Szczyt odbędzie się 27 i 28 listopada w mieście Harpsund. „Zachód musi mieć jednolite stanowisko dotyczące wsparcia Ukrainy i wspólnego bezpieczeństwa” – napisał na X Donald Tusk
Wracają kontrole na wszystkich granicach Niemiec. Mają potrwać pół roku. „Nie mam żadnych wątpliwości, że to wewnętrzna niemiecka sytuacja polityczna powoduje zaostrzenie tych kroków, a nie nasza polityka wobec nielegalnej migracji” – komentował Donald Tusk. I zaapelował o konsultacje na forum UE
W poniedziałek 9 września 2024 roku ministra spraw wewnętrznych Niemiec Nancy Faeser na konferencji prasowej poinformowała, że od 16 września ruszą tymczasowe kontrole na wszystkich granicach lądowych Niemiec. Takie działania mają potrwać pół roku. Według niemieckiego MSW ich celem jest wzmocnienie bezpieczeństwa wewnętrznego. „Służy to dalszemu ograniczaniu nielegalnej migracji i poważnych zagrożeń stwarzanych przez islamistyczny terror” – cytuje Faeser Onet.
„Tego typu działania są z polskiego punktu widzenia nie do zaakceptowania, bo przecież ja nie mam żadnych wątpliwości, że to sytuacja wewnętrzna polityczna niemiecka powoduje zaostrzenie tych kroków, a nie nasza polityka wobec nielegalnej migracji na naszych granicach” – odniósł się do słów Faeser premier Donald Tusk podczas Narady Kierowników Placówek Zagranicznych RP. Ostateczna decyzja w tej sprawie ma pojawić się jutro.
Tusk dodał, że Polska potrzebuje wsparcia ze strony Niemiec i całej Unii Europejskiej w kwestii finansowania i uzbrajania wschodniej granicy, również w kontekście nielegalnej migracji.
„Polska dzisiaj nie potrzebuje nikogo, kto by nas miał pouczać w tej kwestii” – stwierdził szef rządu. „Byliśmy najbardziej konsekwentnym państwem, jeśli chodzi o ostrzeganie przed nierozważnymi decyzjami dotyczącymi zarówno Ukrainy, Rosji, interesów z Rosją, jak i polityki migracyjnej”.
Tusk zapowiedział, że Polska zwróci się do innych państw, które zostaną dotknięte decyzją Niemiec o pilne konsultacje w tej kwestii na forum Unii Europejskiej.
W połowie października 2023 roku Niemcy ogłosiły kontrole na granicach z krajami sąsiednimi – Polską, Czechami i Szwajcarią. Od tej pory, jak podaje PAP, według danych Federalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zawrócono ponad 30 tys. osób.
Decyzje MSW Niemiec są związane z ostatnimi wydarzeniami w kraju, m.in. atakiem w Solingen w Nadrenii-Północnej Westfalii (NRW). 23 sierpnia na „Festiwalu Różnorodności” 26-letni Syryjczyk miał zaatakować nożem uczestników święta. Zginęły trzy osoby, a osiem zostało rannych. Policja zatrzymała sprawcę następnego dnia. Do organizacji ataku przyznało się Państwo Islamskie.
Niemieckie władze zaostrzają swoją politykę wobec migrantów również z powodów politycznych. W Niemczech rośnie poparcie dla AfD, Alternatywy dla Niemiec, skrajnie prawicowej partii, która szerzy antymigracyjne poglądy. Obecna władza, skręcając w antymigracyjną politykę, próbuje odzyskać wyborców.
Dokładniej o problemach związanych z migracją w Niemczech w OKO.press pisała Marta Kozłowska:
Już za kilka godzin odbędzie się pierwsza przedwyborcza debata Trump – Harris. Jakie będą zasady? Co o starciu kandydatów piszą amerykańskie media?
Donald Trump i Kamala Harris spotkają się o godz. 21 czasu miejscowego na antenie telewizji ABC News w National Constitution Center w Filadelfii. W Polsce debatę pomiędzy kandydatami na prezydenta USA można będzie oglądać o godz. 3 nad ranem.
Zasady debaty Trump – Harris są takie same, jak obowiązywały w przypadku czerwcowego spotkania Trump – Biden. Odbędzie się ono bez udziału publiczności i potrwa 90 minut.
Kandydaci nie będą mogli wygłosić przemówień ani zabrać na mównicę wcześniej przygotowanych notatek czy rekwizytów. Uczestnicy będą mieli dwie minuty na odpowiedź na pytanie, polemikę i przemówienie końcowe. Ostatni głos będzie należał do Donalda Trumpa. Zdecydował o tym rzut monetą. Kandydatom przysługuje też po jednej minucie na dodatkowe wyjaśnienia.
Kluczowe jest jednak to, że mikrofony kandydatów będą wyciszone podczas wypowiedzi rywala.
Trump i Harris nie będą mogli sobie przerywać, zadawać pytań, ani prostować wypowiedzi.
Od tego, jak zaprezentują się kandydaci, może zależeć wygrana w listopadowych wybrach. Jak pisaliśmy wcześniej, z najnowszego sondażu wyborczego przeprowadzonego w dniach 3-6 września przez Sienna College dla dziennika New York Times wynika, że różnica między poparciem Donalda Trumpa i Kamali Harris mieści się w granicach błędu statystycznego. Na Donalda Trumpa zagłosować planuje 48 proc. wyborców, zaś na Kamalę Harris 47 proc. Ale to kandydatka Demokratów uważana jest z jednej strony za mniej znaną, z drugiej — za bardziej radykalną postać.
Amerykańskie media są podzielone. CNN uważa, że wyzwanie dla kandydatki Demokratów jest duże, bo Trump nie będzie stronił od ataków na tle rasowym czy genderowym, a Harris nie może tylko skupiać się na wypowiedziach oponenta. Musi być w stanie jednocześnie nieść swoją historię oraz odczarować wizerunek osoby, która działała w bardzo niepopularnym, szeroko krytykowanym rządzie.
The New York Times uważa, że dzisiejsza debata to raczej test dla 78-letniego Trumpa, który na tle Joe Bidena wypadał świeżo, ale w starciu z Harris może polec.
Według „The Washington Post” Harris nie musi dziś być wybitna, wystarczy, że określi grupę docelową, którą chce do siebie przekonać. Mają to być umiarkowani konserwatyści i wyborcy niezależni w kluczowych dla wyniku wyborów stanach (tzw. swing states), dla których Trump jest odpychający. Ale którzy jednocześnie boją się odważnych reform socjalnych, haseł sprawiedliwości społecznej czy redystrybucji dóbr.
Wiadomo, że Trump będzie grał „lewicową” kartą, przekonując, że kandydatka Demokratów to wściekła feministka i komunistka, która nie troszczy się o amerykańskie rodziny. Harris, w prokuratorskich butach, będzie musiała rozliczać Trumpa z poprzedniej kadencji i długiej listy zarzutów.
Harris została kandydatką od Demokratów po tym, jak 21 lipca prezydent USA Joe Biden ogłosił, że wycofuje swoją kandydaturę z wyborów, które odbędą się 5 listopada 2024 roku.
Harris może przejść do historii jako pierwsza prezydentka USA, pierwsza czarna kobieta oraz pierwsza kobieta o azjatyckich korzeniach na tym stanowisku.
Oprócz kandydatów na urząd prezydenta za niespełna miesiąc, 1 października 2024 roku debatować będą też kandydaci na wiceprezydenta – Tim Walz (od K. Harris) i JD Vance (od D. Trumpa).
Źródło: NBC Washington
„Scena zaludniona jest dziś aktorami, dla których wola polityczna jest ważniejsza od ładu prawnego” – mówił premier Donald Tusk, otwierając spotkanie z polskimi sędziami i konstytucjonalistami. „Nie wszystkie moje decyzje będą spełniały kryteria praworządności z punktu widzenia purystów”
„Jeśli chodzi o przywracanie ładu konstytucyjnego, fundamentów liberalnej demokracji to napotykamy sytuację, w której dysponujemy narzędziami prawnymi, które nie dają możliwości naprawy. Mamy dziś potrzebę działania w kategorii demokracji walczącej. Pewnie nie raz popełnimy błędy, czyny, które będą niezgodne z zapisami prawa, ale nic nas nie zwalnia z obowiązku działania” – mówił premier Donald Tusk podczas spotkania z polskimi sędziami i konstytucjonalistami.
10 września 2024 debatę pod tytułem „Droga wyjścia z kryzysu konstytucyjnego” zorganizowali marszałek Sejmu Szymon Hołownia i marszałkini Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska. Udział w niej potwierdzili przedstawiciele resortu sprawiedliwości, w tym minister Adam Bodnar, a także prawnicy m.in. prof. Leszek Garlicki, prof. Irena Lipowicz, prof. Ewa Łętowska, sędzia Jerzy Stępień, prof. Adam Strzembosz oraz prof. Andrzej Zoll.
Spotkanie odbywa się za zamkniętymi drzwiami, a wnioski z narady mają zostać opracowane i przedstawione opinii publicznej w najbliższych dniach. Podczas wstępu, otwartego dla mediów, marszałek Szymon Hołownia podkreślał, że kryzys konstytucyjny dotyka nie tylko prawników i legislatorów, ale wszystkich obywateli. „Skargi konstytucyjne z obywatelskiej inicjatywy czekają teraz 41 miesięcy na rozpatrzenie, podczas gdy posłowie PiS i inne organy, które mają VIP-owską ścieżkę, tam orzeczenia sypią się z rękawa” – mówił Hołownia. „Trybunał Konstytucyjny to organ niewydolny, którego umocowanie budzi poważne wątpliwości, który mnoży problemy, a nie je rozwiązuje”.
Marszałek Sejmu podkreślił, że przywracanie praworządności powinno odbywać się w sposób „twardy, jasny, prosty, bez kluczenia”.
Premier Donald Tusk stwierdził, że wiele autorytetów prawniczych ma dziś różne pomysły na wyjście z kryzysu. „Toniemy w szarościach, luzach interpretacyjnych. W pewnym sensie każdy ma rację, gdy wypowiada opinie, co należy zrobić” – mówił szef rządu. „Nie sądzę, żeby wyjściem z sytuacji było sformułowanie propozycji prawnych, legislacyjnych, kiedy scena jest zaludniona politycznymi aktorami, dla których te zapisy nie mają żadnego znaczenia, dla których wola polityczna jest ważniejsza od ładu prawnego” – mówił Tusk.
I podkreślał, że w codzienności politycznej tam, gdzie nie da się działać zgodnie z literą prawa, powinno działać się przyzwoicie.
Sąd w Londynie już drugi raz odrzucił wniosek obrońcy o zwolnienie Michała K. z aresztu za kaucją. Były szef RARS będzie czekał na ekstradycję do Polski w londyńskim areszcie.
Były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych został zatrzymany przez brytyjską policję 2 września 2024 roku.
Kilka dni wcześniej udzielił wywiadu portalowi wpolityce.pl, w którym ujawnił, że przebywa właśnie w Londynie, gdzie szuka pracy, a do Polski wróci dopiero wtedy, kiedy otrzyma " zapewnienie, że jego proces będzie uczciwy. Michał K. złożył wniosek o list żelazny, czyli gwarancję odstąpienia przez organy ścigania od tymczasowego aresztowania tak, aby mógł odpowiadać przed sądem z wolnej stopy.
Sąd wniosek odrzucił, a prokuratura wystawiła za nim Europejski Nakaz Aresztowania, obejmującego także Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Ponieważ jednak Wielka Brytania nie jest już członkiem Unii Europejskiej, aby móc odpowiadać przed polskim sądem, były szef RARS musi przejść przez procedurę ekstradycyjną. Poczeka na nią w londyńskim areszcie.
Trybunał wydał wyrok w trzyosobowym składzie, w którym zasiadał sędzia-dubler. “TK kolejny raz zrealizował polityczne zlecenie” – komentuje przewodnicząca komisji Magdalena Sroka.
Trybunał Julii Przyłębskiej w składzie Zbigniew Jędrzejewski, Stanisław Piotrowicz, Jarosław Wyrembak (sędzia-dubler) orzekli niezgodność art. 2 uchwały powołującej do życia komisję ds. Pegasusa z art. 2 polskiej Konstytucji, czyli zasadą demokratycznego państwa prawa.
“Jakie będzie orzeczenie trybunału JP wszyscy wiedzieliśmy już zanim ono zapadło. Oznacza to,że TK kolejny raz zrealizował polityczne zlecenie. Próba zablokowania prac komisji podyktowana jest strachem przed odpowiedzialnością. Orzeczenia z udziałem sędziów dublerów nie są wiążące” – skomentowała na platformie X przewodnicząca komisji ds. Pegasusa, Magdalena Sroka.
Trybunał Julii Przyłębskiej zajął się komisją ds. Pegasusa na wniosek grupy posłów PiS.
Ich zdaniem zakres działania komisji został określony nieprecyzyjnie, „niepoprawnie z punktu widzenia logiki”. Ponadto w ich ocenie „afera Pegasusa” nie jest sprawą do zbadania w rozumieniu przepisów Konstytucji, ponieważ „obejmuje bardzo wiele postępowań w odrębnych sprawach”, zbyt obszerny horyzont czasowy, a do tego w nieuprawniony sposób stawia sobie za cel ocenę legalności działań poszczególnych organów państwa, podczas gdy powinna ograniczać się jedynie do ustalenia stanu faktycznego.
8 maja 2024 roku na posiedzeniu niejawnym Trybunał zdecydował się „zabezpieczyć wniosek grupy posłów przez zobowiązanie Komisji Śledczej (…) do powstrzymania się od dokonywania jakichkolwiek czynności faktycznych lub prawnych do czasu wydania przez Trybunał Konstytucyjny ostatecznego orzeczenia w sprawie o sygn. Akt U 4/24”.
Innymi słowy, Trybunał Julii Przyłębskiej domagał się wstrzymania prac komisji do czasu rozpatrzenia wniosku grupy posłów PiS i wydania wyroku.