam 20,49°C i była o 2,81°C wyższa od normy. Rekord ten pobił poprzedni z 2003 roku o 0,06°C.
Silne fale upałów przetoczyły się przez Europę w połowie i pod koniec miesiąca, obejmując zachodnią i południową część kontynentu. W wielu miejscach temperatura odczuwalna przekroczyła 38°C, co odpowiada poziomowi tzw. „bardzo silnego stresu cieplnego”. W Portugalii miejscami osiągała ona nawet 48°C, klasyfikując się jako „ekstremalny stres cieplny”.
Poza Europą najwyższe dodatnie odchylenia od średnich temperatur odnotowano w Stanach Zjednoczonych, północnej Kanadzie, Azji Środkowej i Wschodniej oraz zachodniej Antarktydzie. Z kolei rekordowo niskie temperatury wystąpiły w południowej części Ameryki Południowej, zwłaszcza w Argentynie i Chile. Niższe niż zwykle temperatury panowały także w Indiach oraz we wschodniej części Antarktydy.
Według wstępnych danych IMGW dla Polski średnia temperatura była – w zależności od regionu – o 0,4°C – 2°C wyższa niż w okresie referencyjnym 1991-2020. Wyjątkiem były Suwałki, gdzie stacja synoptyczna odnotowała średnią temperaturę dokładnie w normie wieloletniej
Według naukowców ludzkość nie może trwale przekroczyć wzrostu temperatury o 1,5°C do końca stulecia, o ile chce utrzymać wzrost temperatury na stosunkowo bezpiecznym poziomie. Tak zakłada tzw. Porozumienie Paryskie zawarte w 2015 roku.
Niestety, ten próg ocieplenia przekraczamy już teraz, o czym świadczą dane z niemal dwóch ostatnich lat. Pierwszym pełnym rokiem, w którym to się stało, był rok 2024, który okazał się o 1,6°C cieplejszy od średniej z okresu przedindustrialnego. Mimo nieco chłodniejszego okresu luty-maj, trwający rok zapewne będzie kolejnym, który przekroczy próg 1,5°C i wyląduje w “top 5” najcieplejszych lat w historii pomiarów. Krzywa wzrostu temperatury przesuwa się górę i chłodniejsze lata dziś należą do najgorętszych lat w długim okresie.
Naukowcy obawiają się, że zbliżamy się do (umownego) drugiego progu ocieplenia, wynoszącego 2°C. Jeśli nic się nie zmieni, trwałe przekroczenie tego progu nastąpi w latach 2050-2060, a więc za życia wielu czytelników i czytelniczek OKO.press.
Oznaczałoby to jeszcze więcej ekstremalnych zjawisk pogodowych i wynikających z nich problemów, jak powodzie, susze, pożary, zwiększający się zasięg chorób tropikalnych na szerokościach o dotychczas umiarkowanym klimacie, a także zwiększona śmiertelność na skutek fal upałów. Wszystkie te katastroficzne zjawiska dają się na we znaki już dziś – w Polsce trwa dotkliwa susza, złagodzona tylko w niewielkim stopniu przez stosunkowo mokry i chłodny maj i opady przyniesione nad nasz kraj przez niż genueński na przełomie pierwszego i drugiego tygodnia lipca.
W czerwcu tyko trzy z 20 głównych stacji pomiarowych IMGW odnotowały opad większy niż średnia wieloletnia.
Dane pośrednie wskazują, że ostatnie miesiące i lata należą do najcieplejszych od tysięcy lat, a przyczyną tego jest rosnąca koncentracja gazów cieplarnianych w atmosferze. To efekt spalania paliw kopalnych, przede wszystkim węgla. Nauka ostrzega o tym negatywnym zjawisku od ponad 100 lat, jednak dopiero teraz możemy na własne oczy obserwować jego skutki.
Zatrzymanie wzrostu temperatury na względnie bezpiecznym poziomie jest niezmiernie trudne i jest kwestią przede wszystkim polityczną. Ziemski system klimatyczny poddany działaniu gazów cieplarnianych reaguje z opóźnieniem. Dlatego, nawet gdyby emisje spadły do zera już jutro czy nawet za kilka lat – co jest nierealne – miną dekady, zanim klimat na ten spadek zareaguje.
To jedna z przyczyn nikłego zainteresowania opinii publicznej kryzysem klimatycznym. Na naszym podwórku przełożyło się to na niemal zerową obecność problemu w programach kandydatów i kandydatek na prezydenta i na ich spotkaniach wyborczych, o bieżącej polityce partyjnej nie wspominając.
Przeczytaj także: