Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Po pół roku planów rząd jest gotowy do rozpoczęcia programu dobrowolnych szkoleń wojskowych. W przyszłym roku może je przejść nawet 400 tys. osób
„Bezpieczeństwo zaczyna się od każdego z nas. Każdy z nas jest powołany do dbania o naszą ojczyznę” – mówił dziś wicepremier i minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz na konferencji prasowej. Przedstawił na niej razem ze swoim zastępcą Cezarym Tomczykiem i szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego generałem Wiesławem Kukułą oraz dowódcą Komponentu Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni generałem dywizji Karolem Molendą założenia programu dobrowolnych szkoleń wojskowych.
„Żyjemy w najbardziej niebezpiecznych czasach od czasów II wojny światowej. Za naszą granicą toczy się wojny, akty dywersji występują na Bałtyku, walka w cyberprzestrzeni. To wszystko sprawiło, że przez ostatnie pół roku pracowaliśmy nad projektem powszechnych szkoleń wojskowych” – mówił Kosiniak-Kamysz.
Jak przekazał wicepremier, przez ostatnie miesiące szkolono instruktorów, którzy w listopadzie i grudniu przeszkolą 20 tys. osób. W przyszłym roku różnego rodzaju kursy może przejść nawet 400 tys. osób. Dostępne będą różnorodne kursy, m.in.: podstawowy, pierwszej pomocy, przetrwania, cyberbezpieczeństwa.
Generał Kukuła mówił, że podstawowym zadaniem szkoleń jest wzmocnienie kompetencji obywateli i podniesienie kompetencji sił rezerwy.
Szkolenia są odpowiedzią na zapotrzebowanie społeczne oraz trwającą od ponad trzech lat wojnę w Ukrainie. Prace nad szkoleniami ruszyły w marcu.
Zapowiedział je podczas wystąpienia w Sejmie w piątek 7 marca 2025 premier Donald Tusk. Mówił, że Polska potrzebuje półmilionowej armii, ale najpierw musi przeszkolić tych, „którzy nie idą do wojska” i „uczynić [z nich] pełnoprawnych żołnierzy w sytuacji konfliktu”.
W sondażu z połowy marca aż 56 proc. badanych popierało nawet pomysł obowiązkowych szkoleń wojskowych dla mężczyzn. Nikt jednak nigdy nie planował obowiązku — w planach zawsze były szkolenia dobrowolne.
Przeczytaj także:
Główny Urząd Statystyczny opracował nowe prognozy demograficzne. Niskie dane o dzietności z 2024 roku obniżają przewidywania co do 2060 roku
GUS opublikował dziś opracowanie eksperymentalne, które koryguje oficjalną prognozę demograficzną z 2023 roku. Wynika z niej, że w scenariuszu, w którym dzietność utrzyma się na poziomie z 2024 roku (TFR – 1,1), w 2060 roku populacja Polski wyniesie 28,4 mln osób. To spora korekta wobec oficjalnej prognozy sprzed dwóch lat o 2,5 mln osób — wówczas zakładano 30,9 mln osób w 2060 roku.
Eksperymentalna prognoza modyfikuje różne założenia wobec oficjalnej prognozy:
W tym opracowaniu założenia dotyczące migracji pozostają bez zmian w każdym ze scenariuszy. Oryginalne opracowanie z 2023 roku, które jest oficjalnym dokumentem prognostycznym, na podstawie którego rząd może podejmować decyzje co do kierunku polityki, można przeczytać tutaj. W założeniach migracyjnych uwzględniane są tylko osoby przybywające do Polski na pobyt stały, nie ma w nich pracowników sezonowych i tymczasowych. W scenariuszu średnim saldo migracji (przyjeżdżający minus wyjeżdżający) w latach 2040, 2050 i 2060 jest dodatnie i w każdym z tych przypadków wynosi około 20 tys. osób rocznie.
Wszystkie kraje rozwinięte na świecie zmagają się z dynamicznie spadającą dzietnością. Powoduje to dla wielu z tych krajów spadające prognozy demograficzne i perspektywę wymierania niektórych społeczeństw. Polska jest krajem z jedną z najniższych dzietności na świecie.
Dotychczasowe pomysły legislacyjne, które w deklaracjach miały pomóc w tym problemie, nie przyniosły odwrócenia trendu. Sztandarowym przykładem jest tutaj program 500+. Nie zmienił on ogólnej tendencji, choć badania sugerują, że wobec scenariusza alternatywnego (brak programu) dzietność się podniosła.
Przeczytaj także:
Amerykański prezydent przekonuje, że nowojorczycy zaczną uciekać z miasta przed komunizmem Zohrana Mamdaniego. Spodziewa się, że udadzą się do słonecznego Miami
„Mówiłem, że nigdy nie będziemy mieć socjalisty wybranego na żadne stanowisko w naszym kraju. I miałem rację. Przeskoczyliśmy socjalistę i zamiast niego mamy komunistę” – powiedział Donald Trump w swoim pierwszym komentarzu po zwycięstwie Zohrana Mamdaniego w wyborach na burmistrza Nowego Jorku.
W opowieści Trumpa, którą podzielił się w trakcie forum biznesowego w Miami, Nowy Jork spotkała wielka tragedia, a Mamdani przemieni miasto w komunistyczną utopię. Zdaniem Trumpa rok temu — w dniu wyboru Trumpa na prezydenta, Stany Zjednoczone odzyskały suwerenność, a w nowojorskich wyborach ponownie ją częściowo utraciły.
„Ale poradzimy sobie z tym, proszę się tym nie martwić” – przekonywał swoich zwolenników prezydent USA.
„Jeśli chcecie zobaczyć, co demokraci w Kongresie chcą zrobić z Ameryką, popatrzcie na wyniki wczorajszych wyborów w Nowym Jorku, gdzie ich partia zainstalowała komunistę jako burmistrza największego miasta w kraju” – mówił Trump, sugerując, jaką strategię w najbliższych wyborach przyjmą Republikanie. Sugerował też, że mieszkańcy Nowego Jorku w najbliższym czasie masowo będą uciekać z miasta przez komunistycznego burmistrza.
4 listopada kandydat partii Demokratycznej i członek Demokratycznych Socjalistów Ameryki Zohran Mamdani wygrał wybory na burmistrza Nowego Jorku. Pokonał kandydata Republikanów Curtisa Silwę i Demokratę Andrew Cuomo, który po porażce w demokratycznych prawyborach z Mamdanim w czerwcu postanowił wystartować w wyborach jako kandydat niezależny. O jego wyborze w OKO.press szerzej pisał Radosław Korzycki.
Przed wyborami Trump, pytany o wybór między Mamdanim a Andrew Cuomo, mówił w wywiadzie dla „60 Minutes”, że „jeśli trzeba wybierać między złym demokratą a komunistą, zawsze wybiorę złego demokratę”.
Przeciwnicy Mamdaniego wyciągają przeciwko niemu dwa ciężkie działa: komunizm i islamizm. Mamdani nigdy nie określał się jednak jako komunista. Większość jego propozycji politycznych można określić jako socjaldemokratyczne. To głównie nacisk na silne usługi publiczne i mocniejszą redystrybucję publicznych środków i opodatkowanie najbogatszych.
Oskarżenia o bycie przedstawicielem politycznego islamu wobec Mamdaniego również weszły do mainstreamu politycznego w USA. Po ogłoszeniu wyników były republikański burmistrz Nowego Jorku z lat 1994-2001 Rudolph Giuliani wrzucił na swój profil na Facebooku kolaż fotograficzny ze swoją twarzą i wizerunkiem eksplozji w World Trade Center z 9 września 2001 roku w islamistycznym zamachu terrorystycznym. Na zdjęciu mamy podpis „Nowy Jorku, zapomniałeś”. Sugestia jest jasna — Mamdani jest przedstawicielem tej samego nurtu politycznego, co autorzy największego zamachu terrorystycznego w historii Stanów Zjednoczonych sprzed 24 lat.
Mamdani mówi otwarcie o swojej wierze. Jest szyitą po swoim ojcu, pochodzącym z Indii Mahmoodzie Mamdanim.
„Moja rodzina ze strony matki jest hinduistyczna, a ja dorastałem, celebrując Diwali, Holi i Raksha Bandhan. Choć identyfikuję się jako muzułmanin, te hinduistyczne tradycje i praktyki ukształtowały mój światopogląd” – mówił o wychowaniu i dorastaniu Mamdani w wywiadzie dla „The Indian Eye”. W ideologii islamistycznych zamachowców tego rodzaju synkretyzm byłby wykluczający (podobnie jak szyizm, który sunnicki islamizm uważa za swojego wroga).
Fakty te nie mają wpływu na retorykę przeciwników Mamdaniego. Zwycięzca wyborów sprzed dwóch dni osiągnął duży wyborczy sukces, a Republikanie będą w najbliższym czasie korzystać z każdej okazji, by w niego uderzać.
Przeczytaj także:
Nowe informacje w śledztwie dotyczącym zuchwałej kradzieży z Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Jak informuje prokuratura, skradzione książki zostały sprzedane w Rosji, a sprawca działał na zlecenie Rosjanina
O zniknięciu woluminów z czytelni BUW przy ul. Dobrej 6 w Warszawie zorientowano się 16 października 2023 r. W trakcie międzynarodowego śledztwa okazało się, że zabytkowe książki były wynoszone z biblioteki na przestrzeni kilku miesięcy.
Obywatel Gruzji Mikhail Z. usłyszał na Litwie zarzuty współudziału w kradzieżach 78 woluminów z BUW, do których dochodziło od grudnia 2022 r. do 16 października 2023 r., a nadto udziału w zorganizowanej grupie przestępczej specjalizującej się w kradzieży rosyjskojęzycznych książek wydawanych XIX wieku.
Mikhail Z. początkowo nie przyznawał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i odmówił złożenia wyjaśnień. We wrześniu został przesłuchany przez prokuratora prowadzącego śledztwo w Polsce oraz przedstawicieli Centralnego Biura Śledczego Policji.
„Podejrzany obywatel Gruzji Mikhail Z. przyznał się do kradzieży wszystkich starych książek z BUW-u i złożył obszerne wyjaśnienia, w których opisał swój sposób działania. Z jego relacji wynika, że działał na zlecenie Rosjanina, który wskazywał podejrzanemu, kradzieżą których książek był zainteresowany” – przekazał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Piotr Antoni Skiba.
Według ustaleń śledztwa mężczyzna, który zlecał kradzież woluminów, sprzedawał je potem w Rosji, m.in. na aukcjach organizowanych w Domu Aukcyjnym „Litfond” w Moskwie i Petersburgu. Podczas tych aukcji świadkowie zidentyfikowali niektóre dzieła jako skradzione z Polski.
Wśród zabytkowych książek skradzionych z BUW znajdowały się m.in. pierwsze wydania dzieł rosyjskojęzycznych autorów takich jak Aleksander Puszkin, Nikołaj Gogol czy Michaił Lermontow. Ich wartość oszacowano na 3 mln 825 tys. 600 zł.
Według śledczych kradzieży dokonała międzynarodowa grupa przestępcza działająca w całej Europie. Trudniła się ona kradzieżą XIX-wiecznych rosyjskojęzycznych książek i ich przemytem do Rosji, gdzie znajdowały nabywców. W skład grupy wchodzili głównie obywatele państw bloku wschodniego.
Jak zeznał podczas przesłuchania w Polsce Mikhail Z., aby przejrzeć się książkom przed ich kradzieżą, zapisywał się jako czytelnik w bibliotekach narodowych lub uniwersyteckich w różnych stolicach Europy, w tym w Pradze i w Wilnie.
Prokuratura gruzińska powiadomiła swój polski odpowiednik, że podczas przeszukań na terenie Gruzji zabezpieczono określoną liczbę zabytkowych książek. Polska prokuratura zwróciła się o przesłanie zdjęć zabezpieczonych książek, aby polscy biegli mogli zweryfikować, czy pochodzą one ze zbiorów BUW.
Przeczytaj także:
„Jeżeli inne państwa przeprowadzą takie testy, Rosja będzie musiała podjąć odpowiednie środki odwetowe” — powiedział Władimir Putin cytowany przez agencję Reuters
Władimir Putin zlecił rosyjskiemu MSZ, ministerstwu obrony, służbom specjalnym oraz odpowiednim agencjom cywilnym przygotowanie do testów broni jądrowej.
Jak poinformowała rosyjska agencja TASS, w trakcie posiedzenia Rady Bezpieczeństwa, które miało dotyczyć bezpieczeństwa transportu i wizyty rządowej delegacji w Chinach, Władimir Putin polecił kluczowym resortom i służbom zebranie oraz analizę informacji na temat potencjalnego wznowienia testów nuklearnych.
„Jeżeli inne państwa przeprowadzą takie testy, Rosja będzie musiała podjąć odpowiednie środki odwetowe”
- powiedział w środę Putin cytowany przez agencję Reuters.
Szef rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego (SVR) Siergiej Naryszkin przekazał, że rosyjscy urzędnicy zwrócili się do amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego oraz Departamentu Stanu USA o wyjaśnienia w sprawie instrukcji Trumpa dotyczących testów nuklearnych. Strona amerykańska nie udzieliła jednak konkretnych odpowiedzi.
Decyzja Kremla to odpowiedź na ostatnie wypowiedzi Donalda Trumpa o wznowieniu amerykańskich testów nuklearnych.
Trump ogłosił je za pośrednictwem platformy Truth Social, kiedy na pokładzie śmigłowca Marine One podróżował na rozmowy handlowe z prezydentem Chin Xi Jinpingiem w Busan w Korei Południowej.
„Ze względu na programy testowe innych krajów poleciłem Departamentowi Wojny rozpoczęcie testowania naszej broni jądrowej na równych zasadach. Ten proces rozpocznie się natychmiast”
- napisał Trump.
„Rosja jest na drugim miejscu, a Chiny są daleko trzecie, ale w ciągu 5 lat mogą nas dogonić” – dodał.
Trump nie sprecyzował, o jakiego rodzaju testy chodzi, ani czy będą one obejmować detonację bojowych głowic jądrowych. W niedzielę 2 listopada amerykański minister energii Chris Wright zdementował, że nie ma w planach przeprowadzania takich testów.
„Myślę, że testy, o których teraz mówimy, to testy systemowe”
– powiedział Wright.
Jak wyjaśnił, chodzi o testy, które pozwalają upewnić się, że systemy działają i mogą wywołać eksplozję nuklearną, ale do samej detonacji ładunku jądrowego podczas nich nie dojdzie.
Ostatnie testy broni jądrowej amerykańska armia wykonała w 1992 roku, czyli 33 lata temu.
Przeczytaj także: