Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„Ukraińcy mieliby atakować polską infrastrukturę i potem zwalić to na Rosję” – straszy Kreml. To nie pierwsza taka rewelacja „rosyjskiego wywiadu” czyli propagandy. Wcześniej było już m.in. o brudnych bombach, nietoperzach, tajnych laboratoriach i strzelaniu na Bałtyku do amerykańskich okrętów.
Służba Wywiadu Zagranicznego ogłosiła, a propaganda Kremla powtórzyła we wszystkich kanałach (łącznie z wieczornym dziennikiem telewizyjnym), że „Ukraina przygotowuje się do przeprowadzenia operacji przygotowawczej w Polsce z udziałem grupy dywersyjno-rozpoznawczej rzekomo złożonej z rosyjskich i białoruskich żołnierzy sił specjalnych”. Agencja TASS napisała przy tym, że do tej rewelacji „dotarła”. „Ujawniła” też, że „scenariusz prowokacji został opracowany przez Główny Zarząd Wywiadowczy Ministerstwa Obrony Ukrainy wspólnie z polskimi służbami wywiadowczymi”. „Możliwe, że operacja Kijowa „będzie symulowanym atakiem na krytyczną infrastrukturę w Polsce, aby wywołać większy oddźwięk społeczny”.
Kontekstem jest przede wszystkim pogarszająca się sytuacja Rosji – gospodarcza, wojskowa i na świecie. Przyjacielem Putina, przynajmniej na jakiś czas, przestał być Donald Trump. Zawaliła się koncepcja, że nowy prezydent USA zmusi sojuszników z Europy do wycofani wsparcia dla Ukrainy. Rosja właśnie straciła nadzieję na odzyskanie Mołdawii, a w sprawie uregulowania kryzysu w Gazie nikt nie spytał jej o zdanie, co musiał dziś przyznać szef rosyjskiej dyplomacji Ławrow.
Dronowy atak na Polskę 10 września i naruszenie przestrzeni powietrznej Estonii spotkały się ze sprawną odpowiedzią wojsk NATO. Do tego Europejczycy zaczęli się organizować do lepszej obrony i rozmawiać o antydronowych zabezpieczeniach.
Propaganda Kremla tę oczywistą porażkę Putina przedstawia tak, że to NATO wymyśliło drony, żeby potem móc się zbroić. I że wszystko, co złe, jest zachodnim spiskiem.
Z dronami coś się jednak Kremlowi udało. W Polsce wybuchła dyskusja o tym, czy atak było odpierany prawidłowo, czy nie był przypadkiem ukraińską prowokacją albo w ogóle fikcją, w wyniku której rakieta NATO uszkodziła dom na Lubelszczyźnie. Dokładnie taką narrację suflowała propaganda Kremla, więc można powiedzieć, że odniosła tu sukces.
Drugą ważną rzeczą, którą trzeba brać pod uwagę przy interpretacji rewelacji Służby Wywiadu Zagranicznego Rosji, jest to, że nieustannie ujawnia ona spiski. Śledzimy je i odnotowujemy w rubryce „GOWORIT MOSKWA”. Dla przykładu – wojskowi wywiadowcy Putina i sam rosyjski MON ujawnili już oficjalnie:
Przeczytaj także:
Wersji tego spisku było kilka. Świadczyć miał o tym, że rozbiory i napadanie na sąsiada jest rzeczą normalną, więc Rosja nie robi nic złego. W jednej, do jakiej „dotarli” rosyjscy wywiadowcy, ostatecznym dowodem na spiek była nazwa gazety „Rzeczpospolita”. Wedle Kremla świadczy ona o imperialnych planach Polski.
Przeczytaj także:
Przeczytaj także:
Przeczytaj także:
Przeczytaj także:
Wszystkie te spiski są w propagandzie Kremla skorelowane z aktualnymi problemami Moskwy, a propaganda stara się opowieści o tym rozprzestrzeniać tak, by wyrządzić jak najwięcej szkody osobom podatnym na teorie spiskowe o tajnych broniach, wirusach i zaprogramowanych nietoperzach.
Prawdą jest natomiast, że twórca wielu z przytoczonych teorii spiskowych, generał Igor Kiriłłow, zginął w grudniu 2024 r. wysadzony w powietrze przez bombę w hulajnodze pod swoim domem w Moskwie.
Grasz w niebezpieczną grę, narażając życie i bezpieczeństwo milionów Europejczyków – napisał we wtorek na platformie X premier Węgier Viktor Orban, zwracając się do szefa polskiego rządu Donalda Tuska.
„Drogi Donaldzie Tusku, możesz myśleć, że jesteś w stanie wojny z Rosją, ale Węgry nie są. Unia Europejska też nie. Grasz w niebezpieczną grę, narażając życie i bezpieczeństwo milionów Europejczyków. To bardzo źle!” – napisał w mediach społecznościowych premier Węgier.
Polityk zamieścił w komentarzu do swojego wpisu artykuł portalu Euractiv, w którym przywołano wypowiedzi prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i premiera Tuska z Warsaw Security Forum w Warszawie. Ukraiński przywódca wezwał w poniedziałek do utworzenia wspólnej europejskiej tarczy przeciwko rosyjskim zagrożeniom powietrznym.
„Ukraina może przeciwstawić się wszystkim typom rosyjskich dronów i pocisków, a jeśli będziemy działać razem w regionie, będziemy mieli wystarczająco dużo broni i zdolności produkcyjnych” – mówił Wołodymyr Zełenski.
Donald Tusk podkreślił natomiast, że wojna na Ukrainie jest też naszą wojną, bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. "Musimy mieć świadomość, (...) że to jest nasza wojna, bo wojna na Ukrainie jest tylko częścią tego upiornego projektu, który raz na jakiś czas pojawia się na świecie. I celem tego politycznego projektu jest zawsze to samo. Jak zniewolić narody, jak odebrać wolność poszczególnym ludziom, co zrobić, żeby zatriumfowały autorytaryzmy, despocje, okrucieństwo, brak praw człowieka – mówił premier cytowany przez PAP.
Orban w udzielonym w poniedziałek wywiadzie ocenił, że wojna na Ukrainie „jest już rozstrzygnięta i wygrali ją Rosjanie”. – Pytanie brzmi, kiedy i kto osiągnie porozumienie z Rosjanami: czy będzie to porozumienie amerykańsko-rosyjskie, czy też Europejczycy w końcu będą skłonni do negocjacji – dodał.
W jego ocenie „Ukraina mogłaby wygrać wojnę tylko wtedy, gdyby setki tysięcy żołnierzy przybyły z Europy Zachodniej lub USA do walki na froncie, ale oznaczałoby to wojnę światową, której nikt nie chce”.
Budapeszt konsekwentnie opowiada się za jak najszybszym zakończeniem wojny i ograniczeniem sankcji wobec Rosji, argumentując, że szkodzą one bardziej gospodarce UE niż Moskwie. Węgry nie przekazują Ukrainie pomocy wojskowej, ograniczając wsparcie do form humanitarnych.
Orbán w ostatnich dniach kwestionował niezależność Ukrainy: „Trzyma się na powierzchni dzięki Zachodowi i jego broni” — mówił, odnosząc się do incydentów z dronami naruszającymi węgierską przestrzeń powietrzną.
Już w styczniu Tusk krytykował Orbána, sugerując, że jeśli Węgry zablokują sankcje wobec Rosji, „będzie jasne, że w tej wielkiej grze o bezpieczeństwo i przyszłość Europy gra w drużynie Putina, a nie naszej”.
Przeczytaj także:
Premier Donald Tusk zapowiedział wyższe podatki dla banków. Podkreślił, że sektor jest w świetnej kondycji finansowej, a dodatkowe wpływy mają zasilić m.in. budżet obronny Polski.
Podczas wystąpienia przed posiedzeniem rządu premier odniósł się do projektu zakładającego podwyższenie podatku dochodowego pobieranego od banków.
„Jeśli nasze państwo ma być państwem, które opiekuje się słabszymi, które gwarantuje wyższe zarobki i jesteśmy państwem, które ma być bezpieczne, a więc wymaga to gigantycznych inwestycji w naszą armię, to powoduje, że potrzebujemy po prostu więcej pieniędzy. Taka jest brutalna prawda” – powiedział premier Donald Tusk przed posiedzeniem rządu.
„Bardzo chcemy uniknąć obciążania polskich rodzin jakimiś wyższymi składkami czy podatkami. To chyba też zrozumiałe. To jest powód, dla którego minister finansów i gospodarki zdecydował się na tę propozycję” – dodał.
„Lepiej opodatkować banki niż polskie rodziny, tym bardziej, że banki są w bardzo dobrej kondycji finansowej. W żaden sposób nie uderza to w ich realną kondycję. Będzie to większe obciążenie, ale kogo obciążyć, jak nie tych, którzy mają tych pieniędzy najwięcej. To nie jest populizm, tylko dość oczywisty wniosek” – powiedział premier Donald Tusk.
We wtorek rząd zajmuje się projektem Ministerstwa Finansów dotyczącym podniesienia podatku CIT dla banków. Stawka ma wzrosnąć z obecnych 19 proc. do 30 proc. w 2026 roku, a następnie stopniowo spadać – do 26 proc. w 2027 i 23 proc. od 2028 roku na stałe. Przewidziano też przegląd zmian po trzech latach.
Resort finansów szacuje, że w pierwszym roku podwyżki do budżetu wpłynie dodatkowo 6,6 mld zł, a w ciągu dekady – 23,4 mld zł.
Jednocześnie projekt zakłada obniżenie tzw. podatku bankowego – o 10 proc. w 2027 r. i o 20 proc. w 2028 r., gdzie poziom ma zostać utrzymany.
Przeczytaj także:
Jak podaje RMF FM obywatel Ukrainy, którego Niemcy podejrzewają o udział w wysadzeniu gazociągu Nord Stream został zatrzymany w Polsce.
Zatrzymany to Wołodymyr Z. Wpadł w ręce policji w Pruszkowie. Następnie przewieziono go do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Jego adwokat, Tymoteusz Paprocki, w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Krzysztofem Zasadą podkreślił, że „nie ma żadnych podstaw do wydania Wołodymyra Z. niemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości”.
„Mając na uwadze pełnowymiarową wojnę na Ukrainie i fakt, że właścicielem Nord Stream jest spółka rosyjska Gazprom, która finansuje te działania, obrona na dzisiaj nie widzi jakichkolwiek możliwości postawienia zarzutu komukolwiek, kto w tych działaniach uczestniczył” – powiedział Paprocki.
Podkreślił, że na razie nie ma pewności, czy jego klient brał udział w dywersyjnej akcji.
„Teraz oczekujemy na wyznaczenie oficjalnie czynności procesowych z udziałem mojego klienta, informacje o zamiarze przedstawienia mu zarzutów przez wymiar sprawiedliwości Niemiec. Zostanie mu to przekazane w prokuraturze okręgowej” – dodał.
Niemieckie służby, ścigając Wołodymyra Z., stwierdziły, że ten bezpośrednio uczestniczył w wysadzeniu gazociągu. Podejrzany jest instruktorem nurkowania i według nich miał we wrześniu 2022 roku wypłynąć na Bałtyk jachtem z Rostocku, a następnie zejść pod wodę i umieścić na podmorskiej rurze ładunki wybuchowe.
Jak podaje „Rzeczpospolita” kilka dni temu sąd apelacyjny we Włoszech zdecydował o przekazaniu Niemcom innego obywatela Ukrainy, Serhija K., zatrzymanego w sierpniu koło Rimini w związku z podejrzeniem uczestnictwa w ataku na gazociągi Nord Stream. 49-letni Ukrainiec twierdzi, że nie miał nic wspólnego z atakiem i że w czasie, gdy do niego doszło, przebywał w Ukrainie.
Również prawnik Serhija K. zapowiedział zaskarżenie decyzji o ekstradycji do włoskiego Sądu Najwyższego. Jak twierdził, naruszone miały zostać podstawowe prawa jego klienta, w tym do sprawiedliwego procesu.
26 września 2022 roku, ponad siedem miesięcy po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, doszło do zniszczenia trzech z czterech nitek gazociągów Nord Stream 1 i 2. Eksplozje nastąpiły na głębokości około 80 metrów, na dnie Morza Bałtyckiego. Niemieccy śledczy ustalili, że sprawcy mieli wykorzystać jacht wypływający z portu w Rostocku. Łódź wynajęto od niemieckiej firmy, posługując się sfałszowanymi dokumentami i pośrednikami. Według prokuratury nurkowie podłożyli przy rurociągach co najmniej cztery ładunki wybuchowe, a następnie zostali przewiezieni samochodem na Ukrainę.
Przeczytaj także:
Kanclerz Niemiec Friedrich Merz powiedział w poniedziałek, że „Europa nie jest w stanie wojny, ale już nie w stanie pokoju” z Rosją. Ponownie poparł projekt uruchomienia zamrożonych rosyjskich aktywów w celu wsparcia Ukrainy.
„Pozwólcie, że ujmę to w zdaniu, które na pierwszy rzut oka może być trochę szokujące... nie jesteśmy w stanie wojny, ale już także nie w stanie pokoju z Rosją” – powiedział Merz cytowany przez PAP na spotkaniu z mediami w Duesseldorfie.
Wojna Rosji jest „wojną przeciwko naszej demokracji, wojną przeciwko naszej wolności” – dodał Merz. Podkreślił też, że zamiarem Moskwy jest podważenie jedności Unii Europejskiej.
Podczas swojego wystąpienia 29 września Friedrich Merz wezwał Unię Europejską do wykorzystania zamrożonych rosyjskich aktywów na wsparcie militarne dla Ukrainy. Jak tłumaczył, taki krok mógłby zapewnić Kijowowi zdolności obronne na okres od trzech do pięciu lat. W tym czasie Rosja mogłaby utracić możliwości gospodarcze do prowadzenia pełnoskalowej wojny.
Już 25 września Merz zapowiedział, że popiera wykorzystanie rosyjskich aktywów na sfinansowanie nieoprocentowanej pożyczki dla Ukrainy w wysokości około 160 miliardów dolarów (140 miliardów euro). To stanowisko różni się od opinii wielu europejskich liderów, w tym prezydenta Francji Emmanuela Macrona, którzy sprzeciwiają się takiemu rozwiązaniu z uwagi na ryzyko naruszenia prawa międzynarodowego.
Na początku rosyjskiej inwazji w 2022 roku państwa G7 zamroziły około 300 miliardów dolarów należących do rosyjskiego banku centralnego, z czego blisko dwie trzecie trafiło do belgijskiej izby rozliczeniowej Euroclear. Bruksela nie zdecydowała się jednak na konfiskatę tych środków ze względu na ryzyko prawne i finansowe. Zamiast tego wykorzystuje zyski generowane przez te aktywa do finansowania obrony i odbudowy Ukrainy w ramach 50-miliardowej pożyczki G7 oraz osobnego programu UE.
Zmiana podejścia Niemiec do kwestii zamrożonych aktywów pokazuje rosnące napięcia między Europą a Moskwą w obliczu prowokacji w przestrzeni powietrznej, dekad działań hybrydowych i trwającej od trzech lat pełnoskalowej wojny w Ukrainie.
Kilka dni temu – 26 września władze niemieckie informowały o dronach przelatujących nad północnymi Niemcami. Szlezwik-Holsztyn to najbardziej na północ wysunięty kraj związkowy w Niemczech, graniczący z Danią. To jeden z kilku innych incydentów z ostatnich dni – doniesienia o podejrzanych dronach pojawiły się też w Danii, Finlandii i na Litwie.
Wcześniej rosyjskie myśliwce MiG-31 naruszyły estońską przestrzeń powietrzną nad Zatoką Fińską, co skłoniło Tallin do wystąpienia o konsultacje NATO w trybie artykułu 4.
Do najgłośniejszej sytuacji na linii NATO–Rosja w ostatnich dniach doszło 10 września, gdy Polska zestrzeliła rosyjskie drony podczas zmasowanego ataku na Ukrainę. Kilka dni później, 13 września, podobny incydent zgłosiła Rumunia, która poderwała myśliwce F-16 po wykryciu rosyjskiego drona.
Tymczasem na forum ONZ 28 września minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow zapewniał światowych przywódców, że Moskwa „nie zamierza” atakować państw europejskich. Ostrzegł jednak, że „każda agresja„ wobec jego kraju ”spotka się ze zdecydowaną odpowiedzią”
Przeczytaj także: