Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
W Białym Domu rozpoczął się szczyt w sprawie Ukrainy. Z Donaldem Trumpem rozmawiają Wołodymyr Zełenski, przywódcy największych państw europejskich, szefowa KE i sekretarz generalny NATO. Nie ma tam przedstawiciela Polski
Rozmowy w Waszyngtonie rozpoczęły się od spotkania prezydentów USA i Ukrainy. Nie było powtórki z przemocowego spektaklu, który miał miejsce w Białym Domu w lutym – podczas poprzedniej i do dziś jedynej wizyty Zełenskiego w Waszyngtonie. Donald Trump i wiceprezydent J.D Vance upokarzali wtedy Zełenskiego i grozili mu wstrzymaniem wsparcia dla walczącego kraju.
Dziś natomiast ta część rozmowy Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim, która toczyła się przed kamerami, upłynęła w relatywnie dobrej atmosferze – choć w jej trakcie nie padły literalnie żadne konkrety. Prezydent USA uchylał się przed odpowiedziami na pytania dziennikarzy o przyczyny wojny i o odpowiedzialność za nią. Powtarzał jedynie, że chce ten konflikt zakończyć. Następnie Zełenski i Trump rozpoczęli fazę rozmów za zamkniętymi drzwiami. Potrwały one 30 minut – więcej niż planowano.
W następnej kolejności rozpoczęły się w Waszyngtonie rozmowy w szerszym formacie. Oprócz Trumpa i Zełenskiego biorą w nich udział szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, sekretarz generalny NATO Mark Rutte, prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Friedrich Merz, premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, premierka Włoch Giorgia Meloni, i prezydent Finlandii Alexander Stubb.
Szczegółowy przebieg rozmów i płynące z nich wnioski przedstawiamy w osobnym obszernym materiale:
Przeczytaj także:
Szczyt w Waszyngtonie odbywa się trzy dni po piątkowym (15 sierpnia) spotkaniu Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. Prezydent USA spotkał się z dyktatorem Rosji na Alasce, publicznie demonstrując radość z tego powodu. Nie osiągnął jednak dosłownie nic, jeśli chodzi o kwestię zakończenia wojny w Ukrainie, a spotkanie zakończyło się po trzech godzinach rozmów (planowano 6). Następnego dnia po spotkaniu Trump łączył się online z Zełenskim i przywódcami europejskimi i przekonywał ich, że Ukraina powinna zgodzić się na poważne ustępstwa terytorialne, których domaga się Putin.
Przeczytaj także:
Tysiące martwych ryb spłynęło wodami rzeki Wkry. Przyczyną były zanieczyszczenia z pól uprawnych.
O tysiącach martwych ryb na rzece Wkra od tygodnia alarmowali mieszkańcy mazowieckiego Lubowidza, Brudnic i Poniatowej, którzy na początku próbowali ratować ryby na własną rękę. Alarmowali też o gęstej, brunatnej cieczy w wodzie. Sytuacja znacznie pogorszyła się w weekend. Wtedy zaczęły spływać relacje o potężnej liczbie martwych ryb. Zareagowała straż pożarna, a sobotę w gminie Lubowidz zebrał się sztab kryzysowy.
Według służb na rzece wystąpiło zjawisko przyduchy, czyli braku tlenu w wodzie. Wskazywała na to powiatowa Kontrola Nadzoru Wody w Żurominie. Przyczyną mogą być zanieczyszczenia spływające po ulewnych deszczach z okolicznych pól. Do wystąpienia przyduchy dokładają się między innymi nawozy azotowe oraz fosforowo-potasowe, które obniżają utlenienie wody. W wyniku procesu eutrofizacji na morzu i w zbiornikach wodnych mogą powstawać martwe strefy, a w rzekach następować zjawiska masowego wymierania ryb.
Na rzece pracują strażacy, wyposażeni w aeratory, czyli urządzenia natleniające wodę. Jednocześnie Urząd Wojewódzki w Warszawie apeluje o włączenie się wędkarzy w pomoc służbom.
„Na rzece Wkra zostały uruchomione cztery aeratory, aby poprawić stan natlenienia wody. W związku z brakiem poprawy zostały uruchomione kolejne urządzenia. Łącznie działa już sześć aeratorów. Państwowa Straż Pożarna i Ochotnicza Straż Pożarna w dalszym ciągu wspiera odławianie śniętych ryb tam, gdzie służby lokalne nie dają rady. Z ustaleń służb wynika, że to brak tlenu jest odpowiedzialny za sytuację na rzece. Natomiast nie ma w wodzie żadnych substancji ropopochodnych ani komunalnych. Szczegółowe wyniki padań próbek wody pobranych przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie będą znane po weekendzie. Wojewoda mazowiecki współpracuje z samorządami zlokalizowanymi nad Wkrą i jest w gotowości, żeby skierować dalsze wsparcie jeśli lokalne władze zgłoszą taką potrzebę” – czytamy w komunikacie urzędników.
O trudnej sytuacji na Wkrze wypowiedziała się również wiceministra środowiska Urszula Zielińska. „Służby lokalne, WIOŚ, Wody Polskie i wojewoda zareagowali. Zespół kryzysowy zebrał się w sobotę. Sprawdzam też sygnały o brakach w sprzęcie – jeśli potwierdzą się, dopilnuję, żeby to poprawić na przyszłość. To kolejny sygnał, że stan polskich rzek wymaga systemowych działań. Ponad 90 proc. z nich jest w złym stanie!” – napisała w facebookowym poście. Zielińska pochwaliła się, że rząd walczy z zanieczyszczeniem, w tym z zasoleniem, na którego wzrost mogą wpływać również stosowane przez rolników nawozy.
Nad zmianami dla polskich rzek pracuje między innymi Zespół ds. Odry, powołany w reakcji na katastrofę odrzańską z 2022 roku. Wtedy w drugiej z najdłuższych polskich rzek zginęły miliony wodnych organizmów. Przyczynami były gwałtowny wzrost poziomu zasolenia i rozwój złotej algi, co wiązało się z niskim stanem rzeki i wysoka temperatura. Urszula Zielińska zapowiedziała, że niebawem do pilotażowego użytku dopuszczona zostanie polska technologia oczyszczania i odsalania ścieków spływających z zakładów przemysłowych, na których napływ mocno narażona jest Odra. Warto jednak pamiętać, że w przypadku Wkry zadziałały zanieczyszczenia rolnicze, które rozprzestrzeniają się w inny sposób, niż solanki zrzucane między innymi z kopalni.
Przeczytaj także:
To miała być węglowa duma rządu PiS. Ostatnia elektrownia na węgiel jednak nie powstała, a cztery lata po zarzuceniu budowy NIK wykrył, że jej zarząd działał „nielegalnie i niegospodarnie”.
Najwyższa Izba Kontroli wskazała na nieprawidłowości w rozliczeniach pomiędzy wykonawcą inwestycji a spółką Elektrownia Ostrołęka. Nowy blok Ostrołęka C miał być ostatnią nowootwartą polską elektrownią węglową, która nigdy nie powstała. Skarb Państwa stracił w ten sposób 1,3 mld złotych. Sprawa budowy nowego bloku energetycznego na Mazowszu stała się jednym z negatywnych symboli działalności ministra aktywów państwowych, Jacka Sasina.
Gdy upadł pomysł postawienia nowego bloku elektrowni węglowej, ówczesna władza parła ku wykorzystaniu obiektu jako elektrowni na gaz. Sprawa miała zostać załatwiona szybko, dlatego zarząd spółki Elektrownia Ostrołęka nie zweryfikował zasadności roszczeń głównego wykonawcy, sięgających 958 mln złotych. Władze spółki według NIK wprowadziły też w błąd udziałowców — państwowe Eneę i Energę.
„Wbrew interesowi spółki zarząd zaakceptował i pokrył roszczenia głównego wykonawcy projektu w wysokości ponad 958 mln zł netto, mimo że nie zweryfikował ani ich zasadności, ani wysokości. Zdaniem Izby przyczyną takich działań było dążenie do jak najszybszego rozliczenia inwestycji, co miało umożliwić rozpoczęcie kolejnej – budowy bloku parowo-gazowego, w którym do produkcji energii elektrycznej, zamiast węgla ma być wykorzystywany gaz ziemny. W związku z ustaleniami kontroli NIK przygotowuje zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na wyrządzeniu znacznej szkody majątkowej spółce Elektrownia Ostrołęka przez członków jej zarządu w związku z niedopełnieniem przez nich obowiązków” – przekazują kontrolerzy NIK. Jak wskazują, działania zarządu spółki były „nielegalne i niegospodarne”.
Ostrołęka C miała być potężną elektrownią o mocy 1000 MW, a koszty jej budowy szacowano na 6 miliardów złotych. Otwarcie planowano na 2024 rok.
„Budowa dużego, stabilnego źródła wytwórczego w północno-wschodniej Polsce ma istotne znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego oraz rozwoju gospodarczego zarówno dla tego regionu, jak i dla całego państwa. We wschodniej Polsce to pierwsze od 30 lat tak duże przedsięwzięcie” – wychwalał w 2018 roku ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski.
Przeciwko powstaniu nowego bloku węglowego były między innymi organizacje ekologiczne. Wskazywały one na straty dla środowiska naturalnego, klimatu, ale i finansów państwa w dobie drożejącego węgla. W 2020 roku z finansowania budowy wycofały się Energa i Enea, powołując się na ryzyko finansowe związane z utrzymywaniem kolejnego węglowego giganta. Interes potem przejął Orlen pod kierownictwem Daniela Obajtka, i to on dążył do uruchomienia bloku gazowego w miejsce planowanej jednostki węglowej. W 2021 roku rozpoczęła się rozbiórka już powstałych obiektów elektrowni, której budowy nigdy nie dokończono.
Przeczytaj także:
Co najmniej 10 osób zginęło podczas dzisiejszego rosyjskiego ataku. W Charkowie pod gruzami ratownicy znaleźli całą rodzinę. Zniszczenia są też w Zaporożu, Sumach, Odessie – drony uderzyły w infrastrukturę cywilną i energetyczną.
Nad ranem 18 sierpnia rosyjskie wojska przeprowadziły atak na ukraińskie miasta. W Charkowie pięć dronów Gerań-2 z różnych stron uderzyło w pięciopiętrowy blok mieszkalny. Na ostatnim piętrze zginęła cała rodzina: mężczyzna z kobietą, 16-letni chłopiec i jego półtoraroczna siostrzyczka. Wcześniej do rodziny w odwiedziny przyjechała babcia. Jej ciało również znaleziono w gruzach. Wskutek ataku w Charkowie zginęło co najmniej siedem osób, 20 zostało rannych, w tym sześcioro dzieci.
„Niestety, przyzwyczailiśmy się już do wojny, przyzwyczailiśmy się do podstępnych ataków wroga w nocy i o świcie. Za każdym razem po prostu jedziemy wykonywać swoją pracę i zbierać dowody tych zbrodni wojennych Rosjan. Ale po takich atakach, jak dzisiaj, brakuje słów. Świadomie niszczą zwykły wielopiętrowy budynek mieszkalny – jeden dron wleciał do mieszkania na drugim piętrze, a cztery na ostatnim, gdzie ludzie po prostu nie mieli szans na przeżycie” – napisał Serhij Bołwinow, szef Wydziału Śledczego Policji w Charkowie.
W Zaporożu rosyjski atak zabił trzy osoby. 23 osoby zostały ranne, wiele osób jest w stanie ciężkim, w tym 17-letni chłopiec.
Prezydent Zełenski nazwał ten atak „absolutnie pokazowym i cynicznym”.
„To świadome zabójstwo ludzi przez Rosjan, zabójstwo dzieci” – napisał Zełenski. I dalej:
„Rosyjska machina wojenna mimo wszystko nadal niszczy życie. Putin będzie zabijał, aby nadal wywierać presję na Ukrainę, Europę i aby zniweczyć wysiłki dyplomatyczne. Właśnie dlatego tak bardzo czekamy na pomoc w powstrzymaniu zabijania. Właśnie dlatego potrzebne są niezawodne gwarancje bezpieczeństwa. Właśnie dlatego Rosja nie może otrzymać żadnej nagrody za tę wojnę. Wojnę trzeba zakończyć. I to właśnie Moskwa musi usłyszeć »stop«”.
Rosyjski atak ma miejsce tuż przed rozmowami w sprawie zawieszenia broni. Dziś w Waszyngtonie o 19:00 prezydent Zełenski ma spotkać się z Donaldem Trumpem. Później powinni dołączyć do nich europejscy przywódcy. Wcześniej, w piątek 15 sierpnia, na Alasce Trump spotkał się z Władimirem Putinem.
„Pokój musi być trwały. Nie tak jak to było przed laty, kiedy Ukraina została zmuszona do oddania Krymu i części naszego wschodu – części Donbasu, a Putin wykorzystał to po prostu jako przyczółek do nowego ataku. Albo kiedy Ukrainie udzielono rzekomych »gwarancji bezpieczeństwa« w 1994 roku, ale to nie zadziałało. Oczywiście nie należało wtedy oddawać Krymu, tak samo jak po 2022 roku Ukraińcy nie oddali Kijowa, Odessy, Charkowa” – napisał Zełenski w mediach społecznościowych. „Jestem przekonany, że obronimy Ukrainę, skutecznie zapewnimy bezpieczeństwo, a nasz naród zawsze będzie wdzięczny prezydentowi Trumpowi, wszystkim w Ameryce, każdemu partnerowi za wsparcie i nieocenioną pomoc. Rosja musi zakończyć tę wojnę, którą sama rozpoczęła. Mam nadzieję, że nasza wspólna siła z Ameryką i naszymi europejskimi przyjaciółmi zmusi Rosję do prawdziwego pokoju”.
Przeczytaj także:
Z medialnych przecieków i wypowiedzi polityków wynika, że Kancelaria Premiera i otoczenie Karola Nawrockiego przerzucają się odpowiedzialnością za polską nieobecność w Waszyngtonie.
O 19:00 czasu polskiego rozpocznie się tam rozmowa Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim. Po dwóch godzinach do prezydentów mają dołączyć przywódcy państw europejskich, w tym kanclerz Niemiec Friedrich Merz, szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz premier Wielkiej Brytanii Keir Strammer. Jak podał portal Money.pl, ustaleniom dotyczącym ewentualnemu wyjazdowi polskiej delegacji do USA towarzyszył chaos. Pałac Prezydencki wskazywał, że spotkanie odbywa się w ramach formatu „koalicji chętnych”, w którym z założenia udział biorą premierzy. Informatorzy z kancelarii Donalda Tuska twierdzą z kolei, że nie było przeciwskazań, by to Karol Nawrocki wziął udział w spotkaniu. Karol Nawrocki uspokajał z kolei, że polskie stanowisko jest słyszalne w Waszyngtonie.
„Chcę wszystkich uspokoić. W ostatnim tygodniu wziąłem udział w dwóch rozmowach z Donaldem Trumpem i liderami europejskimi, przedstawiając jasne stanowisko Polski w zakresie braku zaufania do Władimira Putina i Federacji Rosyjskiej. Dzisiaj spotyka się format koalicji chętnych. W tej koalicji reprezentuje nas polski rząd i to pan prezydent Zełenski zapraszał tych liderów europejskich, a prezydent Polski jest jedynym liderem w Europie, który na bliskim horyzoncie, bo już 3 września ma spotkanie z prezydentem Trumpem” – mówił prezydent.
„Dzisiaj spotyka się format koalicji chętnych, a w tej koalicji od dłuższego czasu to rząd reprezentuje Polskę” – przekonywał Karol Nawrocki.
W Polsacie News o nieobecność Polski podczas rozmów w Waszyngtonie został zapytany wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski. Dziennikarz dopytywał, dlaczego nasz rząd nie wywalczył prawa do zasiadania przy stole, przy którym pojawi się prezydent Finlandii. „Polska jest średniej wielkości krajem. Nie ma takiego przełożenia międzynarodowego jak Niemcy czy Wielka Brytania. Natomiast prezydent Finlandii zaprzyjaźnił się z prezydentem Trumpem. Nie mówiąc o tym, że jest prezydentem” – wyjaśniał Bartoszewski.- „Reprezentanci Europy nie uczestniczą w negocjacjach. Będą mieli ograniczony wpływ na rzeczywistość. Tam decyzje podejmuje jeden człowiek.”
W rozmowach o pokoju w Ukrainie, zaplanowanych na dziś w Waszyngotnie wezmą udział:
Przeczytaj także: