Po kolejnych rewelacjach o kłopotach, których napytał sobie minister nauki, trwa dyskusja, czy nadaje się na to stanowisko
Zaledwie 11 dni po rozpoczęciu marszu rebeliantów na Damaszek, stolica Syrii padła. Baszszar al-Asad, który utopił własny naród we krwi, najpewniej uciekł z kraju
Historia w Syrii dzieje się na naszych oczach. Zaczęło się od błyskawicznej ofensywy rebeliantów z północy w stronę Aleppo, potem Hamy i Homs. Reżimowa armia stawiała ograniczony opór, z czasem poddawała się coraz częściej. Od kilku dni spontaniczne wystąpienia miały miejsce w całej Syrii. Dziś rano ludzie przechadzają się już po pałacu prezydenckim w Damaszku.
Baszszar al-Asad najpewniej uciekł z kraju, choć na razie nie mamy potwierdzonych informacji o jego miejscu pobytu. W Damaszku został jego premier Mohammed Gazi al-Dżalili. Premier ogłosił, że zostaje w kraju, bo jest częścią tego narodu. Al-Dżalili twierdzi, że ostatni raz był w kontakcie z Assadem wczoraj wieczorem. Rebelianci z wiodącej w rebelii islamistycznej grupy Hajat Tahrir Asz-Szam (HTS) mieli być z al-Dżalilim w kontakcie od kilku dni. W sobotę zatrzymali premiera w jego mieszkaniu:
Al-Dżaili zamierza współpracować z rebeliantami w przekazaniu władzy. Powiedział też, że Syria powinna przeprowadzić wolne wybory, by to ludzie wybrali swoich przywódców.
HTS, pomimo uruchomienia dużej liczby rebeliantów na południu, którzy nie brali udziału w ofensywie od końca listopada, stara się utrzymać wiodącą rolę w procesie przejęcia władzy. W niedzielę nad ranem lider grupy wydał odezwę, w której apeluje do rebeliantów, by powstrzymali się od naruszania i plądrowania instytucji państwowych. Według instrukcji HTS Abu Mohammada al-Dżaulaniego instytucje mają pozostać pod nadzorem premiera al-Dzailiego aż do oficjalnego przekazania władzy.
Nad ranem wyzwolone zostało również więzienie Saidnaja, miejsce, które było miejscem tortur wobec przeciwników reżimu. Według niektórych relacji do Saidnaji wysyłano ludzi na śmierć. Na poniższym filmie widać moment otwarcia drzwi jednej z cel. Więźniowie nie dowierzają, co się dzieje, nie rozumieją, że mogą po prostu wyjść na wolność.
Upadek reżimu Assada w ostatnich dwóch tygodniach nastąpił błyskawicznie. Ale moment ten jest konsekwencją 13 lat wojny domowej (od 2020 niemal zamrożonej) i brutalnego wystąpienia Baszszara al-Asada przeciwko swojemu narodowi.
Syryjski dyktator zarządzał systemem opresji stworzonym przez swojego ojca. Gdy Syryjczycy zbuntowali się w 2011 roku, odpowiedział siłą i kulami w stronę pokojowych protestów. Gdy okazało się, że samemu jest zbyt słaby, by odeprzeć rebelię, która rozlała się na cały kraj, a którą wsparli dżihadyści m.in. z Iraku – odwołał się do swoich zagranicznych sojuszników. Utrzymał się na swoim tronie dzięki pomocy wojskowej Iranu i Rosji.
Gdy oba kraje okazały się dziś zbyt słabe i zajęte swoimi sprawami, by uratować dyktatora, Asad bardzo szybko przekonał się, że nikt w Syrii nie jest zainteresowany tym, by został. Jednym z mitów dyktatury al-Asadów było to, że jest on protektorem mniejszości religijnych. Sami al-Asadowie są alawitami – to sekta religijna wywodząca się z islamu szyickiego.
Alawici stanowią około 10-15 proc. syryjskiego społeczeństwa, chrześcijanie również około dziesięciu (przed rewolucją, dziś bardzo trudno określić to dokładnie). Dziś świętują wszyscy. Nawet w nadmorskich miejscowościach Latakia i Tartus, które miały być twierdzami reżimu, nikt nie stawia dziś oporu. Pomniki Hafiza al-Asada i portrety Baszszara al-Asada są niszczone w całym kraju.
Syrię czeka teraz trudny proces zmiany systemu politycznego i trudno przewidzieć, jak się on zakończy. Głównych aktorów wewnętrznych jest kilku, dokładniej pisaliśmy o nich w tekstach poniżej.
HTS, główna grupa rebeliantów, która rozpoczęła 27 listopada błyskawiczny marsz na południe, wywodzi się z Dżabhat an-Nusry, odłamu al-Kaidy w Syrii, choć obecnie przekonuje, że Syria jest miejscem dla wszystkich i zamierza chronić prawa mniejszości. Ale nie ma doświadczenia z demokracją, o której mówi teraz premier al-Dżaili. A on sam również z doświadczenia wie o niej niewiele. Od ponad pięciu dekad dwaj członkowie rodziny al-Asadów otrzymywali zawsze blisko 100 proc. głosów w nieuczciwych wyborach.
Duża część Syrii na północy i północnym-zachodzie to tereny kurdyjskie, bronione dziś przez Syryjskie Siły Demokratyczne. Stowarzyszona z HTS w marszu na Damaszek proturecka Syryjska Armia Narodowa już teraz ściera się z kurdyjskim SSD. Przed Syryjczykami stoi więc dziś wielka szansa, ale też ogromne wyzwanie, by poskładać naród zmęczony dekadami brutalnej dyktatury.
Prezydent Korei Południowej Jun Suk Jeol uniknął w sobotę impeachmentu. W parlamencie nie było kworum w czasie głosowania nad wnioskiem opozycji w tej sprawie z powodu bojkotu ze strony posłów partii rządzącej.
Projekt ustawy nie uzyskał wystarczającej liczby głosów, a wielu członków parlamentu rządzącej konserwatywnej Partii Władzy Ludu (PPP) głosowanie zbojkotowało.
Opozycja chciała odwołania prezydenta w związku z decyzją o wprowadzeniu 3 grudnia stanu wojennego, wycofaną po kilku godzinach. Do przyjęcia wniosku konieczna była większość dwóch trzecich głosów deputowanych w 300-osobowym Zgromadzeniu Narodowym. To oznacza, że co najmniej ośmiu posłów rządzącej partii musiałoby zagłosować za jego przyjęciem.
Jednak wszyscy oprócz trzech opuścili salę obrad.
Pomimo ostatecznego odrzucenia wniosku opozycyjna Partia Demokratyczna (DPK) oświadczyła, że nie zrezygnuje z próby impeachmentu prezydenta. „Zdecydowanie odwołamy Jun Suk Jeola, który stał się największym zagrożeniem dla Republiki Korei” — powiedział szef największej partii opozycyjnej Li Dze Miung. „Zdecydowanie przywrócimy normalność w tym kraju przed Bożym Narodzeniem i końcem roku” – dodał.
Prezydent Korei Południowej wywołał we wtorek szok i gniew, po tym, jak wprowadził na kilka godzin stan wojenny, kojarzony w kraju z autorytaryzmem.
Argumentował, że jest to konieczne, by pokonać „antypaństwowe siły” w parlamencie, sugerując, że są to grupy powiązane z Koreą Północną. Jego wypowiedzi nie zostały poparte dowodami. Inni jednak twierdzili, że jego ruch był odpowiedzią na polityczny impas, który powstał po tym, jak opozycja, czyli Partia Demokratyczna odniosła miażdżące zwycięstwo w kwietniowych wyborach.
Od tego czasu rząd nie jest w stanie przeforsować swoich ustaw i ogranicza się jedynie do wetowania projektów uchwalanych przez liberalną opozycję.
Prezydent wcześnie rano w sobotę przeprosił za wprowadzenie stanu wojennego. Przeprosiny wydają się być ostatnią próbą odzyskania poparcia wśród obywateli.
Z sondażu opinii publicznej opublikowanego 6 grudnia wynika, że poparcie dla prezydenta spadło do rekordowo niskiego poziomu – 13 proc. – co jest wynikiem serii skandali korupcyjnych, w tym oskarżeń o manipulacje giełdowe.
Jeol pełni funkcję prezydenta w Korei Południowej od maja 2022 roku.
Jego nocne wystąpienie we wtorek wywołało burzliwe sceny w Zgromadzeniu Narodowym. Pod budynkiem trwały protesty, a część osób próbowała przedostać się do ściśle chronionego przez wojsko parlamentu.
Do wtorku stan wojenny – czyli tymczasowe rządy wojska w sytuacji nadzwyczajnej, podczas których zazwyczaj ograniczane są prawa obywatelskie – nie był ogłaszany w Korei Południowej od 1987 roku, gdy kraj stał się demokracją parlamentarną.
Protesty wciąż trwają — według policji na ulicach Korei Południowej demonstruje 150 tys. osób, a według organizatorów milion osób. Protestujący domagają się odsunięcia prezydenta od władzy.
Źródło: BBC
W Polsce potrzebny jest niezależny prezydent – taki, który nie będzie dzwonił ani do premiera, ani do prezesa, pytając, co ma zrobić" – mówił w sobotę w Gdańsku Szymon Hołownia
„Te wybory będą o was. Nie o tym, czy innym polityku. To wy macie być prezydentem Rzeczpospolitej” – zwrócił się marszałek Sejmu Szymon Hołownia do zebranych w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim.
Przypomniał, że w tym samym miejscu pięć lat ogłosił, że wchodzi do polityki i będzie ubiegał się o fotel prezydenta Polski. „Wracamy dzisiaj tutaj, bo okazało się, że po tych pięciu latach nie zrobiliśmy jeszcze najważniejszego. Po tych pięciu latach mamy szeroką bazę, listę można powiedzieć mniejszych, większych sukcesów. Ale też jedną porażkę. Jeden cel, który nie został jeszcze zrealizowany. To, że Polska wciąż jest podzielona na pół” – oświadczył.
Hołownia podkreśla (co również deklarują kandydaci KO i PiS), że będzie kandydatem niezależnym — niezależnym od nacisków partyjnych, od decyzji szefów partii, i niezależnym od „polaryzacyjnych sił dzielących od 20 lat kraj na dwie zwaśnione połowy”.
Lider Polski 2050 zaznaczał, że chciałby być prezydentem otwartym na innych. „Prezydent w Polsce nie jest monarchą. Prezydent powinien być z ludźmi, dla ludzi przez cały czas swojego urzędowania. Dlatego tak, jak otworzyliśmy Sejm, otworzymy Pałac Prezydencki” – dodał.
Chwilę potem Szymon Hołownia nawiązał do sytuacji z Maciejem Wąsikiem i Mariuszem Kamińskim, mówiąc, że „Pałac Prezydencki nie będzie hotelem dla przestępców i noclegownią dla skazanych”.
Marszałek odniósł się także do prezydentury Trumpa w USA. „Polski prezydent nie może być ”za lewacki„ dla kolejnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, czy kimś kto na polecenie swojego politycznego sponsora poprowadzi nas na kolejną wojnę z Unią Europejską. Musi być w stanie dogadać się i w USA, i w Unii Europejskiej, ale musi też wiedzieć, jak ważna jest polityka sąsiedztwa” – mówił.
Kolejnym planem marszałka Hołowni, jeśli zostanie prezydentem, będzie wykorzystywanie inicjatywy referendalnej, by móc „zapytać o ważną rzecz bezpośrednio u źródła”. „Przecież my cały czas psioczymy na klasę polityczną, że nie słucha ludzi i jakoś nie mogą się przebić te rzeczy z zaangażowaniem społecznym” – mówił Hołownia.
Podczas konwencji Szymona Hołowni nie było polityków PSL. Do jego sztabu należą najbliżsi współpracownicy związani z partią, ale brak w nim przedstawicieli ludowców.
Wybory prezydenckie odbędą się w maju 2025 r. Kampania wyborcza rozpocznie się wraz z opublikowaniem postanowienia marszałka Sejmu o zarządzeniu wyborów, czyli na początku stycznia.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia poinformował, że 8 stycznia ogłosi datę wyborów prezydenckich, natomiast ich formalne zarządzenie odbędzie się 15 stycznia zgodnie z opinią wydaną przez Państwową Komisję Wyborczą.
„Gospodarka, bezpieczeństwo i równość. O tym będzie ta kampania” – mówił Trzaskowski podczas sobotniej konwencji w Gliwicach, gdzie został oficjalnie namaszczony na kandydata na prezydenta RP w wyborach w maju przyszłego roku.
„Nie wiem jak wam, ale mi się przypomina rok 2020” – mówił Trzaskowski, nawiązując do kampanii prezydenckiej cztery lata temu, podczas której rywalizował z Andrzejem Dudą.
„Przejechałem wtedy Polskę wzdłuż i wszerz. Zwycięstwo było blisko. Co by było, gdybyśmy wtedy wygrali, jak wyglądałaby Polska? Nie byłoby kompromitacji na arenie międzynarodowej, olbrzymiej inflacji i średniowiecznego prawa antyaborcyjnego” — mówił.
„Czas na drugą rundę tamtych wyborów. Musimy ugruntować w Polsce demokrację i doprowadzić do tego, żeby obietnice zostały wypełnione” — kontynuował.
Dodał, że jako prezydent przygotuje już w pierwszych dniach swoich rządów, jeśli wygra, pakiet ustaw związanych z bezpieczeństwem, gospodarką i równością.
Odniósł się do restrykcyjnego prawa aborcyjnego i zapowiedział zmiany w tej kwestii. „Z tego miejsca chcę powiedzieć, że na to nie pozwolimy, kobiety muszą decydować o swoim życiu i zdrowiu” – podkreślił.
Trzaskowski zaznaczył, że będzie prezydentem aktywnym i myślącym strategicznie — prezydentem wszystkich Polaków, a nie tylko jednej partii politycznej. „Wiem, że prezydent nie będzie, tylko i wyłącznie prężył muskułów na siłowni, ale że nie dopuści przede wszystkim do wojny”.
„Wierzę w Polskę, w której nie ma lepszych i gorszych. Wierzę w Polskę, w której otwarta dłoń wygra z zaciśniętą pięścią. Wierzę w Polskę, w której najsilniejszy będzie pomagał słabszemu” – dodawał kandydat KO.
„Polska gospodarka powinna być potęgą” – podkreślał Trzaskowski i krytykował PiS, który latami ”zajmował się tworzeniem nowej elity i polepszaniem swojego losu„, który ”stworzył kastę milionerów za nasze pieniądze".
Trzaskowski za obecność na konwencji w Gliwicach dziękował m.in. górnikom. „Transformacja polskiego górnictwa musi być procesem społecznym. Górnictwo zapewniało nam bezpieczeństwo, godność, prace, poszanowanie tradycji” – powiedział.
„Jedną z ustaw, która podpiszę, bo jesteśmy na Śląsku, będzie ustawa o języku śląskim. To jest symbol tego, że poprzednia władza szuka wroga wewnętrznego, a my chcemy wspólnoty” – podkreślał na konwencji w Gliwicach.
Zapowiadał także koniec upolitycznienia Narodowego Banku Polskiego.
Kandydat KO powiedział również, że niedawno spotkał się z polskimi rolnikami. „Chciałem zaznaczyć, że jesteśmy dumni z polskiej zdrowej żywności. Chcemy, żeby polska żywność była konkurencyjna. To też element naszego bezpieczeństwa”.
Zapowiadał prace wzmocnienia polskiej armii. „Wybory wygrał Trump. My w Polsce wyciągamy z tego wnioski. Musimy mieć najnowocześniejszą armię w Europie” – mówił i dodawał, że potrzebna większa i mocniejsza polityka obronna w UE. „I inwestycje w nasze zdolności, dzięki naszym staraniom mamy komisarza, który za to będzie odpowiadał” – stwierdził.
„Oprócz wzmacniania polskiego wojska, musimy wzmacniać służby mundurowe: policję i straż graniczną. Oni też stoją na straży naszego bezpieczeństwa” – mówił.
„Nie ma zgody na to, by nas dzielić. Kobiety i mężczyźni muszą mieć dokładnie takie same prawa. Koniec podziałów i budowania polityki na chaosie. Chcemy współpracy i równych szans” – podkreślał kandydat KO.
Zapowiedział swoją obecność w powiecie i na polskiej wsi oraz rozmowy z samorządowcami. „To jest prawdziwa równość szans” – podkreślał.
Zapowiedział stworzenie mapy polskiej nierówności i stworzenie funduszu składającego się z 2 mld zł na wspieranie Polski samorządowej.
W Gliwicach kandydat PO Rafał Trzaskowski oficjalnie rozpoczyna swój wyścig po prezydenturę.
„Rafał Trzaskowski jest kandydatem niezależnym i obywatelskim” – powiedział podczas konwencji KO premier Donald Tusk. „Wspieramy cię całym sercem. Dzisiaj idziesz w tym marszu po poparcie 38 mln Polaków. Od dzisiaj jesteś dla całej Polski” – kontynuował.
"Po 15 października nadzieje były wielkie. Wydawało się, że Polska jest na najszybszej drodze do odbudowy. Wyobraźcie sobie, o ile łatwiej ta odbudowa Polski byłaby łatwiejsza, gdyby na szczytach władzy nie było ciągłej wojny domowej. Polska jak tlenu potrzebuje prezydenta, który rozumie, na czym polega jego niezależna rola, ale także jak ważna jest współpraca z obywatelami. Rafał Trzaskowski to człowiek, który ma to we krwi — mówił Tusk.
Tusk odwoływał się w swojej wypowiedzi do kontrkandydata Trzaskowskiego, Karola Nawrockiego wskazanego przez Kaczyńskiego. „Czy na pewno chcemy mieć prezydenta, który z dumą i satysfakcją fotografuje się z gangsterami? Ciekawe jak długa lista może być tych, których pisowski kandydat będzie chciał ułaskawić” – mówił Tusk.
Na konwencji obecna jest także żona kandydata Koalicji Obywatelskiej — Małgorzata Trzaskowska.
Pojawili się także członkowie rządu m.in. minister finansów Andrzej Domański, minister sprawiedliwości Adam Bodnar, ministra ds. polityki senioralnej Marzena Okła-Drewnowicz.
Wśród obecnych polityków nie było m.in. ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego — dlatego, że nie wrócił jeszcze z posiedzenia Rady Ministerialnej OBWE na Malcie. Był natomiast syn ministra, Aleksander Sikorski, który dołączył do sztabu Trzaskowskiego.
Sobotnia konwencja Koalicji Obywatelskiej w arenie w Gliwicach przypomina amerykańskie wydarzenia polityczne, co sugeruje, że organizatorzy mogli czerpać inspirację z tamtejszych wzorców.
Wśród znanych osób na konwencji Koalicji Obywatelskiej pojawił się polski aktor Michał Żebrowski. „Znam Rafała od 7 roku życia. Jest człowiekiem prawym, mądrym, pracowitym i uczciwym” – powiedział telewizji TVN 24.
„Wspieram całą sobą, nie ma czasu teraz na wewnętrzne podziały. Dzisiaj tworzymy drużynę wspierającą Rafała Trzaskowskiego” – powiedziała TVN 24 posłanka KO Aleksandra Wiśniewska, która podczas prawyborów w koalicji wspierała Radosława Sikorskiego.