Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Kamil Stanek znęcał się nad pumą Nubią – orzekł sąd. Wyrok jest nieprawomocny, a były opiekun pumy zapowiada, że się od niego odwoła.
Zapadł wyrok w sprawie opiekuna pumy Nubii. Kamil Stanek jest winny znęcania się nad zwierzęciem – orzekł Sąd Rejonowy w Zawierciu. „Oskarżonego uznano też winnym pozostałych zarzutów, tj. narażenia kilku osób na niebezpieczeństwo poprzez wypuszczenie pumy z klatki oraz wykorzystywanie pumy w celach komercyjnych bez odpowiednich zezwoleń i nieoddanie jej do Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu po orzeczeniu przepadku przez sąd we wcześniejszej sprawie” – informuje Fundacja Viva.
„Mamy nadzieję, że wyrok w sprawie znęcania się nad pumą Nubią, choć jeszcze nieprawomocny, zatrzyma modę na posiadanie zwierząt nieudomowionych w prywatnych domach” – mówi Anna Plaszczyk z Vivy. „Zwierzęta nieudomowione mają potrzeby gatunkowe, których nie sposób zaspokoić w warunkach domowych. A kiedy nie mogą ich realizować – cierpią. Tak było w tej sprawie, co potwierdził właśnie Sąd Rejonowy w Zawierciu. Puma żyła warunkach uwłaczających jej dzikiej naturze. Dzieliła zagraconą przestrzeń z psem, kotem i ludźmi. Nieustannie miała kontakt z obcymi ludźmi, była wożona na festyny, pokazy mody, plany filmowe. Nie tak powinno wyglądać życie dzikiego drapieżnika” – dodaje.
Sąd Rejonowy w Zawierciu wymierzył Kamilowi S. karę 1 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, nawiązkę dla Fundacji Viva w wysokości 2000 zł, nawiązki dla pozostałych pokrzywdzonych w tej sprawie w wysokości po 300 zł.
„Wymiar kary nie jest satysfakcjonujący. Ale to generalnie problem, dotyczący wszystkich spraw o znęcanie się nad zwierzętami. Jednak cieszymy się, że Sąd dostrzegł cierpienie psychiczne pumy, wynikające z niezapewnienia jej właściwych warunków bytowania” – dodaje Anna Plaszczyk.
Stanek nie zgadza się z zarzutami. Utrzymuje, że traktował Nubię jak członka rodziny. Zapowiedział również, że od wyroku się odwoła.
Kamil Stanek, weteran z Afganistanu, kupił pumę w 2014 roku z hodowli w Czechach, co – jak mówił – było jego marzeniem. Jednak w Polsce nie można pumy trzymać legalnie, więc założył cyrk i zaczął m.in. pokazywać pumę zainteresowanym i udostępniać fotografom na sesje. Zaczął na niej zarabiać. Trzymał ją w wolierze i wyprowadzał na spacery na smyczy. Publikował w sieci zdjęcia, jak przytula pumę i wpuszcza ją na kanapę czy do łóżka.
Lista wcześniejszych wyroków dla Kamila Stanka w związku z posiadaniem pumy nie jest krótka:
Od momentu uprawomocnienia się wyroku, mężczyzna ukrywał się wraz z pumą, przetrzymując ją w małej klatce transportowej, która uniemożliwiała jej przyjęcie naturalnej postawy ciała. Mimo tego dostał wiele wsparcia od internautów, którzy obserwowali jego życie z pumą, a po wyroku pisali w jego sprawie petycje i zorganizowali zbiórkę pieniędzy na pomoc prawną.
Eksperci i naukowcy podkreślali z kolei, że puma nie może być trzymana w domu, a Nubia nie miała zapewnionych podstawowych potrzeb gatunkowych. „Pumy są samotnikami i nie tworzą stałych więzi rodzinnych. Nie mają też potrzeby nawiązywania relacji z ludźmi” – podkreślał w rozmowie z OKO.press dr Piotr Piliczewski, etolog (badacz zachowań zwierząt). „Musimy pamiętać, że zwierzęta cechują się indywidualnością psychiczną i zdarzają się przypadki, gdy dziki kot wydaje się, na pierwszy rzut oka, funkcjonować dobrze w ludzkim domu. Co nadal nie zmienia faktu, że otaczające Nubię warunki nie odpowiadają jej potrzebom gatunkowym” – dodał.
Pracownicy poznańskiego zoo znaleźli Kamila Stanka w lipcu 2020 roku na działce rekreacyjnej w miejscowości Żelazko pod Ogrodzieńcem na Śląsku. Stanek nie chciał oddać zwierzęcia. „To moje dziecko! Nie oddam! Po moim trupie!” – krzyczał, wygrażał nożem, straszył samobójstwem. W końcu otworzył klatkę Nubii (za co teraz jest oskarżony o narażenie życia i zdrowia osób postronnych) i uciekł do lasu.
Finalnie Nubię udało się złapać i przetransportować do zoo w Chorzowie. Sąd zgodził się, żeby puma została na Śląsku.
W marcu 2023 roku ruszył proces w sprawie Kamila Stanka przed Sądem Rejonowym w Zawierciu. Postawiono mu aż cztery zarzuty.
MON ogłosił, że Polska zainwestowała w system do szybkiej budowy obiektów infrastrukturalnych UBM. To element Tarczy Wschód. „To jest taka duża drukarka, która jest w stanie w bardzo krótkim czasie wybudować coś, co dla naszego bezpieczeństwa, jest absolutnie konieczne” – wyjaśniał szef MON, Władysław Kosiniak-Kamysz
Władysław Kosiniak-Kamysz i Cezary Tomczyk ogłosili na konferencji prasowej inwestycję w system do szybkiej budowy obiektów infrastrukturalnych UBM (Ultimate Building Machine). MON podaje, że umowa między Regionalną Bazą Logistyczną a amerykańskim producentem UBM M.I.C. Industries została podpisana w połowie stycznia 2025 r.
„To jest program, nad którym pracujemy od wielu miesięcy. Pan minister Tomczyk, kiedy był w Stanach Zjednoczonych, obserwował, jak ta maszyna funkcjonuje w rzeczywistości” – mówił Kosiniak-Kamysz. „Budując Tarczę Wschód, największy po II wojnie światowej program odporności, odstraszania i obrony, największą inwestycję logistyczną na granicy polsko-białoruskiej, polsko-rosyjskiej, na granicy wschodniej flanki NATO, budując największe umocnienia, fortyfikacje, systemy dronowe i antydronowe, podjęliśmy decyzję o zakupie również najnowocześniejszego sprzętu, żeby to robić szybko, perfekcyjnie, innowacyjnie” – podkreślał.
Tłumaczył, że UBM „produkuje w bardzo krótkim czasie miejsca schronienia, magazyny, hangary”.
„To jest taka duża drukarka, która jest w stanie w bardzo krótkim czasie wybudować coś, co dla Tarczy Wschód, a tak naprawdę dla wielu miejsc w Polsce, dla naszego bezpieczeństwa, jest absolutnie konieczne” – wyjaśniał szef MON.
Cezary Tomczyk dodał: „Wszystko to, co odbywa się dzisiaj w Wojsku Polskim, krok po kroku zbliża nas do tego, żeby nasza granica – granica z Rosją, granica z Białorusią, granica z Ukrainą – była najbezpieczniejszą granicą w Europie i żebyśmy pokazali całemu światu, że dla nas bezpieczeństwo jest numerem jeden”. Zaznaczał również, że kontrakt z amerykańską firmą, wart kilkaset milionów złotych, „jest fundamentalną inwestycją w polskie bezpieczeństwo”.
Polscy oficerowie jeszcze w marcu wyjadą do USA, żeby przygotować się do pracy z UBM.
Narodowy Program Odstraszania i Obrony – Tarcza Wschód to projekt, który ma wzmocnić infrastrukturę obronną na linii aż do 700 km granicy, nawet do 50-100 km w głąb kraju. Realizacja zaplanowana jest na lata 2024-2028, a całkowity koszt wynieść ma 10 mld zł. Pierwsze inwestycje w tzw. twardą infrastrukturę zaplanowano na pierwszy kwartał 2025 roku.
„Powstał on w reakcji na rosyjską agresję na Ukrainę i korzysta z doświadczeń tej wojny, ale jest projektem pokojowym: ma odstraszyć potencjalnych agresorów, chronić żołnierzy i ludność cywilną, wspólnie z sojusznikami pokazać gotowość do obrony naszych granic” – napisał MON na portalu X.
Program składać się będzie z czterech filarów:
„Prawdziwe przywództwo oznacza szacunek dla partnerów i sojuszników, także tych mniejszych i słabszych” – napisał Tusk na X.
Donald Tusk zareagował we wpisie na portalu X na wymianę zdań między szefem MSZ Radosławem Sikorskim i Elonem Muskiem w sprawie Starlinków dla Ukrainy. Napisał: „Prawdziwe przywództwo oznacza szacunek dla partnerów i sojuszników. Nawet dla mniejszych i słabszych. Nigdy arogancja. Drodzy przyjaciele, pomyślcie o tym”.
W osobnym wpisie odniósł się do reakcji PiS-u, który od niedzieli komentuje działania Sikorskiego. Paweł Jabłoński nazwał Sikorskiego „dyplomatołkiem”. Poseł Radosław Fogiel stwierdził, że „nie trzeba stawać po stronie Muska i Rubio, by zauważyć, że wbrew polskiej racji stanu jest bezsensowne wszczynanie twitterowych awantur przez ministra spraw zagranicznych”. Były wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz napisał z kolei: „Nie ma co! Świetny stan relacji polsko-amerykańskich! Kłótnia z Amerykanami na X to jest to, czego potrzebujemy w dobie kluczowych decyzji w regionie”.
Tusk napisał, że opozycja „atakując Sikorskiego, który spokojnie wykłada politykom innego państwa polską rację stanu, traci właśnie resztki narodowej godności”.
„Polityczni i moralni bankruci” – dodał.
Właściciel SpaceX, Elon Musk, w weekend napisał na X, że gdyby wyłączył Starlinki, ukraiński front by się załamał.
Zareagował na to szef polskiej dyplomacji, Radosław Sikorski i poinformował, że Polska płaci 50 milionów dolarów rocznie za Starlinki dla Ukrainy. I dodał, że Europa może być zmuszona, żeby szukać innego dostawcy.
„Zamilcz, człowieczku” – odpowiedział Musk Sikorskiemu. „Płacicie zaledwie ułamek kosztów. I nie ma żadnego zamiennika dla Starlinka” – napisał Musk. Do wymiany zdań dołączył również amerykański sekretarz stanu Marco Rubio. „Po prostu zmyślanie. Nikt nie groził odcięciem Ukrainy od Starlinka”. Dodał: „I powiedzcie »dziękuję«, bo bez Starlinka Ukraina przegrałaby tę wojnę dawno temu, a Rosjanie byliby teraz na granicy z Polską”.
Sikorski odpisał:„Dziękuję, Marco, za potwierdzenie, że dzielni żołnierze Ukrainy mogą liczyć na kluczową usługę internetową zapewnianą wspólnie przez Stany Zjednoczone i Polskę. Razem Europa i Stany Zjednoczone mogą pomóc Ukrainie osiągnąć sprawiedliwy pokój”.
Kończy się era Justina Trudeau. Liberalna Partia Kanady wybrała Marka Carneya, byłego prezesa banku centralnego, na następnego premiera. Ponieważ nie jest członkiem parlamentu, będzie musiał rozpisać nowe wybory
W niedzielę 9 marca w wewnętrznych wyborach ponad 150 tys. członków i członkiń LPK wybrało Marka Carney'a (na zdjęciu z żoną Dianą) na nowego lidera parti, a co za tym idzie – na nowego premiera. Zdobył aż 85,9 proc. głosów, pokonując z rozmachem swoją kontrkandydatkę Chrystię Freeland, byłą ministrę finansów.
Carney ma 59 lat, jest technokratą – był prezesem banku centralnego Kanady w trudnym kryzysowym roku 2008. Był też szefem Bank of England podczas Brexitu.
„Ameryka to nie Kanada. I Kanada nigdy, nigdy nie będzie częścią Ameryki w żaden sposób, w żadnym kształcie lub formie. Nie prosiliśmy o tę walkę, ale Kanada jest zawsze gotowa kiedy ktoś rzuca rękawicę" – powiedział Carney, przy aplauzie słuchających, w zwyczajowej mowie, w której przyjął wygraną i stanowisko.
„Amerykanie, nie zróbcie błędu – Kanada zawsze wygra, czy to w hokeja, czy w wojnie handlowej" – mówił dalej Carney.
Zgodnie z kanadyjskim obyczajem politycznym zostanie wkrótce premierem kraju – jednak z tego względu, że nie jest posłem, nie piastuje żadnego obieralnego urzędu, będzie musiał jak najszybciej rozpisać nowe wybory. Muszą się one odbyć do października.
Partia liberalna widzi najwyraźniej w Marku Carney'u męża opatrznościowego, który przeprowadzi Kanadę przez trudne wody gwałtownie pogorszonych stosunków z południowym sąsiadem. Pogorszonych najpierw w sferze symbolicznej przez powtarzane i formułowane pogardliwie żądania Donalda Trumpa, by Kanada przyłączyła się do Stanów Zjednoczonych jako 51. stan. O ustępującym premierze Justinie Trudeau Trump nie wyrażał się inaczej niż „gubernator Trudeau", jakby Kanada już tym 51. stanem była.
Na początku marca amerykański prezydent przeszedł do konkretnych działań, nakładając na produkty z Kanady 25-procentowe cła pod pretekstem, że przez granicę kanadyjsko-amerykańską szmugluje się fentanyl.
Te działania Trumpa spowodowały diametralny zwrot w politycznych sympatiach Kanadyjczyków i Kanadyjek – tracąca aż 20 pkt proc. na rzecz konserwatystów Liberalna Partia Kanady odbiła się w sondażach. Jak pisze „The New York Times", według najnowszego PLK zyskała 6 pkt proc., a Postepowo-Konserwatywna Partia Kanady straciła 3 pkt. i gdyby Carney został wybrany liderem, to oba główne ugrupowania szłyby łeb w łeb.
Carney zapowiedział w niedzielę, że podniesie rzuconą przez Trumpa rękawicę i stanie do wojny handlowej z USA, wprowadzając cła na towary z południa. „Mój rząd utrzyma cła dopóki, dopóty Amerykanie nie okażą nam szacunku".
Proputinowski nacjonalista Călin Georgescu nie wystartuje w wyborach prezydenckich zaplanowanych na maj – taka jest decyzja rumuńskiego Centralnego Biura Wyborczego. Pod siedzibą instytucji zebrał się tłum jego zwolenników. Policjantów obrzucono kamieniami i petardami. Służby użyły gazu łzawiącego
Călin Gerogescu nie będzie kandydatem w wyborach prezydenckich, orzekło w niedzielę 9 marca rumuńskie Centralne Biuro Wyborcze. Decyzja zapadła większością 10 do 4 głosów. Georgescu to skrajnie prawicowy polityk, o którym głośno zrobiło się w listopadzie 2024 roku, gdy nieoczekiwanie wygrał – unieważnioną później – I turę wyborów prezydenckich.
Georgescu złożył swoją kandydaturę w piątek. Centralne Biuro Wyborcze (znane pod akronimem BEC) miało 48 godzin na jej ew. zarejestrowanie.
Podstawą odrzucenia kandydatury jest grudniowa decyzja rumuńskiego Sądu Konstytucyjnego o unieważnieniu wyborów prezydenckich. BEC napisało w uzasadnieniu, że kandydatura „nie spełnia warunków legalności, ponieważ kandydat, nie przestrzegając zasad procedury wyborczej, naruszył obowiązek obrony demokracji”.
„Europa jest teraz dyktaturą, Rumunia jest pod tyranią!” – skomentował Georgescu w mediach społecznościowych.
George Simion, lider skrajnie prawicowego Sojuszu na rzecz jedności Rumunów (AUR), który poparł kandydaturę Georgescu, nazywał decyzję BEC „nowym nadużyciem i kontynuacją zamachu stanu”.
Oburzenie decyzją wyraził też Elon Musk, który na należącym do niego portalu „X” regularnie wspiera skrajną prawicę w Europie.
Pod siedzibą BEC zebrał się tłum zwolenników Georgescu. Jak donosi reporter Radia Romania, część z nich zaczęła zachowywać się agresywnie. „Rzucali w żandarmów różnymi przedmiotami, petardami, granatami dymnymi, a nawet podpalili budynek Banku Narodowego – pożar został już jednak ugaszony”.
Policja użyła gazu łzawiącego i rozproszyła demonstrantów. Zatrzymano kilka osób.
Georgescu ma teraz 24 godziny na odwołanie się do Sądu Konstytucyjnego.
Călin Georgescu – nacjonalista, sympatyk Putina i zwolennik licznych teorii spiskowych – sensacyjnie wygrał I turę wyborów prezydenckich w Rumunii w listopadzie 2024. Uzyskał prawie 23 proc. głosów.
Do drugiej tury wyborów nie dostał się żaden z kandydatów, na których wskazywały przedwyborcze sondaże. Sukces Georgescu wziął się m.in. z wysokiej aktywności wspierającej go sieci kont na TikToku. Opublikowany kilka dni po wyborach raport rumuńskich służb specjalnych wskazywał na zewnętrzną ingerencję w wybory – Rumunia miała paść ofiarą ataku hybrydowego. Choć Georgescu twierdził, że kampania nie kosztowała ani centa, według służb wydano na nią co najmniej milion euro, z czego sam TikTok zainkasował 381 tysięcy euro.
W grudniu 2024 roku Sąd Konstytucyjny unieważnił I turę wyborów. W uzasadnieniu sąd pisał o „nieprzejrzystych i naruszających ordynację wyborczą technologii cyfrowych oraz sztucznej inteligencji w prowadzeniu kampanii”. Miało to naruszyć zasadę równości szans kandydatów. Podobnie jak raport służb, sąd wskazywał na nietransparentne finansowanie kampanii.
W lutym 2025 roku prokuratura postawiła Georgescu zarzuty poświadczenia nieprawdy i podżegania do działań wymierzonych w porządek konstytucyjny.