0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Zwolennicy kandydata na burmistrza Nowego Jorku, Zohrana Mamdaniego, świętują podczas wieczoru wyborczego w Brooklyn Paramount Theater w Brooklynie, Nowy Jork, 4 listopada 2025 r. (Zdjęcie: Angelina Katsanis / AFP)Zwolennicy kandydata...

W noc (z 4 na 5 listopada), gdy Nowy Jork wybrał na burmistrza Mamdaniego, Ameryka wysłała kilka znamiennych sygnałów: w referendach zwyciężyły pomysły Demokratów, w Wirginii władzę przejęła umiarkowana Abigail Spanberger, a Partia Demokratyczna zaczęła wyłaniać potencjalnych następców ery Bidena. Te lokalne werdykty – od Kalifornii po Maine – układają się w opowieść o kraju rozdartym między gniewem a nadzieją, indywidualizmem a potrzebą wspólnoty. I pokazują, że nawet tam, gdzie głosuje się tylko w sprawach lokalnych, wciąż decyduje cień Trumpa i emocje, które przeorały amerykańską politykę.

Zohran Mamdani, 34-letni lokalny nowojorski polityk, który sam siebie nazywa socjalistą, we wtorek został wybrany na 111. burmistrza Nowego Jorku – niesiony falą entuzjazmu, która jak mało co pokazała, że największe miasto Ameryki zapragnęło zmiany jednocześnie pokoleniowej i ideowej.

Associated Press ogłosiła jego zwycięstwo zaledwie 35 minut po zamknięciu lokali wyborczych, przypieczętowując zdumiewający zwrot, który zaczął się już w czerwcowych prawyborach Demokratów. Wtedy – i teraz – Mamdani bez większego wysiłku odprawił z kwitkiem byłego gubernatora Andrew M. Cuomo, dziedzica nowojorskiej dynastii politycznej, wraz z potężnymi super PAC-ami stojącymi za jego kandydaturą. Choć nie policzono jeszcze wszystkich głosów, polityczny debiutant pokonał weterana o około dziesięć punktów procentowych.

Kampania Mamdaniego nabrała realnej dynamiki dopiero wtedy, gdy stało się jasne, że młody socjaldemokrata nie był już „kandydatem protestu”, który pojawia się w wyścigu tylko po to, by przyciągnąć uwagę do swojej platformy, lecz realnym pretendentem do fotela burmistrza.

Kampania Mamdaniego nabrała realnej dynamiki dopiero wtedy, gdy stało się jasne, że młody socjaldemokrata nie był już „kandydatem protestu”, który pojawia się w wyścigu tylko po to, by przyciągnąć uwagę do swojej platformy, lecz realnym pretendentem do fotela burmistrza.

Wówczas ruszyła machina, którą trudno nazwać inaczej niż sojuszem establishmentowych Republikanów i Demokratów połączonych jednym celem: zatrzymaniem Mamdaniego.

Doszło do sytuacji niemal bezprecedensowej. Z jednej strony podejmowano próby zmuszenia konserwatywnego republikańskiego kandydata Curtisa Sliwy do wycofania się, by nie rozbijać głosu „anty-Mamdani”. Z drugiej – naciskano na demokratycznego burmistrza Erica Adamsa, by ustąpił pola i pomógł zjednoczyć się wokół „bezpiecznej” alternatywy, czyli centrowego Demokraty udającego „niezależnego”, byłego gubernatora stanu Nowy Jork Andrew Cuomo, który… przegrał partyjne prawybory z Mamdanim. W efekcie w Nowym Jorku powstała najbardziej egzotyczna koalicja polityczna ostatnich lat: od Clintonów i Obamów po Donalda Trumpa, od lobby miejskich miliarderów po lokalne media, które zwykle zwalczały się nawzajem, a teraz mówiły jednym głosem.

Trump, pytany o wybór między Mamdanim a Andrew Cuomo, oświadczył w wywiadzie dla „60 Minutes”, że „jeśli trzeba wybierać między złym demokratą a komunistą, zawsze wybiorę złego demokratę” – tym samym de facto udzielając Cuomo cichego poparcia i wpisując się w kampanię przeciwko Mamdaniemu.

;
Radosław Korzycki

Były korespondent polskich mediów w USA, regularnie publikuje w gazeta.pl i Vogue, wcześniej pisał do Polityki, Tygodnika Powszechnego, Gazety Wyborczej i Dwutygodnika. Komentuje amerykańską politykę na antenie TOK FM. Oprócz tego zajmuje się animowaniem wydarzeń kulturalnych i produkcją teatru w warszawskim Śródmieściu. Dużo czyta i podróżuje, dalej studiuje na własną rękę historię idei, z form dziennikarskich najlepiej się czuje w wywiadzie i reportażu.

Komentarze